A więc, zaczynajmy.
1. Progi, cele, stretch goals. Z pozoru fajne. W praktyce ma to dać wrażenie, że każdy odblokowany cel dodaje jakąś wartość do gry, której nie dostalibyśmy gdyby cel nie został osiągnięty. Bzdura. Koszt gry i tego co się w niej ma znaleźć jest z góry wyliczony i celem wydawcy jest takie zaplanowanie progów (nie za niskich, nie za wysokich) by były w odpowiednim tempie odblokowane. Wilk syty i owca cała. Po prostu gdyby od początku kampanii było wiadomo co jest w pudełku to po pierwszych kilku dniach ludzie nie mieliby powodów by zaglądać na stronę. A tak, narkotyk działa a my wracamy po nową dawkę.
Większość z tych celów albo i tak stanowi normalną część podstawki (w takim sensie, że gdyby gra była wydawana w trybie normalnym to po prostu byłaby w pudełku bo to wynika wprost z tego co autor zaprojektował), albo jest jakąś maksymalna pierdółką stworzoną tylko na potrzeby kampanii. To niesamowite jak często kawałek tektury czy plastiku potrafi urosnąć do rangi jakiegoś skarbu, który rzekomo jest nam wręczany.
2. Projekt gry. Gdy trwa kampania to większość gier jest nieskończonych i dopiero gry zbiórka zakończy się sukcesem to startuje twardy development. Czyli tak na prawdę kupujemy kota w worku. Ok, jeśli chodzi o gameplay to często jest on pokazany na jakimś prototype, ale to wciąż nie jest gra skończona. Osobiście preferuję oglądnąć końcowy produkt i dopiero na tej podstawie podjąć decyzję o zakupie.
3. Recenzje. Praktycznie wszystkie kampanie zawierają recenzje (zwykle na podstawie prototypu). Po pierwsze, jak taki recenzent dostaje taki prototyp do recenzji to mało prawdopodobne żeby go skrytykował (bo to wyróżnienie, że wydawca się do niego zgłosił), a nawet jeśli to zrobi to wydawca po prostu nie umieści go na stronie kampanii. Po drugie, to wciąż prototyp więc przez pół recenzji słyszymy teksty typu "pamiętajmy, że wygląd kafli jeszcze się zmieni i na pewno w wersji finalnej będzie o wiele lepszy". Poza tym, jak mam wierzyć w bezstronność skoro to wydawca zgłosił się do nich o recenzje. Nikt z nich nie mógł kupić sam gry i zrobić bezstronną recenzję.
4. Ramy czasowe, daty. Teoretycznie w interesie wydawcy jest podanie daty realistycznej (żeby potem nie było pretensji), ale w praktyce podawana data jest raczej datą bardzo optymistyczną, która nie ma szans się ziścić. Bo łatwiej jest już po zakończeniu kampanii powiedzieć, że termin uległ zmianie (i jakoś zawsze okazuje się, że winnym jest chińska fabryka - czego nie da się zweryfikować). Tym bardziej, że po zbiórce pieniądze są po stronie wydawcy, więc nie ma aż takiego ciśnienia żeby dowieźć termin.
5. Ceny. Trzy aspekty. Po pierwsze gry sprzedawane w ten sposób są raczej droższe niż tańsze. Tak, zawierają często figurki (i ogólnie więcej "badziewia", bo taka jest natura ludzka, że dla oczu to robi różnicę), ale nie zmienia to faktu, że gry są raczej z tej wyższej półki cenowej (zresztą pięknie to widać potem po ofertach sprzedażowych, nikogo nie dziwią zestawy za 500-1000zł). Ogólnie można powiedzieć, że targetem są często ludzie, którzy chcą mieć coś większego i droższego, choć oczywiście są wyjątki.
Druga kwestia. Kampanie są globalne, więc koszt jest taki sam dla wszystkich (poza wysyłką). Jako, że zainteresowanie tego typu kampanii jest głównie w krajach rozwiniętych, to dla krajów biedniejszych (takich jak Polska) niestety te gry są droższe niż "normalnie" (porównując do gier wydawanych tradycyjnie). Oczywiście nie zawsze, ale raczej jest to normą.
Trzecia kwestia to koszt wysyłki. Zapomnij o 12zł za paczkomat. Tutaj trzeba liczyć się bardziej z kosztami rzędu 50-100zł.
6. Inwestycja, czekanie. Po skończonej kampanii, gra trafi do nas za jakieś 1-2 roku. Czyli na ten czas zamroziliśmy nasze pieniądze (zapewne kilkaset zł). Inwestowanie ma sens tylko jeśli za czas zamrożenia gotówki jesteśmy jakoś wynagradzani. Oczywiście wydawcy wmawiają nam, że tak jest, często dodają jakąś ekskluzywną zawartość. I nawet jeśli tak jest to i tak uważam, że ryzyko podjęte z kupnem w ciemno, jest niewspółmierne do ryzyka. Jeśli gra okaże się jednak średnia a my będziemy chcieli się jej pozbyć to stracimy o wiele więcej.
7. Hype. Podczas trwania kampanii, wydawca robi wszystko by wznieć jak największy hype. My jesteśmy zajarani widząc te wszystkie obietnice. Świetnie. Ale potem mijają 2 lata, my dostajemy grę i...? No raczej to już nie to samo. Skrajnością jest już fakt, że niektórzy kupujący przyznają, że na śmierć zapomnieli, że kupili daną grę... To ja jednak wolę nakręcić się oglądając recenzję gry, potem komentarze grających, kupić grę i za 2 dni cieszyć się rozgrywką. 2 lata to mogę czekać na wybudowanie mieszkania, a nie grę
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Ta lista mogłaby być o wiele dłuższa, jednak zatrzymam się tu. Powiem szczerze, że im dłużej myślę o tych wszystkich kampaniach to nie znajduję żadnego powodu, dla którego miałbym zrobić to jeszcze raz. Widocznie nie jestem grupą docelową i na tym poprzestanę.