scarletmara pisze: ↑17 cze 2020, 14:25
Nigdy nie patrzyłam wogóle na temat pod kątem czy nawiązuje do jakichś wydarzeń czy sytuacji, w których ludzie byli krzywdzeni i źle traktowani. Gra o kolonialiźmie była dla mnie równie neutralna co gra o zbieraniu Kakao czy zboża. Żadnej refleksji nie powodowała nigdy. Uznałam, że to nie za dobrze jednak. I teraz raczej bede na to inaczej patrzeć. [...]
Ja lubię gry tematyczne, ale ważne też, żeby nie przesadzić w drugą stronę. Temat poruszany był wielokrotnie w kontekście gier wideo, gdzie chodzi z grubsza o to, czy grając Larą Croft faktycznie próbujesz się wcielić w Larę Croft, czy jednak odgrywasz jej postać. Czy grając Geraltem chcesz się stać Geraltem, czy raczej, wybierając opcje dialogowe, odpowiadasz sobie na pytanie "jak zachowałby się Geralt", a nie "jak Ty się zachowasz w takiej sytuacji". Je zdecydowanie należę do graczy, którzy wolą prowadzić jakąś postać, a nie być jakąś postacią.(Dlatego w grach wideo preferuję gry z widokiem z trzeciej osoby, a nie z "oczu", i wolę mówiące a nie nieme postaci - ale to tak na marginesie).
W związku z tym, że ja grając prowadzę jakąś postać, a nie nią jestem, to paradoksalnie ważniejsze niż to, czy to kobieta, czy mężczyzna, czy biały, żółty, czarny, czy niebieski, czy hetero, czy homo, czy zły czy dobry, jest to, czy jego postać jest fajna, ciekawie narysowana, czy ma ładną figurkę, czy obrazek na planszetce gracza jest estetyczny. Kierując się takim myśleniem, grając w Osadników: NI częściej wybierałem kobiecą stronę planszetki gracza, bo była ciekawsza. Ale nie dotyczyło to Barbarzyńców, bo Barbarzynka akurat wydała mi się brzydka, a Barbarzynek wyglądał ciekawiej - nie wiem, czy to jest rasizm, seksizm, dyskryminacja i homofobia, ale w takiej sytuacji wygląd ma dla mnie znaczenie.
Absolutnie nie mam problemów z kontrolowaniem w grze postaci kobiecej i tak samo nie mam problemu z prowadzaniem w grze postaci złej, która jest rasistą, mordercą torturującym swoje ofiary albo fanatykiem religijnym palącym innowierców na stosie. Jeśli wszystko jest w zgodzie z duchem gry. Jak jestem piratem, będę palił, niszczył i gwałcił* (* wiem, że nie ma takich gier), jak jestem policjantem, to oddam życie mojej postaci dla ratowania innych bohaterów (chyba, że skorumpowanym...). Nie wiążę tego zupełnie z tym jaki jestem na co dzień, bo nie po to gram, żeby naprawiać świat, tylko po to, żeby się od tego popsutego świata choć na chwilę oderwać.
Zastanawia mnie natomiast, czy osoby którym przeszkadzają "brązowe pionki" mają jednocześnie problem z wcieleniem się w postaci skrajnie złe. Czy, jeśli w ogóle grają w gry z szerszym tłem fabularnym, to mają opory z zagraniem jako gracz Imperium, bo to oznacza, że wcielają się w rasistów (nie chodzi tu akurat o kolor skóry), zagraniem jako lord podziemi, bo wówczas stawiają się w sytuacji morderców pragnących zagłady ludzi? Albo z prowadzeniem armii niemieckiej przeciwko Polsce? Dla mnie to jest fantastyczny eksperyment myślowy, bo odgrywając złą postać, starając się poznać jej motywacje możesz wykazać się empatią i starać się zrozumieć, albo, gdy to niemożliwe, bo zła postać jest płytka i sztuczna, zauważyć, że to bez sesnu i zło w tej formie nie jest żadnym złem, tylko sztucznym wytworem potrzebnym mechanice, więc tak naprawdę nie ma się czym przejmować.
EDYCJA:
Cyel pisze: ↑17 cze 2020, 15:17
Problem za to pojawia się z takim wczuciem się w kogoś, kogo problem nas nie dotyczy i nigdy nie będzie dotyczył. W naszym kręgu kulturowym dużo więcej trudności sprawi nam wyobrażenie sobie że np od pokoleń problemem naszej rodziny był rasizm, wcześniej segregacja, wcześniej niewolnictwo.
Tylko powstaje pytanie, czy musimy to robić? I czy potrzeba do tego odgórnego ruchu? Bo czy ludzie, których dotyka jakaś tematyka nie mogą zwyczajnie nie grać w daną grę? Czy to się nie może sprawdzać do tego, że osoba po drugiej stronie stołu powie mi - "Nie mam ochoty na taki tytuł. Nie chcę tematu niewolnictwa w grze, wybierzmy coś innego."? Jeśli nie lubię gier o II Wojnie Światowej, umieraniu, polowaniu na zwierzęta, bo w jakiś sposób temat mnie dotyka, to w nie nie gram. Jeśli nie mam ochoty na film o rozpadającym się małżeństwie, to informuję drugą osobę, że wolałbym coś innego. Nie twierdzę natomiast, że takie filmy nie powinny powstawać, bo mogą komuś sprawić przykrość. Ludzi ranią różne rzeczy. Nie sposób być tak empatycznym, żeby nikomu wokół nie robić krzywdy, bo sami sobie wyrządzilibyśmy krzywdę, popadając w szaleństwo. Trzeba pogodzić się z tym, że każdy ma granicę gdzie kończy się empatia, a zaczyna ignorancja, postawioną w innym miejscu. I jak już ktoś wcześniej wspomniał, to też trzeba umieć zrozumieć. Osoba która może czuć się urażona też musi się zastanowić, czy faktycznie taka jest czyjaś intencja. Ktoś tego Billy'ego Kerra może zaproponować zupełnie nieświadomie. Ktoś te brązowe pionki może traktować jako brązowe pionki i nic więcej. Nie można oczekiwać zrozumienia i tolerancji samemu nie starając się zrozumieć i tolerować.