Chętnie czytam TOP innych graczy i zbieram się z zamiarem napisania swojej TOP-ki już od dłuższego czasu i jakoś w końcu się przemogłem. Tytułem wstępu należy nadmienić, iż poważne granie uskuteczniamy rodzinnie od jakiś 4 lat i nasza kolekcja była zawsze budowana z myślą o wspólnym graniu i jej ewolucja następowała i następuje sukcesywnie z rozwojem syna [obecnie ma niespełna 9 lat] i jego możliwościami. Kupowane przez nas gry są zawsze dobierane tak, by syn mógł w nie grać.
10. Posiadłość Szaleństwa – Kooperacje sprawdzają się w naszym gronie, choć z tą grą nieco musieliśmy poczekać ze względu na tematykę, bo bałem się, że syn będzie miał koszmary

. Bardzo lubimy w to grać ze względu na niesamowity klimat, kombinowanie i rozwiązywanie zagadek. Gra była strzałem w dziesiątkę i przez długi czas była ulubioną grą syna. Niestety ze względu na czas rozgrywki gramy ostatnio zbyt rzadko, dlatego na miejscu 10.
9. Alchemicy – już są dość długo w naszej kolekcji i od razu byli kupieni z dodatkiem. Świetne połączenie klimatu z mechaniką i w miłej dla oka oprawie graficznej, co zawsze miało wpływ na wybierane przez nas gry. Aplikacja jest miłym dodatkiem a nie podstawą. Grywana już niestety coraz rzadziej, ale zawsze daje wiele radości i satysfakcji z dobrze spędzonego czasu. Wykorzystujemy prawie wszystkie elementy z Golema.
8. Czarna Bandera – mamy chyba najwięcej partii rozegranych w tą grę. Wg. mnie jest ona niesamowicie dobrze wyważona pod kontem ilości reguł w stosunku do możliwości i satysfakcji z gry jaką daje. Nie zajmuje wiele miejsca, dlatego jest też brana na większość naszych wyjazdów…a jeździmy sporo. Graliśmy w to w różnych parkach, schroniskach czy nawet w Siekierezadzie. Ostatnio grywamy po 3 partie naraz, bo zawsze jest jakiś niedosyt i chęć wygranej i poczucia tej satysfakcji i radości jak karty pięknie zaczną nam combować. Jest to też wg. mnie mocno niedoceniona gra i nie wiem dlaczego tak mało popularna. U nas bardzo mocna pozycja.
7. Godfather – Tutaj również niesamowicie dobrze zestawienie wielu czynników, które powodują, że grać się chce zawsze. Naprawdę proste zasady, wiele możliwości, ciągłe zwroty akcji, interakcja mocno negatywna

, asy w rękawie. Niesamowicie gra się w pełnym składzie, ale i we troje daje dużo przyjemności. I do końca nie wiadomo kto wygra. I jakie może być zaskoczenie, że 8 latek skopał wszystkim tyłki

. To była również przez jakiś czas ulubiona gra syna.
6. Runebound 3 ed. – ja wyrosłem na RPGach i oczywiście grałem dawniej w Magię i Miecz, dlatego naturalną koleją rzeczy było dla mnie znalezienie dobrej przygodówki. W Talisman i milion dodatków jakoś mnie nie ciągnęło i niestety ciężko było znaleźć coś odpowiedniego. Wybór padł na Runebund 3 ed. Gra dała mi/nam to wszystko czego oczekiwałem, mimo swoich mankamentów. Syn dość szybko umiał czytać, więc granie nie sprawiało trudności i radził sobie sam od samego początku. Gramy z wielką przyjemnością od paru lat, tylko żony nie udało nam się jeszcze na nią namówić

.
5. Scythe – od zeszłego roku na naszej półce, kupiona z Fenrisem. Graliśmy wcześniej kilka razy ze znajomymi i w końcu postanowiliśmy mieć własną. Zagraliśmy Kampanie grając codziennie jeden scenariusz, grało się niesamowicie, choć przez większość scenariuszy byłem na końcu stawki. Ostatecznie nie obyło się bez noży w plecy zaskakujących zwrotów w ostatniej rozgrywce

. Gra jest ładna, to wiadomo, ale poza tym ma świetne mechaniki. Gramy jak tylko jest więcej czasu.
4. Pięć Klanów – to jedna z gier kupionych na początku naszej przygody z planszówkami. Niekwestionowanym mistrzem jest tu żona, ciężko Ją w to ograć. Może dlatego tak lubi w to grać i dzięki temu gramy w to nieprzerwalnie już od kilku lat. Bardzo fajnie rozbudowały podstawową grę dodatki, z którymi gra dała więcej dróg zwycięstwa. Poza tym to jest Bruno Cathala, autor który począwszy od Małego Księcia i Cyklad, stał się jednym z naszych ulubionych.
3. Brass: Lancashire – Od zeszłego roku w kolekcji. Długo czekałem z zakupem, zastanawiając się czy syn ogarnie. Nie grałem w starego Brassa, więc ciężko było mi przewidzieć i ocenić, zwłaszcza, że gra uchodzi za ciężki kaliber. Nowa szata graficzna strasznie nam się podoba, więc ostatecznie po lekturze wątku na forum zdecydowaliśmy się kupić. Wbrew pozorom, zasady nie są skomplikowane, akcji nie ma wiele, łatwo grę wytłumaczyć. W grach ostatnio bardzo cenimy sobie interakcję, wiec tym bardziej gra bardzo nam podeszła. Niekiedy można się wnerwiać, gdy karty nie podejdą, ale prawie zawsze jakoś da się wybrnąć i za to właśnie tak bardzo lubię Brassa. W tej grze cały czas coś się dzieje, trzeba mieć zawsze plan „B”, bo inni gracze mogą pokrzyżować nasze plany. Wyniki mamy zwykle zbliżone i nawet syn potrafi z nami wygrać.
2. GWT – mimo, iż jest to zaawansowana gra, to jest u nas od dość dawna i regularnie grana. Od pewnego czasu gramy z dodatkiem i bardzo nam się podoba jak się przez to gra rozwinęła, nie wywracając podstawy do góry nogami. Pflister jest chyba naszym ulubionym autorem planszówek, zaczęliśmy od Wyspy Skye, mamy Mombasę, ale to w „Krowy” najchętniej gramy. To kolejny tytuł, w którym idealnie odpowiada mi stopień skomplikowania do radości z rozgrywki. Poza tym w GWT nie mamy lidera i każdy potrafi wygrać, co jest też istotne, bo wiadomo, że trudniej namówić na rozgrywkę w grę, w która ciągle wygrywa ta sama osoba. Czekamy teraz na Maracaibo….
1. Runewars – długo się zastanawiałem co powinno być na pierwszej pozycji. Wziąłem pod uwagę radość i satysfakcję z rozgrywki. Poza tym, że wyrosłem na fantasy i RPGach to sporo czasu spędziłem kiedyś grając w gry komputerowe. Grywałem głównie w strategie turowe i RTSy oraz cRPGi. Jednymi z ulubionych gier to były HoM&M 3 i Warcrafty. Gdy zacząłem poznawać planszówki to szukałem też odpowiednika ulubionych gier komputerowych na planszy. Od razu wybór padł na Runewars i kupiłem go akurat jak się kończył nakład. I to był kolejny strzał w dziesiątkę. Rozegraliśmy z synem sporo partii i za każdym razem zabawa była przednia. Cudem udało się nabyć dodatek i gra stała się kompletna. Jest strategia, przygoda, bohaterowie, rozwój, jednostki – zupełnie jak w HoM&M. Znalazłem w niej wszystko czego oczekiwałem i pomimo pewnych mankamentów zawsze siadamy do niej z chęcią, tylko ciężko z czasem, bo na ten tytuł kilka godzin trzeba poświęcić. Zasady może nie są idealne i czuć już nieco ząb czasu, ale nadal uważam, że gra się broni i nie bardzo można znaleźć konkurencję czy następcę. [w Battalię grałem nie raz, też jest fajna, ale to jednak coś innego. Może Heroes of Land, Air & Sea jest następcą, ale nie miałem okazji sprawdzić].
Ciężko mi było jednak wybrać i uszeregować te gry…a to też za sprawą tego, że generalnie bardzo lubię grać i lubię grać w większość gier. Pogląd mam spory, bo przewijamy się przez dwa kluby planszówkowe i mamy znajomych planszówkowych. Mam tez nieodparte wrażenie, że powinien się pojawić na liście jakiś Lacerda… Grałem w kilka jego gier i wstawiłbym może Vinhos, bo najbardziej mi odpowiada w tej grze wyważenie stopienia skomplikowania do przyjemności z rozgrywki i mocno wyczuwalnym klimatem. Gallerist i On Mars wydaje mi się trochę przekombinowane. Na topce się jednak nie pojawiło, gdyż nie mamy swojego egzemplarza. Po pietach deptają Res Arcana i Gizmoos. Na szczególną wzmiankę zasługuje Detektyw, który dał nam niesamowitą przyjemność z rozgrywki.