Na poniedziałkowym spotkaniu mieliśmy tym razem gościa z Holandii. Okazuje się, że reputacja mnie wyprzedza i nawet do Europy Zachodniej dotarły plotki o niejakim Wolfie. Z pewnością nie bez znaczenia był fakt, że nasze drogi przecięły się lata temu w Polufce, chociaż nie jest pewne czy wylądowaliśmy przy tym samym stole. Tak czy inaczej powracającego rodaka przywitaliśmy jak nakazuje staropolski zwyczaj - alkoholem i alkoholem.
Machnic, bo o nim mowa został wprowadzony w Pax Pamir czyli idealny gateway do świata gier bardziej skomplikowanych, a jednocześnie bardzo dobrą grę, której walory wykraczają daleko poza naturalny etap w drodze do gier Eklunda.
Jan byłby dumny z przebiegu rozgrywki, ponieważ Brytyjczycy zostali całkowicie pognębieni. Nie dość, że ich wpływy w Azji Centralnej były nieistniejące, to jedyny brytyjski patriota został wystawiony tylko po, żeby od razu skończyć z nożem w plecach, a wszystko celu wkupienia się w łaski lokalnego afgańskiego sojuszu.
Cała gra kręciła się więc wokół rywalizacji afgańsko-rosyjskiej. Sojusz rosyjski (Machnic i Mickey) zatriumfował w drugiej dominacji, ale Machnic zaczął zbyt mocno umacniać się na pozycji czołowego ruskiego agenta, co sprawiło, że Mickey postanowił zmienić barwy (mordując Brytyjczyka). Ostatecznie pomimo sytuacji 3 vs 1 rozgrywka ciążyła do braku rozstrzygnięcia na korzyść jednej z frakcji, a to oznaczało, że zdecydują wpływy polityczne.
W związku z tym nastąpiła brutalna walka, w której turbany i brody spłynęły krwią. Najbardziej spektakularny był upadek władców Persji (3 liderów i 4 plemiona), ale morderstw, spisków i walk szpiegów było znacznie więcej. Ostatecznie udało mi się wyjść z tej szaleńczej rzezi zwycięsko, a czteroosobowa rozgrywka w Pamir okazała się zgodnie z przewidywaniami strzałem w dziesiątkę - sporo wrażeń i dobrze spędzony czas.
PS. Nigdy nie warto zapominać, że kobiety są mściwe i pamiętliwe
Zapomnieliśmy trochę o zdjęciach, mam jedynie sytuację po 3 dominacjach: