Gra miesiąca - kwiecień 2024
: 29 kwie 2024, 22:30
WTEM!
Zakładam temat nieco przed czasem, ale grać w kwietniu już nie będę, a i w majówkę pisać mi się nie będzie chciało
A kwiecień był bardzo dobry - po słabym (bo wyjazdowym) marcu dobiłem do 63 rozgrywek w 25 różnych tytułów. Głównie lekkich - nie przeczę - za to kilka znakomitych!
Nowości:
Ostoja (++) - zagrane dopiero dzisiaj, ale za to od razu 3 razy i szturmem wbija się na podium mojej prywatnej topki abstraktów obok Calico i Sagrady. Pięknie wydana, proste zasady, szybka rozgrywka i idealna dawka kminienia. Trochę trudniejsza i ciaśniejsza niż Kaskadia, trochę mniej losowa od Calico, ale czuć w niej ducha obu tych gier (i podobno Reef, w którego nie grałem). Jeśli lubicie gatunek, to Ostoja jest absolutnie "must see". Dziwię się, że Rebel jej bardziej nie promuje (albo przynajmniej odniosłem takie wrażenie). 8,5/10.
Ra (++) - wspaniały klasyczny Knizia i choć zagrany tylko dwa razy, to myślę, że być może nowy ulubiony. Pierwszą partię grałem bezpośrednio po Modern Art i choć to też świetna gra, to Ra siadło mi bardziej. Licytacja jest tu nieco Nidavellirowa (choć jeżeli była tu jakaś inspiracja, to oczywiście w drugą stronę), są duże emocje przy ciągnięciu z woreczka (w grze jest dość silny element push your luck, którego się nie spodziewałem), dynamiczna rozgrywka - jestem zachwycony i na 100% będę polował na swój egzemplarz, choć z uwagi na tytuł to bardzo trudne zadanie
9/10.
Wiedźmin: Stary Świat (+) - półnowość, bo w Wiedźmina już dwa razy grałem, ale w prototyp i to ponad 3 lata temu (jeszcze przed kampanią). W końcu jednak była okazja wyciągnąć finalną grę na stół i choć dalej ma te same problemy, na które zwracałem uwagę już w pierwszych wrażeniach (problemy z czytelnością, potencjalnie słabe skalowanie na więcej osób), to dalej całkiem mi się podoba. Najlepszym dowodem niech będzie to, że skończyliśmy partię koło północy... i było nam mało, więc od razu poszła druga. Za drugim razem dodaliśmy też jeden dodatek (Na Tropie Potworów) i potwierdzam dość powszechną chyba opinię, że jest on bardzo przydatny i raczej nie będę wracał do wersji podstawowej. Ona działa - całkiem fajnie - ale asymetryczne potwory jednak są dużo ciekawsze i wcale nie komplikują nadmiernie rozgrywki. Z dużym prawdopodobieństwem będzie grane też w majówkę. Trzy lata temu wystawiłem 7/10, finalna wersja jedzie o pół oceny w górę.
Ginkgopolis (+/-) - dość ciekawy mechanicznie, choć bardzo abstrakcyjny eurosek: połączenie draftu, gry kafelkowej i area control (w sumie to głównie area control). Gra typu "szanuję, ale nie lubię" - wszystko tu działa sprawnie, ale nie budzi zbytnich emocji, a jeśli już jakiekolwiek, to negatywne, zwłaszcza że może się dość niespodziewanie skończyć (graliśmy na 4 osoby, na mniej pewnie jest to łatwiej skontrolować). Podobnie zresztą miałem z Troyes tegoż autora (Xavier Georges) i aż się dziwię, jak bardzo spodobało mi się jego Carnegie. Co dowodzi, że być może nie ma co się przywiązywać lub zniechęcać do nazwisk projektantów. 6/10.
MLEM (+) - bardzo przyjemny (i prostszy niż myślałem) push-your-luck, w który bardzo chętnie jeszcze zagram. Największym problemem MLEM jest to, że chyba nie jest dla mnie ciekawszy niż Szarlatani/Pradawny Las/Deep Sea Adventure, a półka nie jest z gumy - ale nawet jeśli sobie ostatecznie nie kupię, to nie odmówię. 7,5/10.
Parki (-) - w kwestii Parków cieszy mnie przede wszystkim to, że ich nie kupiłem, a chodziły mi po głowie. Gra jest bezapelacyjnie przepiękna, ale jak na mój gust bardzo miałka i mało emocjonująca, z płaską punktacją, niepotrzebnymi zasadami (jak na tak prostą gierkę) i bezrefleksyjnym mieleniem zasobów w punkciki. Przy czym pół biedy, gdyby była krótka, ale ciągnęła się (bez specjalnego zamulania) na 4 osoby jak flaki z olejem. Nie była to najgorsza planszówka w jaką grałem, daleko jej do tego, ale nie widzę żadnego powodu, żeby powtarzać to doświadczenie - jest więcej ładnych gier. A jeśli już, to na pewno nie w 4 osoby. 4,5/10.
Santa Monica (+) - dość lekka gierka z przyjemnym tematem i przede wszystkim oprawą graficzną, która bardzo trafia w mój gust. Mimo że na kartach, jest to w zasadzie gra kafelkowa (z grubsza) z trudniejszymi decyzjami i krótszą kołderką, niż spodziewałem się po lekturze instrukcji. Chodzi na wyprzedażach za grosze, nie przyjęła się wybitnie, ale jest bardzo solidna (tylko ma absurdalnie duże pudełko w stosunku do zawartości). 7/10.
Sowy (+/-) - mała karcianeczka z "sennej" serii Naszej Księgarni, jak na mój gust fajniejsza niż Smoki, ale w obie grałem tylko w 2 osoby i ewidentnie to nie jest optymalny skład. Najlepiej wspominam jednak oryginalny Sen, ale też grałem w niego zdecydowanie najdawniej i w trójkę. 6,5/10.
Tiletum (+) - bardzo smutnoszare euro - zarówno graficznie, jak i tematycznie. Trzy kolory szarych kostek to już w ogóle lekki skandal
tym niemniej sama gra była dokładnia taka, jak się spodziewałem - bardzo sprytna mechanicznie, fajnie wykorzystująca kostki (jak to u Włochów), z odpowiednio krótką/długą (niepotrzebne skreślić) kołderką, ale też chirurgicznie pozbawiona klimatu. Zagram bez żalu (a nawet z przyjemnością), ale mój egzemplarz leci od razu w świat - tego typu eurosy niestety same się nawzajem zjadają i nie będzie miała wielu szans na wyjście na stół przy Lorenzo, Orleanie czy Grand Austria Hotel. 7,5/10.
Nienowości godne wzmianki:
Lorcana - wkręciłem się mocno i w kwietniu kilka razy przeszedłem się nawet na turnieje. To nie jest najlepsza pojedynkowa karcianka w którą grałem, ale na jej niewątpliwą korzyść przemawia Disney i fakt, że jest obecnie żywa i aktywna. udało mi się też na tyle ogarnąć kolekcję, że choć mam jeszcze pojedyncze braki, mogę już składać w miaaarę kompetytywne talie - teraz tylko trzeba się tego nauczyć
Dice Masters - godne wzmianki jest to, że choć to gra z mojego ścisłego top3, to nie grałem w nią przez 2 lata
dalej jest wyborna, niestety tylko dwie osoby w Warszawie wciąż przejawiają chęć spotykania się na turlanie (i różnie bywa z naszym umawianiem się), ale grało się znakomicie.
Ahoy - czwarta partia i jakkolwiek gra dalej ma mnóstwo plusów, tak nie mogę nie zauważyć, że 3 na 4 razy "coś" było nie tak: albo trochę za długi czas rozgrywki, albo za szybko kończące się karty towarów/załogi, albo za mocny rozjazd między frakcjami w trakcie gry. Dostrzegam problemy, ale jednocześnie mam z gry sporo radochy. Wydaje mi się jednak, że ma ona bardzo konkretny sweet spot w 3 osoby - co wielkim problemem nie jest, ale chyba tylko na taki skład będę ją wyciągał.
Wojna w Krainie Czarów - pierwsza partia po długiej przerwie i choć bardzo się przeciągnęła (downtime i paraliż decyzyjny dawał się we znaki), to dalej bardzo mi się podoba. Nie kupiłem swojego egzemplarza i chyba nie kupię, bo zajmuje sporo miejsca na półce i stole, ale baaardzo chętnie dam się zaprosić do gry.
Inne: Daj Namiar, Pomiędzy Dwoma Zamkami Szalonego Króla Ludwika, Kroniki Zbrodni, Gra w kotka i pyszczek, Modern Art, Nidavellir, Paryż: Miasto Świateł, Pictomania, Poszły Konie, Szarlatani z Pasikurowic, Shipwreck Arcana i Harry Potter: Mistrz Pojedynków.
Gra miesiąca: Disney Lorcana
Nowość miesiąca: Ra
Powrót miesiąca: Dice Masters
Zakładam temat nieco przed czasem, ale grać w kwietniu już nie będę, a i w majówkę pisać mi się nie będzie chciało

A kwiecień był bardzo dobry - po słabym (bo wyjazdowym) marcu dobiłem do 63 rozgrywek w 25 różnych tytułów. Głównie lekkich - nie przeczę - za to kilka znakomitych!
Nowości:
Ostoja (++) - zagrane dopiero dzisiaj, ale za to od razu 3 razy i szturmem wbija się na podium mojej prywatnej topki abstraktów obok Calico i Sagrady. Pięknie wydana, proste zasady, szybka rozgrywka i idealna dawka kminienia. Trochę trudniejsza i ciaśniejsza niż Kaskadia, trochę mniej losowa od Calico, ale czuć w niej ducha obu tych gier (i podobno Reef, w którego nie grałem). Jeśli lubicie gatunek, to Ostoja jest absolutnie "must see". Dziwię się, że Rebel jej bardziej nie promuje (albo przynajmniej odniosłem takie wrażenie). 8,5/10.
Ra (++) - wspaniały klasyczny Knizia i choć zagrany tylko dwa razy, to myślę, że być może nowy ulubiony. Pierwszą partię grałem bezpośrednio po Modern Art i choć to też świetna gra, to Ra siadło mi bardziej. Licytacja jest tu nieco Nidavellirowa (choć jeżeli była tu jakaś inspiracja, to oczywiście w drugą stronę), są duże emocje przy ciągnięciu z woreczka (w grze jest dość silny element push your luck, którego się nie spodziewałem), dynamiczna rozgrywka - jestem zachwycony i na 100% będę polował na swój egzemplarz, choć z uwagi na tytuł to bardzo trudne zadanie

Wiedźmin: Stary Świat (+) - półnowość, bo w Wiedźmina już dwa razy grałem, ale w prototyp i to ponad 3 lata temu (jeszcze przed kampanią). W końcu jednak była okazja wyciągnąć finalną grę na stół i choć dalej ma te same problemy, na które zwracałem uwagę już w pierwszych wrażeniach (problemy z czytelnością, potencjalnie słabe skalowanie na więcej osób), to dalej całkiem mi się podoba. Najlepszym dowodem niech będzie to, że skończyliśmy partię koło północy... i było nam mało, więc od razu poszła druga. Za drugim razem dodaliśmy też jeden dodatek (Na Tropie Potworów) i potwierdzam dość powszechną chyba opinię, że jest on bardzo przydatny i raczej nie będę wracał do wersji podstawowej. Ona działa - całkiem fajnie - ale asymetryczne potwory jednak są dużo ciekawsze i wcale nie komplikują nadmiernie rozgrywki. Z dużym prawdopodobieństwem będzie grane też w majówkę. Trzy lata temu wystawiłem 7/10, finalna wersja jedzie o pół oceny w górę.
Ginkgopolis (+/-) - dość ciekawy mechanicznie, choć bardzo abstrakcyjny eurosek: połączenie draftu, gry kafelkowej i area control (w sumie to głównie area control). Gra typu "szanuję, ale nie lubię" - wszystko tu działa sprawnie, ale nie budzi zbytnich emocji, a jeśli już jakiekolwiek, to negatywne, zwłaszcza że może się dość niespodziewanie skończyć (graliśmy na 4 osoby, na mniej pewnie jest to łatwiej skontrolować). Podobnie zresztą miałem z Troyes tegoż autora (Xavier Georges) i aż się dziwię, jak bardzo spodobało mi się jego Carnegie. Co dowodzi, że być może nie ma co się przywiązywać lub zniechęcać do nazwisk projektantów. 6/10.
MLEM (+) - bardzo przyjemny (i prostszy niż myślałem) push-your-luck, w który bardzo chętnie jeszcze zagram. Największym problemem MLEM jest to, że chyba nie jest dla mnie ciekawszy niż Szarlatani/Pradawny Las/Deep Sea Adventure, a półka nie jest z gumy - ale nawet jeśli sobie ostatecznie nie kupię, to nie odmówię. 7,5/10.
Parki (-) - w kwestii Parków cieszy mnie przede wszystkim to, że ich nie kupiłem, a chodziły mi po głowie. Gra jest bezapelacyjnie przepiękna, ale jak na mój gust bardzo miałka i mało emocjonująca, z płaską punktacją, niepotrzebnymi zasadami (jak na tak prostą gierkę) i bezrefleksyjnym mieleniem zasobów w punkciki. Przy czym pół biedy, gdyby była krótka, ale ciągnęła się (bez specjalnego zamulania) na 4 osoby jak flaki z olejem. Nie była to najgorsza planszówka w jaką grałem, daleko jej do tego, ale nie widzę żadnego powodu, żeby powtarzać to doświadczenie - jest więcej ładnych gier. A jeśli już, to na pewno nie w 4 osoby. 4,5/10.
Santa Monica (+) - dość lekka gierka z przyjemnym tematem i przede wszystkim oprawą graficzną, która bardzo trafia w mój gust. Mimo że na kartach, jest to w zasadzie gra kafelkowa (z grubsza) z trudniejszymi decyzjami i krótszą kołderką, niż spodziewałem się po lekturze instrukcji. Chodzi na wyprzedażach za grosze, nie przyjęła się wybitnie, ale jest bardzo solidna (tylko ma absurdalnie duże pudełko w stosunku do zawartości). 7/10.
Sowy (+/-) - mała karcianeczka z "sennej" serii Naszej Księgarni, jak na mój gust fajniejsza niż Smoki, ale w obie grałem tylko w 2 osoby i ewidentnie to nie jest optymalny skład. Najlepiej wspominam jednak oryginalny Sen, ale też grałem w niego zdecydowanie najdawniej i w trójkę. 6,5/10.
Tiletum (+) - bardzo smutnoszare euro - zarówno graficznie, jak i tematycznie. Trzy kolory szarych kostek to już w ogóle lekki skandal

Nienowości godne wzmianki:
Lorcana - wkręciłem się mocno i w kwietniu kilka razy przeszedłem się nawet na turnieje. To nie jest najlepsza pojedynkowa karcianka w którą grałem, ale na jej niewątpliwą korzyść przemawia Disney i fakt, że jest obecnie żywa i aktywna. udało mi się też na tyle ogarnąć kolekcję, że choć mam jeszcze pojedyncze braki, mogę już składać w miaaarę kompetytywne talie - teraz tylko trzeba się tego nauczyć

Dice Masters - godne wzmianki jest to, że choć to gra z mojego ścisłego top3, to nie grałem w nią przez 2 lata

Ahoy - czwarta partia i jakkolwiek gra dalej ma mnóstwo plusów, tak nie mogę nie zauważyć, że 3 na 4 razy "coś" było nie tak: albo trochę za długi czas rozgrywki, albo za szybko kończące się karty towarów/załogi, albo za mocny rozjazd między frakcjami w trakcie gry. Dostrzegam problemy, ale jednocześnie mam z gry sporo radochy. Wydaje mi się jednak, że ma ona bardzo konkretny sweet spot w 3 osoby - co wielkim problemem nie jest, ale chyba tylko na taki skład będę ją wyciągał.
Wojna w Krainie Czarów - pierwsza partia po długiej przerwie i choć bardzo się przeciągnęła (downtime i paraliż decyzyjny dawał się we znaki), to dalej bardzo mi się podoba. Nie kupiłem swojego egzemplarza i chyba nie kupię, bo zajmuje sporo miejsca na półce i stole, ale baaardzo chętnie dam się zaprosić do gry.
Inne: Daj Namiar, Pomiędzy Dwoma Zamkami Szalonego Króla Ludwika, Kroniki Zbrodni, Gra w kotka i pyszczek, Modern Art, Nidavellir, Paryż: Miasto Świateł, Pictomania, Poszły Konie, Szarlatani z Pasikurowic, Shipwreck Arcana i Harry Potter: Mistrz Pojedynków.
Gra miesiąca: Disney Lorcana
Nowość miesiąca: Ra
Powrót miesiąca: Dice Masters