Staram się trzymać wyłącznie topkę. Niektóre gry z czasem bledną, są wygryzane przez lepsze, inne się nie przyjmują. Takie trafiają na sprzedaż. Wyjątkiem są Osadnicy z Catanu, nasza pierwsza współczesna planszówka, w którą rozegraliśmy lekko ponad 100 partii. Już w nią nie gramy, choć pewnie trafi na stół gdy syn nauczy się czytać. Trzymamy z sentymentu - powiedzmy, że zasłużyła na miejsce na półce. Miało być TOP 10, ale w tej chwili jest około 15 tytułów. I to i tak jest za dużo, a czasu za mało. Ostatnio kupuję już tylko to co mnie urzeka klimatem. I to są takie snajperskie pojedyncze strzały po przeczytaniu wielu recenzji i obejrzeniu prezentacji na YT. Miejsca na półce też już za bardzo nie ma. Nie gonię za nowościami. Nie kupuję gier podobnych do tych, które posiadam. Nie muszę mieć całego Felda, wystarczą mi Zamki Burgundii - dla mnie i żony mistrzostwo świata. Z każdej kategorii wystarczy kilka (chyba, że nie lubię np. imprezowych - to nie mam wcale). Wolę masterować ulubione gry niż grać na ilość ale żadnej dobrze nie poznać. Bardzo też jestem negatywnie nastawiony do wszelkich akcji KS i podobnych, kupowania graczy toną plastiku i pięknymi grafikami. Najlepsze gry mogą być brzydkie jak Terraformacja a i tak się obronią choć lepiej, żeby były świetne i ładne jak Cywilizacja Poprzez Wieki
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Dziwię się też szałowi zakupowemu coraz większej rzeszy ludzi, którzy potrafią kupić z 10 gier naraz bo tak... Kolekcje wyglądają potem imponująco, ale po co mieć tak wiele podobnych gier skoro życia nie starczy by to ograć porządnie. Najważniejsze to mieć ulubione tytuły i ludzi do grania, którym sprawiają te tytuły tyle samo radości z rozgrywki co mnie. Kiedyś podchodziłem do gier, których reguły mieściły się w małych książkach. Potem zaczęła się praca, a następnie urodził się syn. Z każdym następnym krokiem (rosnącym zmęczeniem, uciekającym wolnym czasem) zacząłem doceniać gry, które nie mają trudnych reguł, których trzeba się uczyć na pamięć albo grać z instrukcją na kolanie, a jednocześnie mają swoją głębię, dają satysfakcję i jest nad czym podumać i pokombinować. 11 lat temu zaczynałem od Osadników. Potem otoczyłem się cięższymi tytułami na 2-3 godziny grania. W tym roku zszedłem do 20 minut gry w Patchworka (w ramach grupy gier familijnych). Żeby było śmiesznie to również w tym roku kupiłem najdłuższą grę w swojej kolekcji czyli Zakazane Gwiazdy (jako stary warhammerowiec nie mogłem się powstrzymać). Już się zastanawiam co sprzedać, żeby zrobić miejsce dla DOOM'a, patrzę na Shoguna i choć nie grałem w niego już chyba z 6 lat, to bardzo cenię tą grę i chyba nic z tego nie będzie. I jak tu żyć
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)