Z dawnych magicznych lat został mi olbrzymi sentyment do poniższych systemów.
Fudge - Fudge to uniwersalny system o dość specyficznej filozofii dopasowywania systemu do założonych realiów oraz upodobań grających. W czasach olbrzymich przekomplikowanych kobył fabularnych to luźne podejście do zasad było dla mnie dużym szokiem, ale zachęciło mnie do grzebania w innych systemach w poszukiwaniu inspiracji i ciekawych rozwiązań.
Oczywiście Fudge'a można było zrozumieć opacznie (jak ja) tworząc na jego szkielecie własną przekomplikowaną kobyłę (jak ja) i dopiero po latach zorientować się, że cały urok leży właśnie w tworzeniu rzeczy "w locie" i dokładanie detali dopiero gdy są potrzebne

.
Przez Fudge'a zainteresowałem się grami autorskimi, miałem okazję obserwować wzloty i upadki wielu heartbreakerów, czy śledzić rozwój Fate'a od jego powijaków (gdzie był tylko modułem do Fudge'a mającym uczynić cechy specjalne ciekawszymi).
Reign - Najfajniejszą kampania w jakiej brałem udział a którą równocześnie miałem przyjemność prowadzić, oparta była właśnie na mechanice Reigna w banalnym świecie Kryształów Czasu.
Bohaterowie byli oficerami kompanii wynajętej do ochrony wybrzeża otaczającego umiarkowanie ważny port. awansowanymi do rangi dowódców wskutek podstępnej intrygi będącej zapowiedzią niespodziewanej inwazji pajęczych szaranów na kontynent.
To co wyróżniało niezwykle te przygody spośród innych, to serce Reigna - mechanika działania “kompanii”, nacji, miast, gildii, kultów czy złowieszczych organizacji.
Gracze odnaleźli się tutaj szybko i sprawili się świetnie, plot pędził na łeb na szyję, dla mnie niesamowitą wygodą było tylko wymyślenie celu jednej czy dwóch organizacji konfliktujących z kompanią bohaterów, bo potem gracze przejmowali inicjatywę i spiskowali tak, że intryga wprost spływała po ścianach

.
Kampania wystartowała od trucizny i sztyletów w ciemności, przeszła przez odpowiednik “czerwonego wesela” sprawionego przez bohaterów konkurencyjnej grupie, wspaniałą wojnę biurokratyczno-administracyjną, brutalne sceny tortur i błagania o życie (bo były do tego specjalne zasady

) a zakończyła się cliffhangerem na zakrwawionych piaskach nadbrzeża.
Po tym eksperymencie bardzo ciężko byłoby mi wrócić do łupania potworów w lochach

.
Burning Empires - To odjechany rpg sci-fi, opisujący mutli-planetarną inwazję galaktycznych “porywaczy ciał” na imperium ludzi. Gra jest bardzo wymagająca, “masterowanie” systemu i naginanie go na własną korzyść jest wprost obowiązkowe, trzeba wciągać przeciwną stronę w konflikty, eskalować stawki, kusić los i optymalizować fabułę jak zasoby w ciężkim eurosie

.
W zamian dostaje się epickie doświadczenie, które jest chyba nieodtwarzalne w żadnym innym systemie. Niestety, w naszym przypadku daliśmy radę rozegrać w pełni tylko pierwszą z trzech faz kampanii (a są to Infiltracja, Uzurpacja oraz Inwazja), ale i tak było niesamowicie widowiskowo. Jeżeli ktoś nie miał styczności z “conflict resolution” a będzie miał okazję zagrać w coś z rodziny “Burningów” to polecam, rewiduje poglądy na mechanikę rpgów
