Nie jestem tym zdziwiony - w grach, gdzie gra się na "czuja", dużo trudniej oszacować swój wynik i przewidzieć kolejność graczy po ostatecznym punktowaniu (co np. stosunkowo łatwo zrobić w szóstej rundzie TM i tak dalej). Mam to samo za każdym razem, gdy gram w Concordię - czasami punktacja końcowa potwierdza moje przewidywania, a czasami mnie zaskakuje, ale właśnie to mi się tak w tej grze podoba - że do końca jest napięcie, niepewność. I rzeczywiście różnice punktowe są mniejsze, ale dla mnie to akurat zaleta (przynajmniej w sytuacji, gdy gram ze znajomymi dla zabawy, a nie o złote majtki). Do pewnego stopnia taką grą jest też dla mnie Puerto Rico, chociaż tam widać po przebiegu rozgrywki, który gracz jest wyraźnie lepszy od pozostałych (przy równych graczach nigdy nie wiem, kto idzie na wodza, bo nie jestem z tych, którzy zapamiętują każdy zdobyty punkt).norkbes pisze:Przejrzałem sobie gry najlepszych graczy z BAJ. To co mnie zastanawia to zwykle 3-5 pkt różnice w wynikach końcowych oscylujących ok 120. Z jednej strony to świadczy o istnieniu alternatywnych ścieżek punktowania w tej grze ale z drugiej strony pokazuje że gra jest chyba dosyć wybaczająca błędy. W takim Tzolkinie, Pupilach podziemii, Agricoli, TM, Dominionie czy choćby Zamkach Burgundii sytuacja w której gracz z czołówki rankingu przegrywa ze średniakiem graniczy z cudem, w Concordii nie trzeba długo szukać żeby znaleźć takie gry...
Poza tym nie wiem, jak to wygląda w sieci, bo ja w planszówki po sieci nie gram. Wiem jednak, że są takie tytuły, które gromadzą bardziej "konkurencyjnych" graczy, i takie, w które grają chętniej gracze niedzielni. Tzolkin jest przykładowo bardzo turniejową grą, bo przecież nie ma tam żadnej losowości, to jeden z tych tytułów, gdzie dużo można policzyć.
@BartP: miałem na myśli też kilka innych tytułów Felda, po prostu nie o wszystkich jest czas pisać. W Badaczach głębin punktacja jest dość sztywna, mnóstwo rzeczy można tam przeszacować. W Lunę grałem dawno temu, ale, o ile pamiętam, też było tam raczej jasne, za co mogę zdobyć ile punktów i wszystko rozbijało się raczej o decyzję, o co walczyć, a co sobie odpuścić. Ja z kolei jestem Twoim przeciwieństwem, bo generalnie nie lubię w kółko poznawać nowych gier, raczej ogrywam swoje ulubione tytuły. Najwięcej Felda grałem w Zamki, ponad 70 partii (wyłącznie twarzą w twarz, więc uważam, że to naprawdę sporo - w sieci liczbę partyjek nabija się dużo łatwiej). W Terra Mystikę, którą dostałem od żony pod choinkę, w ciągu paru pierwszych miesięcy zagrałem ponad 30 razy, więc chyba można powiedzieć, że lubię rozgryzać swoje gry.