Gra miesiąca - Grudzień 2024
: 29 gru 2024, 22:15
Grudzień kończę z 60 partiami i poznanymi kilkoma nowościami, które uszczupliły mi półkę wstydu/możliwości. Rok był naprawdę udany i powtórzenie go może być niemożliwe, ale w kolejnym chcę skupić się na innych rzeczach i przerzucić więcej czasu z grania w gry planszowe w inne rzeczy(czytanie książek, syn, samorozwój(tak umysłu – skupienie się na AI – jak i ciała – siłka, ćwiczenia, trzeba zgubić parę kg). Przez cały rok ograłem sporo tytułów jak i poznałem. W kolejnym chcę ponownie mniej kupować, ale też skupić się na redukcji kolekcji i w końcu powrócić do liczby podstawek poniżej 100. W roku zauważyłem, że jak pvp uwielbiam ogrywać na 2+ osoby, tak coop siadają mi maks do 2os i raczej w kolejnym będę unikał ogrywania czegokolwiek z gier kooperacyjnych w większym gronie. Zostanie mi w takim razie granie w domu SOLO i z żoną. Kolejną rzeczą są wielkie kampanie. Nakupiłem tego w ciul i w sumie ciężko mi to ogarnąć. Podczas tego roku sprawdził mi się model kupuj->zagraj->sprzedaj. W NAR po otrzymaniu udało mi się od razu zagrać, przejść 2 kampanie i sprzedać. Tak właśnie bym chciał operować. Wyzerować półkę wstydu i kupować kolejne gry dopiero, gdy jestem bliski końca obecnej. Miejsca mi to zaoszczędzi sporo oraz sporo środków wróci mi na konto. Myślę o malowaniu, bo ceny są coraz wyższe, ale raczej nie jest to coś co chcę robić ani poświęcać czas z innych obszarów, więc cóż, zostaje granie szarym lub płacenie. Powodzenia wszystkim w Nowym Roku tak z grami jak i innymi obszarami.
NOWOŚCI
Wielka Draka w Małym mieście(7.5/10) – w sumie zagrałem 4 pojedynki spięte w jedną mini kampanię w 4os gronie. Każdy grał pierwszy raz. Gra faktycznie jest szybka i kolejne walki jak i zakupy idą sprawnie. Szpeju jest mrowie. Mamy 6 slotów do wyekwipowania przedmiotów. Wiele z nich wpłynie na nasze parametry i doda opcji, część służy do spuszczania łomotu wrogowi. Po zakupieniu sprzętu, odpaleniu wydarzeń(per gracz) oraz rozdaniu kart zasług przechodzimy do walki. Na kampanię losujemy 4 lub 3(w wariancie skróconym w instrukcji)złoli i jedziemy. Pierwszy nie ma żadnych bonusowych zdolności, za to każdy kolejny ma pewne utrudnienie dla graczy(różne dla każdego złola). Finałowa walka z kolei to już w ogóle dodanie dodatkowych warunków i terenów. Każdy boss ma swoją unikalną talię jak i przypisaną scenerię. Dla przykładu Parasollo potrafi teleportować się po całej planszy, teleportować bohaterów i atakować ich w różnym zasięgu, z kolei taki Nowak(hatfu) będzie robił nam zdjęcia i klepał przyjacielsko po ramieniu, ale z taką siłą, że połamie nam plery. Mechanicznie jest banalnie. Mamy MOC określającą ile pkt akcji w sumie mamy. Wykorzystamy ją na ataki, zmianę sprzętu czy odpalanie lokacji. Atak polega na rzuceniu k10 dodaniu wartości precyzji i porównaniu z wartością naszej broni. Po tym jak każdy bohater wykona swoją turę przychodzi tura wroga. Ciągniemy dla niego jedną kartę akcji i podążamy za instrukcjami. W momencie, gdy życie bossa spadnie do zera to ekipa wygrywa, jak wszyscy bohaterowie zaliczą KO to przegrywamy. W trakcie walki jak i zakupów możemy realizować specjalne karty dające nam kasę lub bonus do kolejnej walki. Gracz, który zrealizuje ich najwięcej otrzyma szpej pokonanego wroga, a ten, który uzyska najwięcej punktów z tychże kart w sumie, ten zostanie szeryfem w finalnej walce(dostanie dodatkowy szpej pod walkę). Ogólnie gra generuje masę zabawnych sytuacji u jednych postaci, z kolei inni mają dość mroczne teksty(wypruwanie flaków) jak i są erotyczne podteksty(łapanie za drągala xD). Niezły miks. Ja się uśmiałem nieraz. Gra się przyjemnie i szybko. Dzieje się sporo. Na minus możliwość odpadnięcia w walce i wtedy jedynie zostaje kibicowanie i odpalanie kart złola. Jeden kumpel lekko 15min siedział i czekał na koniec walki. Gra na razie mi podeszła, niczego nie urwała, ale chcę sprawdzić w mniejszym gronie i zobaczyć jak wypada skalowanie. Poziom trudności był dobry i bez korzystania z terenów oraz grając na pałę raczej szanse na wygraną mamy marne.
Fateforge: Chronicles of Kaan(5/10) – całą opinię zamieściłem w wątku z grą. W skrócie mnie nic w tej grze nie kupiło. Od połowy już mnie bardziej nudziła/męczyła niż sprawiała przyjemność. Dla mnie za dużo siedzenia w apce, choć do niej samej zastrzeżeń, prócz braku cofania, nie mam. Walki to zagadki i optymalizacja. Zwykle lubię, ale jednak w innych DC opiera się to na wielu losowych rzeczach, które powodują niespodziewane sytuacje, tutaj prawie ich nie ma, a jak są to w sumie irytują, bo ścinają życie, które potem za kasę musimy leczyć. Stała liczba rund mnie irytowała. Nie można skończyć misji przed czasem. Ogólnie nic tu nie jest źle zrobione, ale też nic nie porwało. Na plus szybkość misji, prostota zasad, taktyczny sznyt, zabawa w stylu micromacro i fabuła z wyborami wpływającymi, na jakie misje trafimy. Z drugiej strony apka mówi, że mam na srogim minusie jedną frakcję, a potem mogę zrobić z nią finalną misję i nawet nie jestem zdradzony xD Widzę wiele pozytywnych recenzji i opinii, niektórzy nawet obwołali to najlepszą grą DC roku. Jak zwykle sprawdźcie szerzej, bo ja uwielbiam cięższe tytuły.
Chu Han(5/10) – pierwsza gra karciana, w której irytowało mnie rozdawanie, układanie i tasowanie kart. Gra jest prosta w zasadach, ale dla mnie instrukcja to padaka. Czytałem ja, czytał kolega i jak na jakieś 4 strony zasad, to mieliśmy tonę pytań. Sama gra polega na zagrywaniu układów tych samych kart. Od 1 do bodaj nawet 9, ale tych samych wartości. Karty mamy od 0 do 9. Część ma specjalne zdolności, które można odpalić w odpowiednim momencie. Zaczyna gracz nacierający. Zagrywa wybrany układ i drugi gracz musi zagrać taką samą liczbę kart, ale o wyższej wartości. Jak nie chce lub nie może, to pasuje. Wtedy zwycięstwo przypada drugiemu graczowi. Gramy tak do momentu, gdy jeden z graczy zejdzie z ręki. On otrzymuje PZ w liczbie kart na ręce przeciwnika i wziętych przez niego dekretów(pozwalają one dobierać karty). Umiejętne zagrywanie zestawów jak i odpalanie umiejętności szybko wchodzi w krew. Umiejki pozwalają połamać zasady gry i zrobić ciekawe akcje. Dodatkowo zagranie 5+ dwójek da nam dodatkowe punkty(nam się nie zdarzyło). Gra się do 30 bodaj PZ albo trochę więcej. Po każdym zejściu kart, rozdajemy od nowa i tutaj jest trochę zabawy i finalnie miałem odczucie, że 1/3 gry to właśnie tasowanie, rozdawanie i ustawianie ręki. Karty niestety numerki mają w jednym miejscu, więc trzeba na dodatek je obracać. Co można było utrudnić graczom to chyba zrobiono xD Gra jest ładna, karty ok, ale przy tej liczbie tasowań bym koszulkował. Na wielki plus opcja wzięcia gry do kieszeni, bo mamy przygotowane małe pudełeczko i zamienniki większych elementów na karty. Dla mnie jednak całkowite MEH.
Cthulhu: Death May Die(7/10) – jedna partia 2os w jakiś scenariusz z podstawki. Bawiłem się dobrze. Chciałem sprawdzić, czym się wielu zachwyca i jak dla mnie decyzji wielu nie ma, gra jest lekka i w sumie opiera się na dice fest. Podobał mi się rozwój postaci i zróżnicowani bohaterowie. Ja grałem małą dziewczynką podpalaczką, której zawołanie brzmiało: „hahaha, haha..”. Kafle lokacji wyglądały znacząco ładniej od tych z posiadłości, tak samo figurki(FFG ma się od kogo uczyć). Głównie chciałem zagrać przez trwającą wtedy kampanię najnowszej części, ale szczerze powiedziawszy jest to gra całkowicie nie dla mnie. Lekka i szybka z prostymi zasadami. Wolę bardziej mięsiste tytuły, ale też ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić. Zasady były jasne i proste. Mechanicznie wszystko się spina a tłuczenie wrogów sprawia frajdę. Jest czasem nad czym pokombinować, a z tego co słyszałem, to scenariuszy jest sporo, mocno się różnią a na dodatek jeszcze głównego bossa można dowolnie podmieniać. Jedyny minus jaki widziałem, to że czasem więcej zajmowało robienie tych wszystkich rzeczy za grę jak faza mitów, przesuwanie i atakowanie wrogami itd. Moja tura to ruch, rzut na atak i odpoczynek co robię w minutę, a potem mielę te wszystkie odpalenia drugie tyle. Nie jest tak źle jak w AH 3ED, ale niebezpiecznie dla mnie blisko. Z chęcią zagram u kogoś jeszcze w inne scenariusze, ale sam do swojej kolekcji nie kupię.
Fall of Lumen(7/10) – zagrałem w Arnaka, ale w wersji fantasy(w sumie jakby Arnak nie był z tymi swoimi potworami) i tak mógłbym podsumować całą grę. To jest Arnak. Każda mechanika ma swoje odzwierciedlenie tutaj czasem tylko lekko zmienione. Po pierwsze mamy mapę, ale poruszamy się po niej z pola na pole. Każde z nich ma swoje sklepiki albo misje do wykonania. Stojąc w danym miejscu możemy je odpalać odpowiednią akcją. Gra to deckbuilder, ale jak w Arnaku kupowanie jest niezbędne i można nich łupać sporo PZ, tak tutaj spokojnie radziłem sobie po zakupie 2 kart. Głównie dzięki umiejętnościom naszej frakcji(jest ich masa) oraz specjalnej umiejętności mojego bohatera(też wielu). W Arnaku bez dodatku każdy grę zaczyna tak samo, tutaj mamy jednak spore zróżnicowanie i nastawienie na dany aspekt, co jest sporym plusem(dlatego w Arnaka gram wyłącznie już z dodatkiem xD). W przeciwieństwie do protoplasty nie wspinamy się tutaj po żadnej świątyni, ale wrzucamy agentów na dane pola latającego miasta. To jest w sumie akcja, która generuje 90% PZ na koniec gry(w trakcie żadnych nie zbieramy, chyba, że ujemne xD – tak takie karty strachu). Miasto podzielono na 7 dzielnic. By tam wrzucić agenta, należy najpierw go zdobyć, a aby to zrobić to albo należy wypełnić wysokopoziomowe misje(prosta wymiana danych surowców na nagrodę), zebrać bodaj 4 żołnierzy wroga i ich wymienić albo odpalić specjalne umiejętności(u mnie bohater miał opcję otrzymania agenta przy ulepszaniu surowców). Jak już agenta mamy, to teraz akcją wepchnięcia go do miasta(musimy stać też na polu z miastem, które porusza się po planszy, co rundę) jedynie dopłacamy 3 many danego typu lokacji, do której chcemy go wrzucić. W lokacji wybieramy 1 z 3 pól. Jedne dają natychmiastowe bonusy inne z kolei w fazie przychodu. Całość, więc opiera się na mieleniu surowców, zdobywaniu agentów i wbijaniu ich do miasta. Jak nie ogarniemy agentów to w sumie nie wiem, po co gramy, bo to jest clue tej gry. Jakbym nie miał i nie ogrywał Arnaka, to gra miałaby szansę wbić do kolekcji i na pewno oceniłbym ją o oczko wyżej. Tak, to widzę w sumie wręcz reskin Arnaka, a kompletnych zrzynek po prostu nie trawię. Ja preferuję Arnaka od FoL, bo oferuje więcej opcji punktowania przez co nie czuję się zobligowany do robienia zawsze tego samego.
Julius Caesar: Caesar, Pompey, and the Roman Civil War(6/10) – tutaj zabawna partyjka, gdzie rozłożenie gry z tłumaczeniem zajęło więcej niż partia, gdyż kolega pięknie się sam pokonał rozbijając o moje siły swoimi atakami. Gra wojenna z fajnymi grubymi drewnami, które obrazują jednostki. Trzymamy je zwrócone w naszą stronę by wróg nie wiedział co gdzie mamy. Każda jednostka opisana jest 4 parametrami. Siłą, która wskazuje na poziom życie oraz liczbę kości, jakimi będzie rzucała. Literką A/B/C/D dla inicjatywy(obrońca atakuje przy remisie pierwszy). Wartością, od której trafiają. Nazwę jednostki oraz miejsce jej rekrutacji(nie zawsze występuje). Każdą rundę zaczynamy od dociągu 7 kart, z których jedną odrzucimy. Karty dzielą się na zwykłe obrazujące naszą inicjatywę, liczbę ruchów do wykonania jednostkami i punkty rekrutacji/leczenia oraz specjalne ala wydarzenia, które dają pewne benefity(wykonanie ataku i rzucamy za wszystkie jednostki pierwsi, uszkodzenie wszystkich jednostek w danym rejonie itp.). Jak już ustalimy inicjatywę to najpierw przechodzimy do ruchów, które mogą wywołać bitwę. Ruch robimy po drogach(większe lub mniejsze, co wpływa na to ile miast możemy zaliczyć po drodze) i szlakach morskich(potrzebny jest nasz statek). Po ruchach odpalamy bitwy(gracz może poruszyć jednostki z pobliskiego miasta, jako wsparcie od 2 tury walki, ot Ci co weszli pierwsi walczą od początku, a reszta dochodzi). Najpierw wszystkie jednostki biorące w udział są odkrywane i segregowane w kolejności inicjatywy. Następnie odpalamy ataki. Rzucamy i sprawdzamy trafienia. Jak atak się udaje, to przeciwnik musi zmniejszyć siłę najmocniejszej jednostki(przy remisie wybiera). Tak walczymy albo do momentu anihilacji jednej ze stron, ucieczki lub końca 4 tury bitwy(wtedy atakujący automatycznie ucieka i jeszcze dostaje atak w plecy). Gra kończy się w momencie, gdy jedna ze stron będzie w posiadaniu 10PZ. Je otrzymujemy za posiadanie niektórych miast(ikonka na mapie) oraz za zabitych generałów wroga. Teraz wracając do mojej partii, kolega najpierw chciał odbić zachód(grał Cezarem) i odpalił atak z pierwszym atakiem(wydarzenie). W sumie rzucał nieźle, ale niestety ja lepiej xD Przegrana kolegi. No dobra, to przerzucił siły pod Rzym i tam rozpoczął walkę, niestety tutaj również rzuty lepiej mi poszly(tripla 1 wyrzuciłem nawet xD) i to tak dobrze, że zanim inne siły miały opcję dołączyć, to główne już gniły w piachu. Niestety w obu stracił generałów, a Rzym stał otworem. Dawało mi to dodatkowe 4PZ do 7 z którymi startowałem. Koniec pierwszej rundy i wygrana. W sumie w kolejnej rundzie na dalekim wschodzie zdobyłbym kolejne dwa PZ, a tam jednostek Cezar w ogóle nie ma, a jego siły były mocno nadkruszone, więc nie wiem czy bym go nie wybił do końca. Tak czy siak pomijając, że kolega pewnie powinien skupić się na jednej stronie i tam falami kolejnych ataków mnie wybić, tak fart w rzutach moim zdaniem był tu nie do przeskoczenia i przy takim otwarciu Rzymu, to nawet jakby odpuścił zachód, to zanim by tam dotarł to i tak był miał wygraną w kieszeni. Po jednej partii o balansie otwarcia ciężko pisać, ale czułem, że G robię i tylko odpieram ataki a zwycięstwo wpada przy okazji. Nie mój typ gry i raczej więcej bym nie zagrał. Może za jakiś czas, ale te trafienia na kościach mnie po prostu w takich grach pvp irytują(w coop przeciw grze jest ok, choć też potrafi mi żyłka pęknąć).
SETI: Search for Extraterrestrial Intelligence(7.5/10) – tutaj więcej słów wrzuciłem w wątek z grą. Gra trwała sporo czasu vs na to, co oferuje. Na 4 graczy bym już nie siadł, ale widzę potencjał na 2-3 osoby. Zasady w sumie proste. Kosmici miałem nadzieję, że więcej robią, a to w sumie wpięte w znaną mechanikę kolejne karty i pola do ustawiania swoich znaczników. Są silne, trzeba w nie iść i w sumie nie rozumiem co innego należałoby robić, bo ich olewanie jest całkowicie nieopłacalne i wręcz przeczy mechanice, które nas w to pcha innymi akcjami. Bawiłem się dobrze próbując wykręcić z dna cokolwiek w swojej turze. W sumie im dalej w grze to mamy trochę więcej zasobów i jesteśmy zrobić coraz więcej, ale dalej głównie kombinujemy jak zrobić z niewiele jak najwięcej. Co może, ale nie musi się podobać. Czasem powoduje to masakryczny downtime, jak ktoś musi przeliczyć, co do monetki cały ciąg. Interakacja występuje, typowy wyścig o pola, ale potrafi to napsuć krwi. Jak na nowoczesne euro jest w tym aspekcie wystarczająco. Mam nadzieję jeszcze spróbować na 2-3os, ale gra do kolekcji nie wleci.
Shadows of Brimstone: Swamps of Death(7/10) – w końcu po wielu miesiącach leżakowania udało się wyciągnąć w gronie 4os i niestety niczego nikomu nie urwało. Wręcz z ogrywanych 3 tytułów(Draka, L:James Bond), niektórzy mówili, że najmniej im siadło. Niestety graliśmy jeden scenariusz bez kampanii, więc moim zdaniem gra na tym traci, więc oczywiście nie skreślam, a wręcz przygotowuję się do kolejnej partii. Mechanicznie mamy sporo rzucania kostkami. Koledzy czasem się gubili na co w końcu rzucają jak mieli ataki z dodatkowymi bonusami na terror. Jest kilka rzeczy do śledzenia, a poziom wyzwania rośnie wraz z czasem jaki przebywamy na wyprawie. Finalna potyczka prawie nas pokonała, ale optymalnie nie graliśmy. Muszę wrócić do zasad i następnym razem zagrać już na pełnych, bo czułem, że czegoś mi tam brak. Misji sporo, dodatków jeszcze więcej, więc liczę, że zapewni mi wiele przygód(gorzej jak pogram i skreślę ten tytuł). W sumie bez konkretów, bo i tylko jedna misja. Zauważalnie potrzebowaliśmy kogoś do leczenia, a dynamit okazał się mega przydatny. Szkoda, że tylko jedna postać go wzięła, ale wtedy byśmy mieli spacerek. Dodatkowo zauważalnie gorzej się bawię w coop(w sumie każde) grając w 3+ osób. Jednak prowadzenie 2 postaci lub granie po 1 bawi mnie znacząco bardziej przez krótki czas oczekiwania na swoją turę jak i większą kontrolę.
POWROTY
Primal: The Awakening(9/10) – zakończyłem kampanię. Gra mi siadła bardzo. Świetne wykonanie, figurki i co najważniejsze mechanika. Dłuższy opis w dziale z grą. Dla mnie gra roku. Tona emocji, ciężkie wyzwania i tona opcji zbudowania swej postaci. W sumie jedyne co mogłoby być lepsze to fabuła, która niczego nie urywa i jedzie na znanych motywach, ale przynajmniej nie jest to kolejna opowiastka o ratowaniu świata. Gorąco polecam.
Posiadłość Szaleństwa 2ED(8/10) – na koniec roku udało się odpalić jedną partię w jedną z misji z ostatniego dodatku, której jeszcze nigdy nie ogrywałem. Tym razem drużyna zostaje wysłana do świątyni wężoludzi by przeszkodzić im w dokonaniu rytuału przywołania. Rozgrywka polegała na rozwiązywaniu kolejnych zagadek w celu otwarcia finalnego przejścia, co było ciekawą odmianą od scenariuszy, gdzie zwykle sporo się walczy lub bada poszlaki. Gra to w sumie głównie wręcz apka i jak kiedyś mi nie przeszkadzało tak z kolejnymi latami zaczyna mnie to uwierać. Pomimo to w 2h mam pełną przygodę. Zainstalowałem nawet Valkyrie i w kolejnym roku liczę na pogranie w fanowskie scenariusze, bo już chyba oryginalne mam wszystkie w końcu odhaczone.
Roads & Boats(9/10) – uwielbiam ten tytuł. Udało mi się wygrać obie partie. Pierwsza była turbo szybka, bo oboje zapomnieliśmy zbudować tartak, więc bez desek zblokowaliśmy się i w sumie zwycięstwo gwarantowało zaliczenie 2 poziomów monumentu dla siebie. Reszta by była współdzielona, więc nie było sensu sprawdzać. Druga partia była już pełnowymiarowa. Graliśmy na mapie z wodą, która separowała graczy od siebie. Początek luźny, ale jak tylko postawiłem tratwy po wybudowaniu wcześniej wozów to zrobiłem wjazd we wroga. W sumie ekonomicznie szło mu lepiej i jakby to on wykonał atak we mnie, to by mnie poskładał, no ale, ekonomia lepsza bo też nie ulepszał transportu i nie budował za bardzo dróg. Tak czy siak wjazd zakończył się standardowo przystopowaniem ekonomii przez wykorzystanie kamienia na budowę murów. W tym samym czasie mogłem nadgonić i nawet przegonić kumpla. Finalnie dzięki ukradnięciu papieru i podczepieniu się pod fabrykę smoły, mogłem zbudować ciężarówki, a także budować dodatkowe szyby z samym złotem. To wystarczyłoby przegonić przeciwnika. Partię i tak zakończyliśmy wcześniej, gdyż nie widzieliśmy sensu dogrywania kolejnych rund(sytuacja była klarowna). To właśnie mi się podoba w R&B, że interakcja może być na wysokim poziomie, a na 2os spokojnie można przerwać partię.
Nowość miesiąca: Wielka Draka w Małym Mieście
Powrót miesiąca: Posiadłość Szaleństwa 2ED
Gra miesiąca: Primal: The Awakening
NOWOŚCI
Wielka Draka w Małym mieście(7.5/10) – w sumie zagrałem 4 pojedynki spięte w jedną mini kampanię w 4os gronie. Każdy grał pierwszy raz. Gra faktycznie jest szybka i kolejne walki jak i zakupy idą sprawnie. Szpeju jest mrowie. Mamy 6 slotów do wyekwipowania przedmiotów. Wiele z nich wpłynie na nasze parametry i doda opcji, część służy do spuszczania łomotu wrogowi. Po zakupieniu sprzętu, odpaleniu wydarzeń(per gracz) oraz rozdaniu kart zasług przechodzimy do walki. Na kampanię losujemy 4 lub 3(w wariancie skróconym w instrukcji)złoli i jedziemy. Pierwszy nie ma żadnych bonusowych zdolności, za to każdy kolejny ma pewne utrudnienie dla graczy(różne dla każdego złola). Finałowa walka z kolei to już w ogóle dodanie dodatkowych warunków i terenów. Każdy boss ma swoją unikalną talię jak i przypisaną scenerię. Dla przykładu Parasollo potrafi teleportować się po całej planszy, teleportować bohaterów i atakować ich w różnym zasięgu, z kolei taki Nowak(hatfu) będzie robił nam zdjęcia i klepał przyjacielsko po ramieniu, ale z taką siłą, że połamie nam plery. Mechanicznie jest banalnie. Mamy MOC określającą ile pkt akcji w sumie mamy. Wykorzystamy ją na ataki, zmianę sprzętu czy odpalanie lokacji. Atak polega na rzuceniu k10 dodaniu wartości precyzji i porównaniu z wartością naszej broni. Po tym jak każdy bohater wykona swoją turę przychodzi tura wroga. Ciągniemy dla niego jedną kartę akcji i podążamy za instrukcjami. W momencie, gdy życie bossa spadnie do zera to ekipa wygrywa, jak wszyscy bohaterowie zaliczą KO to przegrywamy. W trakcie walki jak i zakupów możemy realizować specjalne karty dające nam kasę lub bonus do kolejnej walki. Gracz, który zrealizuje ich najwięcej otrzyma szpej pokonanego wroga, a ten, który uzyska najwięcej punktów z tychże kart w sumie, ten zostanie szeryfem w finalnej walce(dostanie dodatkowy szpej pod walkę). Ogólnie gra generuje masę zabawnych sytuacji u jednych postaci, z kolei inni mają dość mroczne teksty(wypruwanie flaków) jak i są erotyczne podteksty(łapanie za drągala xD). Niezły miks. Ja się uśmiałem nieraz. Gra się przyjemnie i szybko. Dzieje się sporo. Na minus możliwość odpadnięcia w walce i wtedy jedynie zostaje kibicowanie i odpalanie kart złola. Jeden kumpel lekko 15min siedział i czekał na koniec walki. Gra na razie mi podeszła, niczego nie urwała, ale chcę sprawdzić w mniejszym gronie i zobaczyć jak wypada skalowanie. Poziom trudności był dobry i bez korzystania z terenów oraz grając na pałę raczej szanse na wygraną mamy marne.
Fateforge: Chronicles of Kaan(5/10) – całą opinię zamieściłem w wątku z grą. W skrócie mnie nic w tej grze nie kupiło. Od połowy już mnie bardziej nudziła/męczyła niż sprawiała przyjemność. Dla mnie za dużo siedzenia w apce, choć do niej samej zastrzeżeń, prócz braku cofania, nie mam. Walki to zagadki i optymalizacja. Zwykle lubię, ale jednak w innych DC opiera się to na wielu losowych rzeczach, które powodują niespodziewane sytuacje, tutaj prawie ich nie ma, a jak są to w sumie irytują, bo ścinają życie, które potem za kasę musimy leczyć. Stała liczba rund mnie irytowała. Nie można skończyć misji przed czasem. Ogólnie nic tu nie jest źle zrobione, ale też nic nie porwało. Na plus szybkość misji, prostota zasad, taktyczny sznyt, zabawa w stylu micromacro i fabuła z wyborami wpływającymi, na jakie misje trafimy. Z drugiej strony apka mówi, że mam na srogim minusie jedną frakcję, a potem mogę zrobić z nią finalną misję i nawet nie jestem zdradzony xD Widzę wiele pozytywnych recenzji i opinii, niektórzy nawet obwołali to najlepszą grą DC roku. Jak zwykle sprawdźcie szerzej, bo ja uwielbiam cięższe tytuły.
Chu Han(5/10) – pierwsza gra karciana, w której irytowało mnie rozdawanie, układanie i tasowanie kart. Gra jest prosta w zasadach, ale dla mnie instrukcja to padaka. Czytałem ja, czytał kolega i jak na jakieś 4 strony zasad, to mieliśmy tonę pytań. Sama gra polega na zagrywaniu układów tych samych kart. Od 1 do bodaj nawet 9, ale tych samych wartości. Karty mamy od 0 do 9. Część ma specjalne zdolności, które można odpalić w odpowiednim momencie. Zaczyna gracz nacierający. Zagrywa wybrany układ i drugi gracz musi zagrać taką samą liczbę kart, ale o wyższej wartości. Jak nie chce lub nie może, to pasuje. Wtedy zwycięstwo przypada drugiemu graczowi. Gramy tak do momentu, gdy jeden z graczy zejdzie z ręki. On otrzymuje PZ w liczbie kart na ręce przeciwnika i wziętych przez niego dekretów(pozwalają one dobierać karty). Umiejętne zagrywanie zestawów jak i odpalanie umiejętności szybko wchodzi w krew. Umiejki pozwalają połamać zasady gry i zrobić ciekawe akcje. Dodatkowo zagranie 5+ dwójek da nam dodatkowe punkty(nam się nie zdarzyło). Gra się do 30 bodaj PZ albo trochę więcej. Po każdym zejściu kart, rozdajemy od nowa i tutaj jest trochę zabawy i finalnie miałem odczucie, że 1/3 gry to właśnie tasowanie, rozdawanie i ustawianie ręki. Karty niestety numerki mają w jednym miejscu, więc trzeba na dodatek je obracać. Co można było utrudnić graczom to chyba zrobiono xD Gra jest ładna, karty ok, ale przy tej liczbie tasowań bym koszulkował. Na wielki plus opcja wzięcia gry do kieszeni, bo mamy przygotowane małe pudełeczko i zamienniki większych elementów na karty. Dla mnie jednak całkowite MEH.
Cthulhu: Death May Die(7/10) – jedna partia 2os w jakiś scenariusz z podstawki. Bawiłem się dobrze. Chciałem sprawdzić, czym się wielu zachwyca i jak dla mnie decyzji wielu nie ma, gra jest lekka i w sumie opiera się na dice fest. Podobał mi się rozwój postaci i zróżnicowani bohaterowie. Ja grałem małą dziewczynką podpalaczką, której zawołanie brzmiało: „hahaha, haha..”. Kafle lokacji wyglądały znacząco ładniej od tych z posiadłości, tak samo figurki(FFG ma się od kogo uczyć). Głównie chciałem zagrać przez trwającą wtedy kampanię najnowszej części, ale szczerze powiedziawszy jest to gra całkowicie nie dla mnie. Lekka i szybka z prostymi zasadami. Wolę bardziej mięsiste tytuły, ale też ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić. Zasady były jasne i proste. Mechanicznie wszystko się spina a tłuczenie wrogów sprawia frajdę. Jest czasem nad czym pokombinować, a z tego co słyszałem, to scenariuszy jest sporo, mocno się różnią a na dodatek jeszcze głównego bossa można dowolnie podmieniać. Jedyny minus jaki widziałem, to że czasem więcej zajmowało robienie tych wszystkich rzeczy za grę jak faza mitów, przesuwanie i atakowanie wrogami itd. Moja tura to ruch, rzut na atak i odpoczynek co robię w minutę, a potem mielę te wszystkie odpalenia drugie tyle. Nie jest tak źle jak w AH 3ED, ale niebezpiecznie dla mnie blisko. Z chęcią zagram u kogoś jeszcze w inne scenariusze, ale sam do swojej kolekcji nie kupię.
Fall of Lumen(7/10) – zagrałem w Arnaka, ale w wersji fantasy(w sumie jakby Arnak nie był z tymi swoimi potworami) i tak mógłbym podsumować całą grę. To jest Arnak. Każda mechanika ma swoje odzwierciedlenie tutaj czasem tylko lekko zmienione. Po pierwsze mamy mapę, ale poruszamy się po niej z pola na pole. Każde z nich ma swoje sklepiki albo misje do wykonania. Stojąc w danym miejscu możemy je odpalać odpowiednią akcją. Gra to deckbuilder, ale jak w Arnaku kupowanie jest niezbędne i można nich łupać sporo PZ, tak tutaj spokojnie radziłem sobie po zakupie 2 kart. Głównie dzięki umiejętnościom naszej frakcji(jest ich masa) oraz specjalnej umiejętności mojego bohatera(też wielu). W Arnaku bez dodatku każdy grę zaczyna tak samo, tutaj mamy jednak spore zróżnicowanie i nastawienie na dany aspekt, co jest sporym plusem(dlatego w Arnaka gram wyłącznie już z dodatkiem xD). W przeciwieństwie do protoplasty nie wspinamy się tutaj po żadnej świątyni, ale wrzucamy agentów na dane pola latającego miasta. To jest w sumie akcja, która generuje 90% PZ na koniec gry(w trakcie żadnych nie zbieramy, chyba, że ujemne xD – tak takie karty strachu). Miasto podzielono na 7 dzielnic. By tam wrzucić agenta, należy najpierw go zdobyć, a aby to zrobić to albo należy wypełnić wysokopoziomowe misje(prosta wymiana danych surowców na nagrodę), zebrać bodaj 4 żołnierzy wroga i ich wymienić albo odpalić specjalne umiejętności(u mnie bohater miał opcję otrzymania agenta przy ulepszaniu surowców). Jak już agenta mamy, to teraz akcją wepchnięcia go do miasta(musimy stać też na polu z miastem, które porusza się po planszy, co rundę) jedynie dopłacamy 3 many danego typu lokacji, do której chcemy go wrzucić. W lokacji wybieramy 1 z 3 pól. Jedne dają natychmiastowe bonusy inne z kolei w fazie przychodu. Całość, więc opiera się na mieleniu surowców, zdobywaniu agentów i wbijaniu ich do miasta. Jak nie ogarniemy agentów to w sumie nie wiem, po co gramy, bo to jest clue tej gry. Jakbym nie miał i nie ogrywał Arnaka, to gra miałaby szansę wbić do kolekcji i na pewno oceniłbym ją o oczko wyżej. Tak, to widzę w sumie wręcz reskin Arnaka, a kompletnych zrzynek po prostu nie trawię. Ja preferuję Arnaka od FoL, bo oferuje więcej opcji punktowania przez co nie czuję się zobligowany do robienia zawsze tego samego.
Julius Caesar: Caesar, Pompey, and the Roman Civil War(6/10) – tutaj zabawna partyjka, gdzie rozłożenie gry z tłumaczeniem zajęło więcej niż partia, gdyż kolega pięknie się sam pokonał rozbijając o moje siły swoimi atakami. Gra wojenna z fajnymi grubymi drewnami, które obrazują jednostki. Trzymamy je zwrócone w naszą stronę by wróg nie wiedział co gdzie mamy. Każda jednostka opisana jest 4 parametrami. Siłą, która wskazuje na poziom życie oraz liczbę kości, jakimi będzie rzucała. Literką A/B/C/D dla inicjatywy(obrońca atakuje przy remisie pierwszy). Wartością, od której trafiają. Nazwę jednostki oraz miejsce jej rekrutacji(nie zawsze występuje). Każdą rundę zaczynamy od dociągu 7 kart, z których jedną odrzucimy. Karty dzielą się na zwykłe obrazujące naszą inicjatywę, liczbę ruchów do wykonania jednostkami i punkty rekrutacji/leczenia oraz specjalne ala wydarzenia, które dają pewne benefity(wykonanie ataku i rzucamy za wszystkie jednostki pierwsi, uszkodzenie wszystkich jednostek w danym rejonie itp.). Jak już ustalimy inicjatywę to najpierw przechodzimy do ruchów, które mogą wywołać bitwę. Ruch robimy po drogach(większe lub mniejsze, co wpływa na to ile miast możemy zaliczyć po drodze) i szlakach morskich(potrzebny jest nasz statek). Po ruchach odpalamy bitwy(gracz może poruszyć jednostki z pobliskiego miasta, jako wsparcie od 2 tury walki, ot Ci co weszli pierwsi walczą od początku, a reszta dochodzi). Najpierw wszystkie jednostki biorące w udział są odkrywane i segregowane w kolejności inicjatywy. Następnie odpalamy ataki. Rzucamy i sprawdzamy trafienia. Jak atak się udaje, to przeciwnik musi zmniejszyć siłę najmocniejszej jednostki(przy remisie wybiera). Tak walczymy albo do momentu anihilacji jednej ze stron, ucieczki lub końca 4 tury bitwy(wtedy atakujący automatycznie ucieka i jeszcze dostaje atak w plecy). Gra kończy się w momencie, gdy jedna ze stron będzie w posiadaniu 10PZ. Je otrzymujemy za posiadanie niektórych miast(ikonka na mapie) oraz za zabitych generałów wroga. Teraz wracając do mojej partii, kolega najpierw chciał odbić zachód(grał Cezarem) i odpalił atak z pierwszym atakiem(wydarzenie). W sumie rzucał nieźle, ale niestety ja lepiej xD Przegrana kolegi. No dobra, to przerzucił siły pod Rzym i tam rozpoczął walkę, niestety tutaj również rzuty lepiej mi poszly(tripla 1 wyrzuciłem nawet xD) i to tak dobrze, że zanim inne siły miały opcję dołączyć, to główne już gniły w piachu. Niestety w obu stracił generałów, a Rzym stał otworem. Dawało mi to dodatkowe 4PZ do 7 z którymi startowałem. Koniec pierwszej rundy i wygrana. W sumie w kolejnej rundzie na dalekim wschodzie zdobyłbym kolejne dwa PZ, a tam jednostek Cezar w ogóle nie ma, a jego siły były mocno nadkruszone, więc nie wiem czy bym go nie wybił do końca. Tak czy siak pomijając, że kolega pewnie powinien skupić się na jednej stronie i tam falami kolejnych ataków mnie wybić, tak fart w rzutach moim zdaniem był tu nie do przeskoczenia i przy takim otwarciu Rzymu, to nawet jakby odpuścił zachód, to zanim by tam dotarł to i tak był miał wygraną w kieszeni. Po jednej partii o balansie otwarcia ciężko pisać, ale czułem, że G robię i tylko odpieram ataki a zwycięstwo wpada przy okazji. Nie mój typ gry i raczej więcej bym nie zagrał. Może za jakiś czas, ale te trafienia na kościach mnie po prostu w takich grach pvp irytują(w coop przeciw grze jest ok, choć też potrafi mi żyłka pęknąć).
SETI: Search for Extraterrestrial Intelligence(7.5/10) – tutaj więcej słów wrzuciłem w wątek z grą. Gra trwała sporo czasu vs na to, co oferuje. Na 4 graczy bym już nie siadł, ale widzę potencjał na 2-3 osoby. Zasady w sumie proste. Kosmici miałem nadzieję, że więcej robią, a to w sumie wpięte w znaną mechanikę kolejne karty i pola do ustawiania swoich znaczników. Są silne, trzeba w nie iść i w sumie nie rozumiem co innego należałoby robić, bo ich olewanie jest całkowicie nieopłacalne i wręcz przeczy mechanice, które nas w to pcha innymi akcjami. Bawiłem się dobrze próbując wykręcić z dna cokolwiek w swojej turze. W sumie im dalej w grze to mamy trochę więcej zasobów i jesteśmy zrobić coraz więcej, ale dalej głównie kombinujemy jak zrobić z niewiele jak najwięcej. Co może, ale nie musi się podobać. Czasem powoduje to masakryczny downtime, jak ktoś musi przeliczyć, co do monetki cały ciąg. Interakacja występuje, typowy wyścig o pola, ale potrafi to napsuć krwi. Jak na nowoczesne euro jest w tym aspekcie wystarczająco. Mam nadzieję jeszcze spróbować na 2-3os, ale gra do kolekcji nie wleci.
Shadows of Brimstone: Swamps of Death(7/10) – w końcu po wielu miesiącach leżakowania udało się wyciągnąć w gronie 4os i niestety niczego nikomu nie urwało. Wręcz z ogrywanych 3 tytułów(Draka, L:James Bond), niektórzy mówili, że najmniej im siadło. Niestety graliśmy jeden scenariusz bez kampanii, więc moim zdaniem gra na tym traci, więc oczywiście nie skreślam, a wręcz przygotowuję się do kolejnej partii. Mechanicznie mamy sporo rzucania kostkami. Koledzy czasem się gubili na co w końcu rzucają jak mieli ataki z dodatkowymi bonusami na terror. Jest kilka rzeczy do śledzenia, a poziom wyzwania rośnie wraz z czasem jaki przebywamy na wyprawie. Finalna potyczka prawie nas pokonała, ale optymalnie nie graliśmy. Muszę wrócić do zasad i następnym razem zagrać już na pełnych, bo czułem, że czegoś mi tam brak. Misji sporo, dodatków jeszcze więcej, więc liczę, że zapewni mi wiele przygód(gorzej jak pogram i skreślę ten tytuł). W sumie bez konkretów, bo i tylko jedna misja. Zauważalnie potrzebowaliśmy kogoś do leczenia, a dynamit okazał się mega przydatny. Szkoda, że tylko jedna postać go wzięła, ale wtedy byśmy mieli spacerek. Dodatkowo zauważalnie gorzej się bawię w coop(w sumie każde) grając w 3+ osób. Jednak prowadzenie 2 postaci lub granie po 1 bawi mnie znacząco bardziej przez krótki czas oczekiwania na swoją turę jak i większą kontrolę.
POWROTY
Primal: The Awakening(9/10) – zakończyłem kampanię. Gra mi siadła bardzo. Świetne wykonanie, figurki i co najważniejsze mechanika. Dłuższy opis w dziale z grą. Dla mnie gra roku. Tona emocji, ciężkie wyzwania i tona opcji zbudowania swej postaci. W sumie jedyne co mogłoby być lepsze to fabuła, która niczego nie urywa i jedzie na znanych motywach, ale przynajmniej nie jest to kolejna opowiastka o ratowaniu świata. Gorąco polecam.
Posiadłość Szaleństwa 2ED(8/10) – na koniec roku udało się odpalić jedną partię w jedną z misji z ostatniego dodatku, której jeszcze nigdy nie ogrywałem. Tym razem drużyna zostaje wysłana do świątyni wężoludzi by przeszkodzić im w dokonaniu rytuału przywołania. Rozgrywka polegała na rozwiązywaniu kolejnych zagadek w celu otwarcia finalnego przejścia, co było ciekawą odmianą od scenariuszy, gdzie zwykle sporo się walczy lub bada poszlaki. Gra to w sumie głównie wręcz apka i jak kiedyś mi nie przeszkadzało tak z kolejnymi latami zaczyna mnie to uwierać. Pomimo to w 2h mam pełną przygodę. Zainstalowałem nawet Valkyrie i w kolejnym roku liczę na pogranie w fanowskie scenariusze, bo już chyba oryginalne mam wszystkie w końcu odhaczone.
Roads & Boats(9/10) – uwielbiam ten tytuł. Udało mi się wygrać obie partie. Pierwsza była turbo szybka, bo oboje zapomnieliśmy zbudować tartak, więc bez desek zblokowaliśmy się i w sumie zwycięstwo gwarantowało zaliczenie 2 poziomów monumentu dla siebie. Reszta by była współdzielona, więc nie było sensu sprawdzać. Druga partia była już pełnowymiarowa. Graliśmy na mapie z wodą, która separowała graczy od siebie. Początek luźny, ale jak tylko postawiłem tratwy po wybudowaniu wcześniej wozów to zrobiłem wjazd we wroga. W sumie ekonomicznie szło mu lepiej i jakby to on wykonał atak we mnie, to by mnie poskładał, no ale, ekonomia lepsza bo też nie ulepszał transportu i nie budował za bardzo dróg. Tak czy siak wjazd zakończył się standardowo przystopowaniem ekonomii przez wykorzystanie kamienia na budowę murów. W tym samym czasie mogłem nadgonić i nawet przegonić kumpla. Finalnie dzięki ukradnięciu papieru i podczepieniu się pod fabrykę smoły, mogłem zbudować ciężarówki, a także budować dodatkowe szyby z samym złotem. To wystarczyłoby przegonić przeciwnika. Partię i tak zakończyliśmy wcześniej, gdyż nie widzieliśmy sensu dogrywania kolejnych rund(sytuacja była klarowna). To właśnie mi się podoba w R&B, że interakcja może być na wysokim poziomie, a na 2os spokojnie można przerwać partię.
Nowość miesiąca: Wielka Draka w Małym Mieście
Powrót miesiąca: Posiadłość Szaleństwa 2ED
Gra miesiąca: Primal: The Awakening