Barbarzyńca pisze: ↑28 cze 2023, 18:48
Nie lubię dużych gier z deckbuildingiem. Zwycięstwo często zależy od niczego jak od dociagu. Inwestuję mnóstwo czasu a jeśli wygram, raczej brak satysfakcji, jeśli przegram, coś jak bezsilny żal, że niewiele mogłem. Co innego małe popierdółki w rodzaju Star Realms. Pyk, pyk, pyk, partia za partia. Wygram, przegram nie wzrusza.
Mnie w ogóle deckbuilding nie przekonuje. Ktoś kiedyś nazwał deckbuildery engine-builderami, w których silnik nigdy nie działa tak jak byśmy chcieli. Chociaż dla mnie to nie jest problemem, ani nawet przesadna losowość, tylko poczucie braku decyzji. Nie mam dużego doświadczenia z deckbuilderami (Aeon's End, Star/Hero Realms, El Dorado, Star Wars: DBG). Przeważnie decyzje sprowadzają się do:
1. Komu zadam obrażenia - często jest to dość oczywiste, ewentulanie wybór między dwoma opcjami.
2. Jaką kartę/karty kupię - przeważnie najlepiej wziąć nadroższą, na którą mnie stać. Ewenatualnie karty "ekonomiczne" na początku, a "punktujące" na końcu dozgrywki. Tak czy inaczej często wybór wydaje się oczywisty.
W sumie deckbuilding jako element gry, tak jak w GWT mi nie przeszkadza, a wręcz ciekawie wprowadza losowść, nad którą mamy jakąś kontrolę w trakcie rozgrywki.
Apos pisze: ↑09 lip 2023, 12:03
Re: Nielubiane mechaniki moim mocno subiektywnym okiem.
- Losowość
- Przerost formy nad treścią.
Ciężko losość czy przerost formy nad treścią nazwać mechanikami. Co nie zmienia faktu, że ostatnio też w sobie odkryłem niechęć do tej drugiej. Szczególnie wyróżnia się tutaj uwielbiany Cital Lacerda - czytasz te zasady, myślisz sobie "wow..., ale giera, ile opcji". Zagrasz 10 razy i te wszystkie opcje przestają być opcjami, bo większość ruchów jest oczywista, co prawda jest wiele sposobów na punktowanie, ale tylko jeden daje tyle punktów, żeby wygrać. Przy tym obsługa i liczba zasad zostaje na absurdalnym poziomie. Przykładem lżejszej gry, w której prawie nie ma decyzji są Szarlatani - tutaj też miałem pierwszą reakcję, po przeczytaniu zasad pozytywną. Ciekawa gra, sporo się dzieje, tylko potem się okazuje, że rzeczywiście sporo się dzieje, tylko, że bardzo mało jest efektem moich decyzji.
Losowość to chyba bardziej idywidualna sprawa. Dla mnie dwie skrajności:
Calico: krótka, prosta gierka, gdzie losowość ostatnich kafelków doprowadza mnie do szału.
Cywilizacja poprzez wieki: wielka, 2,5-godzinna kobyła oparta o losowy dociąg kart militarnych i losową kolejność kart cywilnych. Uwielbiam tę grę i losowść mi tutaj nie przeszkadza (chociaż moja żona nieraz na nią narzeka)