Stare kampanie Descent 2ed

Relacje z pojedynczych gier, raporty z sesji oraz rozgrywki rpg na forum.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Long story short, wrzucam tu opisy kilku moich kampanii Descenta 2ed, aby mieć dodatkowy backup (mam to na innym forum, ale nie wiem ile pociągnie) jak i może kogoś zainteresują/zainspirują w swoich przygodach. W razie dopytań, porad czy innych spraw związanych zapraszam na PRIV.

Startujemy tu ze środka mojej autorskiej kampanii wzorowanej pomysłem na dodatku do Runebound 2ed "Wyspa Strachu" z nieużytych questów z "Run Cienia i innych luźnych. Następne kampanie są już regularnie opisywane/dokumentowane. Kampania "PRZEBUDZENIE ASSIFA SHIB-SA" traktuje o tym jak demoniczni słudzy chaotycznego boga Assifa Shib-Sa starają się zdobyć magiczne artefakty, aby sprowadzić go z innego świata do tego (lub jak kto woli przebudzić go ze snu w tym świecie). W każdej przygodzie bohaterowie ścierają się z jednym z jego sług z lepszym, lub gorszym skutkiem.

Występują:
Lindel - elf "Chodźmy po złoto" złodziej (Grizzly)
Durik - ork "Tylko zabiję tego giganta" berserker (Monix)
Nanok - człowiek "Panie, elfie buuuuty..." władca bestii (Gizmo)
Quellen - elf "Gdzie są moje kamienie?" geomanta (Tucha)
Mroczny Władca - "X... co jest kurwa z tymi kostkami?!" failmaster (Dziubek)

Skrót przygody "Skarbiec Cienia":

Do tego miejsca kampanii, bilans zwycięstw był równy 2 - 2. Aczkolwiek po ostatniej przegranej, postanowiłem wziąć srogą pomstą na bohaterach i zmiażdżyć ich doszczętnie w interludium (przygoda rozdzielająca akt 1 od aktu 2). W tym celu długo myślałem nad doborem potworów i jako że miałem wolną rękę w wyborze, wziąłem najbardziej odporne bestie jakie nosiła ziemia. Wybór padł na Gigantów, Nagi i Smoczych Strażników, przy czym ci ostatni sprawdzili się dopiero w późniejszym etapie przygody. Najlepszym jednak wyborem okazał się artefakt Kości Nieszczęścia, który zdobyłem podczas ostatniej swojej wygranej a który to pozwalał mi na losowanie 2 zamiast 1 karty na początku tury. Tym sposobem wszystkie potrzebne karty miałem szybko w ręce a talię przewinąłem 3 razy :jupi:

Na początek bohaterowie, mimo utrudnień z mojej strony dość łatwo wybili wszystkich Smoczych Strażników i zabrali się do plądrowania początkowej komory skarbca. Po tym potknięciu, postanowiłem zaczekać na nich nad strumieniem, gdzie usadowiły się Nagi a chwilę potem dołączyli do nich Giganci. Bohaterowie, których celem była ucieczka ze skarbca bohatera niosącego szkatułkę z magicznym artefaktem, sami wpadli w moje sidła wysyłając tegoż bohatera prosto w łapy Gigantów i objęcia Nag.

Swoją drogą każdy z nich mógł nieść szkatułkę a wybrali tego, który miał (logicznie) najwięcej życia, ale w porównaniu do reszty drużyny nie miał żadnego pancerza :ok:. Szybki zmasowany atak sprowadził Durika na ziemię. Gdy reszta drużyny dobiegła by go ratować, zaczął się taniec wstawania i powalenia wszystkich bohaterów po kolei, przy akompaniamencie zionięć ogniem Smoczych Strażników (wtedy się przydali), plunięć jadem Nag i potężnych zamachnięć maczugą Giganta (który raz jednym atakiem trafił na raz wszystkich bohaterów, w tym 2 zabił).

Bohaterów opuściła nadzieja na wygranie spotkania, gdy nagle przez moją nieuwagę jeden z Gigantów nie zablokował brzegu rzeki (skrótowej drogi ucieczki). "Yyy...Gdzie jo mioł być?" Szybko sytuację chciał wykorzystać Lindel i chwyciwszy szkatułkę zdobytą w międzyczasie przez mojego poplecznika (Czempiona Assifa Shib-Sa), skoczył z nią do rzeki. Zapomniał jednak że nie umie pływać (test pływania nie powiódł mu się dwukrotnie) i pozostał stojąc w wodzie i czekając na kolejny zmasowany atak moich sług.

Po kilku następnych turach Bohaterowie skapitulowali widząc że nie mają szans. Tym razem ja wygrałem. Do zobaczenia w akcie 2
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:57 przez Dziubek, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Dziś kolejna przygoda kampanii "Kryjówka Potworów".

Występują:
Lindel - elf "Sypnę mu tym piaskiem" złodziej (Grizzly)
Durik - ork "Kontratak!!!" berserker (Monix)
Nanok - człowiek "Mój wilk to załatwi" władca bestii (Gizmo)
Quellen - elf "Rocks...Do you speak it?!" geomanta (Tucha)
Mroczny Władca - "Wstępnie atakuję za 10 :D " failmaster (Dziubek)

To dwuczęściowe spotkanie odbyło się po 2 tygodniowej przerwie, ale dynamika rozgrywki nadal naznaczona była poprzednią wygraną przez Mrocznego Władcę przygodą. Wystawiłem swoje najcięższe (możliwe w tej przygodzie) sługi, aby zabić na miejscu Kapitana Garduna, którego to bohaterowie mieli bezpiecznie przeprowadzić na drugi koniec planszy. Z początku plan był wykonywany w 100%, bohaterowie blokowani "pajęczymi sieciami" gubili się w ustawieniu i ochronie Garduna a "śliska podłoga", unieruchomienie i Potężny Merriod sprawiły że po 2 turze mimo dobrego pancerza miał on już wbite 15 ran (przy 20 życia).

W połowie przygody jednak Gardun dostał nagłego przyspieszenia i skutecznie chował się za zaułki i za bohaterami a Nanok i jego wilk przy lekkiej pomocy Quellena i jego kamieni skutecznie eliminowali moje wsparcie. Przy takiej przewadze bohaterów w końcowych turach zdołałem jeszcze przyzwać Wolkuryjskiego Rozdzieracza (wyspawnowanego jako Mimik zamiast skrzyni skarbów), ale nie było mu dane dobiec do Garduna (zabrakło 3 pól). Gardun bezpiecznie uciekł i ani Merriody ani wijące Nagi nie były w stanie go dogonić. koniec części 1.

W drugiej części questa odpalone przez Garduna tajemne Glify z kopalni magów, pozwoliły bohaterom na szybsze poruszanie się po jaskini i prawdę mówiąc by to ich klucz do sukcesu. Ja musiałem ich tylko przetrzymać 8 tur w jaskini zanim odnajdą skarb. Druga część do ostatniej tury była tak wyrównana że każda ze stron po kolei traciła i zyskiwała nadzieję na wygraną. Przy prawie minimalnym wsparciu postawiłem na zmasowany atak tanich i słabych potworów, które miały skutecznie blokować ruch bohaterów po jaskini i sprawdziło się to bardzo dobrze. Drużyna zasypana stadem (9 sztuk) Koboldów, Goblińskimi Łucznikami (którzy mimo mizernej postawy potrafią zadawać całkiem poważne obrażenia) i Ognistymi Chochlikami zadającymi rany przy umieraniu (ta grupa nie pożyła zbyt długo, ale zajęła bohaterów na jakiś czas).

Cały quest jak już wspomniałem wcześniej był bardzo wyrównany i co po chwila jedna lub druga strona zyskiwała przewagę. W połowie gdy Goblińscy Łucznicy położyli w centralnej jaskini obu drużynowych biegaczy (Lindel i Durik), było jasne kto tu dyktuje warunki. Po chwili jednak, Nanok otrząsnął się z obłażących go chmarami Koboldów i oczyścił z nich Glif Quellenowi, który skoczył przez całą jaskinię i podniósł Lindela a ten z kolei podniósł Durika. Nie było dla bohaterów czasu na zastanowienie, Zbroja której szukali była w ostatniej skrzyni przy samym wyjściu (po przeszukaniu poprzednich dwóch). Durik ruszył po nią ostrzeliwany z tyłu przez Goblińskich Łuczników i chwytany przez pojawiające się z Glifu pozostałości Koboldów produkowanych przez Nanoka, które to zabite rozdzielały się na 2 mniejsze :ok: .Miałem już przygotowanego Wolkuryjskiego Rozdzieracza i gdy tylko Durik przeszukał skrzynię Rozdzieracz wyskoczył wziął zbroję i już by uciekł, ale Durik użył swojej zdolności bohatera i fartownie zabił go na styk (rzuciłem 3 obrony a Durik zniwelował mi 3 :/ ).

Jeszcze jedną turę trwała przepychanka z bohaterami i gdy już położyłem Durika o jedno pole od wyjścia, unieruchomiłem i ogłuszyłem Nanoka i zastawiłem Koboldami Quellena zabrakło mi siły ognia aby dobić Lindela z resztką życia, który to chwycił leżącą (po Duriku) na ziemi zbroję i uciekł. W 6 tur wygrali bohaterowie :jupi:

Mimo wszystko uważam przygodę za udaną, ponieważ napięcie było na odpowiednim poziomie a faile trapiły tak samo mnie jak i bohaterów (pozdro Nanok :P ). Zemszczę się za 2 tygodnie co już drużynie zapowiedziałem a Pan Gizmo jest tego bardziej niż pewien.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:20 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Dziś kolejna przygoda kampanii "Rytuał Cienia". 16.03.2014

Występują:
Lindel - elf "Czas popełnić samobójstwo!" złodziej (Grizzly)
Durik - ork "Coś mi dziś nie idzie ze smokami" berserker (Monix)
Nanok - człowiek "Kiedyś to miałem buty..." władca bestii (Gizmo)
Quellen - elf "Strzelam do tego smoka" geomanta (Tucha)
Mroczny Władca - "Skowyt, skowyt, skowyt!!! " failmaster (Dziubek)

Tak jak zapowiedziałem drużynie powziąłem na nich srogą pomstą za ostatnią porażkę. Poszło lepiej niż myślałem w przedziale zarówno czasowym jak i taktycznym. Cała przygoda rozgrywała się na tej samej planszy i uczestniczyły w niej te same grupy potworów. Tym razem (nauczony poprzednią lekcją), dobrze przygotowałem się do przygody i wybrałem potwory potrafiące sporo namieszać w szykach bohaterów. Wybór pierwszy padł na Smoki cienia, które wracają w chwale posiadając bardzo ciężką obronę i takiż sam atak :ok: (który to jednak był na równi skuteczny jak i niecelny). Jednak ich najlepszą zaletą był skill "Cień", dzięki któremu trudno je było w ogóle trafić, nie mówiąc już o zadaniu jakichkolwiek obrażeń (potężny smok cienia żył z 1 życia, przez co najmniej 3 tury, zanim udało się go w końcu położyć).

Druga grupą były Barghesty (nieumarłe psy, coś na kształt bestii z Resident Evil :twisted: ). Ich najlepszą cechą (z której o ja zaślepiony siłą ataku nigdy nie korzystałem :/ ), był fantastyczny "Skowyt". Powodował on że wszyscy bohaterowie w promieniu 3 pól od Barghesta wykonywali testy woli (2 na turę/na psa) a komu jeden z testów się nie udał dostawał zmęczenia a po wyczerpaniu limitu, rany. Okazało się to bardziej skuteczne niż ich w miarę słabe ataki, przed którymi drużyna (w większości już opancerzona) łatwo by sobie poradziła. Testy szły bohaterom ku mojej uciesze wyjątkowo źle, co poskutkowało znacznym osłabieniem siły bojowej jak i śmiercią Durika.

Trzecią grupą byli Mistrzowie przemian, którzy w zasadzie tylko statystowali kapłanowi Kar-Amogowi-Athotowi w odprawianiu rytuału (zdecydowanie mu go ułatwiając). Nie będę się zanadto rozpisywał nad przebiegiem całej przygody, ponieważ (żal mi bohaterów :hahaha: ), nie wydarzyło się w niej nic specjalnego. W pierwszej części drużyna miała dostać się do podziemnej krypty i zranić Kara-Amaga-Athota, aby uniemożliwić mu kontynuowanie rytuału. Dość powiedzieć, że zaszachowani przez Smoki cienia i okrążeni przez Barghesty, nie dali rady nawet przebić się od wejścia do kolejnej sali. 6 tur i było po wszystkim. W drugiej części bohaterowie musieli gonić Kara-Amaga-Athota, który tym razem uciekał z wnętrza krypty na powierzchnię. Zanim ta część w ogóle się dla nich rozpoczęła, Kar-Amag-Athot (dzięki perfekcyjnie odprawionemu rytuałowi) rozpoczynał turę już za drzwiami, przyspieszony dwoma moimi kartami i chroniony przez stado Barghestów. Drużyna nawet nie zobaczyła jak wygląda (słyszała tylko jego szyderczy śmiech).

Bohaterowie, nawet nie ruszyli za nim w pogoń blokowani przez Mistrzów przemian i kilka celnych "Pajęczych pułapek". Pobici i zrezygnowani, próbowali jeszcze na koniec zdobyć jakiekolwiek złoto, ale i tu skutecznie im to utrudniałem. W akcie desperacji, Lindel postanowił popełnić samobójstwo nabijając się na swój własny miecz (co udało mu się dopiero za drugim razem :ok: ). Koniec końców (cytat z Boczka), Kar-Amag-Athot uciekł z podziemi i ta parodia przygody szybko się skończyła :jupi: . Tak źle bohaterom jeszcze nigdy nie poszło. Na pocieszenie w sklepiku w mieście za resztki zdobytego złota kupili Quellenowi bardzo potężny run "Błyskawicę" (jednak aby było ich na niego stać Nanok, musiał sprzedać swoje elfie buty ;( ).
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:20 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Dziś pierwsza przygoda kampanii "TRZĘSAWISKA JASZCZURA". Jest to combo dwóch mini kampanii "Trzęsawiska Trolli" i "Legowiska jaszczura" (Ale nazwę wymyśliłem :)). Nie będę spoilował czego dotyczy kampania i co się będzie działo w przód, ponieważ bohaterowie sobie nie życzyli (chcę mieć niespodziankę).

Przygoda "Pierwsza Krew" (Intro, jak również przygoda treningowa) 27.03.2014

Występują:
Lyssa - z ludu dzikich (pół elf pół kot) "Przywołam sobie ożywieńca" nekromanta (Boczek)
Brat Gherinn - człowiek "Ja już zadałem obrażenia...A ty?!" mówiący do duchów (Fallen)
Mroczny Władca - "Ustrzelę sobie ciebie a później ucieknę" failmaster (Dziubek)

Było to krótkie, zaledwie 30 minutowe spotkanie z prostymi i klarownymi celami. Celem bohaterów było zabicie dwu głowego kloca Ettina "Zgniatacza". Moim natomiast ucieczka z planszy 5 Goblińskimi łucznikami. W pierwszej turze Lyssa, chcęc odnaleźć ukryte złoto wybrała się na przeszukiwanie okolicy. Jednak jak każdy wie w krainach Terrinoth nie ma łatwego złota i "pułapka z ostrzami" szybko jej o tym przypomniała :ok: . Chociaż jedna rana, zmęczenie i zatrucie nie wyglądały z początku na poważne to dały o sobie znać z następnych turach (zakażenie?). Brat Gherinn z kolei od razu skoczył do przodu mimo swojej mizernej szybkości (szata maga musi ciążyć) i celnym ciosem zdzielił goblińskiego bossa przez łeb zabijając go na miejscu (bardzo sprawne wykorzystanie skilla zadającego sobie obrażenia, aby oddać je następnie w swoim ataku).

Potem przyszła kolej na mnie i 2 gobliny dobiegły do samego końca planszy czekając za jeziorkiem. Zgniatacz ruszył tymczasem do przodu i przyłożył solidnie Gherinnowi co ten przyjął na klatą jak rasowy tank. Lyssa ruszyła w pogoń za goblinami, ale spudłowała strzałem ze swojej magicznej laski (pierwszy i ostatni raz). Gherinn w tym czasie zadawał już ciosy Ettinowi poważnie go osłabiając. W mojej ostatniej turze gobliński uciekający łucznik zdążył jeszcze celnie trafić Lyssę, po czym oddalił się z kolegą z planszy. Zgniatacz widząc osłabioną bohaterkę (jeszcze przez wcześniejszą truciznę), ruszył o krok do przodu i przyłożył jej dość mocno. Lyssa nie mogąc odeprzeć naporu Ettińskiej pały, położyła się nieprzytomna na ziemi.

W końcowej turze wszystko przebiegło już szybko i sprawnie. Gherinn podbiegł do Lyssy (prawie zatrzymany przez moją pułapkę) i podniósł ją a ta przywołała największego skurwysyna jakiego nosiła ziemia chowańca/ożywieńca, który w potężnym uderzeniu nie dał Zgniataczowi żadnych szans i dokończył dzieła. Bohaterowie wygrali. na koniec w sklepiku udało im się wylosować skórzaną przeszywanicę dla Lyssy (jednak aby było ich na nią stać musieli sprzedać nekromancką magiczną laskę). Chociaż z doświadczenia grania bohaterem wiem że ta przeszywanica mimo iż jest słaba to ratowała mi życie kilkukrotnie :D .
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:22 przez Dziubek, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Przygoda z kampanii "PRZEBUDZENIE ASSIFA SHIB-SA" 6.04.2014

Występują:
Lindel - elf "Zapomniałem jak się przeszukuje" złodziej (Grizzly)
Durik - ork "Jak to wszystkie skille za zmęczenie?" berserker (Monix)
Nanok - człowiek "..." władca bestii (Bot)
Quellen - elf "Walić kamienie, Błyskawica!!!" geomanta (Tucha)
Mroczny Władca - "Killing heroes is my profession and this profession is good" failmaster (Dziubek)

Skrót przygody "Zdrada Jaszczura":

Po sromotnej klęsce bohaterów w poprzednim queście, byli oni nieco zrezygnowani i nie widzieli dużych szans na zwycięstwo. Zwłaszcza po zakupie przeze mnie kilku masterskich kart. Niestety nie udało mi się użyć żadnej z nich (czas nie pozwolił a bohaterowie nie ułatwiali). Po pierwsze i najważniejsze w przygodzie nie brał udziału Gizmo, ale za jego zgodą Nanok był prowadzony przez pozostałych członków drużyny (głównie Grizzlyego). Chociaż jego rola sprowadzała się tylko do przywoływania swojego wiernego wilka, który to w tej samej turze ginął wykonując potężny samobójczy atak (nie zawsze skuteczny ale pewny :ok: ).

Pierwsza część tego questa rozgrywała się w podziemiach smoczego labiryntu, gdzie bohaterowie musieli bezpiecznie przeprowadzić Dar Hilzerdona (poplecznika mrocznego władcy, który w tej części przygody działał jako jeden z bohaterów) do wyjścia. Ja natomiast musiałem go po prostu zabić (to znaczy wyeliminować aby służył po mojej stronie w drugiej części spotkania). Mimo dość potężnego pancerza i 18 życia nie udało mu się długo zostać przy życiu. Szło mi bardzo dobrze i wybór grup potworów (Jaskiniowe pająki, Smoki cienia i Hellhoundy) i tym razem okazał się strzałem w dziesiątkę. Po trzech turach Smok cienia skoczył na przyspieszającej karcie do chowającego się w kącie Hilzernoda (osłabionego już przez samobójczy atak Jaskiniowego pająka w poprzedniej turze) i dopalił jego wątłe zwłoki :jupi:. Łatwa wygrana tej części jak i brak ze strony drużyny chęci do brania żetonów przeszukiwania (ze strachu przed moją możliwością użycia karty "demonicznej pułapki uthuków"), sprawiła że poczułem się mocny :twisted:

Moja pewność siebie doprowadziła bohaterów do krańcowego zrezygnowania, gdy zobaczyli co przygotowałem na nich w części drugiej. A mianowicie moim zadaniem było wynieść poza planszę magiczny artefakt miecz "Zguba Valyndry". Drużyna zaś miała zabić wszystko co się rusza a było tego sporo. Do akcji wkroczyli Smoczy strażnicy, Barghesty (Skowyt, Skowyt, Skowyt!) i Giganci z czego jeden z nich niósł artefakt. Bohaterowie
rozpoczęli więc rzeź.

W drugiej turze do potworów dołączył Dar Hilzernod i nie było już tak wesoło, chociaż herosi trzymali się mocno i walka była dość wyrównana. Barghesty skowyczały, Smoczy strażnicy ziali ogniem a Giganci bili pałami to bohaterowie nie pozostali im dłużni. Miecze i topory świstały w powietrzu, błyskawica elektryzowała okolicę a wilk pojawiał się i znikał. Pod koniec pewny swojej wygranej uśmierciłem niosącego artefakt Giganta (w pełni zdrowia :ok: ) aby mógł on wykonać dodatkowe ataki. Po jego śmierci jednak w bohaterów weszła nowa energia i wykończyli wszystkie pozostałe bestie na planszy. Pozostał tylko Dar Hizlernod. Kilkukrotnie licząc pola dopaliłem go ostatnim przyspieszeniem, poleciałem nim do przodu chwyciłem leżący na ziemi artefakt i skoczyłem w stronę wyjścia zatrzymując się na krawędzi pola.

Teraz albo nigdy bohaterowie. Macie ostatnią szansę (turę) aby zabić Hizlernoda i wygrać lub wygram ja. Tego nie trzeba im było dwa razy powtarzać i każdy dodał coś od siebie. Na moje szczęście ilość faili (szczególnie Lindela) i moje dobre rzuty pancerza sprowadziły mnie na skraj życia. Został ostatni bohater Quellen i jego 2 ataki Błyskawicą :shock:. Pierwszy, bronię wszystko co do rany 7 na 7. Drugi (rzut o grę), wali za 8 a mój pancerz zawodzi. Dar Hilzernod pada, bohaterowie wiwatują. Nie było łatwo ale udało im się.

Na koniec konsternacja, nie mamy żadnego złota ale robimy sklepik. Wypadają najlepsze bronie jakie są do zdobycia. Trzeba będzie sporo sprzedać aby to zakupić + mamy wygrany za przygodę artefakt. Decyzje zostawiają gdy będą wszyscy na finale, już na następne spotkanie. Szykuję już jednak coś specjalnego :evil: ...
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:22 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Przygoda z kampanii "PRZEBUDZENIE ASSIFA SHIB-SA" 3.05.2014

Występują:
Lindel - elf "KILL KILL KILL" złodziej (Grizzly)
Durik - ork "Przechodzę przez niego i atakuję" berserker (Monix)
Nanok - człowiek "..." władca bestii (Bot)
Quellen - elf "Atak obszarowy to dobry pomysł" geomanta (Tucha)
Mroczny Władca - "Otwierasz te drzwi...i giniesz!" failmaster (Dziubek)

Skrót finałowej przygody "W Kuźni":

W końcu nadszedł ten dzień, Assif Shib-Sa przebudził się a bohaterowie postanowili z powrotem ułożyć go do wiecznego snu. Po pierwsze w przygodzie znów nie brał udziału Gizmo, ale za jego zgodą Nanok był prowadzony przez pozostałych członków drużyny (głownie jego wilk był w użyciu). Po drugie już na początku wiedziałem że wygram tą kampanię, ponieważ odkryłem dobrze kombiącą się zdolność wybranej grupy potworów z zasadami drugiej części finału (ale o tym później). Jest to o tyle ważne że praktycznie odpuściłem sobie pierwszą część przygody. No może nie całkowicie, ale nie było tak jak mogłoby być :( .

W tej części przygody, herosi musieli odnaleźć smocze ślady aby podążyć za nimi do świątyni ukrytej w jaskini w której odbywał się rytuał przebudzania Assifa Shib-Sa. Lub zabić Smoki cienia, którymi ja z kolei musiałem uciec poza planszę. Umówiliśmy się z bohaterami że te smocze ślady (reprezentowane przez żetony), to smocze bobki które muszą oni pozbierać. Pierwsza część poszła jednak zaskakująco dobrze na moją korzyść i wybrane przeze mnie pozostałe grupy bestii (Barghesty i Smoczy strażnicy), skutecznie utrudniły ich pogoń i zatarły wszystkie ślady (zniszczyły smocze bobki :ok: ). W tej sytuacji oba Smoki cienia uciekły i wzmocniły moje siły w drugiej części spotkania. Choć nie było mi to do niczego potrzebne bo ja już miałem swój plan :twisted: . Ogólnie na planszy trwała krótka przepychanka z której tak naprawdę nic nie wynikło.

W drugiej części na którą to czekałem miesiąc, miałem już plan na zgrabny Autowin. Jednak jak się potem okazało lepiej mieć zawsze przygotowany plan awaryjny. Ale do rzeczy: Bohaterowie musieli zebrać rozrzucone w świątyni magiczne kryształy (pozostałości po sługach Assifa Shib-Sa, którzy to poświęcili swe żywota zamieniając się w czystą energię, gotową do wchłonięcia przez ich pana) i uwolnić z niewoli maga Sintelila tworzącego kryształy dla mnie jako mrocznego władcy. Lub zabić samego Assifa Shib-Sa, który pojawił by się na planszy po uwolnieniu maga. Ja musiałem natomiast zebrać 7 tych kryształów (lub wyprodukować je z pomocą maga - jeden ta turę po jego udanym teście), lub zabić Sintelila, gdy będzie pod kontrolą bohaterów. Jako że wsparcia w przygodzie było brak a ja i tak miałem plan postanowiłem wziąć grupę potworów której raczej nie biorę a mianowicie Demon lordów. Wspierani przez Smoczych strażników i ocalałe z pierwszej części Smoki cienia, tworzyli na planszy prawdziwe zoo.

Najważniejszą jednak grupą były Czerwie zarazy. Wielkie bagienne robaki ze skillem który miał mi dać zwycięstwo. Jako że była to ich dziewicza przygoda, opowiedziałem bohaterom o nich jak to zwykle robię na początku przygody a w ich oczach zapaliły się ogniki niepokoju. Oto skrót myślowy Grizziego, który rozkminił mój plan geniusza zła:

"Te Czerwie zarazy mają zdolność, że ryją pod jakąś figurką i potem przesuwają ją na inne sąsiadujące pole?"
"Sintelila nie można na razie atakować a to nie jest atak?"
"Sintelil stoi przy polu lawy?"
"Kończąc turę na polu lawy ginie się???"
"Kurwa co???"

Tak więc, nie ważne co działo się w pierwszej części questa. W drugiej w pierwszej turze planowałem zepchnąć maga w lawę i z hukiem zakończyć tą kampanię na swoją korzyść. Bohaterowie jednak pokrzyżowali moje plany i jak się okazało się że nie będzie dla mnie tak różowo. W pierwszej swojej turze wpadli jak się to mówi na pełnej kurwie i rozpirzyli wszystkie 3 Czerwie zarazy a słabe one nie były. Jednak zbrojownia bohaterów zasilona przed tą przygodą o wygrany poprzednio relikt jak i najlepszy topór w grze dawały im sporą przewagę. Po tej akcji myślę sobie, nic straconego jeszcze mogę wygrać zbierając 7 kryształów, szczególnie że wyprowadzenie Sintelila trochę im zajmie (miał tylko 1 akcję ruchu) a czasu mam sporo.

Bohaterowie nie szli mi jednak na rękę i masakrowali moje sługi na prawo i lewo. Nie byłem oczywiście dłużny i koniec końców położyłem kilku z nich, siła ataku Demon lordów i Smoczych strażników robi jednak wrażenie (ognisty oddech na propsie :jupi: ). Kiedy jednak przyszło do wykonania Sintelilem drugiego testu na wykonanie kryształu (bohaterowie postanowili najpierw wykończyć wszystko na planszy zanim go uwolną by nie było zagrożenia że zginie) - fail. Co? Jak to? Liczę pola i chuj, nie uda mi się zebrać odpowiedniej ilości kryształów by wygrać, chyba poddaję przygodę (mamy dużo czasu zagramy jeszcze w co innego :)) ). Ale Tucha mówi "Nie poddawaj się, to bez sensu, pograjmy jeszcze". No dobra zobaczymy co będzie dalej, mogę jeszcze zajebać Sintelila osobiście Assifem Shib-Sa.

I stało się, bohaterowie uwalniają Sintelila, który osłaniany przez nich ucieka do wyjścia. Assif Shib-Sa pojawia się a jest to niewąski 6-cio polowy kloc. Wyrywa się ze swojej celi i sunie na Sintelila jebiąc go za 5 (Sintelil ma 16 życia i 2 szare kostki obrony). U bohaterów konsternacja, trzeba szybko zebrać swoje 4 kryształy i zdupcać. Zbierają kryształy i w tym momencie pierwszy zwrot akcji. Quellen otwiera drzwi do wyjściowego korytarza za którymi jest jeden z kryształów i pada martwy (Demoniczna pułapka uthuków ukryta z zamku, zadziałała bezbłędnie). Bohaterowie ze stratami nie chronią dobrze Sintelila, więc Assif Shib-Sa używa ognistego oddechu i pali jego jak i zasłaniającego go Nanoka. Mocny płomień wypala magowi 7 ran a Nanoka powala (drugi zwrot akcji). Spaczony bóg wpełza do przed ostatniej komory. Bohaterowie szybko blokują mu wejście i wpuszczają Sintelila, aby był chroniony za ich plecami. Ja już jednak napieram na nich i ognistym oddechem wypalam sobie drogę po nich prosto do czarodzieja. Rzut o grę, jak go teraz nie zabiję to ucieknie w następnej turze. Walę za 6, Sintelil broni 2 wchodzą 4, 4 na 4 pozostałe mu życia. Sintelil pada spalony na wiór, a ja triumfuję. Udało się wygrałem finał, wygrałem całą kampanię :jupi: :jupi: :jupi: .

Na twarzach bohaterów nie widać jednak śladu porażki czy też zniechęcenia. Byli zadowoleni że gra była dobra a im udało się rozgryźć i powstrzymać mój początkowy plan. Ta przygoda została uznana za najciekawszą w całej kampanii i była jedyną w której bohaterowie użyli wszystkich swoich skilli i heroicznych wyczynów. Nauka z niej płynie jedna, nie należy się od razu poddawać bo zawsze los może się odmienić (ot taka życiowa prawda). Assif Shib-Sa wypełzł na ten świat a bohaterowie musieli mu ulec.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:22 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Przygoda z kampanii "LABIRYNT ZAGŁADY w Hexie" 17.09.2014

Na początek słowem wstępu pragnę wyjaśnić, że miałem nie recenzować tej kampanii gdyż traktuje ją tylko jako treningową przed prawdziwym wyzwaniem - graniem jej z moją stałą drużyną. Ale to co bohaterowie wczoraj odjebali to...No po prostu muszę wam o tym opowiedzieć. Z uwagi iż ta kampania będzie jeszcze przeze mnie grana (i opisywana), nie chcęcych dostać spoilera uprasza się o nie czytanie

(SPOILERY GIZMO SPOILERY WSZĘDZIE). Kampania jest grana z ludźmi z łapanki z Hexa i jest to przedostatnia przygoda. W całej kampanii, drużyna dzielnych śmiałków stawia czoła Ariadzie - runicznej wiedźmie i stara się zapobiec jej próbie uruchomienia potężnych mechaniczno/magicznych maszyn mających wyssać moc słońca (cóż za oryginalność). Grupa śmiałków zwiedza w tym celu Sudanyi - pradawne ruiny zapomnianej cywilizacji.

Występują:
Jaina - elfica "Biegnę..." pogranicznik (Sebastian)
Rola: Strzelec/Prawdziwa rola: Usein Bolt

Jednoręki - ork "Co!? Ja go nie zabiję?!" rycerz (Ariel)
Rola: Tank/Prawdziwa rola: Chopak do bicia

Ashrian - elfica "Mogę was poleczyć albo nie" apostoł (Kuba)
Rola: Healer/Prawdziwa rola: Przynieś, podaj, pozamiataj

Landrec - człowiek "Armia śmierci!!!" nekromanta (Przemek)
Rola: Przyzywanie ożywieńca/Prawdziwa rola: DPS Kurwa

Raythen - krasnolud "Złoto, złoto, złoto!" sprzymierzeniec (BOT)
Rola: zbieracz skarbów/Prawdziwa rola: żywa tarcza

Mroczny Władca - "Zabiłem cię? Nie? To jeszcze 5 ataków!" failmaster (Dziubek)
Rola: Prowadzenie przygody & przeszkadzanie/Prawdziwa rola: "I killed your friends, then i raped the quest, and then i smash your head in like this!"

Skrót przygody "Pogrzebać prawdę":

Wszystko zaczęło się dość standardowo. Po przedstawieniu bohaterom ich celu tzn. Ubicia Króla wszystkich goblinów Spliga w pierwszej części tej dwuczęściowej przygody. Wzięli się oni ostro do dzieła, przebijając się przez nie wykazujące zbyt wielkiego oporu grupy potworów broniące bossa (goblińscy łucznicy - z kurwa krzywymi strzałami, zombie - co nie umieją chodzić i smoki cienia - które zostawiły łuski w domu). Ja musiałem samym Spligiem dociągnąć wielki łańcuch na skraj otchłani, aby wrzucił go tak tym samym uruchamiając wielki mechaniczno/magiczny kompleks podziemnych sal.

Koniec końców po 3 turach zmasowany atak bohaterów położył Spliga, który w tej części przygody nie zdziałał wiele. A broniące go potwory tylko lekko zarysowały ciężko opancerzonych wojów (jest to pierwsza drużyna bohaterów w której każdy członek :ok: ma lepszy lub gorszy pancerz). Jedynymi którzy zginęli byli Raythen (sprytnie zadźgany przez ocucanego przez niego Jednorękiego - nowa karta w mojej talii "W Ciemność") i oczywiście Jednoręki (ale on zawsze ginie - tu zmasowanym atakiem goblinów i dobiciem przez smoka :ok: ).

Druga część wyglądała już dla mnie o wiele lepiej a mianowicie, na potrzeby questa cała podłoga kompleksu w którym przyszło bohaterom mierzyć się ponownie ze Spligiem opadała pod ostrym kątem w dół, przez co ruch bohaterów był wyraźnie ograniczony. Moje potwory mogły się jednak poruszać normalnie i z tej zdolności korzystały. Drużyna stłoczona na wąskiej przestrzeni była pod ciągłym atakiem jaskiniowych pająków i ścierwęży (latających gnijących węży :) ). Pierwsza grupa potworów którą przeciw nim wystawiłem - Arachyura (gigantyczny pająko-krab), została niestety szybko zdematerializowana. W zamieszaniu jednak zdołałem powalić Raythena :ok:

Herosi zapatrzeni w walkę zapomnieli jednak o Spligu, który to już pędził w dół wyzbierać wszystkie klucze ze skarbca i uciec z nimi do wyjścia (mój cel zwycięstwa). Aby go dogonić i przekonać testami woli o przejście na ich stronę (ich cel zwycięstwa), było już jednak mało czasu. Landrec postanowił ostrożnie zesunąć się po opadającej podłodze aby ścignąć Króla, ale co to? Zagrana przeze mnie karta "Mroczny Urok", nakazała mu (po bardzo nieudanym teście woli :jupi: ) na skok na sam dół kompleksu prosto na głowę.

Sytuacja wygląda tak - Landrec leży na dole nieprzytomny i otaczany przez jaskiniowe pająki, oczekując na kogoś z drużyny aby go podniósł. A reszta mając w zanardrzu najlepszy plan ever już śpieszy mu z pomocą (Jednoręki chyba zwichnął sobie rękę, próbując sam siebie poklepać po ramieniu w uznaniu własnej przebiegłości z wymyślenia go). Nagle przekonana o własnej nieśmiertelności Ashrian, również skacze w przepaść (sama, nie kazałem jej :shock: ). Chwilę po tym i Jednoręki odbiera sobie życie (tzn. przytomność). Splig stoi tuż obok pola na którym po kolei rozbijają się bohaterowie ("CO TE BOHATYRY ODPIERDALAJO???"). I nagle Jaina rozpoczyna swój bieg na dól aby ich po kolei poocucać. A więc to tak, no cóż, było by szkoda gdyby pajęczyna zaplątała ci się wokół nóg i nie mogłabyś pobiegnąć pomóc towarzyszom ("Pajęcza Pułapka"). Cały plan trafił szlag a Jaina zamiast poczekać aż pajęczyna opadnie w następnej turze również wykonuje skok na głowę :mur: . Co ja pacze??? Co się dzieje??? Serio, wszyscy się zabijacie? No OK, nie powiem że pokrzyżowało mi to plany czy coś. Sterta nieprzytomnych herosów nie stanowiła przeszkody dla wybiegającego z jaskini Króla wszystkich goblinów.

To co tam przeżyłem widząc jak bohaterowie po kolei skaczą w przepaść aby skrócić sobie dystans do Spliga, zamiast normalnie zejść jak ludzie, po prostu odjęło mi mowę. Bohaterowie przegrali na własne życzenie. Życzenie śmierci 5.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:24 przez Dziubek, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Pierwsza przygoda/intro z kampanii "CIEŃ NEREKHALL" 09.12.2014

Słowem wstępu nadmieniam że tą kampanię będę opisywał od początku do końca z mam nadzieję regularnymi (jak i sesje :) ) odstępami. na początku dałem bohaterom wybór, którą z dwóch głównych kampanii chcę zagrać. W skrócie Dżungla czy Miasto i wybrali to drugie (tzn. dwoje z pośród 5 wybrało, bo reszta uznała że im to obojętne). Jest między tymi kampaniami oprócz miejsca wydarzeń kilka znaczących różnic. A moim zdaniem wybrana jest nawet trochę trudniejsza, zważywszy na dość istotną zmianę w mechanice questów. A są to "Wpływy". Jest to nowa opcja wprowadzająca do kampanii jeszcze więcej z papierowego RPGa a mianowicie opcja wyboru przez MG, niektórych zmiennych zdarzeń i sekwencji do wyboru. Przykładowo mogę wybrać czy w danej przygodzie jakiegoś jegomościa mamy zabić lub też uratować (w zależności fabularnie czy jest on jeszcze dobry czy już przeszedł na złą stronę :ok: ). Ujawniam ten wpływ po wykonaniu przez bohaterów pewnych czynności, po upływie pewnego czasu czy po prostu na początku questa. To powoduje że herosi nie mogą od początku być nastawieni na jeden cel przygody, bo jeszcze go nie znają. I tak oto zaczynam tą kampanię...

Miasto Nerekhall podniosło się po czasach upadku i na przekór zagrożeniu ze strony Namiestników Daquana. Dziś jego obywalele śmiało twierdzą: „Zło dawno minęło”. Cóż z tego, skoro przerażające siły odradzają się w ukrytych zakątkach miasta? Przygotowują się na nadchodzący wielkimi krokami dzień, gdy Nerekhall, baronie i całe Terrinoth zatrzęsą się w posadach przed obliczem nowo zdobytej potęgi mroku.

Intro: "Pokaz"

Bohaterowie zostają wysłani przez urzędników Cytadeli (taka inkwizycja od magii 8-) ), aby zinwigilować poczynania niejakiego Rylana Ollivena, który jest przez nich podejrzewany o konszachty z mroczną magią. Nie tak prosto go jednak zdemaskować lub chociaż coś mu udowodnić, ponieważ jako szlachcic, główny mechanik (twórca/pomysłodawca „Niewolników Żelaza”, potężnych magicznych konstruktów z czarnego żelaza, które chronią miasto przez złą magią :ok: ) i jeden z miejskich namiestników ma wielu wpływowych przyjaciół. Drużyna po kilku tygodniach śledztwa nie znajdujecie nic na udowodnienie jego rzekomych przewin, aż pewnego dnia dostaje zaproszenie na publiczną egzekucję którą prowadzi właśnie Rylan. Winnym korzystania z zakazanej magii i spisków z demonami jest jednak nie kto inny jak jego młodszy brat Tristayne. Zaskoczenie zebranych jest wielkie, a chwilę później gdy szok mija i jest już po wszystkim, gawiedź się rozchodzi a wtedy…

Występują:
Lindel - elf "Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę" łowca skarbów (Grizzly)
Rola: Łowca skarbów/Prawdziwa rola: Uciekinier

Nara the Fang - ork shemale "Tarcza i chuj!" rycerz (Ariel)
Rola: Tank/Prawdziwa rola: Shemale do bicia

Eliam - elf "Podaj mi te dwa topory" harcownik (Tucha)
Rola: Derwisz/Prawdziwa rola: żywa tarcza

Lyssa - kobieta kot (z kociego ludu) "Co te pieczęcie są przymocowane do ulicy?!" wiedźmiarz (Monix)
Rola: Rzucanie uroków/Prawdziwa rola: Killer

Mroczny Władca - "I sell death and death accessories" failmaster (Dziubek)
Rola: Prowadzenie przygody & przeszkadzanie/Prawdziwa rola: Walec Drogowy

...Tristayne nagle wstaje z martwych (By tak rzec, ponieważ nie jest już człowiekiem tylko czymś na kształt Licza. Pustej skorupy przez którą przepływa czysta moc chaosu :jupi: ). Obok niego ustawia się by go chronić jeden z Niewolników Żelaza (twardy kloc o małej szybkości, ale potężnym pancerzu ze skillem przejmującym na siebie ataki pobliskich figurek chcęcych zagrozić Tristaynowi :twisted: ). Bohaterowie zszokowani pomijają swoją pierwszą turę a ja wysyłam przeciw nim Mistrzów Przemian (magów posługujących się magią ciała - leczeniem innych i leczeniem siebie w zadanych innym obrażeniach) i Odmieńców (opętanych mieszkańców miasta, opętowujących pozostałych obywateli). Był to mój warunek zwycięstwa (opętać i wyprowadzić z planszy lub na pożarcie i wyssanie Tristaynowi, czterech obywateli.

Gdy bohaterowie już otrząsnęli się z szoku ich cel zwycięstwa był równie klarowny. Ułożyć maga z powrotem do wiecznego snu. Na początek jednak Tristayne i Mistrzowie przemian dobrze bohaterów zmiękczyli. Ich mizerne próby zadania mu obrażeń zatrzymywały się na pancerzu ochroniarza a kilka ran wbitych przez Lyssę z dystansu (no niewolnik nie zdążył zasłonić), zostało szybko wyleczonych przez potężnego Mistrza przemian. Herosi, prbowali jeszcze podnieść z ziemi żelazne Pęta (magiczne pieczęci zwiększające atak i pozwalające na od-opętanie obywateli), ale aby je podnieść należało wykonać test wybranej cechy, który to w pierwszych 3 próbach skończył się nieudanie. Przygoda mimo że była dość długa jak na intro to była też dość monotonna. Bohaterowie pomimo dużej ruchliwości (pierwszy team, gdzie wszystkie postacie mają po 5 szybkości :ok: ), dostawała cały czas wpierdziel. Przy moich bardzo dobrych rzutach ataku i słabiutkiej obronie bohaterów po kilku chwilach 2 czy 3 z nich na rundę leżało nieprzytomnych. Z kolei rzuty bohaterów na atak w około 30% przypadków kończyły się failami. A jeśli już któryś atak się przebił, nawet średni pancerz moich potworów go kontrował :mur: .

Po kilku turach 3 z moich 4 obywateli było wyprowadzonych a Tristayne, mimo utraty ochroniarza, cały i full zdrowy (jak na Licza). Ale bohaterowie nie zamierzali się poddać. Lindel znany ze swej szybkości i łatwości wykonywania testów skoczył i od-opętał mi 4-ego obywatela, więc musiałem gonić po następnego na drugi koniec planszy. Tu jednal pech też go prześladował. Przy próbie przeszukania po drodze skrzyni ze skarbem (ach ten zachłanny elf), wystrzeliła w niego mała trują ca strzałka (wykonaj test aby nie dostać jednej rany i nie umrzeć) i co i umarł :( . Druga w kolejce była Lyssa która w ostatniej turze chciała zabić mojego posłańca/opętańca ale co to...znów fail ;( .

Na koniec Tristayne pożarł ostatniego mieszkańca (Zwycięstwo! :jupi: ) i udał się na spoczynek do Czarnego Wymiaru. Jeszcze powróci, a bohaterowie no cóż. Piszą depesze o przysłanie posiłków i niedługo ma być ich pięcioro.

Ogólnie taktyka bohaterów i ich działania były bardzo przemyślane, można by rzec wzorcowe. Niestety zabiło ich to (tzn. zabiło ich zwycięstwo), że nie trafiali w atakach i failowali w obronie. Ale cóż taki już jest ten ponury świat niebezpiecznych przygód, który niejednego pochłonął :mrgreen: .
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:25 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda "Wojna Domowa" 14.12.2014

Występują:

Lindel - elf "Hmm...co my tu mamy za skarby?" łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "Kupmy Lyssie kota" rycerz (Ariel)

Eliam - elf "Zabijam tego z lewej i tego z prawej też" harcownik (Tucha)

Lyssa - baba kot "Co??? Ile wybronił?" wiedźmiarz (Monix)

Mroczny Władca - "Twój kolega elf patrzy na ciebie podejrzanie. Teraz masz pewność, on chce twojej sakiewki. Wiesz co masz robić" failmaster (Dziubek)

Jednym słowem MASAKRA. Ale na poważnie, nie było aż tak źle. Bohaterowie wybrali sobie 2 częściowego questa aby pozbierać sobie trochę złota (w kartach przeszukiwania) i jeszcze wygrać trochę złota w nagrodę. Plan wykonali w 50%. Była to pierwsza przygoda z opcją wpływu, ale dopiero w drugim akcie, więc w pierwszym dość po staremu. Na przeciw bohaterów stają Odmieńcy, Stada szczurów (bardzo losowa skutecznie grupa, atakująca to za 1 to za 4 lub 5 w zależności od ilości życia - nie polecam :| ) i Beastmani z dwoma atakami i przerzutami faili (polecam bardzo - bohatyry leżo wszędzie :lol: ). Po stronie drużyny jako wsparcie Rylan Olliven (bardziej statysta niż pomocnik, ale coś tam zrobił, więc się przydał). Ich cel w pierwszej części - zjednać sobie jak najwięcej strażników miejskich z 8 na planszy (w koszarach). Mój cel - dokładnie taki sam, kto zbierze ich na swoją stronę więcej ten prowadzi (tzn. ma delikatną przewagę w drugiej części).

Herosi ruszają szybko i zdecydowanie. Zostawiają Rylena z tyłu a sami prą do przodu i wpadają w beastmanów. Ci nie zostają dłużni i zaciekle się bronią. przepychanka trwa do chwili gdy z tyłu nie zachodzą ich szczury. 4 tury później jest już po wszystkim. Wynik starcia 4 do 4 przeciągniętych strażników po obu stronach. Szybko i zwięźle :ok: .

Część druga, starcie strażników miejskich na rynku miasta. Jedni pod dowództwem kapitana Thaela, drudzy pod porucznik Daralyn. I tu dochodzi mój wpływ. Mogę zdecydować że Thael jest splugawiony Daralyn lojalna, albo odwrotnie albo oboje są lojalni i przywołuję dodatkowe wsparcie. Myślałem że zrobię w chuja bohaterów i przygotowałem sobie na stole dodatkowe figurki do wsparcia (potężne Kolosy z Ynfernael - wielkie rogate bestie, miażdżące ludzi na pył). Gracze myśleli że nie odpuszczę sobie aby ich nie użyć i wybrałem opcję trzecią (obaj dowódcy lojalni). Skoro więc obaj są lojalni muszą tylko jednym z nich dojść do tajnych akt (informacji który z nich sprzedał duszę złym mocom). Gdyby tylko jeden z nich był lojalny a drugi splugawiony, to opcja wygranej jest jeszcze łatwiejsza (bohaterowie biją splugawionego a ja lojalnego). Aby jednak nie dać im się domyślić mojego planu, zrobiłem to co wyżej plus biłem potworami po obu dowódcach zanim wyszło jeszcze który z nich jest mój a który nie.

Bohatyry jak to bohatyry, rzucili się od razu po żetony przeszukiwania aby szybko dostać się do eliksirów i przygotować na moje (rzekome) wsparcie. Ale co to już w drugiej turze Czarnoksiężnicy otoczyli Nare (pobiegła dość daleko, choć nie sama to jednak ryzyko w starciu z czarnoksiężnikami). 3 ataki później ork/orczyca/orko leży nieprzytomny. Eliam osłania jego truchło ale nawet on nie poradzi sobie z 4 magami. Wtedy Lindel zrywa się do przodu jak Legolas na speedzie i na 5-ciu ruchu i 6-ciu! zmęczeniach biegnie do tajnych akt aby odkryć kto jest lojalny a kto nie. Kurwa szybki Lindel jest szybki. OK, surprise bitches! splugawiony jest Thael a Daralyn jest lojalna (opcja druga :evil: ). Pozostali ruszają ratować Daralyn, którą już obłażą potwory a Thael śmieje się w głos i również naparza ją dość ostro (obaj dowódcy mają po 10 życia i redukują rany do 1, więc mają w domyśle 10 celnych ciosów do zejścia). Tura trzecia, Daralyn ma wbitych 8 ran (potwory ustawiają się do niej w kolejce jak w kiepskim filmie karate klasy C) a Thael atakowany przez drużynę 4. "To już koniec nie wygramy" zachęca drużynę Nara. "Dobra może chociaż złoto!" mówi Lindel i podnosi padniętego chwilę wcześniej Eliama a ten zamiast lecieć na Thaela (za darmowego skilla po wstaniu) goni po żeton przeszukiwania :/ .

"No w sumie to i tak byśmy go nie zabili" wtóruje mu Lyssa. I wyliczają co by mogli zrobić gdyby mieli 1 turę/1 zmęczenie/stali 1 pole dalej. Wyszło im że przy dobrych wiatrach (celnych atakach i mojej słabej obronie) wbili by mu 5 z tych 6 ran od tak a jakby zaszły te dogodne okoliczności to może i 8 by mu załadowali. "Spoko, spoko, zaatakuj go chociaż raz" mówię do Nary a ta wali Thaela za 4 po czym ja bronię za 6 i spokojnie w swojej turze ukatrupiam Daralyn wbijając jej 13 ran (na pohybel bohaterom :yy: ). Kolejna wygrana, ale bez satysfakcji, ponieważ nagroda za przygodę nie zrobiła różnicy w moim arsenale a i bohaterowie wiele nie stracili (poza złotem, ale trochę nazbierali w czasie przygody więc mają co chcieli).
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:25 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda "Szanowany Obywatel" 28.12.2014

Występują:

Lindel - elf "Strzelam z bicza tego żywiołaka" łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "Bronię sam siebie przed swoim atakiem. Co jest ze mną nie tak?" rycerz (Ariel)

Eliam - elf "If it bleeds we can kill it" harcownik (Tucha)

Mroczny Władca - "Thaakiel rusza na was wkurwiony..." failmaster (Dziubek)

W tej krótkiej i szybkiej dwu częściowej przygodzie, bohaterowie mieli tylko jeden cel - przeżyć. Ja też miałem tylko jeden cel - ubić ich ilu tylko zdołam, ale do rzeczy. Monix/Lyssa była nieobecna ale reszta postanowiła jej nie botować i grać w 3 osoby. Miało to swoje plusy jak i minusy (chociaż więcej plusów). W pierwszej części gonili oni rzezimieszka Bertrama po ulicach Nerekhall, aby przekonać go do współpracy. Mieli mu tylko zadać kilka ran aby stał się nieprzytomny i pomógł im w drugiej części questa. Ja musiałem nim uciec z planszy co wcale nie wydawało się takie proste jak zwykle. Do obstawy Bertrama miałem Zombie (leniwe szybko-ginące kukły), Kolosa z Ynfernael (demona z piekieła co zabił Nare na spółkę z Ogrem :ok: ) i Ogra (ciężkiego w mowie jak i na umyśle ale za to z jeszcze cięższą kulą na łańcuchu :D ).

Pierwsza tura i bohaterowie już rzucają się na Zombie strzegące Bertrama i robią totalny rozkurw. Bertram z 8 życia spada do 6 a z 4 zombie zostaje 1 ranny. "CO TO TO NIE BOHATYRY" mówi Ogr i ładuje Narze strzała na ryj. Nara nie wie o co kaman a wtedy Kolos zachodzi ją od tylca i z szarży tratuje jej/jego zwłoki na bruku. Niestety w zamieszaniu zabicia orczychłopa zablokowałem sobie drogę ucieczki Bertrama. Tura druga i już było po nim. Lindel podnoszący Narę zadał mu 5 ran a Nara skacząc za nim dobiła pozostałą 1. Przekonany tymi argumentami złodziej zgodził się pomóc drużynie w drugiej części.

Część druga (w której bohaterowie przekonują się żeby nie wkurwiać demona w jego chałupie) zaczyna się dość spokojnie. żywiołak ognia w kanałach, Ścierwęże w następnej komorze a w ostatniej Uber Boss Thaakiel z 18 życia i apetytem na ludzkie mięso :twisted:. Mój cel w tej części - ubić bohaterów przynajmniej 6 razy (liczę padniętych na koniec swojej tury i musi ich być łącznie 6). Cel bohaterów ubić Thaakiela :yy: . Początek taki jak zwykle, herosi wpadają do kanału w pierwszej sali i już jest oczyszczona (żywiołak nawet nie zdążył pisnąć jak mu Lindel z bicza zasadził, przyciągając go do reszty drużyny). Trudno i tak nigdy go nie lubiłem. "Ruszajcie Ścierwężę, rozerwijcie ich na strzępy!". Nic z tego bohaterowie bronią się w tej komorze i za nic nie chcę iść dalej. Hmm... no OK to rzucam na Nare "Mroczny Urok" i karzę jej zaatakować samą siebie a ona co??? Bezczelnie rzuca najlepszy rezultat i sama się przed nim broni :P . Co za chuj z niej (true story). No nic czas na Blitzkrieg. Ujawniam trzeci z 3 dostępnych efektów wpływów (1. Thaakiel ma dodatkowe ataki, 2. Thaakiel leczy rany, 3. Dodatkowe wsparcie Odmieńców) i ruszam całą hordą do kanału gdzie bohaterowie potracili cenne tury na nic nie robienie.

Nie wiem może to była ich taktyka, ich pułapka na mnie ale Thaakiel dostaje po głowie nie gorzej niż bohaterowie. Ale jako że jest ciężkim klocem przeżywa to spotkanie w kanale, czego nie można powiedzieć o bohaterach. Po 3 turach mam już swoje 6 żetonów z pobitych herosów, chociaż nie bez strat :jupi: Ostatnim który nie zginął był wspierający drużynę Bertram (który trochę ran zadał, ale w sumie nie był wykorzystany na 100%). Thakiel został z 3 życia i gdyby nie moja interwencja kartą "Z Ciemności", którą położyłem Nare (po tym jak powalił ją podnoszony Lindel)i fail Eliama może już by go nie było. No ale cóż, żyje i ma się dobrze a nasi herosi leczą rany po trzeciej porażce. Już wiem że na następny raz mi tego nie darują.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:25 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda "Bez Litości" 17.01.2015

Występują:

Lindel - elf "Zaczynam krwawić..." łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "O szczury!? Mogę zjeść któregoś?" rycerz (Ariel)

Lyssa - baba kot "Otwieram drzwi i ciągnę dźwignię" wiedźmiarz (Monix)

Mroczny Władca - "Spokojnie, zombie są jeszcze daleko... :twisted: " failmaster (Dziubek)

Na swoją ostatnią przygodę aktu 1 (przed Interludium), bohaterowie wybrali sobie ku mojemu zdziwieniu, quest jednoczęściowy. Na ich szczęście było w nim dużo żetonów przeszukiwania (skarbów) co ucieszyło Lindela, który już żongluje talią tych przedmiotów jak Copperfield. Miałem tu też coś do powiedzenia, ponieważ cel drużyny zależał od wybranego przeze mnie efektu wpływów. Mogli oni albo uwolnić osobnika zwanego Katem (bo przeprowadzał samozwańcze egzekucje w ruinach za miastem :ok: ) albo go zabić. Mój cel był taki sam, to znaczy uwolnić go (uciec nim z planszy) lub ubić na miejscu, zależnie czy wybrałem czy jest on Obłąkany (pod kontrolą bohaterów), czy Splugawiony (pod moją komendą). Aby jednak odkryć tajne zamiary Kata, musieli oni odnaleźć jego dziennik (abym ujawnił efekt wpływu). I wtedy zaczęło się piekło...

Herosi widząc, że ruiny są pilnowane przez bardzo słabe potwory: Zombie (co chodzą powoli), Stada szczurów (z małą ilością życia) i Odmieńców (z których tylko ich boss miał dużo życia, ale wykonywał wraz z Katem egzekucje uwięzionych chłopów, więc nie miał czasu na gonienie za drużyną). Postanowiła powoli ruszyć do przodu i otworzyć od razu zaryglowana drzwi do pokoju Kata (przed ubiciem stad szczurów i odmieńców), gdzie stacjonowały zombie. Ale co to? Okazało się jednak że szczury posiadają pancerze z żelaza (bardzo dobre rzuty obrony) a odmieńcy nie dają się trafiać i po otwarciu drzwi nasi dzielni bohaterowie zostali otoczeni jeszcze przez zombie :yy:. A tacy byli dzielni, tak sobie drwili z niebezpieczeństwa. Nara i Lyssa cały czas padały i wstawały a Lindel powalony na razie raz po powstaniu postanowił rzucić się biegiem do pokoju Kata (zwolnionego przez wylazłe stamtąd zombie) i odszukać to po co tu przyszli.

Tytuł przygody w pełni oddaje co się następnie wydarzyło :evil: . Po odkryciu dziennika (i dwóch innych skarbów), Lindel zawiadamia powalonych towarzyszy że Kat jest po ich stronie. "No kurwa pięknie a ile mu życia zostało?" pyta Nara, bo w krypcie za bohaterami pojawiają się dwie Nagi (drugi efekt ujawnienia wpływu) a szczury i odmieńcy porzucają truchła bohaterów i ruszają na Kata przez korytarze, aby odciąć mu drogę ucieczki (pozostają tylko zombie aby ich pilnować). Kat ucieka ale po dwóch turach jest już otoczony i błaga bohaterów o pomoc. Niestety martwi (powaleni) herosi raczej mu nie pomogą :lol:. Kat zostaje powalony a bohaterowie znów przegrywają...ehh. Tym razem nie docenili przeciwników i postanowili walczyć ze wszystkimi naraz a jak wiadomo "Gdzie zombie kupa i Herkules dupa". Dziękuję dobranoc.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:25 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda: Interludium "Zdrajcy w Szeregach" 17.01.2015

Występują:

Mroczny Władca - "Heroes! What is best in life?" failmaster (Dziubek)

Lindel - elf "Crush the monsters..." łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "See them failing before you..." rycerz (Ariel)

Lyssa - baba kot "Hear the lamentations of the Overlord" wiedźmiarz (Monix)

Jako że przygoda "Bez Litości" skończyła się szybko i brutalnie, postanowiliśmy zagrać od razu drugą (na co wiedziony przeczuciem byłem przygotowany :P). Jednak to co zrobili ze mną bohaterowie a właściwie z moimi potworami to się w głowie nie mieści. Po zakupie na koniec poprzedniego questa nowych skilli okazało się że zaczynają się one combić i bardzo źle działają w połączeniu z potworami które wybrałam do tej przygody (lub które już były do niej przydzielone ;( ).

Interludium to wiadomo o co chodzi, trzeba się w końcu dowiedzieć o co biega w kampanii i kto pociąga za sznurki. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich to Tristayne na spółę z bratem Rylanem Ollivenem (aka Olivierem Janiakiem) zaplanowali to wszystko (no kto mógł przewidzieć :P ). A więc trzeba zabić ich obu (no bo jakie inne rozwiązanie może przyjść bohaterom do głowy). Gdy więc już mieli plan postanowili go zrealizować. Przygoda/plansza wyglądała jak z typowego dungeon crawlera. Po pokonaniu Bossa i jego przydupasów otwiera się przejście do kolejnej części kompleksu. Tutaj tym kompleksem były ogrody Nerekhall a w nich wejście do Czarnego Wymiaru (coś jak Piekło/Eter/Wymiar demonów :twisted: ). Na drodze herosów w 3 częściach tej lokacji staje najpierw Tristayne, uzbrojony w Kolosa z Ynfernael (ze skillem, że zadając sobie 3 rany może go ponownie przywołać). Mają 13 tur aby tego dokonać i wygrać.

Drużyna rusza i opada na Kolosa niczym chmara much, dziabiąc go lekko ale skutecznie. Tristayne schowany za niego czuje się bezpiecznie (do czasu). Lyssa zadaje Kolosowi ranę i zauracza go (daje mu żeton zauroczenia), co w połączeniu z jej nowym (drogim w PD-kach skillem) daje jej możliwość ataku moim Kolosem w mojej turze, jeśli zdecyduję się go aktywować. No zbierała na tego skilla, więc co się nauczyła to jej, nie mogę nim nie ruszyć bo wtedy nic bym nie mógł zrobić tylko przyjmować ciosy. Wcześniej Tristayne, wyskakuje jeszcze zza niego i bije po Lindelu, ale failuje więc szybko się chowa (śmiech bohaterów w tle). Kolos się uruchamia i z rozkazu Lyssy atakuje swojego pana. Na szczęście lekko ale wesoło nie jest, po chwili bije już właściwe cele. Tura druga i Kolos rozpada się pod naporem ciosów Lindela. Tristayne patrzy na to wszystko gdy wtem doskakująca Nara dezintegruje go uderzeniem lekkiego młota. Po dwóch turach już nie żyje :shock: .

Ok spoko spoko, teraz czas na Rylana i jego tresowanego Demon Lorda. Herosi w pełni sił, choć lekko zarysowani szarżują na niego. Ma on jednak atak zasięgowy i zanim dobiegają wywala w nich (w Nare i Lyssę) 3 potężne kule ognia (jeden atak zwykły, drugi dopalony z karty i trzeci ze zdolności schowanego za nim Rylena). Wszystkie 3 trafiają i wszystkie 3 zostają zniwelowane przez pancerz i tarczę Nary "Ja pierdole, serio kurwa, serio?". Lindel już czai się z tyłu i dobiegając w trakcie przeszukiwania nakurwia Demona z bicza (z atakiem przebijającym, bo takiego sobie skilla wytrenował. No jakże by inaczej :| ). Demon Lord nie wie co się dzieje oberwawszy znowu od Lyssy a na koniec dobity atakiem Nary, która skacząc rozochocona na zdolności Natarcie (po pokonaniu potwora ma dodatkowy ruch i atak), dosłownie przebija się przez parujące jeszcze zwłoki Demona i atakuje Rylana. Moja tura, Rylan został sam i chyba nie da rady. Cóż trzeba uciekać, ale drużyna jest już przy nim. Turę później pada na ziemię :shock: .

Spoko spoko, teraz czas na finał tej przygody :evil:. na balkonie w ostatniej grocie instaluje się ponownie Tristayne ale wzmocniony (karta z drugiego aktu - więcej życia, lepszy atak i obrona) i wspierany przez Mistrzów Przemian (których boss jest healerem). "No chodźcie nędzni wojownicy, czekam na was!" Przygotowałem sobie na tą końcówkę kilka kart pułapek lecz bohaterowie bezczelnie wszystkich uniknęli. Najpierw rozpiętych w podziemnej krypcie Drutów a następnie Implodującej Szczeliny (śmiech bohaterów po raz drugi). Ruszają moje sługi. Dwóch mistrzów ładuje się do korytarza i ostrzeliwuje drużynę błyskawicami a ich boss razem z Tristaynem i przywołanym przez niego nowym Kolosem kryją się na balkonie (jest tam tylko jedno wejście, więc mogę się chwilę bronić :ok: ). Po jednej turze mistrzów już nie ma (zajebani na raz przez Nare) a reszta teamu ustawia się pod balkonem "Tristayne, Tristayne, wyjdź na balkon (tak żebyśmy cię mieli w zasięgu)". "Taki chuj, nie wyjdę!" i posyłam stamtąd kulę czarnego ognia, który zabija Lyssę, he he he.

A więc jest tak, na balkonie 6 miejsc (pól) na 4 Kolos a za nim Boss Mistrz (mój healer) i Tristayne. Bohaterowie atakują z dołu ale dodatkowa obrona Kolosa jest ciężka do sforsowania. W końcu podniesiona Lyssa się wkurwia i zabija jednym strzałem (co to był za strzał :shock:) swojej magicznej laski mojego healera :( . "O zrobiło się miejsce" mówi Nara i skacze tam na swoim heroicznym wyczynie, podając Tristaynowi młot do potrzymania (ale przez chyba nieuwagę, trafia nim go w głowę). Tristayne wycofuje się - prosto w zasięg Lindelowego bicza (z atakiem przebijającym). Ten cios to już tylko formalność, zostało mu 3 życia i rozpada się w nicość. Bohaterowie wiwatują, nareszcie wygrali (po 4 porażkach z rzędu) :jupi:.

Po przygodzie ok. półgodzinne rozważania co było dobrze, co źle a co można by poprawić. Choć moim zdaniem w końcu jest tak jak być powinno. Drużyna się zgrała, gra ostrożnie i mądrze (przynajmniej w tym queście) a dobrze użyte umiejętności nareszcie zaczęły przynosić efekty. Następnie sklepik, gdzie za wygrane/zebrane złoto robią jakieś porządne zakupy (głównie broń). Do zobaczenia w akcie drugim z silniejszymi potworami i moimi nowymi kartami :twisted: . Będę przygotowany.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:26 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda "Powstańcie Przyjaciele" 25.01.2015

Występują:

Lindel - elf "O łuk w krzakach?" łowca skarbów (Grizzly)

Lyssa - baba kot "Lindel pomóż a nie po złoto" wiedźmiarz (Monix)

Mroczny Władca - "Kurwa łuk w krzakach!?" failmaster (Dziubek)

W tej jednoczęściowej (ale z dwuczęściową planszą) przygodzie zabrakło niestety Nary, ale po krótkiej naradzie reszta drużyny postanowiła spróbować we dwójkę. Zwykle odradzałbym takie wyjście, ponieważ mimo balansu nawet na dwóch bohaterów to im jest ich mniej mają mniej głów do planowania. Potworów oczywiście też było mniej (ale to akt drugi, więc życie, atak i obrona w górę :ok: ) a główny boss miał staty że silny podmuch wiatru mógłby go przewrócić. Bohaterom oczywiście bardzo na tym zależało aby był słabszy, bo w tej ciekawej konstrukcyjnie przygodzie mieli oni po prostu zabić (znów, ale po raz ostatni) Tristayna Ollivena i zamknąć jego plugawą duszę w magicznym artefakcie (który był do wygrania) aby się już chuj nie respawnował (i opuścił finał kampanii).

Dwuczęściowa plansza miała krąg zewnętrzny (po którym gonili herosi z potworami) i krąg wewnętrzny (czarny wymiar w którym odprawiał rytuały Tristayne). Moim celem zwycięstwa było wyjście Odmieńcami z czarnego wymiaru i porwanie 6 jeńców z kręgu zewnętrznego a następnie zamienienie ich w kręgu wewnętrznym w Zombie. Trochę to było
skomplikowane ale do pomocy miałem jeszcze Stada szczurów i Jaskiniowe pająki (bardzo mocny trujący atak w akcie 2). Minusem położenia Tristayna było też to że nie mógł on opuścić kręgu wewnętrznego, ale herosi i potwory mogli się bezproblemowo poruszać dzięki czterem portalom na czterech końcach planszy. Drużyna ruszyła i...

...od razu zfailowała 3 z 4 ataków na dwa szczurze stada czekające na nich na strumieniu. Jak pech to pech, ruszam więc odmieńcami i pierwszy jeniec już jest mój (w posiadaniu). Reszta potwornej menażerii rusza na bohaterów, ale na razie nic im nie robi. Po chwili Lindel skacze już w krzaki i używając swoich niesamowitych umiejętności przeszukiwania, wyciąga z nich Łuk Zaćmienia (jeden z dwóch najlepszych w grze). Okazuje się też że jest on bronią egzotyczną i combi się ze skillem Lindela o ataku przebijającym :shock:. No kurwa elfu ma łuk co jednym strzałem zabija każdego małego potwora (atak przebijający 4, 3 kostki w ataku i +4 rany), zobaczymy jak go wykorzysta. Lyssa rusza za nim omijając szczury i ustawia się przy jeziorku. Plan mają taki że lecą od razu na Tristayna i mordują go szybko, zanim zbierze większe siły. Niestety nie zabite za w czasu stada gryzoni mszczą się obłażąc Lindela i powalając go na ziemie. W rundzie bohaterów Lyssa go podnosi i biegną dalej uciekając szczurom w stronę jednego z portali :? .

Tymczasem odmieńcy są już w drodze do nekromanty z pochwyconymi dwoma jeńcami a 3 pająki przełażą przez dwa portale i pojawiają się tuż przed drużyną blokując jej drogę. Lindel wali z łuku i zabija dwa z nich (2 shots/2 kills :( ) a Lyssa doskakuje i odstrzeliwuje trzeciego. Droga oczyszczona, można ruszać do portalu. Ale co to przyspieszeni kartami odmieńcy podają już jeńców swemu panu a ten przemienia ich w dwa zombie i rusza nimi na bohaterów. Jest to najgorsza grupa potworów ever (nie pamiętam czy już o tym wspominałem) a mimo to przestraszeni ich obecnością herosi zaczynają uciekać w panice i wtedy role się odwracają :twisted: . Lindel biegnie na wschodni kraniec kręgu do kolejnej już skrzyni/krzaków, przekonany o rychłej porażce w tym queście a Lyssa wycofując się przed zombie wpada wprost na szczury i poddaje się ich ostrym zębiskom.

Co te bohatyry robio? Znowu się gubią i zmieniają plan w trakcie. No ja im na pewno teraz nie ułatwię. Odmieńcy ruszają po kolejnych jeńców a szczury i zombie atakują wstającą Lyssę (ma ona jednak Wisiorek Feniksa - artefakt, dzięki któremu po podniesieniu się leczy prawie wszystkie rany :ok: ). Wstaje przyjmuje na siebie kilka słabych ciosów od szczurów i zombie (ma lekki pancerz) i wpada do portalu atakując Tristayna i zauraczając go. Lindel widzi że plan ma jednak szanse powodzenie szybko (no nie tak szybko jak by chciał :lol: ) wraca pomóc Lyssie i ustrzeliwując po drodze wszystkie przeszkody.

Moja tura, uruchamiam Tristayna a ten z rozkazu Lyssy atakuje sam siebie za 8 :roll: (ma 12 życia) ale na szczęście sam się przed tym broni za 2 więc żyje z połową healtha. "Tak to się nie będziemy bawić paniusiu" mówi Tristayne i ładuje w Lyssę 2 mroczne pociski, które pudłują :/ . Lindel już jest tuż tuż, już wita się z gąską ale nagle wylewające się z portalu za Lyssą stada szczurów, zombie i powracający z jeńcem odmieniec witają już bohaterów w progu. Tristayne chowa się do tyłu a bestie rozpoczynają rzeź. Na koniec odmieniec podaje nekromancie ostatniego jeńca a ten zmienia go w zombie i grzebie szanse drużyny na wygraną. Chyba każdy wie w czym kryje się sekret porażki? W braku współpracy i chciwości, ale co Lindel zdobył za złoto to jego, więc na koniec w sklepiku kupują Lyssie najlepszy Run jaki dało się znaleźć (najlepszy w grze, choć aby ich było stać musieli sprzedać też jej pancerz). Więc może jednak było warto?
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:26 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda "Wybuch Paniki" 02.02.2015

Występują:

Lindel - elf "I need your gold clothes your gold boots and your gold mo..." łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "Ja to chyba źle wybrałem" rycerz (Ariel)

Lyssa - baba kot "Ta Błyskawica jest zepsuta" wiedźmiarz (Monix)

Mroczny Władca - "Mroczny urok! Zdradzieckie cienie! Furia! Odnowienie! Proszę mi przetasować talię. " failmaster (Dziubek)

Ta dwuczęściowa rozgrywająca się w mieście przygoda, miała być dla drużyny ich powrotem w chwale, ich świętym Graalem, ich złotym medalem na olimpiadzie (złoto to akurat w niej było). Skończyła się jednak ich masowym grobem a wszystko, przez jak zwykle zajętego swoimi sprawami (tzn. gonieniem w przeciwnym kierunku za skrzynkami ze złotem) Lindelem :ok: . Ale wszystko po kolei. W pierwszej części nasi dzielni herosi, dostawszy do pomocy uzdrowicielkę Vere, mieli zmniejszyć liczbę obywateli przyłączających się do zamieszek (Vera miała po prostu po nich przechodzić i przekonywać ich do tego bez akcji). Ja natomiast miałem swoich Splugawionych Obywateli, którzy za akcję podburzali pozostałych mieszkańców i ci namnażali się "jak przez pączkowanie" (cytat przytoczony przez drużynę ;) ).

tak proste zadanie bohaterowie położyli już w pierwszej turze, zaraz po tym jak oddali Vere pod kontrolę Lindelowi. A ten oczywiście pobiegł z nią do najbliższej skrytki ze skarbami (nie była mu tam wcale do niczego potrzebna, wziął ją ot tak). Nara i Lyssa na razie jeszcze nie pokapowały o co chodzi i ruszyły same do pierwszego korytarza aby wyminąć tawernę (w której był pierwszy splugawiony obywatel) i ruszyć od razu na rynek miejski (gdzie był drugi z nich). Oczywiście, zapomniał bym o potworach :lol: . Pierwszego splugawionego ludzia pilnował super-czołg-na-dwóch-nogach Niewolnik Żelaza (z potężnym nieprzebijalnym pancerzem). Drugi splugawieniec operujący na rynku miejskim miał do pomocy/ochrony całą bandę Zbójców (moja nowo testowana grupa, która to kradnie bohaterom złoto gdy ich pokona :twisted: - z czego nie zdążyłem skorzystać).

Po pokrętnym wycofaniu się/taktycznym przegrupowaniu/zajęciu dogodnych pozycji do ataku Lindela i Very, splugawieńcy szybko namnożyli pozostałych obywateli a niewolnik żelaza zdążył zadać jeszcze potężny cios wychodząc zza zaułku prosto na Narę. Opadło ją też dwóch Zbójców, ale obaj failowali. Na koniec tury bohaterów po ich heroicznym poświęceniu aby coś tam jeszcze zdziałać (zabić choć jednego splugawieńca i choć zarysować niewolnika), Lindel miał szansę doskoczyć tam ze swoim uber łukiem, lecz zamiast tego doskoczył do drugiej skrzynki z której blask złota tak go oślepił że nie zauważył jak tłum zaczął przybierać na sile i bohaterowie przegrali tą część (co pozwoliło mi w drugiej wezwać potężniejsze posiłki 8-) ). Ja rozumiem że jego bohater jest zbudowany pod przeszukiwanie i zdobywanie skarbów, ale chyba ma w rodzinie jakieś krasnoludy.

Druga część wyglądała mimo wszystko na jeszcze łatwiejszą niż pierwsza. Drużyna znów wspierana przez Verę, musiała ochronić rannych w prowizorycznym szpitalu. A mogła ich ochronić na dwa sposobu zależne od wybranego przeze mnie efektu wpływu. Ujawniałem go na koniec swojej pierwszej tury i wtedy okazywało się czy A: Vera jest nadal z drużyną a potwory muszą powybijać pięciu rannych obywateli, czy B: Vera okazuje się splugawioną wiedźmą i pod moją kontrolą zmusza tychże obywateli aby topili się w rzece. Ciekawe to były opcje nie powiem i wiecie co wybrałem... Dokładnie nie to o co podejrzewali mnie bohaterowie :ok: . Myśląc że skuszę się aby wykorzystać dodatkowe wsparcie Zbójców (jeśli Vera byłaby nadal z nimi). Olali rozważanie dostępnych opcji i ruszyli od razu do przodu aby ochronić rannych przed zabiciem z rąk podłych bestii.

No tu niestety znów wracamy do części pierwszej bo o ile tam Lindel od razu ruszył po złoto, to tutaj zabił jeszcze wcześniej dwóch odmieńców stojących przy drzwiach do prowizorycznego szpitala. Reszta drużyny również i tu nie zorientowała się że coś jest nie tak i pobiegła szybko przed niego by być jak najbliżej drzwi. :twisted: Moja tura: z bagien za rzeką wychodzi banda Goblińskich Łuczników (kupili na przecenie nowe łuki które strzelają stingerami), wspomagana nowymi zastępami Odmieńców (moje potężniejsze wsparcie). Wszyscy oni ładują się do głównych wrót których nie da się otworzyć. Należy je zniszczyć. "Eee wrota mają 20 wytrzymałości, zanim tu wejdą minie kilka tur" przewiduje Nara. Nic bardziej mylnego, gobliny już ładują rakietowymi strzałami po bramie i ściągają z niej połowę życia (boss pudłuje ale jego przydupasy walą najwyższe wyniki :shock: ). "O KURWA TRZEBA ZADUPCAĆ" woła Nara do Lindela, który został z tyłu ale zamiast pomóc bierze się do eliminacji moich posiłków w postaci Odmieńców.

Teraz czas na niespodziankę: Vera jest splugawiona! Natychmiast ustawia się obok potężnego Odmieńca (ten jeszcze nie zginął i był przy drugich drzwiach), który jest już w środku z rannymi (ale nie może ich atakować, bo muszą się oni potopić - wpływ "B"). Teraz wiadomo co trzeba zrobić - zabić Verę zanim zrobi z rannych topielców (wykonuje akcję "Syreni Śpiew" a oni idą w stronę rzeki). Nara wpada na pełnej kurwie (heroicznym wyczynie dodającym obrażenia gdy atakuje z szarży) i masakruje potężnego odmieńca zasłaniającego Verę. To znaczy tak jej się wydaje że masakruje, bo ma on 14 życia i jest lepszym-czołgiem-na-dwóch-nogach niż niewolnik żelaza (jednak kupiona ostatnimi czasy Zdobiona Buława, to nie był najlepszy wybór. Może działała by lepiej gdyby miała wbudowany Run z Many, ale ma go Lindel jak i pozostałe 50% skarbów drużyny więc ...). Nara klnie na swoja buławę co słabo bije, tymczasem do pokoju wpada Lyssa i robi rozkurw błyskawicą waląc atak obszarowy po niewolniku, Verze, Narze i jednym z rannych obywateli. "No no no, jednak opłacało się kupić to ustroistwo". Na szczęście Nara wybroniła się przed tym rykoszetem ale ranny obywatel został bardziej ranny (trzeba uważać bo zamiast topienia od takiego czegoś też może zginąć :yy: ) a Vera i odmieniec dostali po kilka ran (Vera ma 12 życia).

Teraz następuje oczekiwany zwrot akcji i rzucam dwie karty z których na drugą zbierałem PD-ki przez trzy przygody :twisted:. Głos w głowie nakazuje Lindelowi aby wycofał się w ręce powracających odmieńców ("Mroczny Urok"). Gdy to nie skutkuje (jego udany test), "Zdradzieckie Cienie" omiatają drużynę i powodują że wszyscy atakują się wzajemnie (każdy test nieudany). Najpierw Lindel ładując łuk strzela sobie prosto w stopę (Auu... za 8). Potem Nara bije się buławą po głowie (lecz osiąga taki wynik jak w walce z potworami, czyli żaden). Na koniec Lyssa strzela z błyskawicy do Nary a ta oczywiście wybrania wszystko (tym razem bez obszarówy, bo nie chcę uszkodzić moich zawodników). Od tego momentu szala zwycięstwa przechyla się na moją korzyść. Ranny Lindel i tak wpada w łapy odmieńców ścigających go na przyspieszających kartach z dodatkowymi atakami ("Furia") i pada po lekkich atakach osłabiony swoim wcześniejszym samobójem. Lyssa z Narą szarpią się z kloc-odmieńcem, tymczasem gobliny już rozwaliły kratą a Vera syrenim śpiewem wyprowadza rannych na zgubę.

Dwie podobne tury później, Lyssa z Narą mają już Verę na celowniku, po tym jak jej ochroniarz w końcu padł. Lecz ranni stoją już nad brzegiem a tworzący im ślubny szpaler gobliny doskakują między nimi i strzelają po bohaterach ze swoich niezawodnych łuków. Została ostatnia tura zanim Vera utopi mieszkańców a ma też mało życia, więc jest blisko. Ranni i osłabieni herosi czekają na swojego wybawiciela aby dopomógł im w pokonaniu plugawej wiedźmy. I jest! Oto on! Lindel w całej okazałości, pije eliksir (w końcu coś tam znalazł) i podleczony biegnie pomóc towarzyszom, tylko zamiast strzelać z łuku (z prawie śmiertelnym uderzeniem) doskakuje... Do drugiej skrytki ze złotem :ok: :ok: :ok:. "Poradzicie sobie' zostało jej 5 życia" zachęca drużynę. "W sumie racja, przecież mam błyskawicę, zaraz ją rozjebie" woła za nim Lyssa i wali dwa potężne ataki z których jeden failuje a z drugiego się bronię i dostaję 1 ranę :lol: . No co za pech, kto mógł to przewidzieć. Wspomagająca Nara jest już za daleko by coś zrobić (wycofywała się przed goblińskim ostrzałem). To by było na tyle herosi, wasze zwycięstwo idzie na dno razem z ostatnim rannym obywatelem. Do zobaczenia następnym razem.
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:26 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Kolejna przygoda "Zagubieni" 09.02.2015

Występują:

Lindel - elf "Napinam łuk i mierzę do siebie z kuszy." łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "Nie wstaję i chuj!" rycerz (Ariel)

Lyssa - baba kot "Dlaczego do potworów nie mogę tak strzelać?" wiedźmiarz (Monix)

Mroczny Władca - "Po cóż miał bym cię zabijać? Sam to zrobisz." failmaster (Dziubek)

Przedostatnia przygoda w kampanii, zawsze jest naznaczona pewnym napięciem, jako że drużyna ma ostatnią szansę na zdobycie złota i dozbrojenie się przed finałem. Tak było i tym razem. Ten dwuczęściowy quest oferował im wszystko czego mogli pragnąć: złoto, słabe (ha ha) potwory i zdobycie doświadczenia (za wygranie były 2 PDki zamiast jednego). Musieli oni tylko w pierwszej części nie dać się zabić bestii (potężnemu Kolosowi z Ynfernael) która na nich polowała (ale miała szybkość 1 :( ) i znaleźć klucz do wrót (ukryty pod jedną ze skrzynek skarbów) aby wydostać się z tego piekielnego czarnego wymiaru w którym zostali uwięzieni. Proste? "Proste" mówią zgodnie bohaterowie i przystępują do dzieła.

Skrzynki są 3 więc Lindel (tu jako Legolas) biegnie do pierwszej z nich ostrzeliwując z łuku wszystko co ma w polu widzenia. Wcześniej Lyssa (tu jako Imperator Palpatine) z błyskawicy rozprawia się z dwoma Barghestami strzegącymi wejścia do podziemi. Na koniec Nara (tu jako Thrud Niszczyciel) okłada jeszcze trzeciego pieska, ale tylko go rani (niestety jej/jego buława zadaje ciosy z siłą hobbita bijącego kijem w rycerza Chaosu). Oprócz barghestów i bestii miałem jeszcze w odwodzie Upiory (nowa grupa umarlaków rzucająca śmiercionośne zaklęcia :twisted: ). Przychodzi więc kolej na moją turę. Bestia tylko pojawia się w oddali, ostatni barghest podbiega do Nary failuje i ucieka z powrotem (śmiech nary w tle) a wtedy zza rogu wyłaniają się upiory i jednym strzałem powalają ją/jego (śmiech Overorda). Lyssa szybko podbiega aby ratować kolegę, tymczasem Lindel szybko wraca aby osłaniać je obie.

Nagle za Lindelem (przywołany wsparciem) pojawia się nowy barghest i blokuje mu drogę do korytarza z którego przybył. Od przodu dopada go upiór a z tyłu do ściany dociska bestia (ale brak jej już akcji na atak). Lindel jest w kleszczach i woła o pomoc, bo w mojej turze bestia tak mu zakurwi że pogubi strzały. Na jego szczęście udaje się Lyssie załatwić upiora i wybawia Lindela, który zostawia tą całą hałastrę i biegnie do drugiej skrzynki (w pierwszej nie było klucza). Reszta teamu patrzy na to z przerażeniem bo już to Nara znowu pada ubita przez barghesta a Lyssa od bestii. Lindel nie znajdując (znów) klucza rusza w stronę ostatniej skrytki ale bestia zastępuje mu drogę i powala jednym ciosem (no kurwa co on jej nie widział? zajmuje 4 pola i ewidentnie szła w jego kierunku).
Pozostałe bohaterki wstają i próbują się jeszcze przez chwilę utrzymać przy życiu, aby mu pomóc.

Tu w zasadzie ta część questa się kończy, ponieważ bohaterowie co chwilę wstawali i padali pod ciosami potworów, oprócz Nary, która uparcie leżała, abym nie mógł jej pokonać bestią i wygrać tej części :P . Grałem różne przygody. Naprawdę po 5 kampaniach jako Overlord i jednej jako bohater, widziałem dużo. Może za dużo. Lecz pogrom jaki dokonał się tutaj był niewspółmierny do niczego czego wcześniej doświadczyłem. Morale drużyny zostały trwale podkopane, do tego stopnia, że gracze rzucili się na siebie jak w papierowym RPGu obwiniając się o wszystkie niepowodzenia i słabe rzuty kostkami. Po kilku turach bezowocnych wysiłków bohaterów (ich słabe rzuty na wstawanie i moje za każdym razem śmiertelne ataki) poddali oni tą część bo i tak nie mieli już szans na wygraną (a ja miałem na ręce całą swoją talię :ok: ).

Część druga (w której drużyna postanowiła odrobić poprzednie straty) zaczynała się w grotach w których ukryty był Znicz (run dzięki któremu bohaterowie mieli się stąd wydostać). Wystarczyło tylko go odnaleźć. Na przeciw nim stają Zombie (ehh...), Smoczy Strażnicy ('We don't forget we don't forgive") i jeden Ettin ("JO WAM DOM GONIĆ MI PO CHAŁUPIE"). Ta część jest niby na czas tzn. odliczam ją dając 1 żeton na początek mojej tury i 1 dodatkowy jak bohater padnie. Po 12 żetono-turach czas się kończy. Drużyna tylko lekko zarysowana z poprzedniej części (ach te eliksiry, buty i magiczne wisiorki 8-) ) miała już swój plan na tą część. Pierwszy rusza Lindel i wymijając dziurawą obronę zombie (stały od siebie w oddaleniu, bo jedna obszarówa z błyskawicy i było by po nich) ładuje się do korytarza, zabijając po drodze jednego z dwóch smoczych strażników i znajdując wiszącą na ścianie Gwiazdę Kellosa (artefakt dodający kość w atakach :jupi: ). No pięknie, kurwa pięknie. Reszta herosów zaślepiona tym sukcesem, rusza za nim i stają wszyscy w kupie obok siebie w wąskim korytarzu.

CO? Może nie pamiętacie ale mam wszystkie karty na ręce. Wszystkie dodatkowe ataki potworów ich bonusowe ruchy i inne takie. Czyli przede wszystkim efekty wymuszające na was atakowanie samych siebie! A no to Ok. Walę "Mroczny Urok" aby Lindel sam się postrzelił z łuku (test mu się udaje). Po tym rzucam "Zdradzieckie Cienie" aby wszyscy się nawzajem zaatakowali :evil: (Lindel - udany, Nara - udany, Lyssa - no tu niestety nieudany). Co robi więc Lyssa, obszarówę z błyskawicy i ładuje prawie maksymalny wynik :jupi: . Wszyscy są oszołomieni i osłabieni a wtedy rusza na nich drugi ze smoczych strażników aby pomścić swojego druha i wypala z zionięcia ogniem powalając wszystkich. Runda druga - wszyscy wstają i tyle. Moja tura - to samo multi zionięcie i tylko Lyssa trzyma się na nogach. Z tyłu już zachodzą ich nie zabite (Ha zemściło się!) zombie i ettin. herosi wstają i padają po raz ostatni w tej przygodzie (nazbierałem już swoje 11 żetonów i potrzebuję tylko jednego). Lyssa dobita przez goniącego ją smoczego strażnika ("Ma latanie głupia i tak mu nie uciekniesz"), Lindel ukatrupiony przez trzech zombie ("A mogłem ich zabić jak miałem okazję") a Nara powalona jednym uber-ciosem ettina (za ożjapierdolekurwajegomać 13!). Musiała by mieć z 5 tarcz żeby to zniwelować.

Na koniec w sklepiku kupili Narze potężny Młot ze Smoczego Zęba, zastępujący jej gumową buławę. Tytuł przygody w pełni oddaje przygotowanie i taktykę drużyny. No cóż mam nadzieje że chociaż na finale mnie zaskoczą i odrobią te straty. Mam wielką nadzieję że im się uda ponieważ ja już nasyciłem swoje ego wielokrotnymi zwycięstwami a dobijanie leżących jakoś mnie nie cieszy. Chociaż wnioskując z tego kto i co pojawi się w ostatniej przygodzie to nie chciałbym grać w ich drużynie...
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 11:27 przez Dziubek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Ostatnia przygoda: Finał "Upadek Miasta" 15.02.2015

Występują:

Lindel - elf "Masz teoretyczną szansę że to się uda." łowca skarbów (Grizzly)

Nara the Fang - ork shemale "Stop...Hammer time!" rycerz (Ariel)

Lyssa - baba kot "Kamehameha!!! I obszarowy do tego!" wiedźmiarz (Monix)

Raythen - krasnolud "Daję słowo. Stał za tamtym słupem." sprzymierzeniec (BOT)
Rola: pomocnik/Prawdziwa rola: słaby kusznik

Mroczny Władca - "Valar Morghulis" failmaster (Dziubek)

Dobrnęliśmy więc razem do końca tej trudnej kampanii. Było ciężko, szczególnie dla bohaterów, dlatego na finał postanowiłem dać im jednego z dwóch sprzymierzeńców, którzy będą występować w następnej kampanii "Labirynt Zagłady" (już niedługo ;) ). Po przemyśleniach miałem nawet pomysł aby dać im obydwoje do tanga, ale w końcu z tego zrezygnowałem. I tak im ułatwiam (Ha ha), więc niech próbują z tym co mają. Jako swojego pomagiera wzięli Raythena (lepsza szybkość i atak zasięgowy). Sam gdybym miał wybierać pewnie też bym go wziął. Ja natomiast postawiłem na ilość (słabe potwory, ale w liczebnych grupach). Po mojej stronie stanęli: Zombie, Odmieńcy, Goblińscy łucznicy, Ogniste chochliki i Zbójcy. Sporo tego było, choć to i tak nie najgorsze co czekało drużynę.
Miałem jeszcze ze sobą Rylana Ollivena (aka Olivier Janiak), jego brata Tristayna (aka Christiano Ronaldo) i głównego Bossa całej kampanii Gargana Cieniowiąza (aka OKURWAJAPIERDOLEWSZYSCYZGINIEMY!) co jest klocem z 21 życia i 4-ro kostkowym atakiem :twisted: .

Zadaniem bohaterów było ubić potwory za 12 punktów morale. Potężne potwory za 1, mini bossowie za 3 a główny kloc za 6. Moim zadaniem było rozbić w pył 4 kolumny postawione przez magów/namiestników, aby powstrzymać wtargnięcie Czarnego Wymiaru na teren całego miasta (na razie otwarło się kilka portali z których wylewają się bestyje). Za każdym razem gdy kolumna pada, wybucha zadając poważne rany pobliskim postaciom, otwiera się nowy portal i pojawia się nowa grupa mojego wsparcia. Herosi startują (jak że by inaczej :lol: ) z tawerny i ruszają masakrować moje sługi. Pierwszy rusza Raythen, ale pudłuje, więc szybko się wycofuje. następnie Lyssa wychodzi zza węgła na targ i ładuje z błyskawicy obszarówę po wszystkim. Zabija 3 zombie a ich szefa poważnie rani. Dostaje się nawet kolumnie, którą tamtejsze zombie okładały ale lekko (ma 12 wytrzymałości i 2 kości obrony). Lindel doskakuje z łukiem do odmieńców i ładuje 2 strzały w ich potężnego dowódcę (ma on upgrade w postaci karty "Bohater" - dodatkowe życie, obrona i atak. Na potrzeby fabularne wymyśliłem że to Eliam, który odłączył się od drużyny na początku kampanii a teraz powraca splugawiony :ok: ). Kończąc dzieło Nara w 3 atakach młotem (darowanemu młotu nie zagląda się w ząb) dobija jego jak i 2 jego pomocników. Obszar w promieniu kilkunastu pól został oczyszczony :shock: .

Ekhm... Słabo. Moje potwory wydają się być z tektury, no ale sam sobie takie wybrałem. Postawiłem na więcej słabych ataków niż na mało ale za to mocnych. Chociaż od mocnych to mam akurat dwóch innych panów. Pierwszy omamiony "Mrocznym Urokiem" Raythen ma zwidy że za kolumną są potwory, więc wali do niej z kuszy (ze swojego najmocniejszego ataku w tym queście). na powierzchni pojawiają się drobne pęknięcia (5 ran) "Wybacz panie myślałem że tam cosik jest". Ruszają Cieniowiąz i Rylan, wyłażący z pierwszego portalu, po tym jak padła pierwsza z kolumn dobita przez pozostałego przy życiu zombie bossa (niestety umarł od przy wybuchu, więc kolejny 1 pkt dla bohaterów). Ciebniowiąz sunie wprost na Nare. Widzę już strach w jej/jego oczach (zaleta gry z żywymi przeciwnikami). Zaraz mu tak zakurwi że nie będzie co zbierać. Jest już przy nim rzucam i.... PUDŁO! Kurwa mać mój największy boss pierdoli ten atak. Bohaterowie przedwcześnie wiwatują, gdy zza niego wychyla się Rylan i też atakuje Nare tyle że za 9 (Nara z nowym skillem ma 12 życia). Przemyślając sprawę Nara taktyczne wycofuje się na z góry upatrzone pozycje (spierdala aż miło). Teraz nikt nie pilnuje tej kolumny :ok: . Na koniec gobliny i pojawiające się z portalu chochliki naparzają kolejne dwie kolumny, ale słabiutko im idzie więc się męczą do następnej tury.

Kolejna bohaterów, to znów masakracja moich sług. Giną wszyscy z prawa i lewa. Lindel naparza łukiem a każdy jego strzał to trup. Nara wywija młotkiem a Lyssa błyskawicą razi Cieniowiąza za 5 i zauracza go. Hmmm...Chyba wam się coś pomyliło. Macie przed nim uciekać a nie z nim walczyć. To jebany Balrog, który dodatkowo rzuca czary "Nikt z was go nie pokona". Zauroczony Gargan, może być po stronie bohaterów, jeśli aktywuję go w swojej turze. Może on wyjebać innym potworom, sobie (mocno lecz do przeżycia) lub co najgorsze - Rylanowi :shock: zabijając go tak na 80%. Postanawiam więc nie ruszać go i dokończyć drużynę Rylanem i drobnicą. Herosi smutkują bo ich plan przejęcia władzy nad moim bossem nie powiódł się ale walczą dalej. Rylan jest teraz moim głównym destroyerem, więc strzela z ognistej kuli do uszczerbionej przez Raythena kolumny i rozsadza ją na kawałki. Wybuch rani Rylana, Cieniowiąza i zabija odłamkiem Nare :jupi:. Z drugiego portalu ruszają Zbójcy ale są daleko (dołączą do rzezi za ok. 3 tury). Drużyna musi podwoić wysiłki, aby kłaść więcej stworów niż ich co turę powstaje.

W swojej turze mają do ochrony jeszcze dwie podniszczone kolumny i 2 hordy goblinów i chochlików. Odtąd jednak plan zaczyna się sypać. Cienoiwiąz, resztki zombie i zbójcy są jeszcze daleko co chce wykorzystać Lindel i pudłuje dwa razy pod rząd "Kto ma moje strzały?" Lyssa ucieka przed tłumem goniącym ją przez tawerne a Nara sama podnosi się po ogłuszeniu przez kolumnę. Nagle Rylan zauważa uciekającą Lyssę i trafia ją zboostowanym atakiem w plecy (peszek :wstyd: ). Lyssa pada i woła pomocy. Reszta potworów mechanicznie oklepuje magiczne słupy, gdy trzeci z nich łamie się pod naporem ognia chochlików (słabe ogniste kule są słabe, lecz w liczbie 8 w końcu coś dadzą), z ostatniego portalu wyłania się Tristayne :evil: . Teraz albo nigdy, jak nekromanta tylko oprze się o ostatnią kolumnę, to przy jego statach rozleci się ona od razu. Zablokowani przez odmienców Raythen i Lindel nie mają jak pomóc Lyssie, losują więc (Lindel wybiera :ok: ) który z nich zabije blokującego stwora a który podniesie czarodziejkę. Jako że Lindel ma super-kurwa-mega-przebijający-każdy-pancerz łuk, wydaje polecenie Raythenowi, aby ten ze swojej (zrobionej z kawałka sznurka i oparcia od krzesła) kuszy ustrzelił ciężkozbrojnego kloca. Po tym spektakularnym odbiciu się bełta od skóry odmieńca (najgorszy atak vr najlepsza obrona), Lindel sam dokańcza dzieła ale nie ma już akcji na podniesienie Lyssy. Z samego krańca miasta (planszy), gdzie masakrowała gobliny, Nara biegnie szybko zastawić drogę do kolumny Tristaynowi.

Ostatnia tura: Nara bije po drodze chochlika (kill), przerzuca dodatkowy atak na drugiego (drugi kill) i zastawia pole nektromancie. Ten na samym początku w mojej turze dostaje dodatkowy atak z karty, odsuwa się w lewo i jednym uderzeniem zgniata słup w obłoku mrocznej energii. To koniec, bohaterowie przegrywają ;( . Cóż nie poszło po ich myśli ale nie wyglądają na załamanych czy coś. Mówią że kampania była trudna a oni nie zawsze skupiali się na założeniach scenariuszy (NO shit), tylko parli do przodu po trupy i złoto (pozdro Lindel). Niedługo planują kolejną wyprawę, tym razem do głębokiej dżungli i w innym zestawie herosów. Chociaż podobno Lindel znów będzie w składzie. Hmm...Gdy trzeba było pokonać mrocznego boga Assifa Shib-Sa, był tam i drużyna przegrała. Teraz gdy Nerekhall upadło on znów tam był. Przypadek - Nie sądzę 8-) .
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Pierwsza przygoda/intro z kampanii "LABIRYNT ZAGŁADY" 26.02.2015

Na odległych rubieżach Terrinoth leży ukryte miasto zaginionej cywilizacji Sudanyi. Na śmiałków, gotowych wykraść jego tajemnice, czyhają liczne niebezpieczeństwa oraz przerażające potwory – szczęśliwie, mogą też liczyć na sojuszników, którzy pomogą im odnaleźć drogę w labiryncie zrujnowanych budynków i dzikiej roślinności.

Intro: "Złowrogie Szepty"

Występują:
Lindel - elf "Gdzie jest złoto!?...To znaczy potwory." łowca nagród (Grizzly)
Rola: Snajper/Prawdziwa rola: Łowca skarbów (ach te stare nawyki)

Nanok of the Blade - człowiek "Jak już ją uratujemy, to gwałcę!" władca bestii (Ariel)
Rola: Tank/Prawdziwa rola: Rozpierdalator

Andira Runiczna Dłoń - człowiek "Oto twój eliksir elfie. Użyj go jak należy" Aptekarz (Monix)
Rola: Uzdrowiciel/Prawdziwa rola: Granatnik

Mroczny Władca - "'Śliska Podłoga" to nie był dobry wybór" failmaster (Dziubek)
Rola: MG/Prawdziwa rola: Bardzo mściwy i sfrustrowany MG :ok:

Głównego opisu całej kampanii nie będę podawał (jest w którymś temacie wyżej, bo już ją grałem), ponieważ wolę dawkować historię. Ogólnie drużyna wyrusza tym razem na wyprawę do dżungli (bo w mieście szczęścia nie mieli). To znaczy są to dokładnie inni bohaterowie niż ci którzy byli z nami ostatnio. Pomijając Lindela, uciekającego przed niewypełnionymi zadaniami i Nanoka (z tą samą co ostatnio profesją ;) ), który to walczył przeciwko Assifowi Shib-Sa, też z marnym skutkiem. Zobaczymy czy tym razem im się uda, szczególnie że skład uzupełniła pozyskana ostatnio healerka, służąca zarówno za wsparcie jak i za mocny DPS. Koniec końców skompletowany team musiał sobie znaleźć jakieś miejsce wypadowe na swoje wyprawy. Postawili na obóz Pylia, jednak aby z niego korzystać musieli wpierw oczyścić okolicę z goblinów. Sytuacja nadarzyła się niespodziewanie bowiem gobliny napadły właśnie na rzeczony obóz i porwały jakąś bogato ubraną podróżną. Trzeba ją uratować a potem... otrzymać za to sowita nagrodę (lub według Nanoka zgwałcić, ale to już zupełnie inna historia 8-) ).

Zadaniem drużyny było po prostu wybicie wszystkich potworów na planszy (dwie grupy Goblińskich łuczników i Goblińskich szamanów). Moim celem było porwanie wyżej wymienionej babulki, posiadającej ciekawy artefakt (kamień dodający kość w atakach - nagroda za quest). Dodatkowo po obozie chaotycznie w różnych kierunkach biegali spanikowani podróżni, przeszkadzając mi jak i bohaterom w wykonaniu zadania (wszyscy żałowali że nie można ich zabijać :twisted: ). Przygoda była prosta, lecz nie tak szybka jak zaplanowali to sobie herosi. Na początek Andira dała Lindelowi butelkę eliksiru (jej skill podstawowy - każdy bohater w swojej turze może go wypić i uleczyć sobie 1, 2 lub 3 rany) i ruszyła do obozu gdzie była szlachcianka. Za nią popędził Lindel wprost do zapasów mieszkańców obozu (żeton przeszukiwania). W tej kampanii poszedłem trochę bohaterom na rękę i wybrałem gorszą talię podstawową (z dwóch do wyboru). Nie ma ona takiej mocy taktycznej jak ta którą zwykle gram ale ma kilka ciekawych niespodzianek. Pierwszą z nich jest karta "Mimik", która powoduje że przeszukiwana właśnie skrytka zamienia się w Wolkuryjskiego rozdzieracza (bardzo nieprzyjemny typek). tak się właśnie złożyło że to on siedział sobie w tej przeszukiwanej przez Lindela :lol: .

Lindel zaskoczony tym co zobaczył zamiast skarbów znieruchomiał na chwilę ale rozdzieracz tylko zmierzył go złym spojrzeniem i odbiegł poza zasięg jego kuszy. Na koniec tury bohaterów Nanok przyzwał swojego wiernego wilka (chowaniec z jego profesji) i ruszył nieznacznie do granicy obozu. Gobliny ruszają zmasowaną grupą i ostrzeliwują drużynę z łuków (potrzebne były 3 ataki aby zabić wilka co ma 3 życia!!!) i magicznych pocisków (no te już lepiej działają). Spanikowani podróżni kręcą się pomiędzy nimi bez ładu i składu bardziej przeszkadzając mi niż bohaterom (chuje). ranny Lindel ulecza sobie eliksirem 1 życia :ok: i cała grupa rusza zabijać goblińskie ścierwo. Na koniec ich tury zostaje mi 3 goblinów i rozdzieracz, teraz już daleko poza zasięgiem bohaterów. Jeden z szamanów chwyta szlachciankę i rusza z nią do wyjścia okrężną drogą (bo wyjście z obozu blokują mu podróżni (kurwy i chuje). Pozostałe przy życiu gobliny osłaniają swego bossa, ale i tak nie uchronią go przed śmiercią przy stawie. Trzeba będzie wynosić kobitkę na raty (najpierw jeden goblin ją niesie a jak zginie to przejmie ją drugi a potem trzeci). w międzyczasie rozdzieracz powraca z końca obozowiska na pewna śmierę. Lindel rusza na tragarza a ja postanawiam zablokować go kartą "Śliska Podłoga" żeby się wyjebał i przejechał kawałek w innym kierunku. Niestety karta nie działa jak trzeba i niczym Legolas na tarczy w ślizgu, przyspieszam go wprost przed oblicze goblińskiego szefa.

Szefu szybko ginie od krytyka z kuszy Lindela a Nanok z włóczni i Andira z dymiących fiolek (eliksiry - granaty) dobijają resztę goblinów. Tak więc się kończy ta krótka potyczka w obozowisku. Drużyna wygrywa zdobywa trochę złota i artefakt (i oczywiście wdzięczność szlachcianki dla Nanoka :jupi: ). Mam nadzieję że będzie to dobra zapowiedź na przyszłość gdzie ten team będzie rządził. Gorąco im kibicuję. Bardzo gorrrąco!!! :evil: :evil: :evil: .
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Druga przygoda: "Złodziejski Honor" 6.03.2015

Występują:

Lindel - elf "I used to be an treasure hunter like you but then I took my arrow to the knee" łowca nagród (Grizzly)

Nanok of the Blade - człowiek "Ha! Nikt nie jest w stanie mnie zranić" władca bestii (Ariel)

Andira Runiczna Dłoń - człowiek "Oddawaj ten kamień!" Aptekarz (Monix)

Mroczny Władca - "Bach! "Pieczęć Odbicia"" failmaster (Dziubek)

W tej dwuczęściowej pierwszej poważnej przygodzie drużyna musiała uwolnić swojego nowego kompana, krasnoluda Raythena z łap przebrzydłych bestii. Był on więziony na wozie z cztero-szyfrowym zamkiem i aby go wypuścić herosi musieli odgadnąć kolejność kolorów w kombinacji. Ja musiałem przeszkodzić im w tym w 6 tur, aby nie było go z nimi w części drugiej. No w przeszkadzaniu to akurat jestem dobry. Wolę takie questy gdzie nie mam określonego planu, bo mogę na bieżąco reagować na posunięcia bohaterów. Do pomocy w przeszkadzaniu wybrałem Zbójców (Moja nowa ulubiona grupa, praktycznie bez słabych cech. Jest ich dużo jak na ilość bohaterów (Boss + 3 przydupasów), atakują zasięgowo, mają stosunkowo dobre staty i kradną bohaterom karty przeszukiwania, gdy ich pokonają :D ). Do spóły z nimi obszar kontrolowali Goblińscy szamani (Meh...) i mój nowy sługa (z nowo rozbudowywanej talii "Przyzwanie Sługusa - Stado Kruków") Stado kruków :ok: . Jako że nie posiadam figurki stada kruków zastąpiłem go pojedynczym Razorwingiem, bo wygląda zajebiście ale staty ma tak słabe że nigdy nie używałem tej grupy (poza tym i tak działa jako pojedynczy osobnik). Ciekawa opcja na dodatkowego potwora za małą cenę.

Aby odkryć kombinację bohaterowie przeszukiwali ruiny obozowiska Pylia (z którego będą teraz robili wypady na pozostałe misje) i przepytywali ocalałych mieszkańców, czy nie znają kombinacji (czy czegoś nie widzieli :shock: ). Niestety w grupie 8 mieszkańców 4 coś wiedziało, jeden nic a pozostali 3 byli zamaskowanymi Wolkuryjskimi rozdzieraczami :twisted:. Zapowiadało się więc ciekawie. Bohaterowie dziarsko ruszyli do przodu aby odkryć kto jest kim. Lindel z Nanokiem atakowali frontalnie a Andira osłaniała im tyły i rozdawała eliksiry leczenia. Po ich turze ruszyłem zmasowanym atakiem do przodu, mając jeszcze jeden swój ukryty plan ;) . W ostatniej przygodzie drużyna za wygrana zdobyła relikt dodający kostkę w atakach. W odróżnieniu od innych reliktów mógł być on jednak odebrany posiadającemu go bohaterowi, przez pokonanie go a następnie kradzież i ucieczkę przez jakiegoś potwora. Dla moich sług również mógł on służyć aby wspomóc ataki ale wolałem go spieniężyć na 1 PD (bo też miałem taką możliwość). Zakładając możliwą przegraną w tej przygodzie postanowiłem przynajmniej tak zdobyć jakąś nagrodę pocieszenia :| .

Cała horda stworów ruszyła na Andirę i zrobiła z niej krwawą miazgę. Relikt Słoneczny kamień jej wypadł a Boss zbójców pochwycił do i dał nogę na drugi koniec obozu aby tam przeczekać do końca tej części "Nie będziemy go gonić, za daleko jest, trzeba krasnala uwolnić". Lekko zdegustowani herosi w akcie zemsty wymietli połowę moich potwornych zasobów lecz te które zostały dawały odpór i nie puściły drużyny do mieszkańców. Dopiero po 3 turach Lindel zdołał dobiec do wozu i rozpoczął zgadywanie kombinacji (źle). Nanok wspomagał go z tyłu ale tez nie dał rady (znowu źle). Na koniec Andira, przed ponownym padnięciem spróbowała po raz ostatni i tez nie był to jej szczęśliwy traf (ostatnia szansa ;( ). Wóz z Raythenem odjechał w siną dal a drużyna pozostała bez wsparcia na drugą część...

Druga część rozpoczęła się dla drużyny nie za ciekawie. Mocno poranieni po poprzednich przepychankach wiedzieli że muszą się postarać aby tym razem wszystko się udało. Do wygrania było dużo złota (100 + wyniesione poza wymaganą ilość) a wszystko co trzeba było zrobić to pozbierać ukryte skarby na terenie starych wykopalisk (125 złota na 3 bohaterów). Skarbów było dużo to tez Lindelowi od razu zaświeciły się oczy (uszy i nos pewnie też :yy: ). Wszystko było w ukrytych nominałach 4 po 25 zł, 4 po 50 zł, do tego jedno 0 i 3 standardowe skrytki. Moją obstawę wykopalisk w imieniu szlachcica Lorda Mericka Farrowa stanowiły Wolkuryjskie rozdzieracze i Jaskiniowe pająki. Jako bonus Stado kruków (muszę im/jemu jakąś alternatywną nazwę wymyślić) i Merick Farrow we własnej osobie (ale dopiero za kilka tur). Czas dla drużyny to 12 czaso-znaczników otrzymywanych gdy ktoś coś odkrywa lub ginie. Drużyna popełnia na początku tury poważny błąd nie lecząc wcześniejszych obrażeń i biegnie na pałę do przodu łapiąc co wpadnie im w ręce. Nie mają jednak szczęścia i tu ponieważ 2 pierwsze żetony okazują się być warte po 25 złota a zamiast trzeciego, spawnuję dodatkowego wolkuryjskiego rozdzieracza "MImik" :evil: .

Rush drużyny zostaje skontrowany rushem potworów i ich plan zostaje rozbity na kawałki. Moja talia podstawowa na którą tak narzekałem, okazuje się zajebiście combić ze zdolnościami używanych potworów i chodzi całkiem przyzwoicie. "Okrążenie" (dodatkowy atak w otoczonego bohatera) "Zamroczenie" (powtórka testu skilla) i "Śliska Podłoga" :ok: odpowiednio użyte gnębią herosów jak trzeba. Ostatkiem sił Andira ucieka do następnej sali gdzie przez chwilę jest bezpieczna. Znalezione tam złoto to niestety znów 25 i 0 :( ale tu może przez chwilę dychnąć. Ja tymczasem zbieram czaso-znaczniki (5) i przywołuję Lorda Mericka. Działa on trochę na korzyść dla mnie (dodatkowy chłopek, chociaż ze słabym atakiem) a trochę aby pomóc drużynie (jak go zabiją to cofną czaso-licznik o 3). Rozpoczynają więc polowanie na niego, chociaż on w ogóle nie zamierzał się z nimi ścierać. Zajęci dostaniem się do Lorda zapominają o powracających ze wsparcia rozdzieraczach i już liczę czaso-znaczniki za pokonanych Nanoka i Andirę. Lindel wpada do komnaty Mericka i ładuje mu potężny strzał z kuszy za 6 (moja obrona 0), więc ja odbijam to "Pieczęcią Odbicia" i Lindel dostaje tyle samo ran (zostało mu 1 życia :ok: ). Jego dobicie to już tylko formalność. Wszyscy leżą a moje sługi rosną w siłę, chociaż wstający Lindel zdołał drugim strzałem dobić Mericka i ostatecznie cofnął czaso-licznik, dając sobie trochę czasu, to zaraz to odrobiłem znów ich dobijając pająkami i rozdzieraczami.

Na koniec zdobyłem 2 PD za wygranie questa i 3 dodatkowy z ukradzionego reliktu :jupi:. Drużyna zbiera siły zakupując skille za 2 PD (uciułane) aby nie dać mi kolejnej szansy na tak miażdżące zwycięstwo. Życzę powodzenia za tydzień. Będzie wam potrzebne 8-).
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Trzecia przygoda: "Kurhan Barrisa" 25.03.2015

Występują:

Lindel - elf "Jak mi Ettin przypierdzieli to się zaraz położę" łowca nagród (Grizzly) (tu jako Fred)

Nanok of the Blade - człowiek "Samobójczy atak wilka!!!" władca bestii (Ariel) (tu jako Kudłaty)

Wilk - "Woof woof" chowaniec Nanoka (tu jako Scooby Doo)

Andira Runiczna Dłoń - człowiek "Eliksiry. Eliksiry wszędzie" Aptekarz (Monix) (tu jako Daphne)

Raythen - krasnolud "Trop prowadzi tutaj." sprzymierzeniec (BOT) (tu jako Velma)
Rola: pomocnik/Prawdziwa rola: żywa tarcza

Mroczny Władca - "Udało by mi się, gdyby nie ci przeklęci bohaterowie!" failmaster (Dziubek) (tu jako Merick Farrow)

Po dłuższej przerwie spowodowanej absencją graczy, można było wznowić kampanię i udać się do grobowca krasnoludzkiego bohatera Barrisa aby nie dopuścić do zniszczenia pochowanych z nim artefaktów. Ale to dopiero w drugiej części tej przygody, bo w pierwszej drużyna musiała po prostu dotrzeć do tego kurhanu, co wydawało się proste, lecz w cale takie nie było :lol: . Do pomocy od tego questa już do końca kampanii herosi dostali krasnoluda Raythena, który miał ich prowadzić i być ogólnie przydatny. Aby utrudnić bohaterom podróż w tej części postawiłem znów na Zbójców :) , dodatkowo miałem też Goblińskich szamanów (którzy to próbowali obciąć pokonanym lub przygniecionym skałami bohaterom kosmyki włosów aby odprawić rytuał potrzebny mi w drugiej części) i pojedynczego Ettina, który to napierdalał w drużynę skałami i przygniatał ich do ziemi :ok: (działało to prawie za każdym razem tak że team tracił cenne tury na wygrzebywanie się spod stosu kamieni).

Na początek drużyna ruszyła do przodu, chcęc szybko zneutralizować zbójców, którzy w dużej liczbie stanowili dość poważne zagrożenie. Niestety zbójcy wykazali się wyjątkową żywotnością i uparcie wytrzymali tą turę, dając się wesprzeć Nietoperzowi (nowa nazwa stada kruków) i goblinom. Cała ta horda skutecznie zablokowała drogę na kilka tur i pozwoliła ettinowi na swobodną kanonadę kamulcami, od czego herosi często leżeli na ziemi. Zdołałem jeszcze zaskoczyć herosów i wyspawnować dodatkowego Wolkuryjskiego rozdzieracza zamiast drugiej skrytki ze skarbami ale szybko został ubity :( . W tym wąskim przejściu drużyna przepychała się z potworami aż samobójcze ataki wilka (pojawia się atakuje potężnie z 4 kostek i sam ginie) nie zmniejszyły poważnie ich liczby :( . Wtedy to dwugłowy ettiński kloc ruszył ze swojego stanowiska strzeleckiego i zaatakował bohaterów wręcz.

Jego potężne ataki powaliły Andirę i Lindela i gdy już wydawało się że w następnej turze pokonam Nanoka (osłabionego poważnie częstym leżeniem pod kamieniem :lol: ), Napatoczył się Raythen i tak się napaliłem, że kartą "Szał Krwi" (na koniec tury wykonaj 2 ataki a następnie ten potwór zostaje pokonany) postanowiłem skasować jeszcze jego. Ettin zszedł na koniec tury zabierając Raythena ze sobą ale tak naprawdę nie zrobiło to na herosach wrażenia :/ (i tak w drugiej części wraca on w pełni zdrowia). Po tej akcji w drużynę wszedł nowy duch i mimo że gobliny powaliły znów Andirę i ukradły jej włosy to bohaterowie (Nanok z wilkiem) szybko dogonili uciekającego szamana i zniszczyli ukradzione włosy. Nie oglądając się za siebie ani na trzecią skrytkę ze skarbami szybko rzucili się biegiem i uciekli z planszy (wygrywając tą część).

Druga część mimo że zapowiadała się dla mnie dobrze pomimo porażki w pierwszej części i spowodowała delikatne zmniejszenie morale drużyny, wcale dobrze się nie zaczęła. Pomimo mocno pobitych bohaterów, dzięki eliksirom Andiry szybko odzyskali znaczną część zdrowia. Ale do rzeczy na planszy w grobowcu Barrisa mam do zniszczenia dzięki testom wiedzy 4 krasnoludzkie artefakty. Drużyna musi po prostu zabić ich niszczyciela czyli Lorda Mericka Farrowa. Ochrania go Ettin :evil: , grupa Wolkuryjskich rozdzieraczy i Mistrzowie przemian (których boss jest healerem). Wybierając tą grupę zastanawiałem się pomiędzy healerem a ochroniarzem Niewolnikiem Żelaza, ale pomyślałem że healer będzie bardziej wkurwiający dla drużyny i o wiele bardziej mobilny (4 szybkości w porównaniu do 2 szybkości Niewolnika).

Dodatkowo drużyna musiał jeszcze znaleźć w jednej ze skrzynek ze skarbami Żelazną Wielką Pieczęć, dzięki której Lord Farrow był odporny na ich ataki. Herosi ruszyli więc do przodu przewidując rychłą porażkę (gdyż miałem 4 wiedzy Lorda Farrowa i wszystkie artefakty były niedaleko od niego) i rozstawili się w pierwszej komnacie odnajdując od strzała Wielką Pieczęć :shock: . Po tym wyczynie Lord Merick podszedł powolnym krokiem w stronę jednego z artefaktów i...test wiedzy nie powiódł mu się dwukrotnie :shock: . Reszta potworów ruszyła więc na nich obstawiając ich komnatą ze wszystkich stron (z Merickiem został tylko healer). Ettin zdążył jeszcze otworzyć drzwi, ale już nic nie zrobił. Mnie jednak korciło znowu uwalić Raythena, więc zrobiłem ten sam ruch co w pierwszej części. Tym razem jednak Ettinec nie wstrzyknął sobie sterydów i jego przedśmiertne ciosy były tak słabe że zabrał Raythenowi tylko połowę życia (z 10). Rozochocona moimi failami w testach i atakach drużyna urządziła sobie krwawą łaźnię i wytłukła (prawie) wszystko co na nich posłałem. Z drugiej skrzynki skarbów wyskoczył jeszcze standardowo rozdzieracz lecz przeszukujący ją Raythen szybko zakończył jego żywot ;( (znajdując w jego zwłokach artefakt "Żyjącą Czaszkę" dającą +1 do wytrzymałości).

Pod koniec questa, który nie szedł od tej pory po mojej myśli miałem jeszcze nadzieję że Merick coś tam zniszczy, jednak po uwaleniu w końcu pierwszego i drugiego z artefaktów okazało się że trzeci jest oczywiście z mithrilu (znów dwa nieudane testy pod rząd). Lord powinien zainwestować w jakiś kurs DVD "Jak niszczyć krasnoludzkie artefakty krok po kroku" czy coś podobnego bo idzie mu to jak krew z nosa. Gdy w końcu udało mu się zniszczyć trzeci z nich zorientował się że herosi dotarli już do niego wykaszając całą jego ochronę a wilk rzucił się go gardła jego healerowi. Pozostała mi ostatnia szansa na rajd w kierunku czwartego artefaktu, ale i tu bohaterowie prewencyjnie zastawili mi przejście abym ich bezpiecznie nie wyminął :mur: . W przypływie szału za swój ostateczny sukces postanowiłem uznać pokonanie Raythena (które nic by mi nie dało ale więcej i tak nie mogłem zrobić) lecz kraś niczym Frodo uparcie nie chciał zginąć i trzymał się twardo to z 2 to z 1 życia. Koniec końców ostatni z przyzwanych ze wsparcia wolkuryjski rozdzieracz rozszarpał krasnoluda.

Lord Merick Farrow ścigany przez Lindela i wilka skoczył dzielnie do lawy aby nie dać drużynie szansy na przeszukanie ostatniej skrytki ze skarbami i tak zakończyć tą już przegraną przygodę. Drużyna wygrała, choć nie było wcale łatwo. Lecz cóż tak już bywa że nawet najlepsze przygotowanie może być zniweczone przez losowe przypadki (tu nieudane testy cech i wiele faili w atakach). Bez żalu wypłaciłem bohaterom ich zarobione 50 sztuk złota i kartę skilla dla Raythena (gdyż tak on się rozwija, dostaje karty nie za PDki, tylko za wygrane questy). Bohaterowie mimo dużego majątku znów nie znaleźli w sklepiku nic ciekawego a zdobyte PDki ciułają na potężne umiejki za 3. Nie mogę się już doczekać...
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Czwarta przygoda: "Sekrety Kamieni" 13.05.2015

Występują:

Lindel - elf "Jak chodzę to mi eliksiry dzwonią w plecaku" łowca nagród (Grizzly)

Nanok of the Blade - człowiek "W drzwiach staje wiedźma? Rozpinam rozporek!" władca bestii (Ariel)

Andira Runiczna Dłoń - człowiek "Tajemna formuła tych eliksirów pozwala mi skakać wyżej i bić mocniej" Aptekarz (Monix)

Raythen - krasnolud "Ja to przeszukam panocku" sprzymierzeniec (BOT)

Mroczny Władca - "Martwi nie piją eliksirów" failmaster (Dziubek)

Po bardzo długiej przerwie spowodowanej upijaniem się przez drużynę poprzednim zwycięstwem, bardzo trudno było ich wyciągnąć na szlak. Okryci chwałą nie mieli zamiaru ruszać się z obozowiska. Na szczęście Raythen zawsze wiedział co ich kręci najbardziej (to samo co wszystkich bohaterów we wszystkich systemach :mrgreen:). ZŁOTO!!! Po krótkiej naradzie drużyna wybrała się więc do podziemnej świątyni w której spoczywał artefakt Kamień Widzenia, pozwalający widzieć ukryte przejścia i schowane skarby. W swoje łapy chciała go także dostać Ariada (główny boss tej kampanii, tu po raz pierwszy). Aby jednak się dostać do samej świątyni musieli oni w pierwszej części tej dwuczęściowej przygody odnaleźć samo wejście. By tego dokonać należało złożyć ofiary w 4 kapliczkach na planszy w odpowiedniej (sekretnej) kolejności. Moje bestie musiały po prostu te kapliczki rozpirzyć abym to ja zwyciężył pierwszą część :yy: .

Jako że kapliczki miały tą zdolność że mimo 1 życia posiadały 6 obrony musiałem atakować je za 7 lub więcej lub znaleźć jakieś inne sposoby na obejście pancerza :mur: . Jako że w pierwszym akcie chyba tylko ze 3 potwory posiadają taką pulę ataku aby na farta wbić tyle obrażeń, postawiłem na bestie z atakiem przebijającym (niwelującym 1 lub 2 obrony) :ok: . Był to wybór trafiony na 100% i urodzone z niego (z tego pomysłu) Ferroxy (zwierzoludzio-nietoperze), Pająki Zguby (wielkie paskudne arachnidy) i jedna Arachyura (pająko-krab) podołały mu śpiewająco (lub raczej warcząco-rycząco).

Mimo mojego diabelskiego planu herosi ruszyli z kopyta i już po chwili ubili arachyurę (spoko wraca jedna co turę ze wsparcia) i zaczęli modły w kapliczce (zła kapliczka). W odpowiedzi pająki zguby otoczyły kapliczkę drugą, ich ciosy były jednak niecelne. Tymczasem grupa 3 ferroxów przy kapliczce trzeciej próbowała coś zdziałać (2 słabe ataki :( ) lecz dopiero ich szef pokazał jak to się robi i po rozsypaniu jej w gruzy ruszył do czwartej :ok: . Bohaterowie przegrupowując siły uznali że ferroxa na razie olewają, biją po pająkach i osłaniają kapliczkę pierwszą. Raythen i Andira natarli na pajęczaki lekko je nadgryzając a Nanok z wilkiem zrobili z nich paprykarz szczeciński (skille i przedmioty Nanoka tak się ze sobą kombią że spokojnie mógłby się bić w dualu z bossem Cieniowiązem z poprzedniej kampanii :shock: ).

Moja runda rozpoczyna się od zniszczenia przez ferroxowego szefa czwartej kapliczki i ruszeniu w stronę drugiej. Bohaterowie wyczyściwszy już sobie pole pod przyjęcie gości ustawili się w środku pola szczelnie blokując moją powracającą arachyurę. Pomagający jej nietoperz (z mojej karty sługusa) niewiele robił przy w pełni żywych i leczących się wojakach. Odwróciwszy uwagę drużyny ferroxami, przyspieszyłem kartą nowiutką arachyurę i pobiegłem pod pierwszą kapliczkę. Raythen z Nanokiem w tym czasie blokowali dwójkę a Andira biegła modlić się w czwórce i trójce (po tym jak okazało się że dwójka również nie jest pierwsza na liście). Na mojej drodze stanął tylko Lindel lecz nietoperze pokazały mu że jego słabiutka zbroja ma się nijak do ich pazurów (first blood).

Po przejściu przez Lindelowego trupa arachyura rozbiła jedynkę i wtedy dobiegł do niej Nanok (one shot, one kill) za swoimi dymiącymi fiolkami. Ubiwszy wszystkich i rozstawiwszy się przy każdej z kapliczek (z rozbitych też można się było modlić) drużyna złożyła ofiary w odpowiedniej kolejności (4, 1, 2, 3) i odnalazła wejście do świątyni :jupi: . W środku czekała ich jednak tylko śmierę. Zniszczenie 3 z 4 kapliczek pozwalało mi na wprowadzenie mocy klątwy w drugiej części i przeklinanie bohaterów na początku ich tur (nie mogli oni korzystać z niektórych skilli). Goblińscy szamani, Barghesty i Ariada (na razie nieobecna), węszyli świeżą krew. Lindel bardzo osłabiony po części pierwszej trzymał się z tyłu podczas gdy pozostali już atakowali wszystko w zasięgu wzroku, szukając kamienia widzenia (ukrytego w jednej z trzech skrytek). Mimo moich dobrych chęci i zapału drużyna zmasakrowała moje sługi zanim zdołały wyrządzić drużynie większa krzywdę. Próbowałem się jeszcze bronic nietoperzami lecz Nanok (przechuj-combo-kloc) zabijał wszystko nim zdołało do kogoś dobiec i coś zrobić ;( . Na koniec niedobitkami goblinów zdołałem go jeszcze położyć, ale tak jak Troll Chaosu. Jak go powalisz wstanie jeszcze silniejszy i bardziej wkurwiony niż wcześniej :evil: .

Po zabiciu wszystkiego drużyna wzięła się za przeszukiwanie i tu niespodzianka. W pierwszej skrytce był schowany Wolkuryjski rozdzieracz (mimik), który tylko widząc ten pogrom wziął nogi za pas. Nie uciekł jednak daleko bo dopadł go Nanokowy wilk (samobójczy atak wilka :ok: ) i wytargał z jego truchła kamień widzenia. Wtem w sali obok, która do tej pory była zamknięta pojawiła się Ariada, Pierwsza Tego Imienia, królowa Meereen, królowa Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, władczyni Siedmiu Królestw, protektorka królestwa, królowa Wielkiego Morza Trawy, zwana Krwawą zrodzoną z burzy, niespaloną i matką pająków. Zdołała tylko otworzyć drzwi i rzucić kulą czarnego ognia w Andirę. I jak mówią legendy popełniła samobójstwo (postawiła się Nanokowi :lol: ). Dostała cios włócznią od Andiry i zanim zdążyła coś powiedzieć Nanok jednym ciosem ułożył ją do snu (on tłumaczy się że zrobił jeszcze co innego ale ja mu nie wierzę). Tak oto kończy się ta nierówna walka w podziemiach świątyni kamienia. Bardzo dobre rzuty ataku bohaterów, ich zgranie i ogólna taktyka były tym razem nie do przeskoczenia. Widzimy się nie długo na interludium a ciułający cały majątek herosi już ostrzą sobie zęby na jakieś ciekawe fanty :) .
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Piąta przygoda (Interludium): "Sława i Bogactwo" 22.05.2015

Występują:

Andira Runiczna Dłoń - człowiek "Co będziesz robił w następnej turze?" Aptekarz (Monix)

Lindel - elf "Będę leżał martwy..." łowca nagród (Grizzly)

Nanok of the Blade - człowiek "Podajcie mi tą staruszkę. Ja ją ekhm...poniosę" władca bestii (Ariel)

Raythen - krasnolud "Panie, ja tu tylko biegam" sprzymierzeniec (BOT)

Mroczny Władca - "Było napisane "Strzeżcie Się"" failmaster (Dziubek)

Wróciliśmy do poprzedniego tempa grania jak i do poprzedniego zgrania drużyny :). W tej dwuczęściowej przygodzie łączącej pierwszy akt z drugim nasi dzielni herosi musieli wpierw odnaleźć ukrytego na planszy więźnia w postaci staruszki aby pomogła im ona w części drugiej. Ja musiałem ją niestety (lub stety) zabić aby im zadanie utrudnić. Do pomocy w tym procederze miałem za to samych super wojowników gotowych szybko ginąć, wywołując tylko wesołość na twarzach bohaterów. Pojedynczy Ettin nie zrobił nawet takiego wrażenia jak grupa Ognistych Chochlików (z kurwa po 2 życia :shock:. Miałem do wyboru jeszcze Zombie, więc i tak wybrałem lepiej). Dodam tylko że staty odnośnie życia herosów w drużynie wynoszą odpowiednio: 14, 11, 12 i 14 Raythena. Przy tak dobranym zestawie killerów starowinki musiałbym mieć przeciwko sobie grupę ślepych i głuchych karłów kręcących się w kółko i odbijających się od ścian. Po krótkiej wymianie heheszków w teamie, ruszyli oni do przodu i zmasakrowawszy wszystko odnaleźli staruszkę a następnie opuścili tą część podziemi :/ .

Pierwsza część (według mnie niewygrywalna przeciwko mojej drużynie) miała jednak swoje plusy. Dobrałem sobie na rękę trochę potrzebnych mi kart i miałem jako taki plan na część drugą choć nie byłem przekonany co do swoich szans. Druga część działał na podobnych zasadach co pierwsza, lecz tutaj trzeba było odnaleźć "Tajne Przejście". Było ono ukryte wśród 4 zwykłych przejść a strzegły go do tego 3 zamki. Hasło do jednego z nich znała babuszka (i dlatego była drużynie potrzebna żywa). Drugi zamek wymagał serii 3 testów skilli (na co już napalał się Lindel - mistrz wszystkiego). Trzeci zamek trzeba było zniszczyć/zabić jak potwora z 15 życia i ciężką obroną (Nanok już ostrzył swój groźny nóż do skórowania :twisted: ). Na początek jednak herosi musieli przeskoczyć moją obronę w osobie Ettina (ma pojawić się na koniec), Hellhoundów i Upiorów. Wpadają więc oni do pierwszej sali, wyciągają broń, rozdają sobie leczące butelki i... tu ich plan się załamuje :P. Okazuje się że natłok bestii jest silniejszy niż przypuszczali, więc zostają w tej sali przez dłuższą chwilę. Zboostowane uciułanymi kartami hordy Hellhoundów i Upiorów kładą Lindela i Nanoka (ten już do końca spotkania nie opuścił pola na którym upadł po raz pierwszy :yy: ).

Przestraszona Andira razem z Raythenem uciekają stamtąd szukając przejścia na własną rękę (dwa pudła). Mają na to tylko 8 tur a 2 już stracili). W czasie jak Lindel i Nanok po kolei dostają wpierdol na różne sposoby (z kombinacją różnych kart, uderzeń i ziań ogniem (Hellhoundy na propsie). Raythen i Andira po kolei wracają się to znów idą z powrotem pomóc pozostałym (tik tak, tik tak) i tak im pomagają że w końcu odgrzebują się z atakujących ich bestii. Sprytny Lindel używa swojego nowego skillsa i po pokonaniu master Upiora przeszukuje skarby na odległość (dobry drop jest dobry :ok: ). Tu czeka go jednak niespodzianka, bo ze zwłok Upiora wypada Wolkuryjski mimik rozdzieracz. Turę później próbuje tej samej sztuczki na master Hellhoundzie ale ja właśnie przetasowałem talie, bo mi się skończyła i pierwszą kartą jaką pociągnąłem był znów Mimik :mrgreen: . Mam więc teraz dwóch dodatkowych słupów którzy nie idą w ogień tylko czają się po korytarzach, czekają aby to herosi po nich przyszli i stracili na to cenne tury (tik tak, tik tak).

Na koniec tej przygody drużyna w końcu się zmobilizowała i podleczywszy kogo trzeba ruszyła korytarzami ubić rozdzieracze i odkryć który z nich ma w sobie ukrytą drogę do tajnego przejścia. Miał ją na nieszczęście teamu ten drugi a jest już 7 tura więc teraz albo nigdy. Linel zabija rozdzieracza z którego ukazuje się tajne przejście i 3 zamki. Andira podbiega i ze staruszką otwierają pierwszy. Raythen biega gdzieś bez celu zamiast pomagać a Nanok leży martwy w pierwszej komnacie :lol:. Następna tura to już tylko niezgrabne próby zdziałania czegokolwiek ale wszyscy wiemy że nawet jak Lindej od strzała zrobi 3 testy i otworzy drugi z zamków nie mają we troje tyle czasu, aby rozbić trzeci. Dobiega koniec 8 tury i drużyna żegna się ze zwycięstwem w tym queście. Mogło być lepiej, mogła być sława i bogactwo a wyszło tylko bogactwo (uzbierane z przygody złoto waży jednak trochę). Po queście z uciułanego złota drużyna robi wielkie zakupy jak w czarny piątek i szykuje się na akt drugi. Będzie się działo.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Szósta przygoda: "Serce Natury" 28.05.2015

Występują:

Andira Runiczna Dłoń - człowiek "Piję krew tego pająka" Aptekarz (Monix)

Lindel - elf "BOOM!!! Headshot!" łowca nagród (Grizzly)

Nanok of the Blade - człowiek "Jestem tuż za tobą (10 pól za tobą :P )" władca bestii (Ariel)

Raythen - krasnolud "Sami se tam kurwa właźcie" sprzymierzeniec (BOT)

Mroczny Władca - "Tego zastawię, tą zasłonię a jego unieruchomię" failmaster (Dziubek)

Rozpoczynając akt drugi można się spodziewać różnych rzeczy. Potwory są silniejsze, questy trudniejsze a moja talia przybiera na sile. Od strony bohaterów też trochę się zmienia. Mają już kilka mocnych skillsów i właśnie przed tą przygodą zrobili porządne zakupy. Zwykle od razu rzucają się na pancerze i drobne błyskotki (co zresztą zawsze doradzam). Tym razem zaskoczyli mnie biorąc głównie samą broń. Mimo że pierwszoaktowa (sklepik technicznie powinien się odbyć na koniec przygody piątej), to było to najlepsze co mogli z tego wybrać. Oczywiście gdy tylko pojawią się bronie z aktu drugiego to te ich obecne będzie można wrzucić do szrotu, jednakże Lindelowa magiczna laska (ze zdolnością konwersji ran w zasięg i zasięgu w rany) i Andirowy trójząb (dodający punkty ruchu, podpiera się na nim jak na kijkach do nordic walkingu) wyglądały dość groźnie. Nanok jako dumny barbarzyńca nie znalazł nic co odpowiadało by jego żądzy mordu zabijania przeciwników jednym uderzeniem, ale on i jego wilk i tak dobrze już biją :ok:

Zaczęła się więc dwuczęściowa potyczka o tytułowy artefakt "Serce Natury". Był on do wygrania zarówno dla mnie (zapobiegnięcie śmierci pojedynczego potwora, raz na spotkanie) jak i dla drużyny (ocucenie wszystkich padniętych bohaterów w promieniu 3 pól, raz na spotkanie) ale w mojej opcji prezentował się dość mizernie, więc nawet nie miałem ciśnienia żeby go zdobyć. Chciałem za to kontynuować moją drogę zwycięstw i pokazać herosom na co mnie stać :twisted: . W części pierwszej dzielni śmiałkowie musieli zabijać zombie (nienawidzę tych chujów :evil: ) aby nie wspinały się na łodygi podziemnych pnączy i tym samym ich nie uszkadzały (dorywały się do kwiatów na szczycie i odwalały swoje zombie sztuczki). Bohaterowie aby wygrać musieli zdobyć sok z tych roślin, który miał ich ochronić w części drugiej. Po krótkiej naradzie co kto robi ruszyli do przodu i od strzała zostali przeze mnie zablokowanie pajęczymi sieciami (Nanok, Lindel i wilk). Mogli się tego spodziewać widząc że w tunelach oprócz zombie są jeszcze Arachyura i kilka Jaskiniowych pająków (potężne trujące ataki :mrgreen: ). Zyskując dodatkową turę na odplątywanie się drużyny zastawiłem pajęczakami oba dostępne korytarze, wyspawnowałem nietoperza i czekałem na ich ruch.

"Ich Ruch" polegał na ty że Lindel użył swojej umiejętności "W Ukryciu" dodając sobie kostkę w ataku a Andira z "Tajemnych Mikstur" dodała mu kolejną. W rezultacie wypicia przez niego tego koktajlu wychylił się lekko z jednej sali i strzelił do nietoperzy na odległość 8 pól za 9 obrażeń :shock: . Kurwa konwersja obrażeń w tej lasce zrobiła na mnie takie wrażenie że aż pogratulowałem mu tego strzału. Nanok, Raynhen i Andira rozochoceni tym wyczynem skoczyli ubijać pająki i oczyścić drogę do zombie. Druga pajęcza pułapka czekała już jednak na nich w drugiej sali i tym razem znów musieli się zatrzymać :mur: . Lindel znów wyciągnął swoją laskę i nawet bez dodatkowych kostek wypalił w arachyurze dziurę za 7 z 6 pól (chciał później przeszukać jej zwłoki z "Wypłaty" ale nic nie dropła (pusta karta :( ). Tym strzałem niczym pociskiem przeciwpancernym ze snajperki oczyścił na chwilę przejście, które już tonęło w pająkach. Tymczasem niedobitki moich sług powaliły Andirę a Nanoka i Raythena umiejętnie zastawiły tak że nie mogli praktycznie nic zrobić. Zombie w tym czasie już byli na szczytach łodyg i tylko cud mógł uratować drużynę. Wtedy to Lindel po raz trzeci dobył swojej laski, zapomniał jednak wymienić w niej baterie (2 faile) i nie zabił żadnego z oddalonych zombie. Na koniec przed moim triumfem zdołałem jeszcze ochronić skrzynię ze skarbami którą chciał przeglądnąć Nanok, wyspawnowanym na szybko Rozdzieraczem. Lindel doskoczył zza niego i tym razem uderzył za 5 z czego rozdzieracz wybronił 4 :P . Nie dane było herosom zdobyć jakiegokolwiek złota w tej części.

Część druga odbywała się tym razem na powierzchni poprzedniej lokacji w Dzikim Ogrodzie. Porastały go dzikie pnącza (10 sztuk), które to na koniec mojej tury biły wszystkich (bohaterów i potwory) w zasięgu 2 pól od siebie. Ciężko było się między nimi przecisnąć idąc nie mówiąc już o przeżyciu ale herosi nie mieli innego wyjścia. Musieli dostać się do centrum ogrodu i zdobyć artefakt. Ja moimi 2 bestiami miałem poświęcać się w tym miejscu aby splugawić ziemie i go zbezcześcić. Wydawało się to proste i o ile wygrałem część pierwszą nawet szybsze niż zakładałem. Nie znałem jednak mocy pnączy i ich siły rażenia. Wyglądało to tak jakby nagle odpaliło się 10 kolczastych biczy i masakrowało wszystko w polu widzenia :| . Drużyna bardzo szybko pobiegła przez ogród wymijając pnącza i doskakując do krzaków broniących dostępu do artefaktu. Lindel i Raythen dotarli tam pierwsi a Andira i Nanok schowali się w załomie atakowani tylko przez jedno z pnącz. Myślałem co by tu zdziałać aby ich szybko zneutralizować i nieopatrznie wysłałem swoje siły uderzeniowe wprost w objęcia pnączy. O ile Goblińscy łucznicy mieli strzały z czarnego żelaza i szybko rozprawili się z Raythenem (on jest już nieobecny do końca questa) i Nanokiem o tyle ich wątła postura spowodowała że chwilę później cała ich grupa już nie żyła osmagana przez roślinność :-x .

Moje pozostałe 2 oddziały Mistrzów przemian i Hellhoundów, które miały poświęcać swoje żywota w ogrodzie nie dotarły nawet pod pierwsze krzaki ;( . Siła rażenia pnączy była tak potężna że musiałem jeszcze raz przemyśleć swoje posunięcia. Postawiłem na spokojne metodyczne wycinanie chwastów (za akcje) i ruch po kilka pól. Drużyna w tym czasie eliminowała pnącza w pobliżu nieprzebytych krzaków (miały 24 życia i trzeba im było zadać tyle ran w jednej turze, bo na początku następnej wszystko regenerowały :ok: ). Po eliminacji żywej flory w sercu ogrodu herosi stanęli do nierównej potyczki z krzakami. Ale zanim zdołali czegokolwiek dokonać, mistrzowie przemian i hellhoundy już przedzierali się do nich i razem z przywołanymi ze wsparcia goblinami wparowali całą zgrają do ogrodu depcząc po drodze Nanoka (nie jest już taki twardy jak go smagają kule ognia i hellhound gryzie za 7 a później się poświęca). Po tej akcji w drużynę wstąpił nowy duch by tak rzec i krok po kroku wymłucili wszystko co na nich posłałem. Sam trochę im to ułatwiłem, ponieważ napaliłem się aby położyć Lindela, który znów "W Ukryciu" przygotowywał się do potężnych 3 ataków w następnej turze. Jego pancerz jednak nie zawiódł (jako jedyny jakiś ma :ok: ) i został z 3 życia po 2 samobójczych żelaznych strzałach od goblińskiego bossa i 2 samobójczych kulach ognia mistrza przemian (oba sponsorowane przez karty "Szał Krwi").

Mogłem ich (goblina i mistrza) zostawić w spokoju aby tam sobie stali i robili dobre wrażenie (a najważniejsze aby ściągali na siebie ataki przeznaczone na krzaczory). Po ich śmierci tylko nietoperze jeszcze trzymały się jako tako ale nie zdołały w jedną figurkę zastawić bohaterom całego pola rażenia (pozostałości goblinów znów zostały pochwycone i zjedzone przez zarośla :( ). Następuje więc ostatnia (w domyśle) tura drużyny. Albo zniszczą krzaki i ktoś podniesie artefakt leżący za nimi (w nich) albo ja w następnej turze poświęcę tam ostatniego z mistrzów przemian i wygram plugawiąc świętą ziemie :evil: . Zaczyna wilk i atakując samobójczo (ma to wbudowane) wali niestety za 5 (jego samobójczy atak oscyluje między 4 a 9, więc Nanok jest niepocieszony). Sam Nanok bije za potężne 7 (nożyk) a drugi atak pudłuje. Andira bije raz za 5 a drugi atak tak jak kolega pudłuje. Wtem z ukrycia wychodzi Lindel i niczym Gandalf nad mostem w Morii, ładuje laskę w krzak i krzyczy "YOU SHALL NOT GROW" a krzak po otrzymaniu równo 7 obrażeń kapituluje i rozpada się na kompost. Drugą akcją Lindela jest oczywiście podniesienie Serca Natury, co kończy tą bardzo wyrównaną i ciekawą konstrukcyjnie przygodę.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

"TRZĘSAWISKA JASZCZURA" 12.06.2015

Jest to kontynuacja kampanii, którą dawno temu (opis na poprzedniej stronie) zacząłem z Boczkiem i Fallenem. Niestety z powodów osobisto-rodzinnych nie udało nam się jej kontynuować, więc cieszę się że teraz w nowym składzie i z nowymi bohaterami możemy ją dograć dalej. Postanowiłem nie zaczynać jej znów od intra, tylko olałem je i od razu rzuciłem drużynę na głęboką wodę, by tak rzec. Na początek rozdałem każdemu po 1 PDku aby się trochę podszkolili i na tej trochę trudniejszej i ciekawszej niż intro przygodzie popróbowali bohaterskiego życia na szlaku. A więc do dzieła drużyno...

Druga przygoda: "Opustoszała Wieś"

Występują:

Master Thorn - człowiek "Yoga Fire!" rune Master (Fallen)
Rola: Master/Prawdziwa rola: MASTER

Steelhorns - zwierzoczłek "Grrr..." berserker (Kadi)
Rola: Ochroniarz/Prawdziwa rola: Wściekły Byk :evil:

Eliam - elf "Drogi dziadku, zajmij się swoją robotą" harcownik (Venom)
Rola: Tancerz Wojny/Prawdziwa rola: Elfi Wiedźmin z Toporami (jeden na potwory a drugi...na towarzyszy :lol: )

Mroczny Władca - "Moje potwory są słabe, więc jest ich dużo :P " failmaster (Dziubek)
Rola: Ponury świat Niebezpiecznych Przygód/Prawdziwa rola: Pustkowia Chaosu

Podszkolona i zapoznana na targu w pobliskim mieście drużyna, dowodzona przez niezrównanego Mastera Thorna (gratsy za opis :ok: ), wspomagana przez Eliama (gratsy za świetnie dobrany Gif-post opisowy :ok: ) i ochraniana przez potężnego bestigora Steelhorna dotarła w strugach ulewnego deszczu do niewielkiej bezimiennej osady. Planowali tam odnaleźć strawę i nocleg, a znaleźli jedynie pożogę i śmierę. W osadzie już grasowały potwory czekające na świeże mięso po wybiciu wszystkich mieszkańców. Master Thorn zarządził ich szybki i bolesny pogrom. Na początek wysłał magiczny pocisk z atakiem obszarowym i spalił na popiół 2 z 3 harpii. Trzecią w drugim podejściu ubił szarżujący zwierzoczłek a Eliam pobiegł w tym czasie do pierwszego w ciał wieśniaków aby je przeszukać.


Zadaniem drużyny było odnalezienie ostatniego ocalałego mieszkańca wioski a działo się to po odkryciu i przeszukaniu ciał 5 z 8 ciał innych chłopów leżących już z zgliszczach osady. Ja musiałem zabić tego odnalezionego chłopa aby nie wygadał się bohaterom o tym co się tu wydarzyło i kto to zrobił. A także aby nie dał im magicznego pierścienia który był do wygrania dla obydwu stron. Dodatkowo dla herosów po 25 złota za każdych dwóch przeszukanych rolników a dla mnie dodatkowa karta do talii za przynajmniej 4 spaczonych zabitych wieśniaków. Wykonywał to mój sługa Mistrz przemian (nie mylić z Masterem Thornem), spaczając ich i tworząc z nich pomniejszych mistrzów przemian. Do pomocy miałem jeszcze Harpie (słabiutkie nietoperki), Zbójców (chłopi z Nuln :mrgreen: ) i Merrioda (rekin bagienno-lądowy :twisted: ).

Po przeszukaniu ciała pierwszego z wieśniaków Eliam odkył że ktoś go obserwuje. Nie był pewny kto, ponieważ widok przesłonił mu potężny trzy metrowy zwalisty potwór, chłoszczący go mackami i uniemożliwiający ucieczkę. Na pomoc elfowi ruszyłby bestigor, ale Master Thorn zawołał go do pomocy sobie, gdy niszczącym drugim uderzeniem swojego magicznego pocisku zmiótł 2 nadciągających zbójców i czwartą harpie. Czwarty ze zbójców również musiał oddać pole po tym jak od kolejnego w tej turze pocisku umarł trzeci z jego kompanów. Steelhorn nie mógł się zdecydować czy biec tu czy tam więc został w środku osady I ochraniał Mastera. Tymczasem Eliam wspominając lepsze czasy, gdy bestie grały fair i czekały spokojnie każdy w swojej komnacie/chacie/jaskini aż grupa śmiałków po kolei się z nimi rozprawi nie spodziewał się takiej potwornej nawałnicy. Po chwili refleksji leżał już w kałuży własnej krwi a przechodzący nad jego ciałem Merriod kierował się już w stronę reszty grupy.


Merriod wpadł tymczasem na Steelhorna i Mastera mocno ich kalecząc (na śmierć :ok: ). Kilka tur się z nim męczyli aż w końcu położyli i jego (jak na dopiero zaczynających bohaterów był to dla nich bardzo silny przeciwnik). Mocne wsparcie pozwoliło mi szybko uzupełnić niedobory potworów, przede wszystkim dzięki szybkim harpiom i ciałom spaczonych wieśniaków zamienianych po kolei w mistrzów przemian. Widząc co się dzieje i że napór jest za mocny Master postanowił teleportować się stamtąd na drugi koniec wioski do ciał jeszcze nie ruszonych przez bossa mistrza przemian. Pomysł był niby i dobry, tylko że w takim oddaleniu od reszty grupy nikt nie mógł mu już za bardzo pomóc a było w czym pomagać. Podnoszący się Eliam znalazł jeszcze ognistą flaszkę, ale zamiast w pierwszym odruchu ją wypić, postanowił zostawić ją na później. On i Steelhorn zaczęli się przygotowywać do uratowania wieśniaka, bo ja miałem już 3 z pięciu spaczeńców, lecz w sytuacji że mam grupę tylko 4 mistrzów przemian nie ruszani przez bohaterów musieli się oni zacząć sami zabijać abym mógł ożywić wymaganych 5 zwłok. Nie szlo im to najlepiej (słabe/niecelne samobójcze ataki i w miarę dobra obrona :| ), ale po kilku próbach i trupach uzbierałem wymaganą ilość.

Master Thorn, szukał tymczasem natchnienia w spokojnych zagajnikach osady wyrżniętej przez bestie. Podziwiał ładnie skoszoną trawę i okazały sad jabłoni. Jedyna rzeczą psującą ten sielski obrazek był trup jednego z wieśniaków leżący nieopodal dużego ogniska. master ruszył by do obejrzeć i wtedy nagle jakieś dzikie pnącze chwyciło jego jedną a potem drugą nogę i unieruchomiło go na chwilę (dwie pułapki "Drut" pod rząd). Po uwolnieniu się z pęt ruszył powolnym krokiem w kierunku ciała. Uklęknął nad nim, chwycił jego zakrwawione odzienie i obrócił go twarzą do góry. Trup mimo że świeży, zaledwie kilkugodzinny, był największym pijusem w okolicy słynącym ze swojego zamiłowania do domowej roboty bimbru z ogrzego gówna i kory bagiennych drzew. Wyziew jego oddechu tak zaskoczył Mastera (pułapka "Zatrute Strzałki), że ten będąc już i tak bardzo wyczerpanym (ostatni punkt życia), padł nieprzytomny na ziemię. Leżąc tak w strugach deszczu rozmyślał co też wyczyniają jego dzielni towarzysze...

Boss mistrzów przemian zboostowany przyspieszającymi kartami uciekł pozostałym bohaterom i przemieniał już czwartego i piątego z zamordowanych wieśniaków. Eliam użył swojego wyczynu aby przygotować się na natarcie 3 harpii, które już zajęły pozycje przy miejscu ukrycia ostatniego z ocalałych. Harpie nie namyślając się długo ruszyły na niego. Pierwszą zdołał powalić drugą olał i przyjął cios a na atak trzeciej już nie zdołał się przygotować i został przez nią pokonany. Pozostali mistrzowie dopadli tymczasem podnoszącego się Mastera i nie dali mu szybko powrócić do kompanów. Steelhorn natarł na ostatnią harpie, zmiażdżył ją jednym uderzeniem i dopadł do krzaków, skąd właśnie wygramolił się jakiś chłop...

To nie był szczęśliwy dzień Hoba. Zgubił swoją szczęśliwą świnię, przegrał w karczmie ostatnie 10 miedziaków i został pobity. jedyna rzeczą którą mógł w takim wypadku zrobić, było upicie się aby zapomnieć o problemach i trudach życia na wsi. Wziął więc na krechę butelczynę od Razyla (poznaliście go już wcześniej ;) ) i zapił pałę tak bardzo że zasnął w krzakach. Nie obudził go ani ulewny deszcz ani ewidentny festyn który inni mieszkańcy urządzili gdy zniknął im z oczu. Te krzyki radości, szczęk metalu podczas gry na bębnach i pijaństwo a po nim rozbijane butelki nie wyciągnęły go z miejsca w którym się zaszył. Dopiero przemoczone do cna ubranie w końcu nie dało mu już spać dłużej i wyszedł z kryjówki. W pierwszej chwili chciał krzyknąć ale bełt wypełnił mu usta gdy potężny zwierzoczłek chwycił go wpół, zarzucił na ramię i zaczął z nim gdzieś biec. Tuż za nim biegł jakiś jasnowłosy chudzielec pokrzykując "SPOKOJNIE, URATUJEMY CIĘ WIEŚNIAKU !" Hob nie mógł mieć gorszego dnia. Po chwili grupa 3 odzianych w poszarpane szaty zmutowanych magów, magicznymi pociskami powaliła wielkiego byka a on padając na ziemię zdołał jeszcze zobaczyć jak jasnowłosy osłania go z przodu, podczas gdy z tyłu inne bestie już wciągają go wgłąb bagien....To zdecydowanie nie był jego szczęśliwy dzień.

Fabularnie porwany/zabity chłop zaprzepaścił szansę drużyny na wygraną. Na pocieszenie zdobyli oni 50 złota za ognistą butelczynę (która zdołała jeszcze zabić jedną z harpii) i 25 złota za 3 przeszukane ciała. Może nie była to najłatwiejsza przygoda na początek kampanii, szczególnie dla nowych graczy, ale ja widzę w nich duży potencjał. Mają dobre postacie i dobre profesje do nich. Brakuje im tylko ogrania (co mogę robić, czego nie mogę, co mi wolno itp...) i zgrania ("Ty chuju chodź tu i mi pomóż"), lecz to wypracuje się z czasem. Czekam z niecierpliwością na następne przygody, gdyż nowa formuła grania z dużą dozą fabularnych wstawek bardzo odświeżyła moje podejście do tego tytułu. Mam nadzieję że utrzymamy ten styl zarówno w opisach jak i w graniu/prowadzeniu. Ja już wprowadziłem kilka zmian, mam nadzieje że się podobają.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Trzecia przygoda: "Karma dla Czerwi" 15.06.2015

Występują:

Master Thorn - człowiek "Jak się ma piękne włosy, nie trzeba mieć ich dużo" rune Master (Fallen)

Eliam - elf "Wybacz drogi Mistrzu, olśniła mnie twoja szata" harcownik (Venom)

Mroczny Władca (tu jako Bol'Goreth) - "Ha ha ha...O nie!" failmaster (Dziubek)

Wyruszywszy ze szczątków wsi w której przebywali zdecydowanie za długo, Master Thorn i Eliam postanowili poszukać jakiejś zamieszkałej osady. W drodze odłączył się od nich Steelhorn, mówiąc że ma ciekawsze rzeczy do roboty. To znaczy tak im się wydawało że powiedział, bo wydał z siebie tylko kilka nieartykułowanych chrząknięć i pobiegł do lasu. nasi dzielni śmiałkowie mimo początkowych obaw postanowili ruszyć bez niego. W drodze spotkali jeszcze dzielnego bezimiennego rycerza, który to wyzwał Eliama na honorowy pojedynek (o jego legendarną halabardę), lecz elfi woj okazał się niegodny i przegrał w drugiej rundzie. Po kilku godzinach wędrówki natrafili w końcu na oznaki obecności jakichś ludzi. Tak im się przynajmniej wydawało, gdy do śladów wozu które znaleźli, dołączył widok ciągnącego go trolla i uwięzionych w nim wieśniaków. Troll widząc ich wepchnął wóz do wody a ten zaczął tonąć. Śmiałkowie ruszyli im na pomoc...

Wóz tonął w tempie 1 żetono-licznika na turę (lub 2, jeśli ktoś na nim stał i go dociążał). Po 9 żetonach szedł na dno razem z zawartością. Drużyna musiała uwolnić z wozu 4 wieśniaków a następnie uciekać nimi (każdy miał 4 szybkości) po planszy przed potworami i zabić je wszystkie aby chłopi byli bezpieczni. Ja musiałem po prostu zabić wszystkich wieśków, topiąc ich lub zabijając tradycyjnie :D . Do pomocy miałem Zombie (nie wiem czy już wspominałem ale nienawidzę tych chujów), Czerwie Zarazy (bagienne robaki ryjące w ziemi i zarażające chorobami, niestety z bardzo małą szybkością - 2), Merrioda :ok: i Boss Trolla Bol'Goretha (z potężnym osłabiającym go atakiem). Jako że większość planszy zajmowały pola wody dodatkowo utrudniając poruszanie się, zombie nie za bardzo mogły gdziekolwiek pobiec, lecz Bol'goreth od razu wskoczył na wóz i zaczął go dotapiać :twisted: .

Szlachetny Eliam ruszył pospiesznie w kierunku stawu w którym swoja siedzibę obwieścił, głośnym rykiem Merriod. Tymczasem Master Thorn, po tym jak zawiązał but (pułapka Drut), odstrzelił jednym gestem pierwszego z 3 zombie. Po tym wrogim akcie pozostali zombie ruszyli na niego pospiesznie ale jedynie pogrzęźli w bagnistej wodzie. Jedyny który do niego dotarł musnął tylko jego świętą szatę i znieruchomiał. Eliam przyjąwszy cios merriodzią macką zadał pierwszy cios całkowicie ignorując obronę przeciwnika. Master Thorn jedynie przeszedł tamtędy i od niechcenia pstryknął palcami dobijając potwora. Obaj bohaterowie musieli się teraz zmierzyć z potężniejszym wrogiem. Troll już głęboko zatapiał wóz i nie zamierzał z niego złazić, lecz jakieś karłowate postacie wyzwały go na pojedynek. Najpierw skrzyżował broń z Eliamem, jednak ataki elfa nie zrobiły na nim wrażenia. Master Thorn po rozgrzebaniu hałdy kości i błota natrafił na ciekawy artefakt, skaleczył się jednak w palec i ciało jego zaczął toczyć jad (pułapka Zatrute Strzałki). Gdy tak stał sobie spokojnie znienacka oblazły go chmary zombie lecz jego błogosławiona aura tak je olśniła że tylko pogładziły jego świętą szatę.

Bol'Goreth wrócił dotapiać wóz a zombie powaliły nieruszonego turę wcześniej Mastera. Elf skoczył do zamka wozu i rozbił go jednym ciosem. Master Thorn widząc co się święci wstał otrzepał szatę i przygotował się na najgorsze. Po zniszczeniu zamka, troll nie mógł pozwolić aby wieśniacy mu uciekli i w potężnym ataku zmiażdżył Eliama. Drużynie pozostały 2 tury na uwolnienie chłopów. Master podniósł swego towarzysza i zabił jednego z zombie. Eliam gdy wstawał wykonał swój specjalny manewr i przepłynąwszy pod, pojawił się z drugiej strony wozu. Następnie w dwóch akcjach uwolnił dwoje wieśniaków, którzy pobiegli w stronę niebezpiecznej kamienistej ścieżki. Troll z zombie dobijali właśnie Mastera i zwrócili się do Eliama, gdy ten uwolnił pozostałych dwoje więźniów, by w następnej turze dać zatonąć pustemu wozowi. Według planu herosów, wieśniacy mieli rozbiec się każdy w inną stronę aby chociaż któryś z nich przeżył (musiał przeżyć chociaż jeden). Na moje szczęście mieli tylko po 6 życia, więc łatwo ich było ubić :ok: . Po zatonięciu wozu pojawił się pojedynczy Czerw i rozpocząłem polowanie :evil:

To nie był szczęśliwy dzień Hoba. Najpierw przebudził się w jakiejś śmierdzącej jaskini, potem jakiś paskudny wielki troll władował go na wóz z trojgiem innych nieszczęśników i gdy już myślał że nic gorszego nie może się wydarzyć, znów zobaczył tego blondyna którego widział w swojej wiosce dosłownie 3 dni temu. Wtem wóz nagle zjechał do bagna i począł tonąć. Hob co sił wzywał pomocy i mógłby tak wołać jeszcze długo, lecz zaraz przed tym gdy wpływająca woda już zalewała mu usta ktoś chwycił go za rękę. ten sam jasnowłosy jegomość, tyle że bez swojego wołu. Dostał się na brzeg a jasnowłosy nakazał mu biec w stronę kamienistej drogi w dodatku pod górę. Hob co sił w nogach pobiegł tam i tylko kątem oka dostrzegł że pozostali uwolnieni towarzysze biegną, każdy w inną stronę. Jednego starego dziadka dopadł zombie tuż przy stawie. Inną chudą wieśniaczkę jakiś wielki robal gonił aż do zatopionego posągu, by tam ją pożreć. On biegł co sił w nogach ale drogę zagrodził mu ten sam troll przez którego się tu znalazł. Zdał sobie sprawę że jest to ostatni widok w jego życiu i że już po nim. To był jeszcze gorszy dzień niż ten w wiosce. Na szczęście już ostatni...

Po dobiciu trzeciego chłopa Master na spółkę z Eliamem wybili wszystkich zombie i pozostał im tylko Bol'goreth i bagienny czerw, oraz ostatni wieśniak. W samej końcówce starcia Master trafił jeszcze w Elfa atakiem obszarowym aby zahaczyć czerwia do którego nie miał czystego strzału. Skończyło się na 3 ranach Eliama i żadnej dla czerwia :lol: . Na szczęście chwilę wcześniej przeszukując zakamarki zatopionego posągu odnalazł leczniczy eliksir i uleczył swe nadwątlone zdrowie. Uciekający wieśniak dobiegł do stawu, gdzie wcześniej umarł inny chłop, a Eliam dobiwszy w końcu czerwia zadał trollowi kilka ciężkich ran. Osłabiony Bol'goreth ostatkiem sił wbiegł w zasięg trafienia rolnika, lecz w ostatniej turze, tuzż przed dobiciem uciekiniera otrzymał śmiertelne trafienie od Olśniewającego Mastera Thorna. Tak oto skończyła się dla bohaterów ta potyczka na bagnach :jupi: . Uratowali jednego chłopa, zdobyli złoto i odzyskali przegrany w pierwszej przygodzie cockring (to znaczy pierścień, ale troll nosił go trochę inaczej). Normalnie mała ilość bohaterów pływa niekorzystnie na szanse drużyny. Tutaj był to ich atut ponieważ potworów było mało a i Boss miał przez to gorsze staty. Moja około 30% ilość faili też miała tu swój udział no ale czego się spodziewać po zombie (chuje jebane :( ). Do następnego.
Awatar użytkownika
Dziubek
Posty: 120
Rejestracja: 12 lut 2013, 11:03
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Stare kampanie Descent 2ed

Post autor: Dziubek »

Czwarta przygoda: "Trzy Łby, Jedna Myśl" 18.06.2015

Występują:

Master Thorn - człowiek "Wskocz do wody elfie i wyłów to" rune Master (Fallen)

Eliam - elf "Już pędzę ci na ratunek panie" harcownik (Venom)

Mroczny Władca - "Panie, twój but!" failmaster (Dziubek)

Ta szybka, można powiedzieć przygoda, rozegrała się fabularnie tuż przed wejściem do pieczary w której to rozegra się interludium. Bohaterowie musieli odnaleźć zardzewiały klucz i otworzyć stalowe wrota prowadzące do wewnątrz. Klucze były 2, jeden prawdziwy a drugi tylko go udający. Jeden z nich posiadał potężny ettin Grug'nik a drugi miała harpia Chi'kree. Herosi musieli zabić obie bestie by dowiedzieć się które z nich ma ten klucz którego szukają (dodatkowo każda z nazwanych bestii była na koniec warta 50 sztuk złota :ok: ). Na pomoc ettinowi i harpii stawiły się barghesty, pomniejsze harpie i stado kruków (tu w postaci i formie wielkiego nietoperza). Po ostatniej przegranej uznałem że potrzebne mi dodatkowe wsparcie, bo przy małej liczbie bohaterów, potworów też mam mniej a tego nie lubię. Wolę jak zasypują drużynę stadami :twisted: .

Wyruszając na niebezpieczną wyprawę nasi dzielni śmiałkowie nie spodziewali się jeszcze że los będzie dla nich tak łaskawy. Dopiero co wyruszyli z karczmy w której mieli swoją tymczasową siedzibę a oto Eliam zauważył coś błyszczącego na dnie strumienia. Nie namyślając się długo wskoczył po to do wody i wydobył Flaszkę Ognia, artefakt dający pojedynczy atak obszarowy, który zawsze może się przydać w potrzebie. Po ostatniej przygodzie z wieśniakami i wozem Eliam zakupił również u wędrownego handlarza Karwasze Cieni, bransolety pozwalające na osłabianie ciosów potworów. tak wyposażeni ruszyli w drogę i już po kilku kilometrach wędrówki natrafili na szarżujące wprost na nich harpie, nietoperza i barghesty. Poczęli walczyć z nimi na raz, lecz nie szło im za dobrze a Grug'nik tez już zbliżał się nieubłaganie. Master Thorn żałował że i tym razem nie zabrali ze sobą kogoś do pomocy ale był chyba jakiś jarmark czy festyn i pozostali bohaterowie z ich wioski byli bardzo zajęci tego dnia. Ostatnim z pomysłów drużyny było zapędzenie tej całej hałastry na bagna.


Na bagnach (polach wody), rzeczywiście ettin i nietoperz mieli pewne problemy z poruszaniem się ale już latające harpie bardzo dobrze kąsały herosów :P . Po wcześniejszym ubiciu dwóch barghestów, obaj bohaterowie zdecydowali od razu zaatakować Grug'nika (bo w sumie czemu nie, ma on tylko 12 życia i ciężką dwu-kostkową obronę :ok: ). Mimo początkowych trudności z ustawieniem w bagnie, dzięki nowemu skillowi Mastera zdołali go unieruchomić (zapadł się w bagno), by nie mógł im uciec i bić dość mocno sprowadzając go na skraj wytrzymałości. Na moje szczęście wyspawnowałem Chi'kree (która do tej pory latała nad planszą i mogła tak przybyć z odsieczą), żeby wykonała akcję i zamieniła się z ettinem kluczami (na początku on miał ten właściwy), bo długo już nie pociągnie. Zrobiłem to można powiedzieć w ostatniej chwili, gdyż za moment leżał on (Grug'nik) głowami w bagnie po morderczym ciosie Eliama. Od tej chwili bohaterowie byli kilkukrotnie powalani a tury leciały szybciutko (na wykonanie zadania było ich 9 i po tym czasie wygrywałem ja :mrgreen: ).

Dzielni herosi nawet nie przypuszczali że dane im będzie kolejny raz przełknąć gorycz porażki. Przeszukawszy jeszcze ciało jakiegoś nieboraka który został na wieki na tym odludziu, herosi zaatakowali chowającą się na skraju polany Chi'kree. Była ona jednakże twardym przeciwnikiem i dała się tylko zranić przed tym jak jej służka i nietoperz dobili Master Thorna. W tym czasie Eliam wiedziony dziwnym przeczuciem począł biec w kierunku bagna z którego wyszedł chwilę wcześniej ("Mroczny Urok"), mówiąc że coś tam zgubił. Zachód słońca (9 tura) i głośny ryk obwieściły bohaterom że ich misja odnalezienia klucza i otwarcia wrót nie powiodła się. Posiłki potworów nadciągały ze wszystkich stron i tylko głupiec by się nie wycofał. Po powrocie do karczmy, Master począł pisać listy do wszystkich szumowin we wszystkich zakątkach Terrinoth że on, Master Thorn wzywa ich aby stawili się i pomogli mu w jego kolejnej misji. Miejmy nadzieję że jego prośby zostaną wysłuchane.
ODPOWIEDZ