sasquach pisze: ↑23 gru 2020, 01:45
Der pisze: ↑23 gru 2020, 01:06
Gra 4p, bez dodatkowych wyzwań i nacji, z Błyskawica,, Morzem, Cieniem (nie ten z ognikami zamiast oczu) i kobieta-indianka, za to z Wyspą Zarażana (dwustronna karta).
Problem w tym, że z tego co piszesz jesteście doświadczonymi graczami, a w skali od 1 do 10 zagraliście na poziomie trudności zero. Dajcie grze jeszcze jedną szansę, ale na wyższym poziomie, takim 4-5. Pod koniec instrukcji jest tabelka gdzie masz pokazane który poziom adwersarzy odpowiada jakiemu poziomowi trudności.
Ok. Okaże się. Myślałem, że samo użycie innych bóstw, niż "niskich" podniesie poziom trudności i atrakcyjności gry. To była nasza pierwsza gra, więc przy swej złożoności chcieliśmy spróbować poznać jej podstawową wersję, która według naszego podejścia do gry, powinna się już jakoś bronić.
bajbaj pisze: ↑23 gru 2020, 02:27
Der pisze: ↑23 gru 2020, 01:06
(...)To pierwsze wrażeniem. Myślę, że gra może zyskiwać po kolejnych rozgrywkach, ale nas musi przekonać do drugiej gry po pierwszej partii. Tak się nie stało.r
Przepraszam z góry za częściowy off-top, ale czy to nie problem nastawiena do grania, czyli konieczności bycia przekonanym do gry przez ... grę? Żeby nie było wątpliwości, nie staram się być złośliwy, tylko zastanawiam się, na ile właściwe jest to podejście do gier kooperacyjnych. W grach nierywalizacyjnych to gracze budują klimat gry, to gracze decydują o poziomie trudności, to gracze są bardziej współtwórcami rozgrywki niż w klasycznym euro. Mam zakupione SI i przygotowane do pierwszej gry (zasady znam, wszystko w insercie, karty w koszulkach - taka pedanteria), ale ogrywam ostatnio inny znakomity coop w grupie i solo, czyli Too Many Bones. Dopiero po jakiejś dziesiątej rozgrywce nauczyłem się regulować poziom trudności podczas gry. Mam tu na myśli taką sytuację, w której znając postacie, którymi gram i siłę wydarzeń, które mnie spotykają, wiem, że poszło mi akurat zbyt łatwo w relacji do przyjętego poziomu trudności (cóż ... akurat tak się wylosowało). Oczywiście mogę uznać, że "koko dżambo i do przodu", ale będzie za łatwo, więc np. odrzucam super przedmiot, który dostałem i gram bez tego, przeżywając kolejne "epickie" starcia...
Podsumowując, w pełni rozumiem, że gier jest bez liku i życia nam nie starczy, aby zagrać we wszystkie. Z drugiej strony, szczególnie w grach kooperacyjnych, to my tworzymy grę. A zatem przychylam się do opinii, że może warto zagrać na wyraźnie trudniejszym poziomie i wówczas ocenić radość z partii (nie samą grę, ponieważ być może radość z partii została akurat zaburzona przez taki, a nie inny skład graczy, nastrój danego dnia, relację oczekiwań do radości z gry etc.). I już.
Jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że nie do końca siadają nam co-opy (choć ja personalnie lubię Pandemki, Shadows over Camelot, Whitechapel i pewnie jeszcze parę by się znalazło. Prawdą jest, że tutaj gramy w konkretnym składzie i opinia wywodzi się z tego, jak gra w tym konkretnym składzie rezonowała. Chce dodać, że staraliśmy się bawić tą grą - dyskutować o planach, kombinować, co gdzie wywalić i co gdzie zdziałać, no i tak nie było to jakieś super. Może za proste, jak kolega sugeruje wyżej, ale czy trudność zwiększyłaby nasze podejście do gry oprócz tego, że musielibyśmy trochę bardziej pogłówkować nad rozłożeniem sytuacji na planszy? I dont know.
Ardel12 pisze: ↑23 gru 2020, 09:10
Jools pisze: ↑23 gru 2020, 08:05
Der pisze: ↑23 gru 2020, 01:06
Wielcy przegrani tego roku to Blood Rage, Hyperborea i Tzolkin - trzy gry które trafiły na stół i zostały po setupie złożone do pudełka ( po co w to grać, skoro jest Gaja).
What?
Jak można rozłożyć grę i w nią nie zagrać? Nie ma jak to usiąść do gry z negatywnym nastawieniem od samego już setupu. Tak właśnie było ze Spiritem?
Gaja nie ma nic wspólnego np z Blood Ragem.
Po rozłożeniu nie miałbym serca chować gry z powrotem do pudła. Strata czasu nie do przyjęcia
Raz miałem sytuację, że grę rozłożyłem, wytłumaczyłem i złożyłem i po dziś dzień nie było mi dane do niej wrócić. Klub Utracjuszy, w którego próbowałem rozegrać partyjkę po 1 w nocy na Pyrkonie.
Spirit Island u mnie w domu też siadł dobrze, ale po partii w 4os, 2os wydają się gorsze. Nie ma takiej liczby interakcji pomiędzy duchami i epickich akcji. Jak to u Was wygląda?
1. Jools? skąd nick? Imię (kanadyjskie chyba?) Pamiętam, że w grze dzieciństwa Cannon Fodder tak się nazywał pierwszy żołnierz. Dobre wspomnienia.
2. To nie tak koledzy że nie znamy tych gier. Rozłożyliśmy gry, bo myśleliśmy, że zagramy... dobrze znamy te tytuły, grane były wielokrotnie w przeszłości. Okazało się jednak, że na naszą planszówkową "metę" tego w co chcemy grać, żaden z nich się nie wciska dobrze w skład, więc aby nie marnować czasu na grę, na którą wydawało nam się, że możemy mieć ochotę, a jednak ochoty nie mamy, postanowiliśmy tytuł złożyć do pudełka.
Jak się człowiek spotyka raz w tygodniu na wieczorne kilka godzin grania, to staramy się grać w dobrze rokujące gry nowe, albo w gry ofkorz, które bardzo lubimy i dają dobry zwrot w emocjach.
Więc to raczje nie kwestia negatywnego nastawienia, tylko wyboru, co jest dla nas warte tego czasu, a co nie, którego w obecnych czasie mamy na duże planszówki tak mało.
WRACAJĄC DO SPIRIT ISLAND:
Szybko podsumowując, to nie jest tak, że to jest zła gra. To interesująca gra - może niekoniecznie pochłaniająca. 2 osoby z naszego teamu byłyby chętne zagrać raz jescze, 2 już raczej nie. Mam wątpliwości czy podniesienie poziomu trudności sprawia, że gra staje się wystarczająco ciekawa jednak dla nas. Pomimo próby dobrej zabawy, odnieśliśmy pewne niepokojące wrażenie bezcelowości i monotonii gry - ot ogarnij karty sobie i hajsiwo i plan, a potem wyżynasz nowych Najeźdźców, a potem jeszcze resztki czarów i pichcimy znowu, i tak co rundę - więcej pakułów wrogów, kolejny plan, aby ich skosić. Jakby początkowe rundy nie bardzo różniły się od końcowych, a każda była podobna do poprzedniej oprócz tego, żę my byliśmy trochę silniejsi, a pakułów na planszy trochę więcej.
Nie wydaje mi się, aby to była zła gra. To jeden z lepszych co-opów względem tego, jak robi to co-opowanie. Ciężko być alpha leaderem w tej grze, układanka kart i tego co gdzie możesz zrobić jest całkiem przyjemna, graficzki i klimat są całkiem fajne. Ale jak na czas potrzebny na grę i poziom zaangażowania, to wyjątkowo mało się w niej zmieniło w trakcie gry. No i tyle w zasadzie. Na pewno ta gra sprawi radość wielu graczom, nie jest niestety w moim odczuciu tak wybitna, jakby mogła być.
PS. Jeśli nadarzy się okazja, to dam jej jeszcze szansę. Jeszcze chętnie w nią zagram raz czy dwa. Pamiętajcie, że powyższe wrażęnia dotyczący pierwszej rozgrywki, która potrafi budzić mylące odczucia i jestem tego świadom. Pozdro gracze.