Dzięki uprzejmości kolegi z forum o nicku
RUNner stałem się szczęśliwym posiadaczem tej gry. Obiecałem podzielić się wrażeniami z rozgrywki, a więc..do brzegu... do brzegu Wołgi oczywiście.
Ogólnie zagrałem 1,5 raza, za pierwszym razem 3-4 tury celem zapoznania się z zasadami. Następnie reset i jedziemy od początku,na full, a jak, a co... Rozgrywkę rozpocząłem ze wszystkimi zasadami opcjonalnymi, Reduced Starting Morale (Morale na 15), Rubble (obszary miejskie wymagają wojsk inżynieryjnych, aby zyskać bonus do formacji), Northern Shoulder Restrictions (specjalne zasady dla wojsk atakujących z północy), Isolated Soviet Units (izolowanie oddziałów, odcinanie od zaopatrzenia), Parent Organization (minusy do ataku jeżeli wojska niemieckie należą do różnych dywizji), Limited Air Power (ograniczenia związane ze wsparciem lotniczym na obszarach miejskich) i Pavlov’s House (dodany do puli - siła obrony 10 - taktyka obrony - Guard, która działa zawsze, nawet jeśli jest już odkryta).
Krótki raport z rozgrywki. Pierwsze 4 tury to blitzkrieg w najczystszej formie, głównie dzięki zaopatrzeniu. Udało się odciąć północny zachód, a na południu dojść do Wołgi i powoli kierować się wzdłuż niej celem odcięcia obrony na terenach podmiejskich. 24 obszary zajęte. Zostało 5 tur i 16 obszarów do tzw. Zwycięstwa Operacyjnego, czyli spokojnie 3 i raz 4 na turę. Zajęło mi to z 1,5 godzinki, ale dużo było chodzenia przy stole, myślenia co dalej itp. Myślę - dobrze idzie, ale czułem, że wykorzystałem limit szczęścia na jeden dzień. Zatem dokończenie zostawiłem sobie na następny wieczór. To był błąd. Kolejne 5 tur szło jak po grudzie. Zaopatrzenie spadło do około 10 na turę. Walka o każdy metr to krew i pot. Łez nie było, chłopaki z Wehrmachtu ponoć nie płaczą. Starałem się wykonać plan minimum, już nie wygrać, a zdobyć chociaż 36-37 obszarów. Sowieci jednak bronili się jak nigdy, nawet na obszarach odizolowanych od zaopatrzenia. W ostatniej turze jakimś cudem doszło zaopatrzenie, więc udało zając się 39 obszarów. Walka do ostatniego starcia, które niestety przegrałem. Emocji co niemiara.
Podsumowując. Gra bardzo mi się spodobała, dużo decyzji do podjęcia co turę. Nie czułem upływającego przy rozgrywce czasu. Gra jest oczywiście losowa, ale szczęściem tym można w jakimś stopniu manipulować. Ogólnie podczas natarcia starałem się mieć minimum 5+ przewagi nad wrogiem (choć zdarzało się kilka razy zaryzykować na remisie - katastrofalnie w skutkach) oraz nie dopuszczać do walk tzw. Bloody Streets. Morale to ważna rzecz, ale szybko spada, a motywacja jest kosztowna. Jeśli chodzi o zaopatrzenie to największą rolę odgrywa artyleria, jednak podczas rozgrywki z zasadą Rubble bez wojsk inżynieryjnych ani rusz. Z Luftwaffe różnie bywa, choć nie będę ukrywał, że dwa razy wsparcie lotnictwa było decydujące. Trzon armii niemieckiej to wojska pancerne na czele i piechota na wsparciu. Niestety nikt nie jest nieśmiertelny, a posiłki również kosztują. Nie da się mieć wszystkiego.
Grę polecam, bawiłem się przy niej równie dobrze jak przy D-Day at Tarawa. Jak macie okazję to warto spróbować.