Ja oczywiście grałem według zasad, tzn. wiem, że nie trzeba skończyć jednego zadania, żeby zacząć kolejne. Ale nie ma opcji, żeby najpierw uzbierać wszystkie które się upatrzy (i które się pięknie ze sobą "kleją") a dopiero później zabierać się za ich realizację. Tzn. w teorii można, ale chyba jednak zbyt dużym kosztem... no i rywale musieliby się chwilę zdrzemnąć w tym czasie.
Ogniska to tylko zalążek naszej punktacji, choć, wiadomo, bardzo istotny, bo bez nich punktów nie dostaniemy praktycznie za nic Samo odpalenie ogniska, szczególnie najłatwiejszego do realizacji, to zaledwie skrawek potencjalnej możliwości punktacji za dany "slot". Po nim przychodzą przecież portale, ścieżki dopasowane kolorystycznie czy wreszcie Strażniczki - im dalej "w las", tym więcej warte. Nie twierdzę bynajmniej, że nie macie obaj racji z tymi strategiami, ale dla mnie jest to wciąż gra w wykonywanie nienaturalnych ruchów, np. czekamy na to, aż koło ustawi się w taki sposób, że pojedynczym żetonem pozyskamy interesujący nas portal (again - ekonomia znaczników akcji). Ale na tę sytuację nie mamy kompletnie wpływu. Podobnie ze ścieżkami. Ułożyliśmy żółte ognisko i czekamy na korespondujący z nim kolor a tu jak na złość leżą czerwona i niebieska. No dobra, chrzanić to, może chociaż zrealizuję zadanie posiadania ścieżki z korzeniem... oh wait, korzenia też nie ma na displayu. No nic, czekam dalej, może ktoś mi "pomoże" i odkryje to co mi jest obecnie potrzebne.
Zgadzam się, że można kroić kombosy typu: są na planszy żetony "posiadaj 3 portale" i "posiadaj 5 portali", no to ciach i po nie płyniemy, ale to fajnie brzmi tylko w teorii, bo w praktyce pewnie ktoś jednak nas w tym przyblokuje. Zbyt oczywiste byłyby to ruchy.
Język angielski ma na to fajne określenie - counterintuitive.

No i dla mnie
Bonfire jest podręcznikową wręcz definicją takiej gry. Nie chodzi mi o strategie, bo na pewno jakieś tam są, nie chodzi mi o to, że gra nie działa, wszakże to Feld, więc nie ma bata. Natomiast sama konstrukcja celów (+ sposób ich pozyskania) oraz fakt, że nie są one wyłącznie dodatkiem, ale czymś, po co bezwzględnie musimy sięgnąć, powodowało, że rozgrywki mnie męczyły zamiast bawić. I zamiast czuć napięcie, czy ktoś mi zgarnie to, co sobie upatrzyłem czy nie, raczej czułem frustrację, że te cele są tak "porozrzucane", że czego bym nie wziął, to i tak z niczym się nie zazębia. No, przynajmniej plusem było to, że i tak nie obchodziło mnie co zabiorą moi rywale.
Na kontrapunkcie postawię Carpe Diem - ka-pi-tal-nie rozwiązany system punktowania za cele. Początkowo myślałem, że to też takie jakieś udziwnienie, ale tam to jest blokowanie siebie nawzajem, tam mamy kilka możliwości ich "ugryzienia" stosując jakieś substytuty... choć też nie dla każdego rodzaju celu. Mało tego, tam to dopiero musimy myśleć do przodu, bo po pierwszym punktowaniu widzimy co odpada i na co teraz musimy się przestawić (choć cele te są widoczne od razu, więc tym bardziej można/trzeba tam działać długofalowo). Nie wspomnę o wyścigu na torze kolejności, który pozwala nam po te cele sięgnąć jako pierwszemu a jednocześnie wziąć czasem mniej intratny, ale taki, który najbardziej uderzy w przeciwnika/ów. Wychodzi więc na to, że
Bonfire przyczyniło się do polubienia gry, która początkowo mnie nie chwyciła za serce, więc na pewno żadnym hejterem gnomów, ognisk ani strażniczek to ja nie będę.

Widocznie jeszcze nie dojrzałem do tego, żeby samodzielnie te ogniska odpalać a zapałkami to ja się bawić nie będę, więc póki co rzucam w eter hasło... seize the day.
ps. na podsumowanie dam jeszcze jedno porównanie, tym razem do gier pokroju Agricola. Mnie nie martwi to, że ktoś przede mnie wskoczy i zgarnie lepsze pole (tzn. takie, które w danym momencie wydawało mi się najbardziej intratnym). Tam mam zawsze jakąś opcję rezerwową, zwłaszcza że wraz z postępem rozgrywki mam już zbudowaną pewną bazę usprawnień/budynków, dzięki czemu zawsze mogę coś sensownego dla siebie wybrać.
Bonfire jest grą, w której odpalenie ogniska uwalnia mi kilka możliwości punktowania wokół niego, ale nie staje się wymierną pomocą w realizacji kolejnych celów, stąd być może moje wrażenie, jakobym zabawę zaczynał niejako od nowa.
Dobra, dość tego rozkminiania, bo jeszcze mi się ta gra przyśni a do tego Feld mi wyerkleruje, że może jednak powinienem się nawrócić na słuszną drogę... znaczy ścieżkę. Obojętnie jakiego koloru. Bo jak nie, to przyśle po mnie gnoma... albo strażniczkę.
