Haisenberg83 pisze: ↑15 paź 2023, 23:11
Mam za sobą 10 partii i stosunek liczenia pkt do 3 dużych budynków to 6 do 4. Gra bardzo mi się podoba jednak nie siadam do niej w mniej niż 4 osoby.
Mam tak samo, mniej niż 4 osoby nie siadam. Najlepiej grało się w 5 osób, gdyż to nie był wyścig między mną, a sąsiadami, tylko mną, sąsiadami i ich sąsiadami do których nie ma się dostępu (a i tak kolega przybiegł kartą za 4 ruchu w miejsce, gdzie się go nie spodziewaliśmy na końcu mapy). Wtedy robi się naprawdę zawzięta walka, bo trzeba wyrobić się przed resztą graczy. Generalnie w takiej sytuacji niekoniecznie najlepszym scenariuszem jest atakowanie tego gracza pomiędzy. Zrobienie sobie wroga, który będzie się mścił (bo pamiętajmy, bardzo ciężko jest zmieść gracza z planszy, bo jednostki trudno umierają) i pozwoli innemu graczowi po prostu wejść na swoje tereny nie jest dla nas najlepszym możliwym scenariuszem.
Po naszej małej próbce, 4 ekip. Jesteśmy w stanie wyjść z wnioskiem, że wszystko zależy od ludzi. W niektórych grupach walka jest cały czas, w innych jest lekka przewaga dużych budynków, w następnych lekka punktów, aż do graczy, gdzie jest tylko liczenie punktów.
To do osób, które zastanawiają się nad Northgardem, to gra może nie być dla ludzi:
1. Którzy wolą rozwój i deckbulding, tutaj jest tego bardzo mało.
2. Którzy nie preferują otwartego konfliktu, a wolą się zbroić.
3. Nie lubią losowości.
To gra dla ludzi, którzy:
1. Wolą intensywny konflikt i w przypadku "rozbudować" lub "zaatakować" wybierają to drugie.
2. Tolerują losowość. Ja nie raz przegrałem wygraną walkę przez nią. Jednak uwielbiam ten aspekt. Zawsze u nas, gdy dochodzi do potyczki, to każdy jest zaangażowany i patrzy co z tego będzie. Do tego można sobie to wytłumaczyć, że tutaj bije się 5 ludzi na 3. Zawsze mogła wyjść sytuacja, że tych 3 było silniejszych i wygrało na 5.
Dla tych, co mają już grę, ale brakuje walki. Proponuję dać szansę grze, ale zagrać mega agresywnie. Podczas rozkładania kafelków polecam drugi (bo drugi już można dołożyć do innego gracza) postawić komuś na plecach. Następnie przed akcją rekrutacji wybudować obóz, by w akcji rekrutacji zwerbować jednego więcej. Następnie tą armią od razu w 1 rundzie wejść komuś na teren i go ogłosić swoim (co do jedzenia, to już zależy na kogo gracie. Możecie wejść bez jedzenia, przez to przeciwnik może się pokusi o nakarmienie, jednak jak tak zrobi i przegracie, to przy następnej próbie ataku on będzie bez jedzenia, a wy z full).
Osoby, które pójdą w eksplorację nie miło się zdziwią. Wiadomo, nie zawsze się uda, mi raz tą strategię rozwaliła kość przeciwnika, który trafił chyba 3x topór (nie pamiętam dokładnie jaka jest największa ilość na kości). W ten sposób mnie przegnał. Jednak moja kość z tego co pamiętam mu zabiła z jednego i graliśmy dalej. Porażka w tej grze to praktycznie nigdy nie jest koniec gry, tylko przepchanie gdzieś dalej. Raz w ostatniej rundzie z kumplem przeganialiśmy się dookoła terenu z dużym budynkiem. Wtedy to ja ostatni przegoniłem i wygrałem w ten sposób posiadając trzy duże tereny.
Do powyższej strategii trzeba przyjąć założenie, że nie ma planu "B". Nie wygracie w ten sposób na punkty, dlatego też nie bójcie się aż tak karty z minusami (jedna to nie jest tragedia). Warto zadbać wtedy o kamienie runiczne, by móc podmieniać karty.