W listopadzie wpadło 77 partii. Sporo nowości dzięki dwóm konwentom jakie odbyły się we Wrocławiu(Gratislavia i Games Fest). Udało się domknąć solo przygodę w Folklore(wszystkie dodatki ograne, gra poszła na sprzedaż), przejść księgę z zagadkami i rozpocząć nową kampanię w Primalu(spokojnie w grudniu się zakończy). Miesiąc pomimo urlopu obfitował w wiele partii. W poprzednim miesiąciu wieszczyłem, że lepiej nie będzie, a tutaj wpadł rekord(ale też wiele partii to takie króciutkie filerki i gry dla dzieci).
NOWOŚCI
Primal: The Awakening(8/10) – wbiłem 6 partyjek. Pokonałem 3 stwory. Gram w 2 osoby po 1 postaci. Zasady proste. Mechanicznie bardzo przyjemnie. A wrogowie potrafią nas bardzo szybko pokonać. W przegranej walce ze skalnym stworkiem odpalały się po prostu chore comba. Był w stanie włupać po 6 obrażeń obu graczom i to w odpaleniu jednej reakcji(ona odpalała kolejną, ta kolejną albo dalsza część rundy, gdzie nic nie możemy zrobić odpali kolejne). Comba, jakie tutaj czasem idą potrafią odebrać zwycięstwo w okamgnieniu. Tak przynajmniej było z 2 z 3 stworów. Trzeci okazał się wręcz banalny i ze sporym zapasem życia udało się go pokonać, co niestety wrzuca pytanie o balans. Każda z postaci skupia się na czymś innym i to jest fajne, że mając łucznika to nie tylko rzadko staniemy się graczem agro(na nim skupia się wróg), to jeszcze będziemy mogli wyłączyć niektóre akcje wrogowi. Z kolei bohater z wielkim mieczem skupia się na wielu atakach i wrzucaniu otwarć pozwalających zadać więcej obrażeń. Bestie są odczuwalnie różne. Każda ma jakąś unikalną mechanikę, na której jest oparta i trzeba brać ją pod uwagę by nie zarobić tony obrażeń. System reakcji mi się podoba, trzeba czasem przeczekać lub wykonać słabszą turę by nie pozwolić wrogowi na odpalenie się. Gra składa się z 11 rozdziałów. W każdym wybieramy jedną z dostępnych misji. Każda misja to inny wróg i tak po minimum 12 walkach(dochodzi prolog) gra się skończy. Sama podstawka dla 2os to spokojnie dwa całkiem inne podejścia. Potworów jest dużo i każdy ma 3 poziomy, co rzutuje na dostępne uzbrojenie. Co ciekawe, nasza broń wskazuje z jakich kart budujemy naszą talię, więc nie dostarcza wyłącznie umiejki plus liczby zadawanych obrażeń. Z dodatkami obstawiam, że i 4 kampanie będą bardzo różne od siebie. Tutaj jedynie brak mi kolejnych bohaterów, ale różnorodny sprzęt może zrobić wystarczającą różnicę. Na razie jestem grą zachwycony. Dawno tylu przegranych nie zaliczyłem. Na razie mam w planach zaliczenie 3x kampanii. Potem się zobaczy czy jest jeszcze co odkrywać. A, fabuła. Jest, ma ładne grafiki, ale jak na razie to takie tam pitu pitu o potworkach co się przebudziły i łażą poza swoimi zwyczajowymi obszarami. Zobaczę jak się rozwinie.
The Book of Rituals(6/10) – z serii książek ta mi się podobała najmniej. Wszystko przez to, że część zagadek wymaga elementów, które odblokowujemy później(nie rozumiem po cholerę robić taki zabieg), fabuła nie istnieje(parę zdań na początku każdego rozdziału i na zakończenie, w kopalni to czułem jakbym książkę czytał, wkręta tam była świetna), a finalne zagadki zwane rytuałami była po prostu nurzące. Mamy zwykle kilka punktów i należy je wykonać. Myślenia wiele tam zwykle nie ma, tylko trzeba odpalić algorytm typu zaznaczenia tak par liczb by żadna para się nie powtórzyła. Wiemy, co mamy zrobić, ale dojście do tego mnie po prostu nudzi. Na szczęście zwykle dało się znaleźć jakieś układy, które były pewniakami i tym samym zawęzić układ, ale i tak było to męczące, w porównaniu do innych zagadek, które w 90% polegamy na znalezieniu odpowiedzi, co mamy zrobić, a potem to już szło z górki. W sumie wszystkie zagadki były dla mnie klarowne. Nie spotkałem żadnej by nawet po podpowiedzi zamysł autora był niejasny, ale w niektórych dało się przeskoczyć część kroków lub olać część podpowiedzi by dojść do rozwiązania szybciej. Księgę ukończyłem. Póki grałem w 2os to mieliśmy zero podpowiedzi. Samemu jednak już trochę nabrałem. Co dwa mózgi to niejeden

Jak ktoś lubił pozostałe to będzie się bawił dobrze, reszcie proponuję poprzednie księgi.
Miasta marzeń(6/10) – zagrane na 2os. Gra jest banalnie prosta. Budujemy swoją dzielnicę. Składa się ona z 9 kafelków, które złożone są z pól pod budowę, wody lub parku. W swojej turze zagrywamy mepla na 1 z 16 pól. Po 4 na typ akcji. Mamy karty z celami, które punktują na koniec gry za różne elementy naszej dzielnicy(wielkość parku, liczbę osobnych pól wody, wysokość budynków itp.). Kolejnym polem są kafle terenu, które dokładamy jak w każdej innej grze kafelkowej, bokiem, ale nie ma żadnych innych obostrzeń, prócz, że finalne pole musi być 3x3. Możemy też dobierać plastikowe budynki, które układamy na odpowiadającym kolorem polu działki lub już położonych budynkach w tym kolorze max do poziomu 4. Finalne pola to żetony, które stawiamy w parkach, na wodzie lub działkach budowlanych. Żetony działają, jako sety, które liczymy per dany obszar. Po 4 rundach gra się kończy i liczymy PZ z kart celów, setów oraz specjalnych celów z kafelka miasta, w którym budujemy działki. Tych jest sporo i każdy skupia się na czymś innym. W grze, kto pierwszy osiągnie dany cel ten stawia swój znacznik na najwyższym dostępnym polu punktowym. Gra idzie szybko. W sumie wyborów wielu nie ma. Na każdym rzędzie akcji ostatnie pole zawsze oferuje zakryte elementy, ale w większej liczbie niż przedostatnie, więc czasem jest to warte ryzyka. W 2os zbiera się wszystkie wystawione elementy. Dla mnie stanowczo za proste. W 2os też często w połowie rundy już było widać, kto co weźmie i tylko to zbieraliśmy by przyspieszyć. Gra dla mnie nie oferuje niczego unikalnego, czego gdzieś bym już nie widział. Typowe OK. Działa. Jako fillerek można zagrać w 30min, ale jest to tytuł, który szybko zniknie z sieci i słuch o nim zaginie.
Draft & Write Records(5/10) – grą byłem naprawdę zainteresowany i myślałem o zakupie, ale oferty po 200zł mnie nie przekonywały. Opinie słyszałem bardzo dobre i…dla mnie całkowite MEH. Gra robi wszystko, co w tytule. Najpierw draftujemy karty, które są akcjami pozwalającymi nam zakreślić odpowiednie symbole w danych lokacjach. Niestety akcje odpalamy od razu, więc nie mam mowy o ustawieniu sobie kolejności, w jakiej będziemy chcieli je odpalić(może i dobrze, bo downtime byłby spory). Wybieram, zagrywam i przekazuje resztę przeciwnikowi. Większość pól to znany standard. Siatki, w których wykreślamy takie lub owakie symbole. Raz zdobędziemy bonus za wykreślenie pola. Raz za cały rząd lub kolumnę. W innym jak obok siebie dwa skreślenia zaliczymy. Combogenność jest wysoka jak to w takich grach bywa. Tu skreślimy to da nam bonus do innej ramki, tam też coś się odpali itd. Największą różnicą jest ramka z tworzeniem zespołu. Mamy tam Lead Singera, muzyków, nagłośnienie i ekipę od wszystkiego. Zagrywając kartę muzyka wpisujemy go w dostępne pole. Daje nam to PZ(można odpalić mnożnik do tego) oraz koloruje 3-4 kropeczki wokół. Jak kolorki się zgodzą między członkami zespołu to dostajemy bonus synchronizacji, czyli znowu wykreślimy jakieś pole w jakiejś ramce. Prócz tego na koniec każdej rundy sprawdzamy realizację dostępnych celów. Typu wykreślenie X pól w danej ramce, posiadanie danych muzyków, wykreślenie konkretnych pól itd. Jak spełniamy to otrzymujemy PZ, karta spada i na nową rundę pojawi się kolejna. Gramy do momentu aż ktoś nie uzupełni całego zespołu, nie zaliczy 8 misji lub popełni 6 pomyłek. Jak się to stanie to dogrywamy akcje do końca, przechodzimy do celów i kończymy. Gra wygląda na ciekawą, ale jest tak cholernie losowa przez tych członków zespołu, że chciałem zrobić table flipa. Łączenie kolorków daje bardzo dużo i jest młynem na nasze comba. Nie sposób jednak czegokolwiek pod to zaplanować, jeśli nie znamy na pamięć dostępnych układów. Każdy członek ma losowo rozmieszczone kolorki i to na dodatek w różnej liczbie kolorów, więc przewidzieć się nie da nic. Stawiam muzyka w danym rzędzie i pozycji a potem może się okazać, że sorry, ale jakbyś postawił go w lewo czy prawo to byś zaliczył combo. Boli to, bo w sumie sprawczość żadna. A boli podwójnie jak przeciwnikowi akurat elegancko wchodzi xD Do Rzuć na Tacę gra się po prostu nie umywa. Grałem w wiele roll&write czy tam zamiast kości w karty(seria Welcome To) i w sumie tak złej opinii po partii nie miałem(prócz gry The Office, która była po prostu bardzo nudna). Może to przypadłość na 2os, ale liczba kart członków zespołu bywała przytłaczająca w danych rozdaniach i nie pozwala zrobić niczego, co się chciało. Pomimo draftu czułem, że sprawczość jest niska. Żona z drugiej strony bawiła się lepiej i choć opinię o grze ma lepszą to do kolekcji też jej nie chciała zakupić. No cóż, udało się ponownie uniknąć nietrafionego zakupu.
Fortune and Glory: The Cliffhanger Game(7.5/10) – w końcu po kwartale poszukiwania ekipy znalazłem chętnych, którym wcisnąłem na siłę ten tytuł w gardło by zagrać

Na moje szczęście gra wszystkim się podobała jako lekki wyścig z toną rzucania i zabawnymi akcjami. Gramy jako poszukiwacze przygód i artefaktów. W wersji pvp ścigamy się o to, który z graczy zbierze jako pierwszy 15 fortuny i wróci do swego miasta startowego. Jest to typowa gra żab, więc mamy sztandarowe rzuty na ruch(choć jest wariant stałego ruchu o 4), grafiki to zdjęcia prezentujące się co najwyżej jak kadry z filmów klasy B, do tego wszystko rozstrzyga się rzutem kości. I tak biegamy po mapie świata, na której rozsiane są miasta oraz artefakty, które przyniosą nam fortunę i tym samym zwycięstwo. Zbieranie artefaktu wygląda tak, że ciągniemy karty z talii zagrożeń i wykonujemy testy. Jak zrobimy liczbę zagrożeń równą liczbie podanej na artefakcie to go otrzymujemy. Karty zagrożeń są typową kliszą znanych z filmów przygodowych scen. Mamy pułapki, które mogą nas wrzucić do jamy z krokodylami, mamy dziurawe mosty zawieszone wiele metrów w powietrzu, pościgi samochodowe, ucieczki łódką itd. W sumie co by wpadło Wam z Indiany Jones to tu pewnie jest. Każda zaliczona karta przybliża nas do otrzymania artefaktu, ale też daje punkty chwały(Glory), która w grze jest walutą(kupujemy za nią sprzęt i sojuszników). Z zagrożeniem jest tylko jeden myk, jak nam się noga powinie to kartę obracamy na drugą stronę, stronę Cliffhanger(i już cały tytuł gry rozwiązany). To przerywa nam turę, a w kolejnej mierzymy się z trudnym testem, którego jak nie przejdziemy to zostajemy pokonani. Gra to wyścig. Staramy się jak najszybciej zdobyć wymaganą fortunę, ale jak przegniemy to może nas to wiele kosztować. Gra dorzuca oczywiście wrogów. Mamy zwykłe mobki jak naziole i bandyci, ale też potężniejszych złodupców, którzy będą ścigać się z nami o odzyskanie artefaktu jak i atakować nas za każdym razem jak się im nie wymkniemy. Do tego dochodzą dodatkowe reguły szukania artefaktów w głębokiej dżungli oraz przeczesywania świątyń. Jest dynamicznie i jak dwóch graczy ściga się o ten sam artefakt to adrenalina buzuje. Szkoda, że prócz prześcignięcia kogoś w zdobyciu artefaktu to wiele więcej zrobić innemu graczowi się nie da(są jeszcze wydarzenia, którą mogą komuś utrudnić). Na 3os w sumie raczej każdy robił swoje i interakcji czy wyścigu wiele nie było. Grę skończyliśmy w godzinkę, więc idealny dla mnie czas jak na grę, która ma być dodatkiem niż głównym daniem. Co mi się spodobało prócz klimatu i walki z nazistami to system testów. Rzucamy określoną liczbą kości względem podanej statystyki i musimy osiągnąć konkretną liczbę sukcesów, ale po każdym rzucie, w którym udało się uzyskać choć jeden sukces, zapisujemy liczbę sukcesów i przerzucamy wszystkie kości. Dzięki temu większość testów wchodzi i nie miałem poczucia, że los jest przeciw mnie, tym bardziej jak trafiałem na testy gdzie kości miałem sporo. Domówiłem sobie mini dodatki już. Gra mi siedzi, na pewno chcę spróbować wersję full coop na 2os. Grę będę pchał jako drugi tytuł na moich sesjach by zobaczyć czy faktycznie warto zostawić. Na razie jak najbardziej. Na minus dodam tylko insert, z którego karty wysypują się jak leci, pomimo, żę mają swoje kieszenie, to niczym nie są dociśnięte i po trzymaniu pudła bokiem muszę trochę sortować. Gry żab mi siadają tak bardzo, że w sumie zastanawiam się nad kolejną, ale już tej loteriady kostkowej mi już raczej wystarczy.
A Gest of Robin Hood(8/10) – jedna partyjka z tłumaczeniem zasad, ale od razu na pełnych. W sumie zasady bardzo przyjazne. Wykonanie dobre. Jedynie brakowało mi karty pomocy z dostępnymi akcjami wroga by mieć jasny obraz tego co może zrobić i za co. Prócz tego bardzo przyjemne przeciąganie liny. Szeryf z jednej strony może zbierać tonę kasy i łupać z tego punkty zwycięstwa, ale daje to dwie rzeczy. Po pierwsze Robin ma na co napadać, a po drugie wkurza tym wioski, które zaczynają się buntować. Co z kolei ułatwiaj zgarnięcie przewagi Robinowi co specjalną fazę(bodaj 3x w grze). System typowo COINowy, więc pierwszy gracz decyduje jaką akcję chce wykonać. Czy to będzie pojedyncza akcja pozwalająca zachować kolejność czy może zagranie wydarzenia lub odpalenie dwóch różnych akcji. Wydarzenia jakie się przewijają jak zwykle są lepsze dla jednej ze stron i nieraz można wziąć wydarzenie tylko po to by przeciwnik go nie odpalił. Ja lubię takie podejście. Akcje jakie szeryf wykonuje to ruch wojskami, przeszukiwanie lasów(odkrywanie jednostek Robina i jego samego), wrzucanie do pierdla jednostek wroga oraz niszczenie obozów. Do tego może tworzyć karawany, o których wspominałem i gasić powstania. Robin z kolei skupia się na atakowaniu karawan, wywrotowej działalności, która buntuje wsie i napadaniu bogu ducha winnych przechodniów(gorzej jak trafi zakutego w pancerz rycerza xD). Gra co odpalaną z kart specjalną fazę sprawdza czy jedna z frakcji nie przeciągnęła sił na swoją stronę w wystarczającej liczbie do natychmiastowego zwycięstwa. Jak nie, to gramy dalej i robimy pewien cleanup. W ostatnim liczeniu wygra gracz, po którego stronie jest przewaga. W sumie gra jest wręcz mała. Pudełko jest wypchane. Mamy co robić i akcje wroga nas bolą. Przeciąganie nie jest takie proste i co ważne nie da się od ręki kontrować każdej akcji wroga. Raczej trzeba liczyć się, że nasze działania mogą pociągnąć takie czy inne otwarcia dla wroga. W sumie grę do kolekcji bym z miejsca kupił, ale żonie nie siadło ☹ a na mieście grywam prawie wcale w 2os. Gra trybu solo nie ma, więc nie mam co się łudzić bym miał wiele okazji do zagrania. No nic, może kiedyś
Ironwood(7/10) - w sumie po wielu opiniach spodziewałem się ciekawej gry, a otrzymałem dobrą i tylko dobrą grę pvp. Szczerze nie wiem o co tyle zachwytów, bo nasze akcje i to co robimy w każdej rundzie jest w kwadrat powtarzalne i skupia się na ruchu, ataku oraz akcji specjalnej by realizować nasz cel. W sumie przez to, że każdy zagrywa po 1 karcie(rzadko 2) to póki nie dajemy wrogowi pola manewru to…będzie panować impas. W sumie przedłużać partię chcą Ironi, którzy muszą nastukać te 15 kryształów do zbudowania 3 budynków. Drewno od razu może przystąpić do wyciągania totemów, bo im szybciej się za to zabiorą tym lepiej. IMHO jak Ironi powoli rosną w siłę, bo postawione budynki dają im dodatkowe obrażenie w walce, tak Drewno jest takie samo przez całą grę. Mało jest kart dających pasywne bonusy, które byłyby z nami dłużej. W sumie rozwój jest dla mnie tutaj mocno ograniczony, na pewno to nie jest Rebelia czy choćby Hrabstwo Harrow. Na plus czas gry, który mieści się w godzince, wykonanie, ale tutaj znowu Ironi wypadają lepiej(lepsze wykonanie i ciekawsza frakcja, a na dodatek słyszałem też już głosy o tym, że silniejsza – w sumie im nie da się przeszkodzić inaczej niż utrzymywać ich siły z dala od punktu gdzie postawili fundamenty, Drewno ma o tyle gorzej, że po 2 rundach totem spada i trzeba od nowa go odnajdywać). Coś więcej nastrugałem w wątku z grą, ale po 1 partii to pewnie zdanie warte tyle co pijanego wujka na weselu.
Ride the Rails(7.5) – akurat idealna gra na drugą nóżkę po zagraniu w coś z serii 18XX. W swojej turze wybieramy jeden z dostępnych kolorów pociągów(im dalsza runda tym więcej kolorów) jeden token stawiamy u siebie jako akcję tej firmy a 8 żetonów postawimy na planszy tworząc połączenia komunikacyjne pomiędzy miastami. Można iść w różne kolory, można skupić się na 2-3, tylko w każdym kolorze liczba znaczników jest mocno ograniczona, więc można nie mieć co dołożyć. Po rozbudowie tras przez wszystkich graczy bierzemy się za ruch. Na każdym mieście stoi jeden mepel i możemy go przesunąć z tego miejsca zbudowanymi ścieżkami do dowolnego innego połączonego miasta. Za każde połączenie danego koloru, którego akcje mamy dostaniemy jeden kasy(połączenia liczymy od miasta do miasta, więc opyla się kręcić krótki ścieżki z toną miast niż długie połączenia) plus suma przejechanych miast. Problem taki, że przeciwnicy również kasę dostają za swoje akcje, więc trzeba kombinować jak zarobić najwięcej a dać najmniej a jak już dać to temu z końca stawki. Odczucia miałem mocno zbliżone przez to do El grande, gdzie też takowy mechanizm występuje(jak odpalamy punktowanie to zawsze przeciwnicy dostaną, no mało kiedy uda się, że nie). Gra jest szybka, wredna i na 3os miałem odczucie, że trochę za bardzo decyzje innych graczy czym przejechać trasę miały wpływ na finalną punktację, acz wygrał gracz, który zgarnął większość bonusów dodatkowych(pierwsze podłączenie do miasta, połączenie zachodu ze wschodem), więc zasłużenie. Jak będzie okazja to z chęcią sprawdzę na innej mapie.
Unconscious Mind(6/10) – rozpisałem się w wątku z grą to tu tylko dodam, że im dłużej myślę o tej grze tym niżej ją oceniam xD Mapa wygląda dla mnie totalnie na doczepioną na siłę i jedną z gorszych możliwych akcji do robienia(czasem jak się zbiorą wszyscy w jednym polu to robi się OK). Graficznie wersja wypas sztos. Interakcja żadna. Nie nudziłem się, ale mielenie kolejnych surowców w inne potem ich ulepszanie i powtarzanie tego co rundę aż do końca w ogóle mnie już nie bawi. Kiedyś może byłbym zadowolony z tej gry jak byłem eurosucharzystą i ogrywałem z wielką przyjemnością niejedno euro. Obecnie rozkładam ręce w pustym geście pytając, co w tym unikalnego i nowego? Gdzie mam tu coś ciekawego, czego nie mam w tonie euro znajdujących się w domu(GWT, Lacerdy, Tzolkin…). Naprawdę jak tu grać w euro(nowe), jak na półce mam splottery, paxy, 18XX itd. Gdzie tu sens grania multi solo, by porównać wyniki na koniec? Powoli to się chyba staję hejterem euro jak DPS xD
POWROTY
Folklore: The Affliction(8/10) – ukończyłem ogrywanie obu dodatków i tym samym zagrałem w każdą kampanię dostępną oficjalnie. Uff. Gra do końca mi się podobała. Kierowałem zawsze trzema postaciami co powoduje, że w walce bywa zamieszanie z bonusami i karami(kto jaką ma obronę, czy stoi w odległości od czaru lub innej figurki by dostać coś itd.). Kampania z drugiego dodatku była ciekawa. Skupiała się na tytułowej wieży i oferowała interesujące spotkania oraz testy, ale poziom wyzwania był niestety niższy względem drugiej kampanii z dodatku Dark Tales. Na plus wypadało wykorzystanie nowych mechanik jak wspinaczka na dachy, burze piaskowe i oczywiście cały tor inicjatywy, z którego korzystałem już w DT. Scenariusze pięknie potrafią zmiękczać naszych wojowników a złe wybory jak i nieudane testy potrafią ciągnąć nas w dół(dodatkowe lub trudniejsze walki). Większy opis znajdziecie w wątku z grą. Ja bawiłem się bardzo dobrze. W końcu w miesiąc z hakiem skończyłem całość i wcale nie miałem dość. Spokojnie wziąłbym kolejnych nie granych bohaterów i wypróbowałbym ich w kolejnej kampanii. Co do emocji, to przez rzuty gra potrafi mocno wkurzyć. Nieraz miałem rundy, gdzie moi potykali się o swoje nogi, a wróg młócił krytyki. Nie poprawia też humoru, gdy w pierwszym ruchu rzucimy krytycznego faila i rozwalimy topową broń, a nie mamy nic do jej zastąpienia, bo spyliliśmy by mieć kasę na coś innego. To potrafi zaboleć, ale jak się odbijemy i zaczniemy lać wroga, to czasem aż mi ich szkoda było. Raz weszły mi dwa krytyki pod rząd(na k100, więc szansa 1 na 10k) i bossa prawie ubiłem jedną postacią(miała jeszcze dodatkowe ataki z umiejek). Gra też tworzy świetne historie. Raz wyruszałem na wampiry, które kryły się w jednej z lokacji, to najpierw oberwałem wydarzeniem, że moi towarzysze mogą być wampirami i nas zdradzić, a potem wylosowałem w otwartej walce też wampiry. Cudo. Gra też zawsze pozwala iść dalej, więc nawet pasmo porażek nas nie blokuje, ale jak wspominałem, ciężko widzę podniesienie się po takim czymś bez robienia misji pobocznych by doskoczyć poziomem i wyposażeniem do poziomu misji.
Kelp: Shark vs Octopus(7/10) – ta gra mnie rozbraja. Partyjka z kumplem, w której ja grałem ośmiornicą była z mojej perspektywy emocjonująca, na żyletki i finalnie zabawna. Przy finalnym ataku rekina po prostu losowaliśmy z 2 kart czy atak się uda, by nie zamulać partii rozkminą, że ja wiem że ty wiesz…tylko postawić na los i w sumie choć to wygrałem to oboje zaliczyliśmy wybuch śmiechu a ja prawie złożyłem stolik waląc w niego pięścią. Muszę pograć więcej by stwierdzić czy gra zostaje w kolekcji. Sprawdzić dodatki. Na razie uczucia mam mieszane. Wygląda dla mnie, że opcje jak i wybory są dość ograniczone, a rekin to już w ogóle gra, w co wyjdzie, ALE jest tam ten pierwiastek, który mnie intryguje. Gra trzyma w napięciu i te kolejne ataki rekina robią swoje. W porównaniu do MIND MGMT, gdzie losowości jest 0, to tutaj jestem w stanie się zrelaksować(gra jest prosta, wiele do zapamiętania nie ma). W MIND rozkmina w drugiej fazie gry potrafi nicować nasz mózg na drugą stronę. Co oczywiście lubię, ale nie każdego dnia
Halo Wieża(7/10) – w końcu zagrałem z żoną i moje wrażenia były lepsze niż po graniu z kolegami, ale dalej moim zdaniem ta gra jest zbyt mocno ściśnięta liczbą dostępnych akcji. 2 akcje z 4 to zawsze wydatek na to samo. Z czego pozostałe dwie to w zależności od naszej sytuacji(co tam gra wymaga, typu czy są samoloty przed nami) również są wręcz zaprogramowane i jedyna niepewność to zgadanie się jakie kostki położyć na wymaganych akcjach by czasem nie wykonać śmiertelnego korkociągu. Nie wiem. Gra jest szybka, prosta, ma tonę różnych lotnisk i modułów, ale finalnie wszystko sprowadza się dla mnie to mocno ograniczonego wyboru akcji, który w sumie nie daje nam zbyt wielu opcji(ile to akcji trzeba zużyć na wymagane akcje przed lądowaniem…). Gra powraca do mnie w kolejnych partiach w różnych miejscach i w sumie nie wiem po co ciągle do niej wracam jak zdanie i wrażenia mam te same.
GRANIE Z MŁODYM
Ślimaki to mięczaki(5/10) – pod każdym względem dla mnie jest to gorsza wersja pędzących ślimaków. Również mamy tutaj ukryte kolory, które wskazują na naszych zawodników, ale zamiast kart rzucamy kostkami wskazującymi kolorki. Plansza to kolorowe pola. Kolor z kostki możemy wykorzystać albo do pchnięcia ślimaka w tym kolorze lub dowolnego znajdującego się na polu w tym kolorze. Kiedy jakikolwiek zawodnik przekroczy metę, to gra się kończy i tutaj wygrywa gracz, który uzyskał najwięcej punktów. Im dalej od mety tym więcej PZ, więc cała gra polega na pchaniu innych graczy. Losowe jak najbardziej, łatwiej też odkryć, kto gra jakim kolorem niż w pędzących. Brak mechaniki stackowania się mepli, która moim zdaniem zmienia sporo i jest świetna. Młody znudził się, w 2/3, więc meh. Nie polecam.
Smart Games Trzy Małe Świnki(7/10) – przyjemna układanka polegająca albo na takim ustawieniu elementów by świnki były poza domami albo w nich, jeśli występuje wilk. Większość prosta, 4 latek rozbijał zagadki szybko jak już załapał algorytm. Zabawa fajna, ale jak na razie trucki są nie do pobicia w mojej opinii.
Monkey Palace(6/10) – szczerze spodziewałem się czegoś ciekawszego. Gra to prosty rozwój swojego tableau o kolejne karty, które zdobywamy w zależności ile łuków postawimy i z jakiego pola wystartujemy. Karty zapewniają nam natychmiastowo nowe elementy jak i pasywną produkcję. Dobry balans między elementami zapewni nam opcję postawienia coraz wyższych schodków. A te przewyższające inne w tym samym kolorze zapewnią nam dodatkowy punkt do zakupu kart. Młody raczej nie czaił, jakie karty powinien dobierać i tutaj grał na pałkę. Stawianie jednak schodków ogarniał. Gra niestety znudziła go w połowie xD Ja dobrnąłem do końca i uważam, że jest to dobra gra, ale do kolekcji nie zawita. Nie wiem też czy chciał w nią więcej grywać. Raczej nie. A gra była bliska zakupu, więc uff.
Polowanie na robale(7/10) – ładnie wydana gra z minimalistyczną liczbą elementów. 8 kostek k6 i do tego zestaw plastikowych kafelków(ładne, grube i porządnie wykonane, jak z mahjonga). Gra polega na uzbierania liczby oczek pozwalającej na dobranie jednego z kafelków(od bodaj 21 do 30 paru). Rzucamy i wybieramy, jaką wartość zostawiamy, typu wszystkie piątki. Następnie rzucamy znowu lub pauzujemy. Jak rzucamy znowu to ponownie wybrać nie możemy już zamrożonych wartości a w przypadku wyrzucenia wyłącznie takich to łapiemy błąd i wszystko przepada. Szóstki są zamienione na krewety, które dają wartość 5, ale są wymagane do zakupu kafelka(przynajmniej 1). W przypadku, gdy suma oczek zostawionych jest dokładnie taka jak ostatnio dobrany kafelek przeciwnika to możemy mu go podebrać(kafelki trzymamy w stosie). Tyle. Gra to typowy push your luck. Trzeba wiedzieć, kiedy pocisnąć i załapać się na lepszy kafelek, choćby po to by utrudnić ich podebranie wrogom. Gra przebiega szybko, ale jak rzuty nie idą wysokie to koniec gry może się ciągnąć, gdyż kończymy po wzięciu ostatniego kafelka z wystawki. Odpuściliśmy w połowie partii, nogi stonogi młodemu bardziej siedzą. Problem taki, że 4 latek jeszcze tak szybko i w ogóle nie liczy. Sumy jednak 20+ trzeba ogarniać, więc za młody na tą grę był, a sterować jego wyborami nikt nie lubi, włącznie z nim samym. Może za rok czy dwa gra wróci na radar, bo ogromny plus za to, że mogę kupić woreczek materiałowy i wygodnie przewieźć ją. Pudełko to nieporozumienie, kilkukrotnie większe od tego, co się znajduje w środku.
Tuki(7/10) – totalnie nie potrafiłem ogarnąć na szybkości układu chmurek, by zrobić układ przed żoną. Wręcz czasem miałem problem by w ogóle to poustawiać jak trzeba, ale to też problem mojej wyobraźni przestrzennej

Gra polega na tym, że ciągniemy karty wskazującą jakiś układ 3 lub 4 elementów(prostopadłościanów). Niektóre są ustawione na sobie, a niektóre wiszą w powietrzu(układamy w pionie). Myk w grze polega na tym, że mamy też tetrisowe elementy w kolorze białym, czyli chmurki, które możemy wykorzystać, jako podpory. Nie liczą się one do układu i nie ważne ile z dostępnych nam elementów wykorzystamy. Kto ostatni ułoży ten zgarnia kartę. Gramy do bodaj 4 kart. Gra oferuje dwie talie(z 3 lub 4 elementami). Dodatkowo jak pojawi się jakiś znaczek, to wtedy układanie należy zacząć od chmurki niż od stołu. Gra jest OK. Układanie przyjemne. Jest jakiś twist. Czułem się trochę jakbym grał w jedną z części Ubongo. Gra jednak polega na czym innym. W Ubongu mamy jedno rozwiązanie układu, a tutaj układ chmurek może być zgoła odmienny. Możemy bardziej iść w stabilność lub prawa fizyki by jeden klocek trzymał drugi na słowo honoru. Gra powinna sprawdzić się do lekkiego grania. W nowych grupach i do przełamania lodów. Do kolekcji raczej nie zakupię. Wolę ubongo, w które głównie gram w wersji Duel, ale prędzej wziąłbym Tuki niż wersję Ubongo 3D lub jakąkolwiek inną poza podstawką. 4 latek tutaj radził sobie średnio. Z dorosłymi szans nie miał.
Sportostworki(1/10) – jest i potworek tego miesiąca. Co za szrot. Gra polega na, chyba, zapoznaniu się graczy z różnymi sportami. Mamy typowy roll to move i 2 typy pól. Jedno każe nam bawić się w pantomimę pokazując dany sport(koszykówka, pływanie itd.) drugie to szukanie danego stworka na planszy(coś jak w SpyGuy). Jak się nie uda, to tracimy bodaj kolejkę. Kto pierwszy na mecie ten wygrywa, więc w sumie przy banalności całości, gra opiera się wyłącznie na szczęściu w rzutach. Nie wiem jakim cudem gracz pokazujący może zostać ukarany, jeśli inni gracze po prostu nie będą chcieli odgadnąć(pewnie gra nie przewiduje, że gra się z wredotami). Na poszukiwanie nie ma ograniczonego czasu, więc w końcu każdy znajdzie swoją postać. Mechanicznie szrot. Nie ma żadnych innych pól specjalnych. To już lepiej bawię się w węże i drabiny. Gra znudziła młodego w 1/5. Ja już miałem dość po 2 ruchach xD Niespodziewałem się, że można jeszcze napotkać takie szroty. Omijać szerokim łukiem.
Nowość miesiąca: A Gest of Robin Hood
Powrót miesiąca: Folklore: The Affliction
Gra miesiąca: Primal
Kasztan miesiąca: Sportostworki
Gratislavia - wydawcy tym razem nie dopisali. Alegramy widać zrobiło swoje, ale Games Fest w tym samym czasie na pewno też nie pomógł. Portal, lucrum czy galakta to były "stoiska" z 2-3 grami i czasem jednym animatorem, który objaśniał. BIEDA. Rebel z WC jak zawsze brylował, ale u Rebela często i gęsto nie mam w co grać, więc mi tam lotto. Przez dwie imprezy oraz alegramy liczba uczestników była na takim poziomie, że spokojnie byłem w stanie znaleźć stolik i nie być gnieciony masą osób. Co akurat dla mnie jest plusem(organizatorzy nie narzekali na frekwencje). Prócz sztandarowej biblioteczki, była też szafka z nowinkami od polskich wydawnictw. Jak zwykle było w co pograć, tylko stan niektórych starszych tytułów to masakra. Trafił mi się egzemplarz Raboków z brakującymi 2 kostkami z 8, a w gra przez to staje się niegrywalna(słowa WC). Dla mnie Gratislavia od 2 lat to w sumie idealne miejsce na pogranie z rodzinką i sprawdzenie kolejnych pozycji dla młodego. Jak chodzi o cięższe tytuły to wybieram...
Games Fest - tutaj bez zmian. Dalej spisują dowody i ich serie, więc kto nie lubi, ten niech znajdzie kolegę co ogarnie wypożyczalnie. Tam jak zawsze sporo nowości z Essen. Udało mi się zagrać w A Gest of RH. Tytuł był w folii i mi przyszło go rozdziewiczyć. Ludzi tutaj w moim odczuciu było więcej. Był sklepik portalu oraz jeszcze jeden zwykły sklep. Moico jak zawsze promowało swój interner, tym razem rozdając za darmo popcorn. Standardowo rozdawane były nagrody za wylosowanie naszego numerka. Pierwszy raz za to spotkałem się z opaskami na rękę. Nie wiem po co ten przymus, ale bez niej do środka nie wpuszczali(co ja na koncert trafiłem lub do hotelu all inclusive?). Gry tutaj są w znacznie lepszym stanie. Gra się przez to przyjemniej. Niestety szanse na to, że ktokolwiek cokolwiek wytłumaczy są bliskie zeru i najlepiej przychodzić przygotowanym. Tak też zrobiłem i grę dnia mi sprzątnięto sprzed nosa(byłem zaraz po otwarciu), więc kolejną godzinę zmitrężyłem na naukę, rozłożenie i wytłumaczenie RH(nie powiem, irytacja mocno, ale bywa).
Za rok mam nadzieję, że organizatorzy się dogadają i ogarną terminy wcześniej by jednak zapewnić opcje grania w różne weekendy(podobno problemem była dostępność obiektów). Czas na granie mocno ograniczony, tytułów do sprawdzenia sporo, a tutaj jeszcze wycina się 2 dni.
Na grudzień planuję skończyć kampanię Primala jak nie rozegrać jej dwa razy. Dziś odebrałem Wielką Drakę, więc z chęcią bym w to pograł. Na koniec świąt udało się zmontować ekipę do ameri, więc może w końcu w SoBa uda się zagrać. W domu powoli się odgracam. Kolejne gry wyprzedaje, ale na BF pozamawiałem ciut za dużo, więc raczej stan powróci do potykania się o gry.