
Gram dla przyjemności grania i naprawdę prawie nigdy nie ma dla mnie znaczenia czy wygrałam albo na którym byłam miejscu. Wyjątek: gdy przez kilka czy kilkanaście kolejnych gier przegrywam, to zaczynam odczuwać dyskomfort

Czyli dopóki co jakiś czas wygram to jest ok i nie obchodzi mnie to czy w danej rozgrywce wygram czy nie.
Jednak doskonale rozumiem, że dla większości graczy gry to rywalizacja, która na wyłonić jednego zwycięzcę. I znam ten zawiedziony wzrok, gdy okazuje się, że ktoś zajął pierwsze miejsce, ale nie sam. I jeśli to ja jestem tym graczem, który wygrał też, to cieszę się jeśli sposób rozstrzygania remisu zrzuci mnie na drugie miejsce podium. Niech się tamten cieszy.

To cenne też dlatego, że zwiększy zadowolenie tamtego gracza, co z kolei zwiększy szanse na kolejne rozgrywki (o czym ktoś już wspominał). A nierozstrzygnięty remis pozostawiłby niesmak.
Ale kiedy już są jakieś metody rozstrzygania remisu to też wolę, żeby miały one jak największy sens i uzasadnienie. Np. to, że ktoś uzyskał ten wynik w mniejszej liczbie akcji albo przy użyciu mniejszej liczby kart. A nie np. w grze worker placement ten, którego pionki tworzą na planszy najładniejszy wzorek albo najbardziej się przytulają, bo są na planszy najbliżej.