W końcu dotarło. Drużyna 4 tyś ostatnich paczek europejskich chyba już dostała swoje gry. Rozpakowałem (ile dobrego w środku) karty akcji poszły w koszulki z kampanii i poszedłem w przygodę wprowadzającą. Powiem szczerze, że pomimo tego, iż Siódmy Kontynent ogrywałem swego czasu (nota bene ostatni raz w roku 2018), po przeczytaniu instrukcji i w trakcie grania... wciąż musiałem zaglądać od czasu do czasu. Nie wiem, czy coś ze mną nie tak, czy może to już lata starcze, jak i późna pora... Ale pod koniec już szło klarowniej.
Spodobał mi się sposób narracji, nie tylko na kartach, ale i w książce ze skryptami. Jest ona dość obszerna i na pewno mocno rozbuduje grę w tym aspekcie. Wróciły wspomnienia z eksplorowania kontynentu, jednak już na starcie widać, że zdecydowanie lepiej się będzie grało w Cytadelę. Nie trzeba co chwilę szukać jedzenia, marnować kart na zdobywanie prowiantu, który później i tak w przeliczeniu dawał 2-3 karty do przodu. Szczególnie bez przedmiotów. Licznik życia nie pędzi z szaloną prędkością ku zagładzie, a wybory, których dokonywałem nie pozostały bez konsekwencji w końcówce.
Świetnym rozwinięciem jest obóz. Lepsze karty akcji (a co za tym idzie wolniejsze acz efektywniejsze zużywanie energii) można pozyskiwać z budynków, które będą budowane z rozgrywki na rozgrywkę, a także poruszając się po drzewku przeznaczenia. To jest fantastyczne udogodnienie, które pozwala wspierać rozwój obozu, pozyskiwać nowe, lepsze karty, pchać naprzód eksplorację na mapie głównej, oraz usuwać słabsze karty z ręki, dzięki czemu będziemy działać jeszcze bardziej skutecznie.
Zdarzyło mi się dwa lub trzy razy rozpatrywać wydarzenie złożone. Dwie z tych sytuacji to była walka, rozwiązana dość ciekawie, bo trzeba dobijać sukcesy do wskazanego poziomu nawet trzy razy. A nie jest to łatwe bez odpowiedniego przygotowania, zaopatrzenia się w dobry sprzętu plus ewentualnie jakieś błogosławieństwo po drodze. Szczególnie, że trzeba czasem wyrobić 6 sukcesów na dwóch kartach max! Niezła łamigłowka. Choćby właśnie w tym celu lolecam przeszukiwać zakamarki do skutku i nie poprzestawać tylko na jednym znalezisku, szczególnie grając solo. Szperać w jednym miejscu do ostatniej karty. Każda z nich to game changer.
Na razie jestem oczarowany tym nieprzystępnym i dość ponurym światem, ludźmi których tutaj spotykamy i tymi decyzjami, które, jak się obawiam, w późniejszych grach odbiją się czkawką. Mocno. Jestem ciekaw, co mnie dalej czeka. Oby nie zguba
Jedno mi odrobinę doskwiera. Przekładki na karty były wygięte w delikatny uśmiech. Nie wiem, czy nie odbije się to na kartach, ale widzę, że i te również zaczynają się wyginać. Trochę lipa.