Re: Stare kampanie Descent 2ed
: 05 paź 2021, 12:06
Szósta przygoda: "Poszukiwacz Złota" 22.02.2017
Występują:
Master Thorn - człowiek "Tylko ich osmaliłem :/ " rune Master (Fallen)
Lindel - elf "9 zasięgu? Strzelam!" pogranicznik (Gobi)
Mok - ork "Patrz jaką melodię dzisiaj ułożyłem" bard (Grzesiek)
Mantikora - mantikora "TFU!...(atak przebijający 4)" (W - debiut)
Rola: Niebezpieczna Bestia/Prawdziwa rola: Mięso Dla Kruków
Beastmani - zwierzoludzie "Wrarrrr..." (W)
Rola: Wojownicy/Prawdziwa rola: Biegacze
Valyndra - smoczy ognisty gigant "Uwaga, biegnę z 1 HP" (P)
Rola: Uber Boss/Prawdziwa rola: Worek Do Bicia
Stado Kruków - kruki "KRA KRA!!!" (W - sługus)
Rola: Dodatkowy Potwór/Prawdziwa rola: Dodatkowy Cel
Mroczny Władca - "Ruszasz się o 1 pole na zmęczeniu? To ja też " failmaster (Dziubek)
Po prawie półtora roku od swojej ostatniej misji, Master Thorn był gotów do działania bardziej niż banda grabieżców napadająca w środku nocy na niebronioną osadę. Czekał tylko na odpowiedni moment, jakiś znak lub omen wskazujący mu...co dalej? I doczekał się ale nie tego co przypuszczał. Gdy kobieco wyglądający elf i jego dziwny towarzysz ork (których imion dotąd nie pamięta) zaproponowali mu wspólną wędrówkę, nawet nie podejrzewał w co się wpakował. Następnego dnia (chyba) obudził się na ciężkim kacu, niczego nie pamiętając. Ani jak się tu znalazł, ani co tu się będzie działo. Tylko jego wieloletnie doświadczenie pozwoliło mu szybko się skoncentrować, gdy elf co rusz rzucał w jego stronę "Bij mantikorę, bij ją mocno!!!". Master nienawykły do przyjmowania rozkazów, jeszcze od kogoś takiego jak ten elf mimo wszystko go posłuchał. Ta mantikora nie wyglądała przyjaźnie. Kilka chwil później już było wiadomo po co i dlaczego go tu Ściągnięto...Chodziło o zabicie giganta w czym Master Thorn miał już wcześniej pewne doświadczenie.
Ja natomiast aby wygrać musiałem albo z zabicia 4 górników wynieść z planszy upuszczone przez nich znalezisko (wypadało z ostatniego zabitego) albo pokonać a następnie spętać (za akcję potwora) wszystkich (3) bohaterów. Oba zadania nie łatwe, więc postanowiłem wykonać pierwsze i możliwie w jego trakcie drugie. Wybór potworów padł na szybkonogie i zadające dużo ran bestie (aby mogły i bić herosów i wynosić fanta), które niestety przy tej konfiguracji skilli były słabowitego życia i takiejże obrony . Na początek ładnie otoczyłem drużynę i zadałem kilka ciosów kładąc na dzień dobry Moka (bo mnie od początku zaczął ). Bohaterowie jak to mają w zwyczaju przyjęli niekonwencjonalny plan działania i pędem ruszyli ku najdalszemu z korytarzy uciekając moim sługom . Mantikora i kruki ruszyli za nimi a beastmani wycofali się na z góry upatrzone pozycje aby ich otoczyć. Do czasu wejścia któregoś z herosów na kafel strumienia Valyndra był pod postacią ognistego cienia i był nietykalny dla nich. Sam mógł się tylko poruszać i miażdżyć górników, co też w niedługim czasie czynił.
Odetchnąwszy trochę świeżym powietrzem Master Thorn zauważył że jego nowi kompani mimo jakiegoś planu i chyba dobrego jego wykonania nie mieli za bardzo pojęcia jak zabrać się do zabijania bestii, które co po chwila ich otaczały. On sam wiedział. Dobywszy swego skrzącego od magii runa, ciskał atakami obszarowymi zmiatając kolejne fale wrogów. Przy akompaniamencie wojennego bębenka orka i dziewczęcych okrzykach elfa, podczas napinania cięciwy, Master wiedział że chwila triumfu jest tuż tuż. Dotarłszy na skraj polany, gdzie zaczynał się strumień, Master pobiegł przodem zostawiając kompanów w tyle aby trochę odsapnęli przy jego prawie boskiej kondycji i prawie zmasakrował grupę zwierzoludzi czatujących na niego nieopodal (zostawiając kilku dla towarzyszy, aby nie odbierać im przyjemności z ich ubicia). Zostało tylko jedno. Zabić giganta, gdy tylko się pojawi. Więc Master gotowy aby go powalić, przywołał giganta wchodząc na polanę...W jednej chwili ognisty cień zniknął (zdążając wcześniej zabić dwóch górników) i pojawił się ON. Ognisty smoczy gigant Valyndra, najpotężniejszy jakiego Master do tej pory widział. Lecz nie zląkł się go, o nie. Wiedział że jego dzielni druhowie są z nim, za nim, że go wspomogą...że...Ork właśnie rozkładał pod drzewem koc i wyciągał prowiant a elf zdjął buty i moczył nogi w rzece .
Po zabiciu 2 z 3 beastmanów i lekkim obiciu Valyndry, postanowiłem wykonać plan pierwszy. Ostatni z beastmanów chwycił znalezisko, po tym jak Valyndra dwoma atakami położył pozostałych dwóch górników a powracająca ze wsparcia mantikora i stado kruków zagrodziły bohaterom drogę i osłoniły chowającego się za nimi giganta. Master w dwóch atakach rozgromił oba słupki drogowe a Lindel z Mokiem zaaplikowali bossowi po porządnym ataku. Osłabiony i obity gigant ostatkiem sił (na 1 HP) zdołał jeszcze uciec i schronić się za dwóch beastmanów ze wsparcia (szybko dobiegli po tym jak padli ). Ale i tu Master był lepszy i skoczył bić bossa (po tym jak Lindel zabił jednego z nich). Na szczęście ten wszystko wybronił a pozostały beastman powalił w odpowiedzi Mastera . Koniec końców w rzucie ataku (a nawet dwóch) o zwycięstwo, Lindel najpierw spudłował a następnie pokonał Valyndrę ze swojego kataklizatorskiego łuku. Tak skończyła się ta przygoda, sidequest dla niektórych. Było szybko, krwawo, ogniście i wybuchowo. Na koniec Master, wygraną zbroję z aurytu postanowił sprezentować swoim nowym kompanom za ich pomoc i zasługi (podobno okradli go z niej jak leżał nieprzytomny ale on twierdzi inaczej ) i ich drogi się rozeszły. Czy na zawsze? Czas pokaże.
PS. Bohaterowie NIC nie przeszukali (co się chyba jeszcze nie zdarzyło), więc sklepiku brak. Master i Eliam po ostatniej przygodzie i tak nie mieli złota.
Występują:
Master Thorn - człowiek "Tylko ich osmaliłem :/ " rune Master (Fallen)
Lindel - elf "9 zasięgu? Strzelam!" pogranicznik (Gobi)
Mok - ork "Patrz jaką melodię dzisiaj ułożyłem" bard (Grzesiek)
Mantikora - mantikora "TFU!...(atak przebijający 4)" (W - debiut)
Rola: Niebezpieczna Bestia/Prawdziwa rola: Mięso Dla Kruków
Beastmani - zwierzoludzie "Wrarrrr..." (W)
Rola: Wojownicy/Prawdziwa rola: Biegacze
Valyndra - smoczy ognisty gigant "Uwaga, biegnę z 1 HP" (P)
Rola: Uber Boss/Prawdziwa rola: Worek Do Bicia
Stado Kruków - kruki "KRA KRA!!!" (W - sługus)
Rola: Dodatkowy Potwór/Prawdziwa rola: Dodatkowy Cel
Mroczny Władca - "Ruszasz się o 1 pole na zmęczeniu? To ja też " failmaster (Dziubek)
Po prawie półtora roku od swojej ostatniej misji, Master Thorn był gotów do działania bardziej niż banda grabieżców napadająca w środku nocy na niebronioną osadę. Czekał tylko na odpowiedni moment, jakiś znak lub omen wskazujący mu...co dalej? I doczekał się ale nie tego co przypuszczał. Gdy kobieco wyglądający elf i jego dziwny towarzysz ork (których imion dotąd nie pamięta) zaproponowali mu wspólną wędrówkę, nawet nie podejrzewał w co się wpakował. Następnego dnia (chyba) obudził się na ciężkim kacu, niczego nie pamiętając. Ani jak się tu znalazł, ani co tu się będzie działo. Tylko jego wieloletnie doświadczenie pozwoliło mu szybko się skoncentrować, gdy elf co rusz rzucał w jego stronę "Bij mantikorę, bij ją mocno!!!". Master nienawykły do przyjmowania rozkazów, jeszcze od kogoś takiego jak ten elf mimo wszystko go posłuchał. Ta mantikora nie wyglądała przyjaźnie. Kilka chwil później już było wiadomo po co i dlaczego go tu Ściągnięto...Chodziło o zabicie giganta w czym Master Thorn miał już wcześniej pewne doświadczenie.
Ja natomiast aby wygrać musiałem albo z zabicia 4 górników wynieść z planszy upuszczone przez nich znalezisko (wypadało z ostatniego zabitego) albo pokonać a następnie spętać (za akcję potwora) wszystkich (3) bohaterów. Oba zadania nie łatwe, więc postanowiłem wykonać pierwsze i możliwie w jego trakcie drugie. Wybór potworów padł na szybkonogie i zadające dużo ran bestie (aby mogły i bić herosów i wynosić fanta), które niestety przy tej konfiguracji skilli były słabowitego życia i takiejże obrony . Na początek ładnie otoczyłem drużynę i zadałem kilka ciosów kładąc na dzień dobry Moka (bo mnie od początku zaczął ). Bohaterowie jak to mają w zwyczaju przyjęli niekonwencjonalny plan działania i pędem ruszyli ku najdalszemu z korytarzy uciekając moim sługom . Mantikora i kruki ruszyli za nimi a beastmani wycofali się na z góry upatrzone pozycje aby ich otoczyć. Do czasu wejścia któregoś z herosów na kafel strumienia Valyndra był pod postacią ognistego cienia i był nietykalny dla nich. Sam mógł się tylko poruszać i miażdżyć górników, co też w niedługim czasie czynił.
Odetchnąwszy trochę świeżym powietrzem Master Thorn zauważył że jego nowi kompani mimo jakiegoś planu i chyba dobrego jego wykonania nie mieli za bardzo pojęcia jak zabrać się do zabijania bestii, które co po chwila ich otaczały. On sam wiedział. Dobywszy swego skrzącego od magii runa, ciskał atakami obszarowymi zmiatając kolejne fale wrogów. Przy akompaniamencie wojennego bębenka orka i dziewczęcych okrzykach elfa, podczas napinania cięciwy, Master wiedział że chwila triumfu jest tuż tuż. Dotarłszy na skraj polany, gdzie zaczynał się strumień, Master pobiegł przodem zostawiając kompanów w tyle aby trochę odsapnęli przy jego prawie boskiej kondycji i prawie zmasakrował grupę zwierzoludzi czatujących na niego nieopodal (zostawiając kilku dla towarzyszy, aby nie odbierać im przyjemności z ich ubicia). Zostało tylko jedno. Zabić giganta, gdy tylko się pojawi. Więc Master gotowy aby go powalić, przywołał giganta wchodząc na polanę...W jednej chwili ognisty cień zniknął (zdążając wcześniej zabić dwóch górników) i pojawił się ON. Ognisty smoczy gigant Valyndra, najpotężniejszy jakiego Master do tej pory widział. Lecz nie zląkł się go, o nie. Wiedział że jego dzielni druhowie są z nim, za nim, że go wspomogą...że...Ork właśnie rozkładał pod drzewem koc i wyciągał prowiant a elf zdjął buty i moczył nogi w rzece .
Po zabiciu 2 z 3 beastmanów i lekkim obiciu Valyndry, postanowiłem wykonać plan pierwszy. Ostatni z beastmanów chwycił znalezisko, po tym jak Valyndra dwoma atakami położył pozostałych dwóch górników a powracająca ze wsparcia mantikora i stado kruków zagrodziły bohaterom drogę i osłoniły chowającego się za nimi giganta. Master w dwóch atakach rozgromił oba słupki drogowe a Lindel z Mokiem zaaplikowali bossowi po porządnym ataku. Osłabiony i obity gigant ostatkiem sił (na 1 HP) zdołał jeszcze uciec i schronić się za dwóch beastmanów ze wsparcia (szybko dobiegli po tym jak padli ). Ale i tu Master był lepszy i skoczył bić bossa (po tym jak Lindel zabił jednego z nich). Na szczęście ten wszystko wybronił a pozostały beastman powalił w odpowiedzi Mastera . Koniec końców w rzucie ataku (a nawet dwóch) o zwycięstwo, Lindel najpierw spudłował a następnie pokonał Valyndrę ze swojego kataklizatorskiego łuku. Tak skończyła się ta przygoda, sidequest dla niektórych. Było szybko, krwawo, ogniście i wybuchowo. Na koniec Master, wygraną zbroję z aurytu postanowił sprezentować swoim nowym kompanom za ich pomoc i zasługi (podobno okradli go z niej jak leżał nieprzytomny ale on twierdzi inaczej ) i ich drogi się rozeszły. Czy na zawsze? Czas pokaże.
PS. Bohaterowie NIC nie przeszukali (co się chyba jeszcze nie zdarzyło), więc sklepiku brak. Master i Eliam po ostatniej przygodzie i tak nie mieli złota.