Powtarzanie w kółko utartych frazesów - Feld abstrakcyjny, Rajner abstrakcyjny, bez tematu, tuturututu, ojejej.
W roku smoka - klasyczny, piękny Feld, ten z ery przedlunowej (i w ogóle przedagrikolowej). Abstrakcyjny i prosty? Może, ale świetnie oddaje akcje które robimy, temat fajnie uzasadnia mechanikę (przyjechali Mongołowie, pogadali, pogwarzyli, a teraz masz jednego ludzika mniej, ciekawe dlaczego?). Trajan - mankala jako abstrakcyjne przedstawienie zagmatwania relacji/zadań/powiązań między ludźmi do wykonania w zbiurokratyzowanym Rzymie (temu fioletowy formularz, a tamtemu żółty, a w tym okienku nie przyjmują bez podpisów w tym i tamtym, a teraz przerwa na kawę, plaplapla), żeby zrobić coś. Część zębatek zahacza o siebie bez większego sensu (pierwsza fontanna pozwala wykonać akcję w porcie... eeee...), ale ogólnie ma to ręce i nogi - podbijamy prowincje, te z legionem są stale pustoszone (a Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu), te bez się odkuwają. Załatwienie kresek w Senacie daje możliwość zaklepania sobie kontraktów i innych takich. Nawet lud żąda igrzysk, chleba i higieny. Ma to sens. Jest abstrakcyjne, na kartach nie ma flejwor tekstu, ale nie jest bezsensowne. Trajan jest grą o czymś, W Roku Smoka też. Na upartego Zamki Burgundii też są o czymś. W Bora Bora też da się nawet nieźle uzasadnić to i tamto (poza tym, czemu H&G/Rio nie posadziło Stefana przykutego do stołu z prototypem i doczepioną karteczką ,,WYGŁADŹ MECHANIKI!")...
To teraz spójrzmy na Merlina:
- kręcę się przy stole w jednym kierunku (trudno, taka konwencja, może grają w Dancing Eggs?) i... yyy... gadam z krzesłami (czy tam jednak ktoś siedzi?), żeby np. wstawić kostkę (wpływ?) do prowincji, żeby finalnie coś z tego ugrać. Gdzie indziej pozwala mi ktoś postawić zamek gdzieś tam hen na planszetce specjalnej. Jeszcze co innego pozwala mi postawić tarczę (swoją drogą - debilnie namalowaną) przed gościem zaglądającym przez blanki mojego muru (dogadałem się z kimś i teraz czyjaś intryga/podglądactwo nie wyjdzie... no ok). Mogę też zebrać jabłko, żeby móc iść do kogo chcę przy stole, bo... jabłka są zdrowe (to już kielich byłby lepszy w tym temacie - Hej, Sir Lancelocie, chcesz może ze mną zagryźć to oto piękne jab-l-ko (teatralne L)?)?
Jest jeszcze inne zbieranie flag (celem, no właśnie?) i Merlin tytułowy, który posłusznie porusza się to tu, to tam i załatwia różne rzeczy o wiele lepiej od innych...
Nie wiem czy przez to, że nie grałem, czy jakąś niechęć, ale nie potrafię radośnie wymyślić uzasadnienia dla mechanik w Merlinie równie łatwo jak w Trajanie (czy nawet BB).
Jak na mój gust - właśnie przez to, że mechanizm centralny wciśnięty jest w określony temat (nie jak w Trajanie pozostawiony w mglistej kompletnej abstrakcyjności) - robi się z tego zlepek mechanik, a nie gra o czymś. Może to projekt (po polsku - dizajn) planszy i okropne grafiki (co się stało z Queen Games, bo ostatnio z tym u nich marnie!) robi tu krzywdę? Po lekturze instrukcji i obejrzeniu zwiastunów wygląda mi to na nieco przerost mechaniczny, jak w Bora Bora, albo i bardziej. Ale mogę się mylić, bo do Trajana początkowo podchodziłem podobnie.