Przez pojawienie się wątku dzień wcześniej, trochę zgłupiałem i przez moment myślałem, że „popsuł” mi się kalendarz i w tym roku 28 luty... Wypada w poniedziałek.
Ale wracając do tematu - To był dla mnie nie tylko szalony, ale też chyba najbardziej intensywny planszówkowo miesiąc w moim życiu! Grałem
CODZIENNIE, co absolutnie nigdy wcześniej się nie zdarzyło! Jasne, paskudna pogoda pociągnęła za sobą brak wyjazdów i pewnie wyłącznie dzięki temu, weekendy spędzałem wyłącznie na graniu. Ale nigdy, przenigdy, nie zdarzyło się, żebym codziennie miał czas i ochotę na łupanie w planszówki. W 28 dni nabiłem aż
51 rozgrywek! I tym razem imprezowe tytuły i popierdółki ograniczone były do niezbędnego minimum. Muszę jednak nadmienić, że po raz pierwszy czuję lekki przesyt i cieszę się, że w marcu wreszcie urlop i wreszcie... Odpocznę trochę od planszówek.
LUTY 2023:
NOWOŚCI:
DEEP VENTS - Kafelkowy engine building od RRG. Spodziewałem się popierdółki, a to bardzo sprytna i angażująca gra. Niestety wraz z rozwojem swojego tableu i odpalaniem wielu akcji, generuje downtime, dlatego na bank niechciałbym w to grać w więcej niż trzy osoby. Pod koniec partii jest sporo akcji do odpalenia, szczególnie jeżeli ktoś zbuduje dobrze działający, złożony ekosystem. Gra jest prześliczna, przepięknie wyprodukowana i zilustrowana. Niestety tutaj również są drobne potknięcia. Ikonografia nie jest najlepsza, więc przy pierwszych rozgrywkach siedzi się z oczami wlepionymi w ściągę, która jest tylko... W instrukcji. Wydrukowałem pomoce dla graczy i już powinno być lepiej, ale skandalem jest, że nie ma tych pomocy w pudełku. Podsumowując wszystkie wady i zalety – wychodzi bardzo solidne
7.5/10. Gdyby nie ikonografia i brak pomocy graczy była by ósemka, bo to dobra, solidna mechanicznie gra, z fajną dawką negatywnej interakcji. No i jej niezaprzeczalną zaletą jest to, że da się rozegrać partię w góra 40 min. razem z tłumaczeniem. (na 3 graczy).
LONGHORNS, czyli dodatek do
MONTANY – Uwielbiam Montanę, ale jakoś ostatnio nie było okazji do powrotu. Dodatek przeleżał na półce ponad rok, aż w końcu stwierdziłem, że trzeba wreszcie do Montany powrócić i zobaczyć, czy Longhorns był wart zakupu. No i muszę powiedzieć, że z jednej strony tak, a z drugiej... Niekoniecznie. Nie jest to na pewno dodatek, który zmieni wrażenia z rozgrywki. Jeżeli ktoś nie trawi podstawki, to Longhorns nie sprawi, że zapała do niej miłością. Ot, mamy tu trzy moduły, które możemy sobie dołożyć. Jeden moduł dodaje lekką asymetryczność - w trakcie gry możemy „odblokować” specjalne umiejętności, ale jednocześnie wydłuża rozgrywkę, a karty projektów, moim zdaniem, nie są dobrze zbalansowane. Niektóre są bardzo trudne w realizacji, inne dość proste. No i tutaj mamy losowe ich rozdanie. Może więc się zdarzyć, że jeden z graczy dobierze same proste, a inny same trudne. Następnym razem, grając z tym modułem, zdecydowanie zaproponuję draft. Drugi, tytułowy moduł, zmienia podstawowe zasady. W dużym uproszczeniu - losuje się pięć kart, które zmieniają zasady gry. W trakcie gry będziemy przesuwali znacznik na kolejną kartę, zmieniając warunki np. działania pól. I wreszcie trzeci moduł, to jakby nowa metoda na pozyskiwanie surowców – ot paczka kart, która dodaje „handel wymienny”. Trzeci moduł jest najmniej inwazyjny, ale jednocześnie najmniej ciekawy. Wydaje mi się też, że za bardzo ułatwia grę. Reasumując – dodatek wyłącznie dla miłośników. Wprowadza trochę różnorodności do podstawki, ale nie jest niezbędny. Nie wiem, czy w Goldrush moduły są lepsze, ale po Longhorns jakoś nie mam ochoty tego sprawdzić i w sumie cieszę się, że Goldrush skreśliłem wcześniej z zakupowej listy. Także Longhorns dostaje ode mnie ledwie
6/10.
MINDBUG – Po krytycznych głosach na forum, spodziewałem się co najwyżej średniaka, ale jednak Richard Garfield nie zawodzi! Bardzo sprytna, mała, pojedynkowa karcianka. Ciężko mi stwierdzić po jednej partii, czy rzeczywiście jest tam większa głębia, ale muszę przyznać, że bawiłem się świetnie, a główkowanie jest niebanalne. Duża rozkmina pojawia się wtedy kiedy stajemy przed decyzją – czy to jest właściwy moment na użycie tytułowego mindbuga? W każdym razie gra czerpie sporo z medżika, ale przy tym jest super prosta do wytłumaczenia. Keywordy są intuicyjne i jest ich kilka na krzyż, więc zdecydowanie łatwiej i szybciej kogoś nauczyć grać w Mindbuga niż w MTG. Dla mnie, starego medżikowca, bardzo miłe zaskoczenie!
7/10 i chętnie pograłbym więcej. Może nawet kupię kiedyś egzemplarz do kolekcji?
STARSHIP CAPTAINS – Gdyby nie solidny kandydat na tytuł „nowość miesiąca”, to właśnie SC zgarnąłby ten tytuł. Bardzo sprytna, świetnie wydana gra, o uroczej tematyce. I muszę przyznać, że choć widziałem już wiele, to tutaj zostałem fajnie zaskoczony oryginalnością mechaniki. Jasne, sporo rozwiązań jest tu super abstrakcyjnych, ale działania graczy łączą się w sensowny ciąg, a ilustracje i cała otoczka generuje bardzo fajny klimacik. Aż się prosi, żeby puścić muzykę ze Star Treka i zanurzyć się w kosmosie! I pomimo tego, że występują tutaj elementy losowe, to i tak mamy bardzo fajną zagadkę przestrzenną i co turę stajemy przed ciekawymi decyzjami, a największe znaczenie ma... Optymalizacja ruchów. To od graczy zależą ich wyniki i każdy ruch wymaga zaplanowania. Reasumując – jestem grą absolutnie oczarowany i chcę ją do kolekcji!
8.5/10
ROZCZAROWANIE MIESIĄCA:
ENDLESS WINTER – Wreszcie doczekałem się rozgrywki i niestety powiało chłodem.
Bardzo na tą grę czekałem, bardzo chciałem, żeby mi się podobała, ale jednak coś tutaj nie „pykło”. Niby nie powinno się złożonej gry oceniać po zaledwie jednej partii, ale nie bardzo widzę, co tu jeszcze można eksplorować. Gra jest niestety bardzo sucha, a mechaniki są abstrakcyjne i co gorsza... Nie łączą się we wspólną całość. Miałem wrażenie grania w kilka minigierek, które nijak się nie spinają. Każda jest totalnie „oderwana” od reszty i żadna nie jest w sumie specjalnie ciekawa. Punkty sobie kapią z różnych źródeł, w zasadzie wszystko, co chcemy zrobić, zrobić się da. Nie ma tutaj więc rozrywających serducho dylematów. Pomiędzy graczami mało jest punktów styku, bo nawet przepychanki na planszy z area control, są mało intrygujące i przynoszą niewielki zysk/stratę. Grając, miałem wręcz wrażenie, że pozostałych graczy mogłoby nie być. Ot, interakcji tu tyle, że ktoś zgarnie jakiś jeden bonus z pola więcej, lub podbierze kartę. Na pozytywny odbiór nie wpłynął też fakt, że grałem w to pierwszy raz, a i tak udało mi się wygrać i to sporą różnicą punktową. No jakoś nie przepadam za złożonymi grami, w które gram po raz pierwszy, wygrywam i nawet nie wiem, co zrobiłem dobrze, co zrobiłem źle, a co mógłbym zrobić lepiej.
Jak ktoś lubi pasjanse z doklejonym tematem, to może czerpać z EW przyjemność, bo gra działa i jest absolutnie obłędnie wyprodukowana. Mico zrobił chyba najlepsze ilustracje w swojej karierze. Szkoda, że niestety rozgrywka nie dostarcza żadnych emocji. Zwyczajnie nic mnie tu nie grzeje. Cytując klasyka "Zima jest, to musi być zimno!". Cieszę się, że nie kupiłem w ciemno, bo bym mocno żałował. Aha – mam nadzieję, że coś nie coś poprawią tam dodatkowe moduły, ale nie wiem kiedy i czy, będę miał to okazję sprawdzić, bo właścicielowi egzemplarza też jakoś specjalnie gra nie podeszła i sam jeszcze nie wie, czy nie zdecyduje się na pozbycie się gry z kolekcji.
6.5/10.
NOWOŚĆ MIESIĄCA:
TRANSMISSIONS – Nie kumam, jak to jest możliwe, że ta gra przeszła bez echa! To najlepsza i najbardziej sympatyczna gra rodzinna, jaka wyszła w zeszłym roku! Mechanicznie to jest zlepek kilku pomysłów, ale główne skrzypce gra tu rondel z polami akcji. Na ręku mamy karty, którymi sterujemy czterema robocikami. Mamy tutaj niewielki engine building, zbieranie setów i budowanie z kafelków połączonych rur. Gra jest obłędnie wydana, dostarcza super ciekawych decyzji, a całą partię da się rozegrać w godzinę (no chyba, że gra się z zamulaczami, bo jest tu pole do optymalizacji). Całość ma tylko jedną wadę – jest tu jedna strategia wygrywająca, natomiast autor gry wypowiedział się na BGG, jak w łatwy sposób to naprawić i od trzeciej partii graliśmy z tym „oficjalnym houserulesem”. Gra zaliczyła u mnie najwięcej rozgrywek w miesiącu i była absolutnym hitem w rodzinie. Wszyscy chcieli w to grać! A moja mama, której większość gier raczej nie podchodzi, tym razem była zachwycona i powiedziała, że jest to jedna z najlepszych gier w jakie kiedykolwiek grała!
8.5/10
POWROTY MIESIĄCA:
ROKOKO – Wreszcie, po wielu latach, zakupiłem egzemplarz do kolekcji. Rany, jakie to jest świetne i sprytne euro! I do tego jakie przyjemne! Mnóstwo ciekawych decyzji, fajna interakcja i emocjonujący wyścig po punkty. I do tego wszystkiego – oryginalna tematyka. Stara wersja jest przepiękna i brak ilustracji Menzla w wersji „deluxe” uważam za największą zbrodnię planszówkową ostatnich lat.
Cieszę się, że udało mi się dorwać pierwszą wersję!
8/10
ROBIN HOOD AND THE MERRY MEN – Zagrane po baaardzo długiej przerwie. I tak, ja rozumiem, że ta gra w wielu miejscach jest „fiddly”, rozumiem, że dało by się wszystko wygładzić, a ikony mogłyby być intuicyjne. Ale na rany koguta! Jak w to się świetnie gra! I to jest jedyny semi coop, który autentycznie działa! Super zabawa, multum emocji i śmiechu. Podobało się wszystkim przy stole. I choć wszyscy, jak jeden mąż, klęliśmy na losowość kostek, to nie odebrało to grama radochy. W przyszłym tygodniu mam nadzieję uda się zagrać jeszcze raz, bo już się umówiliśmy wstępnie na rozgrywkę.
8/10
ŚWIAT BEZ KOŃCA – Wstyd się przyznać, ale chyba ostatni raz ściągnąłem z półki ŚBK dobre pięć lat temu. Musiałem na nowo przeczytać instrukcję, bo nie pamiętałem absolutnie nic. I muszę napisać, że po rozgrywce byłem absolutnie zachwycony. To jest ciasne euro, z bardzo krótką kołderką, a gracz jest non stop gwałcony przez grę. Cały czas trzeba gromadzić surowce na podatki i być gotowym na negatywne wydarzenia. Punktów robi się tu niewiele, bo co chwila się coś traci i czegoś nie można zrobić. To gra dla prawdziwych masochistów, którzy lubią być nieustannie kopani po d...zębach.
Dla mnie absolutna bomba, ale rozumiem, że ludkom może ta gra nie podejść. Ciężko czasami poradzić sobie z frustracją i momentami klnie się tutaj jak szewc. Przykład – wszyscy zgromadzili sukno, by w kolejnej turze je sprzedać. I nagle łup – wydarzenie. Na rynku wybucha zaraza i cały rynek jest zamknięty do końca epoki. Wszyscy zostali bez pieniędzy, a tu do końca epoki pięć rund. Zero kasy w zapasie i w zasadzie jedyny ratunek żeby uniknąć kary za podatki to była sprzedaż sukna. Jak teraz to zrobić, jak rynek jest zamknięty? No i zaczyna się rzeźbienie w gównie, kminienie, jak tu zdobyć choćby dwie monety. No i na koniec epoki, przy rzucie kością na podatki, wszyscy modlą się żeby wypadła dwójka. Uff... Wypadła. Ja kocham takie momenty w grach, w których siedzi się na krawędzi fotela i zawsze jest ze wszystkim pod górkę. Ale w pełni rozumiem, że kogoś taka stresująca planszówka, która karci na każdym kroku, a każdy punkt to "ciężka praca", może nie bawić. Ode mnie -
8.5/10
GALACTIC WARLORDS: BATTLE FOR DOMINION – Znakomite area control z elementami 4X. W zasadzie jest to prawie 4X, bo tylko brak tu rozwoju technologicznego. Do gry powróciłem po dłuższej przerwie, mając wcześniej na koncie jedną partię i muszę przyznać, że za drugim razem wszystko zatrybiło mi w główce. Świetna jest tu mechanika zagrywania kart akcji, bo jednocześnie musimy sobie budować z nich końcową punktację. Czasami więc zagramy kartę, by zrobić coś więcej, a czasami tylko po to by na karcie zapunktować, zadowalając się gorszymi akcjami. Bawiłem się kapitalnie i to nawet pomimo faktu, że pod koniec rozgrywki, zostałem totalnie "dojechany" przez dwójkę graczek. Dziewczyny zawarły pakt, że trzeba „bić lidera”, odebrały mi kontrolę nad dwiema planetami, a poprzez ataki, uczyniły również jedną planetę bezwartościową (każdy konflikt "wyniszcza" planetę i zmniejsza w ten sposób jej wartość punktową) I tak z pierwszego miejsca spadłem na przedostatnie. Niemniej sam jestem sobie winny, bo mogłem przewidzieć taki obrót sprawy i ostatnią kartę z akcjami zagrać nieco inaczej. Gdybym swój ostatni ruch w grze wykorzystał na zagranie innej karty – skończyłbym na drugim miejscu. A tak, no cóż. Trzeba przewidywać, że „Kobieta mnie bije!”
.
8.5/10
THE FEW AND CURSED – Jeden z moich ukochanych deckbuilderów z planszą. Bardzo klimatyczny, z super oryginalnymi pomysłami. Wszyscy bawili się wybornie, ale podczas rozgrywki doszło do jednego corner case’u, na który nie znaleźliśmy odpowiedzi ani w instrukcji, ani w oficjalnym FAQ. Rozgrywka musiała zostać przerwana, bo kumpel chciał koniecznie znaleźć oficjalną interpretację zasad, więc musieliśmy zrobić przerwę na jego poszukiwania odpowiedzi na BGG. Na całe szczęście kumpel znalazł odpowiedź autora gry w jednym z wątków, ale jednak... Niesmak pozostał.
Nadal jest to dla mnie gra, przy której świetnie się bawię, ale nie da się zaprzeczyć, że jest to „klasyczny produkt z Kicksartera”. Jeżeli ktoś ma uczulenie na kiepską instrukcję i nie zawsze precyzyjne zasady, to może się... Wkurzyć. Dla mnie
8/10
GRA MIESIĄCA:
Powinienem tutaj umieścić w sumie
Ark Novę, bo poza Transmissions zaliczyła największą liczbę rozegranych partii i za każdym razem bawiłem się świetnie. Sęk w tym, że Ark Novę już mocno ograłem i gra już mnie nie zaskakuje. Dodatkowo „zwierzaki”, nie są grą tego kalibru co:
LEGENDS OF VOID – Dla mnie ta gra to największe tegoroczne odkrycie! Produkt, który dosłownie rozłożył mnie na łopatki. Ot, niby jest to kolejny miks mechanik, wręcz zżynka z wielu gier, takich jak Terraformacja Marsa, czy Terra Mystica, ale jednocześnie mechanicznie wszystko działa tu jak w dobrze naoliwionej maszynie. Mnóstwo tu głębi, ciekawych decyzji i dróg do zwycięstwa. Ciekawskich odsyłam do dedykowanego wątku na forum, a tutaj tylko dodam, że jest to super przyjemne możdżenie, a długi czas rozgrywki mija, jak z bicza strzelił. Bardzo satysfakcjonująca, porywająca i absolutnie piękna gra. Dla mnie arcydzieło i nie mogę się doczekać powrotu. Mam nadzieję, że w marcu uda się rozegrać kilka partyjek, choć te ambitne plany może popsuć zbliżający się urlop.
9.5/10