Poprzeglądam gry rozegrane w 2024 i o części coś napiszę (albo przekleję z wątku z grą miesiąca).
---
Gry, które zdominowały jakąś część zeszłego roku (w sensie przez jakiś czas to o nich głównie myślałem):
Kingdom Death: Monster - wciągnęło na tyle, by czasem rozegrać parę starć jednego dnia i by zainteresować się innymi grami gatunku. Nie spodziewam się, bym aż tak wsiąkł, by chcieć kupić i rozegrać wszystko, ale na pewno jeszcze do kilku kampanii podejdę.
Arcs - 10 rozgrywek w dwa tygodnie na TTSie (gdzie od dawna właściwie nie gram) mówi samo za siebie. Potem wkradła się wymuszona przerwa, przez którą entuzjazm jakoś opadł i dopiero pół roku później zagrałem kolejny raz. Rootowi raczej nie zagrozi i nie wiem, na ile zagości u mnie na półce, ale planuję nabyć, by móc rozegrać kampanię na stole.
Here I Stand - powrót po latach. Pierwsza partia była kopią tej starej: spoko, ale zdecydowanie za długo. Zagraliśmy jednak dwa kolejne razy i tu już gra wypadła dużo lepiej (i sprawniej). W sumie z gier negocjacyjno-strategicznych w tej chwili najchętniej zasiądę do tego (z tym że pewnie wystarczy jedna partia ponad 6-turowa, by wywołać wieczną traumę i niechęć do tej gierki

) Nie brakuje wad (długość, downtime), ale klimacik przedni
Pandante - ciekawa wariacja na temat pokera, gdzie z góry deklarujemy, jaką rękę będziemy mieli na koniec
Rozczarowania (nie najsłabsze gry, tylko po prostu gry, które wypadły gorzej niż się spodziewałem):
Władca Pierścieni LCG - moja relacja z tą grą to sinusoida i teraz niestety jest w dołku. Właściwie wszystkie partyjki w tym roku niezbyt mi się podobały... Podwójnie szkoda, bo mam kilka czekających dodatków i głupio byłoby mi to wszystko sprzedać, by potem z powrotem polować

Pewnie dam parę szans w przyszłym roku i ponownie się zastanowię.
Ankh - jest ok, ale mało mnie ciągnie do kolejnych partii, wkurza ogrom pudełka i to, że mimo to się nie domyka. Ogólnie jakaś taka nijaka ta gra, jedyne co ją ratuje to oryginalna mechanika fuzji bogów. Słyszałem mnóstwo pozytywnych opinii, więc liczyłem na więcej.
Kasztany:
Table Battles - rozegrane dwa razy online. Słodko wygląda i mimo banalnych reguł, jednostki potrafią mieć pewien charakter, gameplayowo jednak gra leży: jest rzucaniem kostkami bez mitygacji czy elementu push-your-luck, ale co gorsza potrafi się niemiłosiernie dłużyć z powodu obowiązkowej akcji defensywnej Screen, która de facto anuluje ruchy obu graczy (obecny atak oraz przyszły ruch obrońcy). Jakby był element PYL (typu przerzut, ale jedną kostkę się traci), coś mogłoby w tym być, a tak to wolę już zagrać w Yahtzee.
Exploding Kittens - ależ okropne, tyle dobrego że gra się dość szybko kończy.
18Texas - jedna z najgorszych osiemnastek, głównie przez to jak że nawet nie próbuje robić niczego nowego ani ciekawego. Jakby przynajmniej była sprzed 20 lat, to bym machnął ręką, ale wypuszczać coś takiego teraz, gdy podobnych gier mamy na pęczki, a segment wejściowych osiemnastek jest nasycony...
Railways of the Lost Atlas też jest nowym operacyjniakiem dla początkujących, w którym nie znalazłem nic, co byh mnie interesowało, ale przynajmniej próbuje robić coś innego.
18BE - to z kolei próbuje robić dużo, tylko niekoniecznie udanie

Jakiś psychofan operacyjniaków z oskryptowanym łączeniem firm może polubi, ja się mocno wynudziłem. Gra się chwali mapą 3D, która służy do tego, że jeśli budujemy tor pomiędzy różnymi wysokościami, to płacimy 10 (w grze, gdzie ogólnie jest bardzo na bogato) xD Dużo czerpie z 1822, ale w niczym nie jest lepsze. A jeśli chcę coś z narzuconymi fuzjami, to wolę 1844.
1877: Venezuela - 1817, tylko dużo mniejsza i krótsza. Shortować można już od pierwszego SRa, nie ma firm 2-udziałowych, a gra się kończy na 4T. Nie widzę najmniejszego powodu, by w to grać. Mamy sztucznie zaaranżowany "moment kulminacyjny" z 1817, ale w izolacji coś takiego po prostu nie jest ciekawe. Brak końcówki mnie specjalnie nie boli, bo w 1817 często jest długa i nudna, ale brak wstępu już tak.
18 Hiawatha - praktycznie to samo, co Wenezuela, tylko jeszcze gorsze. Tam dało się poczuć, że ktoś jakoś developował grę, tu czujemy, że najpewniej nic takiego nie miało miejsca. Jedyny plus to obecność prywatnych, dzięki czemu sam początek gry był trochę ciekawszy niż w Wenezueli.
Małe:
Trio - całkiem spoko gierka z elementem memory (który lubię), natomiast mam obawy o przejedzenie, jakbym miał to pewnie do grania jakoś raz na pół roku.
That's Not a Hat - jak już w temacie memory jesteśmy, zabawna okołogra udowadniająca że zapamiętanie 5 słów potrafi być nieosiągalne.
Wanted Wombat - najdebilniejsza gra push your luck poza czymś w 100% przypadkowym. Jest sobie talia i zgadujemy, co dociągniemy. Wbrew pozorom gra działa, dzięki znanemu rozkładowi kart można szacować ryzyko, a 10 (najwięcej warte karty) nigdy nie idą na discard, więc szansa ich dociągnięcia rośnie. Bardzo mi się podoba w kategorii odmóżdżacza. Minuta tłumaczenia, 3 partie w 10 minut.
Durian - całkiem fajna imprezówka, ale musi być ktoś w grupie robiący za wodzireja/konferasjera czy jak to tam określić, inaczej jest ryzyko wpadnięcia w liczenie. No i ogromną częścią czasu gry jest tasowanie kart i przygotowywanie kolejnego rozdania.
Deep Sea Adventure - fajne, choć mam poczucie że mógłby za mnie grać bardzo prosty algorytm. No i jak na push your luck brakuje możliwości zrobienia czegoś bardzo ryzykownego, ale i intratnego - w pewnym momencie ficyznie nie da sie już wrócić na statek. Ale ostatecznie podoba się, więc trafia na stół.
Fasolki - kiedyś się zagrywałem. Teraz jak zdarzy mi się zagrać, to jest spoko, ale dziwię się, że dawniej aż tak to lubiłem. Mam poczucie, że negocjacje/handel koniec końców sprowadzają się do bardzo podobnych wymian i można z góry określić, czy komuś się uda dobić dealu.
Inne:
Vijayanagara: The Deccan Empires of Medieval India - w sumie jest to COIN odchudzony w taki sposób, jak sobie niegdyś wyobrażałem, że można by COINy odchudzić, by wyszło coś, co mi się spodoba. Gra jest ok, ale nie odczarowała dla mnie gatunku.
7 Empires - czyli znacznie wygładzony Imperial. Na pewno ma mniej głębi, ale i trwa trzy razy krócej, więc ciężko mi wprost powiedzieć, który lepszy. Niestety ostatnio zagraliśmy w to zaraz po Here I Stand i gra, przez to że setting/mapa z gruuubsza podobne, wypadła jak abstrakcyjna, rodzinna popierdółka bez grama klimatu. Ależ to było złe dla tej gry, grałem dwukrotnie wcześniej i miałem wrażenia umiarkowanie pozytywne, teraz natomiast już nie chcę jej więcej tykać xD
Le Havre - dawno temu trochę pograłem w aplikacji, a na stole tylko raz. Niedawno kupiłem używkę i w końcu była okazja zagrać w trzy osoby. Do odświeżenia sobie zasad wystarczył skrót z BGG, rozłożenie gry to było poukładanie kart (zasoby mam już w tacce), a wytłumaczenie zajęło mniej niż 10 minut. Tak to powinno wyglądać (podkreślam, że gra wciąż tworzy dylematy, efekt krótkiej kołderki itd.), a nie jak nowoczesne euro typu Lacerda czy inne takie, gdzie godzinę trzeba objaśniać zawiłości łańcuchów akcji i mikroreguły na każdym kroku. Podobnym powrotem była
Agricola - patrząc na karteczki z wynikami (gdzie dopisuję datę), każda z moich trzech ostatnich partii była w grudniu innego roku, zdecydowanie za rzadko
Townsfolk Tussle - trochę podobnie jak z Vijayanagarą, nie wiem, czy da się lepiej wydestylować to, na czym bazuje (w tym przypadku KDM), ale efekt mnie nie porwał. Z innych boss battlerów nie zachwycił mnie też
Primal: The Awakening (w sensie po prostu mechanika pozostawiła mnie obojętnym) - i dobrze, bo nie kusiło, by kupić
Burning Banners - ładna mapa, lecz to co się na niej działo niezbyt mnie porwało. Do tego w ogóle niepodobjący mi się system magii, ale przede wszystkim zabójczy downtime na czterech.
Civilization i
Western Empires - oryginalna Cywilizacja, warto poznać, aż nagrałem filmik:
Ra - gra, w którą trochę pograłem w 2024, sam nierzadko proponuję, ale łapię się na tym, że od dawna nic nowego ani ciekawego w niej nie widziałem, ot jadę na autopilocie z okazjonalnymi emocjami, gdy push-your-luck mocniej wchodzi. Trochę paradoks, bo Ra mi się podoba i sam wyciągam na stół, ale jakby zniknęło z półki, to chyba bym nie polował na nowy egzemplarz. Zagrałem też dwa razy z nowym dodatkiem z KSa i uważam go za zupełnie zbędny, a może wręcz aktywnie szkodliwy.
Princes of the Renaissance - rozegrałem swoją drugą partię i niestety odczucia były gorsze niż wcześniej. Tym razem chyba zbyt dobrze widziałem mechanikę kryjącą się pod cienką warstwą tematu - a koniec końców to po prostu licytacje w kółko. Do tego moce z nowej edycji są źle zbalansowane, następnym (ostatnim?) razem trzeba będzie zagrać oryginalnymi.
Napoleon's Conquests - przystępna gra w wojny napoleońskie, gdzie 4 graczy jest razem (Koalicja), ale obok tego mają swoje prywatne cele. Trochę gry wojennej, trochę euro. Ma swoje wady (jak tor kuli śniegowej, znaczy morale, i wątpliwości co do balansu), ale ogólnie fajne - a wieloosobowych gier w tym settingu do zagrania w 3h nie ma zbyt wiele.
Switch & Signal - gra, która była gdzieś tam daleko na moim radarze, udało się zagrać i jestem bardzo zadowolony, bo a) była spoko b) nie mam ochoty na więcej

Ta partia, która nam się trafiła, miała optymalne tempo dla koopa, wydawało się, że nie ma szans, ale ostatecznie wygraliśmy w niemal ostatniej chwili. A, mapa USA wydaje się dużo ciekawsza od Europy.
Triumph & Tragedy - 3-osobowa gra w IIWŚ, z warstwą dyplomacji i dość sandboksowa. Zagraliśmy w 3 godziny, co jest bardzo dobrym czasem, i wrażenia miałem raczej pozytywne, ale jakoś nie ciągnie mnie do kolejnej rozgrywki.
Gra o Tron - swego czasu moja ulubiona gra. Zagraliśmy w 5 z dodatkiem, czyli było 2 wasali. Jest to spoko opcja, bo zwiększa znaczenie toru Żelaznego Tronu, no i można sensownie zagrać w 5 osób. Z drugiej strony przypada mniej zamków na frakcję (dochodzą Arrynowie, a z nimi chyba tylko jeden nowy zamek), co mi się mniej podobało.
18xx:
O kasztanach wspomniałem wcześniej, za to wśród najbardziej ogrywanych mam
1862, 1871, 1830, 1847, 18Rhl, 1832 - wszystkie polecam.
Rozczarowaniem są tylko 3 partie w
1817.
Dużo graliśmy w
18MM, a raczej 18MMM, czyli wersję poprawianą przez nas. Całkiem spoko sandboksowy operacyjniak z dużą ilością zmiennego setupu.
No i dużo
1894, czyli mojego projektu, który już ponad rok jest dostępny na 18xx.games i opinie są raczej pozytywne, a gra póki co niezłamana.
Natomiast mogło się wkraść pewne zmęczenie materiału, bo o ile na stole wciąż gramy regularnie (choć ludzi jakby ubywa), to przez sieć już 5 turowych gier naraz mnie przytłacza, a poranne przeklikiwanie się przez wszystkie głównie męczy. Może potrzeba jakiejś nowej ultraciekawej gry jak 1871. Z prototypów obiecujące jest
1839, które robi wiele dobrych rzeczy, choć być może gra sama z siebie zbyt dużo narzuca, nawet jeśli skutkuje to ciekawym stanem gry (sztucznawy wyścig pociągów oraz otwieranie firm za graczy).
---
Rozczarowaniem było to, że nie udało się zagrać w Triomphe à Marengo ani odświeżyć Napoleon's Triumph. Są to spokrewnione gry, więc chciałbym zagrać w obie w krótkim czasie, niestety przyswojenie zasad to nie spacerek i jakoś "nie wyszło". W tym roku planuję się w końcu za to zabrać.
---
Jest teraz w modzie na forum narzekanie na forum, a dla mnie to obok BGG najfajniejsze miejsce dotyczące planszówek (choć może zdrowiej dla mnie byłoby nie widzieć działu o wspieraczkach

).