Jak już wspomniałem wcześniej przeskoczyłem na gałąź królewską Lacusiów, ze zwiędłej zdegradowanej gałęzi hrabiny Wrocławia, do wciąż plemiennego króla Rościsława II zwanego Cieniem (bo lubił intrygi). Król miał już sporą gromadkę dzieci, konkubiny i kolejne żony rodziły mu następnych, choć w systemie gavelkind (podział tytułów na wszystkich synów) to znacznie zwiększa rozdawanie tytułów i zmniejszanie siły następcy tronu. No ale też zmniejsza spiskowanie sukcesorów, co przy dużej rodzinie jest bardzo ważne. Za czasów Rościsława sporo było wojen religijnych, ale udawało się drobnymi kroczkami wyrwać nowe ziemie od sąsiadów. Doszło do momentu, że już więcej król nie mógł dzierżyć tytułów, bo pojawiały się procenty karne do efektywności zarządzania no i oczywiście narzekania innych wasali, że król wszystko dla siebie zagarnia. Na szczęście udało się przegłosować prawo że tytuły król nadaje i odbiera bez zgody swojej królewskiej rady, więc mógł je rozdysponować między swoich młodszych synów.
Nastąpił w miarę stabilny rozwój, moi wasale czasem się bili między sobą, uzurpowali tytuły, spiskowali, jak to w rodzinie. Czasem ożenek z sąsiadami dawał możliwość zbrojnego zagarniania tytułów. Aż pojawiły się plagi. Najpierw przyszła czarna ospa, potem gruźlica, potem jeszcze jakieś gorączki obozowe i inne wynalazki. Odbiło się to na kondycji rodu, bo część dzieci i dorosłych umierała, tytuły przez to bardzo często zmieniały właściciela - jak dałem księstwo Pomerelii (Pomorze Gdańskie) mojemu synowi Radosławowi to po niedługim czasie zmarł na serce, a jego syn, a mój wnuk Sudzisław, w wieku lat 6 zmarł na gorączkę obozową i tytuły znów wróciły do mnie i znów musiałem szukać zdrowego Lacusia zdolnego do przejęcia sporego kawałka królestwa.
Tu oczywiście trzeba stosować zasadę "dziel i rządź" - czyli równomiernie rozdzielać tytuły, by nikt ambitny nie zdobył przewagi i nie zapragnął powalczyć zbrojnie o tron. Zająłem się budowaniem budynków w moich plemiennych wioskach (tak, jest plemię Kraków, Szczecin
) bo to też jest wymagane do przejścia na feudalizm, no i ogólnie zwiększa liczbę wojów, przychody, itp. Plemiona mogą też wypuszczać zbrojne bandy na sąsiadów celem łupienia i zapełniania w ten sposób skarbca. Na początku takie najazdy obcych band na nasze ziemie są uciążliwe, ale z czasem palisady i ściany są coraz wyższe, więc rajdy coraz mniej skuteczne.
Świat cały czas jest plemienny, nieliczne małe feudalne państwa nieustannie muszą z nimi walczyć. A mój feudalny książę Śląska ma też za mało wojska na to by mi zagrozić. Sam miewa problemy z plemiennymi wasalami. Moi sąsiedzi też się konsolidują i coraz trudniej jest coś uszczknąć dla siebie. Wojny religijne najczęściej wygrywają defensorzy (bo inni chętnie przyłączają się do obrony wiary).
Król Rościsław II dożył sędziwego wieku 72 lat, przeżywając sporo swych dzieci, często jego wnuki siedziały na lokalnych tronach, gdy ich dziadek zmarł w roku 888 po odniesieniu ciężkich ran w bitwie o jakieś czeskie prowincje, które udało mu się zwojować.
Tron objął jego syn Nikita "Najpiękniejszy z Krakowa"
Chyba miał za młodu powodzenie na dworze, bo wśród swych cech ma syfilis :] Poza tym jest obłąkanym wariatem... niech żyje król... No i te jego dwie cechy trochę mi narobiły kłopotów, bo trochę u niego słabo z płodnością. Na szczęście w tym plemieniu można brać konkubiny, które nawet dodają prestiżu, więc załatwiłem mu dwie młode dzierlatki, dzięki czemu metodą prób i błędów udało się skutecznie przedłużyć linię rodową (4 synów i 2 córki).
A co do jego obłąkania, to raz wydał dekret o dziurach w ścianach:
W skrócie: Każdy dom ma mieć dwie dziury nie mniejsze od chłopa, nie zastawione przez deski czy bydło, by wiatr mógł swobodnie przelatywać przez pomieszczenie dostarczając świeże powietrze. A jak ktoś z rodziny ma wzdęcia, to minimum trzy dziury.
Potem stwierdził, niczym Kaligula, że jego koń będzie najlepszym kanclerzem i jemu dał to stanowisko, próbując przy tym zamówić mu zbroję za całą kwotę ze skarbca i to w trakcie wojny!
Na szczęście udało się wywalić konia z rady królewskiej zanim kasa na żołd poszłaby na zbroję dla konia (bo wszyscy ponoć spiskowali przeciw niemu i ta zbroja po prostu mu się należała
). No i rządzi jeszcze ten szalony Nikita, na szczęście wasale i rada oraz jego kolejne żony jakoś ogarniają sytuację. Była też wielka wojna z plemieniem z okolic Finlandii, Wielki Książę Agnezji, Kanzisai Bonsulo
postanowił na mnie najechać z powodów religijnych, ale się wszyscy sąsiedzi mego wyznania do mnie dołączyli i jego armia, ponad 15k woja, została rozgromiona w kilku bitwach. Niestety Kanzisai sprytnie manewrował i gdy odbijałem Słupsk z oblężenia to część jego armii wpadła do Małopolski, w tym do Krakowa, który zdobyła a tam był cały mój dwór, cała rodzina i zabrał w jasyr mą żonę, dwie konkubiny i dwie córki. Synowie zdążyli się schować. Jedna konkubina w lochu urodziła córkę, Gorisławę. Żonę wykupiłem, konkubiny zmarły w lochu po torturach, najstarszą córkę brutal mi oślepił i wyrzucił z lochów, zmarła niedługo po dotarciu do Krakowa, osierociła jedynego syna, Stana I. Kanzisai za Gorisławę chciał cały mój roczny przychód, a jednak złoto ważniejsze, córkę zawsze se można zrobić :] No i tak biedna Gorisława już 3 rok siedzi w lochu, nie znając innego świata...
Poza tym rodzina jest już tak duża, że nie ogarniam wszystkich spisków, zależności, roszczeń, raz nawet jeden syn hrabiny Bytowa zrobił wyprawę na Wenecję, bo jakimś cudem miał do niej prawa. No ale mu się nie udało tam nawet dopłynąć. I tak się żyje w tym Lacusiowie...