Lawyer Up (Samuel Bailey, Mike Gnade)
: 25 cze 2021, 11:38
Projektanci: Samuel Bailey, Mike Gnade
Liczba graczy: 2
Czas gry: 60-75 minut
Dawno nie czekałem na żadną grę tak, jak na Lawyer Up. Od pierwszego spojrzenia na kampanię Kickstarterową byłem zaintrygowany.
Znakomity temat, którego od dawna mi brakowało w planszówkach - sala sądowa a'la USA, z ławą przysięgłych, przesłuchiwaniem światków, wyciąganiem dowodów jak asa z rękawa i krzyczeniem "Sprzeciw" na cały głos. Takie planszowe "Suits" minus cała warstwa romantyczno-obyczajowa
Mechanicznie gra wyglądała na ciekawą karciankę z zarządzaniem ręką i prowadzeniem "argumentacji" poprzez zagrywanie kolejnych kart z pasującymi symbolami.
W podstawce mamy tylko dwie sprawy, ale obie mogą być rozgrywane w różnych konfiguracjach, co powinno zapewnić regrywalność. Poza tym na otwarcie czekają już dwa dodatki z kolejnymi sprawami
Byłem tak podjarany grą, że musiałem zagrać w nią od razu. Obsesja była tak silna, że zdecydowałem się na iście barbarzyński krok, czyli zdjęcie koszulek z innej gry, żeby tylko móc zagrać choć pierwszą sprawę. Wybrałem jej najkrótszy wariant, co wpłynęło na mniejszą liczbę świadków i kart.
Jak wygląda sama rozgrywka? Gracze wcielają się w Obrońcę i Oskarżyciela. Każdy z graczy ma swoją, dedykowaną talię kart. Setup instruuje nas, które karty danej sprawy wchodzą do gry.
Zanim zaczniemy prawdziwą rozgrywkę, mamy fazę odkrywania dowodów. Każdy gracz dociąga po trzy karty ze stworzonej na setupie talii, jedną zostawia sobie, drugą oddaje przeciwnikowi, a trzecią "zakopuje". Proces ten powtarzamy przez całą talię. Mamy więc sporo decyzji. Ważne są tu dwie kwestie - zakopane karty mogą wrócić później do gry, a żaden z graczy nie wie, co do talii wrzucił mu przeciwnik. Po skończeniu tej fazy zbieramy przydzielone nam karty i tasujemy je razem z naszą talią.
Później przechodzimy do głównej części rozgrywki, czyli serii przesłuchiwania świadków. Są to oddzielne minigry. Gracz mający inicjatywę powołuje jednego z dostępnych świadków i zaczyna przepytywanie, wykonując jedną z pięciu dostępnych akcji. Nie będę opisywał tutaj dokładnie wszystkiego, skupię się na najważniejszych sprawach. Najczęściej będziemy zagrywać kartę na naszą stronę świadka, tak aby przynajmniej jeden z widocznych na górze symboli się zgadzał. Karty mają różne efekty, ale najważniejsze są punkty wpływu, widoczne w górnym roku. Naszym celem jest zdobycie jak największej ich liczby. Wykonujemy akcje do czasu, aż obaj gracze spasują, wtedy sprawdzamy, kto zdobył więcej wpływu, ta osoba "wygrywa" świadka.
Wiążą się z tym dwie sprawy - karta świadka i karty, które zagrywamy na stół, mogą mieć jakiś efekt, odpalany podczas wygranej/przegranej. Druga i kluczowa sprawa, to wpływ. Liczymy różnicę wpływu obu graczy i jest to pula punktów, które wygrany może wydać na zmianę nastawienia przysięgłych. Każdy z nich ma cztery pola (dwa skojarzone z obrońcą, dwa z oskarżycielem) i wartość sceptycyzmu, czyli koszt przesunięcia żetonu w punktach wpływu. Jeśli więc wygrałem o 7 punktów, to mogę np. przesunąć o dwa kroki na przysięgłym ze sceptycyzmem dwa i o jedne krok na takim z wartością 3. Albo po jednym kroku na szóstce i jedynce itd. Po co to robimy? Ano dlatego, że grę wygra osoba, która przeciągnie na swoją stronę większą liczbę przysięgłych.
Odczucia z gry mam pozytywne, choć nie zerwała mi czapki z głowy, a na to liczyłem. Kombinowanie co wycisnąć z danej ręki, które karty i w jakiej kolejności zagrać, jest całkiem przyjemne. Na całą grę mamy też 3 znaczniki Sprzeciwu, które pozwalają anulować kartę zagraną przez przeciwnika. Bardzo mocna akcja, ale trzeba rozsądnie nią gospodarować. Negatywnej interakcji jest więcej, efekty kart pozwalają odrzucić coś z wystawki przeciwnika, podebrać mu kartę z discardu albo ręki itd. Mam lekkie obawy odnośnie losowości, bo przy kijowym dociągu czeka nas ciężka runda, a przeciwnik może wygrać świadka dużą różnicą wpływu. Boli to tym bardziej, ponieważ mam wrażenie, że ostatnia runda w grze jest absolutnie kluczowa. Niemniej jest to tylko pierwsze wrażenie, do sprawdzenia w kolejnych partiach. Zwłaszcza że każda kolejna sprawa ma zupełnie inne warunki wygranej.
Koniec końców jestem zadowolony ze wsparcia, nie mogę doczekać się kolejnych rozgrywek, ale Lawyer Up raczej nie zdetronizuje Watergate w mojej kolekcji, a na to po cichu liczyłem.
You've been served!