Słabo to widzę, tak jak i cały grudzień. Nawet i dzisiaj (wczoraj już właściwie), na oderwanie się - w końcu - od dwóch tygodni pod znakiem okrojonego składu (to już chyba tradycja), hałd towaru, bo domykanie kwartału na kontrakcie/bo rabaty od stycznia spadają, i fal ludzi chcących zadbać o zapas lekowy, póki jeszcze nie przewalili całego hajsu na alkohol, fajerwerki, koperty dla księdza i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy z mojej shortlisty do ustawowego zakazania, no więc w końcu w piątek miało być wypoczywane i konkret grane w tym domu, a ostatecznie ani nikt nie odpoczął, ani nic szczególnego zagrane nie zostało, poza pojedynczą partyjką w
Niezbadaną planetę.
Jeśli w kolejnych dniach będzie coś grane, to albo coś prostego, maksymalnie poziomu
Wyprawy do El Dorado, jak teściowa przyjedzie na święta, i może jeszcze ambitniejsze pozycje pokroju
Dobble jak wpadniemy do moich rodziców. W cokolwiek większego pogram co najwyżej solo, a i to jedynie online, bo przecież na święta każdy blat się przyda (a zaczynałem się wgryzać w
Podwodne miasta!). Po świętach szykują się jeszcze popołudniowe zmiany i sobotni udział w zamykaniu roku w pracy, tak że... ja już tylko liczę na Sylwestra i Nowy Rok. W planach cięższej wagi
Brass Birmingham,
Diuna: Imperium (może z multiplejerowym debiutem
Potęgi Ix) i - nauczeni ostatnią niedzielą, kiedy nas dość mocno zmiotło z planszy po wcale nie tak poważnym zestawie 3 gier - stawiamy jednak na rzeczy lżejsze, pokroju
Brzdęków i wyżej już wspomnianego
El Dorado, choćby też dlatego, że W. jeszcze w ogóle nie miał styczności z dodatkowymi modułami.
Ambicje są większe, owszem, jak wciąż odkładane
Rome & Roll czy nowości
Everdellowe (dwa dodatki i nowe fanowskie karty), ale jeśli już, to pewnie w styczniu to dopiero nastąpi. 3/4 miesiąca z nami, a myśmy nawet jednej partii w
Neuroshimę Hex w tym miesiącu nie rozegrali, no heloł.
Wielkie zazdro dla tych, dla których grudzień czy okres okołoświąteczny oznaczają dłuższe wolne albo czas na ukojenie nerwów.