Ja trochę czuje się wywołany do odpowiedzi przez Mr_Fisq
Moim zdaniem wpływ na brak popularności tych tytułów ma kilka czynników:
1. Marketing - co już widać po naszym forum, że niektórzy pierwszy raz słyszą te tytuły. Polska jest jaka jest, biznes robi się na tytułach mniejszych, spolszczonych, niezależnych językowo albo głośnych i znanych, bo musi się to opłacać. Poza tym te wszystkie tytuły MA są anglojęzyczne, a to już myślę, że wyklucza z 90% wstępnie zainteresowanych.
2. Nie są to planszówki - a właśnie częściej solo bitewniaki, chodź wiadomo, nie zawsze. Gdzie w naszym kraju już pełnoprawne bitewniaki nie są jakoś mega popularne. Więc jak już ktoś chce grać bitewniaka, to będzie to popularny tytuł, bo jest szansa, że w mieście trafi się z 10 innych graczy z sensowną armią chcących w to grać.
3. Te tytuły wymagają zaangażowania i wyobraźni - nie ma się co oszukiwać, że bez wkładu własnego w te tytuły da się grać. Trzeba stworzyć postaci, drużynę, czasami historię jak jej nie ma lub jest szczątkowa, rozłożyć mapę, dokupić lub zrobić samemu elementy terenu. Jednymi słowy - duuuuużo wkładu własnego, co oznacza, że duuuużo czasu trzeba temu poświęcić, a mało kto ten czas dzisiaj ma na zbyciu.
4. Gramy solo albo duo i tyle – więc dużo zależy od okoliczności. Oczywiście można robić kooperacje, ale to już w większości przypadków znowu wymaga wkładu własnego i kreatywności.
Nie zgodzę się z wcześniejszym stwierdzeniem jakoby gracze RPG - raz, mieli dużo figurek, bo używają ich w swoich sesjach, bo tak często i gęsto nie jest (Polska i Europa to nie USA żyjące D&D i Wizards of the Coast rządzące całym rynkiem), a dwa, że w ogóle częściej zasiądą do takich tytułów mając możliwość dowolnego kreowania swojego świata na sesji, gdzie walka często w ogóle nie musi odbywać się na fizycznej planszy.
Zgodzę się natomiast z tym, że rzeczywiście osoba grająca w planszówki i posiadająca jakąś bazę tytułów np. od CMON, może spokojnie grać w wymienione wcześniej tytuły, bo figurek jej nie zabraknie.
Co do samego tematu Miniatures Agnostic, to porównanie do radia bez baterii jest jak najbardziej w porządku, bo w sumie właśnie o to chodzi, że nikt nie narzuca nam jakimi modelami będziemy w te gry grać i czy w ogóle modelami. Mogą to być figurki, mogą to być standy, a równie dobrze mogą to być kapsle z piwa, guziki czy kamienie. W tym leży siła gier MA, że można grać tym, co się ma i o ile jednego będzie razić, że przerośnięty szczur będzie szarym guzikiem, to drugiemu już to wystarczy, bo on będzie się bawił mechaniką i historią swojej drużyny.
Wszystko zależy od człowieka, czasów i miejsca w którym się urodził i czego oczekuje. Ja biegałem po łąkach i tłukłem chwasty zaklętym mieczem, którym był dla mnie zgrabny kij znaleziony parę chwil wcześniej. Można? Można, kwestia wyobraźni, ale kogoś innego już to bawić nie musi.
Parę tytułów, ma swoje dedykowane linie figurek, właśnie dla tych, którzy nie chcą szukać, tylko wolą od razu mieć gotowy produkt. Ale wciąż jest to dodatek, a nie wymóg.
Także podsumowując, aby te gry zyskały na popularności w Polsce, to potrzebują wydawcy i marketingu. Ktoś musiałby je promować, ale żeby to robić, to musiałyby być w tym pieniądze, a za bardzo ich nie ma, bo ile tak na prawdę egzemplarzy się sprzeda – 100? 200? Koszty tłumaczenia i produkcji będą wyższe zapewne niż zysk.
Jak to ktoś już powiedział, to jest raczej nisza, którą docenia raczej tylko jakaś tam mała cześć graczy planszówkowych i może trochę więcej bitewniakowych.
Co nie zmienia faktu, że ta część branży gier towarzyskich jest potrzebna i pożądana, bo są chętni do grania, inaczej nie powstawały by kolejne tego typu tytuły, edycje czy dodatki.