Pogłoski o naszej śmierci są częściowo przesadzone -
Wreszcie powrót Star Wars:Rebelii na stół! Jeszcze nigdy nie miałem tak łaskawego startu jako rebelia - niezagrożone wsparcie Mon Calamari od początku:). I to w zasadzie tyle dobrego, ile mnie spotkało w tej rozgrywce. Rebeliancka armia wykrwawiła się w dwóch-trzech bitwach - mocno wstrzymało to imperium, bo zamiast podbijać rebelianckie systemy, musiał odbijać własne. Wszystkie cele, jakie dostawałem później, zakładały militarne zwycięstwa - a już nie było czym. Baza ukrywała się długo, potem broniła jeszcze trzy rundy, w końcu ewakuowała się w jedno z kilku miejsc, które jeszcze zostały - niestety, pod sam nos jednej z imperialnych flot. Nie pomógł nawet krążownik Mon Calamari na orbicie - walka była krótka i nadzieja dla galaktyki zgasła. Wciąż jest to gra, w którą wolę przegrać, niż w inne wygrać:).
Kto zgadnie, gdzie była pierwsza baza?
Ostatni piątek to partia prototypowej wersji Hegemony (
https://boardgamegeek.com/boardgame/321 ... gs?rated=1). Ciężkie euro - nie kocham:). Sytuację poprawia asymetria graczy, gdzie każdy gra inną klasą społeczną i ma inne cele - nie jest to po prostu wyścig, kto lepiej zrobi to samo. Po jednej partii mam kilka wątpliwości, na ile czyjś sukces lub porażka były wynikiem jego akcji, a na ile kart, które dostawał, ale to wymaga kolejnych partii, na które - o dziwo - mam ochotę.
