Do tego wątku przez ponad 3 lata mojej obecności na forum podchodziłem niczym pies do jeża. Ciekawił mnie, z chęcią patrzyłem, co się tu dzieje, ale jakoś nie chciałem się zbliżać i pisać o sobie. Wynikało to trochę z braku przekonania, czy potrafię wskazać moje ulubione 10 gier, a trochę ze świadomości, że przecież to wszystko może się w niedługim czasie zmienić... W końcu drugiego przestałem się obawiać (a niech się zmienia!), a pierwsze się wykrystalizowało.
Moje granie w planszówki to ostatnie 7-8 lat. W pierwszej połowie czwartej dekady życia kolega pokazał mi Wsiąść do pociągu i ... się zaczęło. Zaczęło się od eurosucharów, a potem dochodziło coraz więcej różności i dziś lubię grać praktycznie we wszystko poza totalnymi abstraktami i pasjansami. Preferuję jednak gry z istotną interakcją (o ile ma to być gra rywalizacyjna) albo sprytne, tematyczne i wesołe gry przeciwko grze (wszelkie koopy ameri) oraz gry narracyjne. Do tego nie mam nic przeciwko losowości w grach, nawet w ciężkim euro. Gram głównie dla zabawy i wspomnień. Dlatego też w top10 mam niezły miszmasz. Oto on:
1. Too Many Bones - w zasadzie uwielbiam TMB za wszystko. Za chorą jakość komponentów (neopren i plastik), za cudne postacie, z których każda jest zupełnie inna, za rzucanie garścią kości, z których wiele jest unikatowych, a każda strona może robić coś innego, za takie dobieranie kości do rzutu, aby niezależnie od tego, co na nich wyjdzie, móc coś wesołego zmajstrować. Wreszcie za zabawne spotkania ze złolami. Na koncie mam najpewniej ponad 70 partii i nie mam dość. Do gry mam wszystko, co wyszło. W znacznej mierze dzięki
Curiosity i jego przedinflacyjnym i przedcovidowym zbiórkom na zakupy bezpośrednio u wydawcy (Chip Theory Games)
2. Folklore the Affliction - gra, która ma nieco upierdliwy setup, sporo jest bookkeepingu oraz pilnowania, czy wszystko wziąłem pod uwagę, ale, ale, ale ... oferuje przezabawne historie, trochę śmieszne, trochę straszne, znakomite zadania poboczne, wydarzenia na drodze, poza nią, w mieście, gdziekolwiek, testy w stylu starych rpg i niesamowite postacie, które są świetnie napisane, każda "z jajem" i tworzą bardzo niepoprawną ekipę ratującą świat przez mrokiem. Kupiłem do tej gry wszystko, co było możliwe i nie żałuję, choć kończę dopiero pierwszą księgę opowieści.
3. Burncycle - druga w zestawieniu gra Chip Theory Games. Wspierałem ją na ks nieco z obowiązku. No... może nie obowiązku, ale poprzez oddanie do wydawcy i zaufanie, że gra będzie ciekawa. Intrygowała mnie główna linia narracyjna - jesteśmy robotami, które przywróciły ludzkość na Ziemi i znów przez to cierpią. Naszym celem jest włamywanie się do ludzkich korpo i realizowanie tam różnych misji. Pierwszy kontakt z instrukcją tylko mnie zniechęcił, gameplaye totalnie nudziły. Myślałem, że sprzedam bez otwierania. Dałem grze szansę i uwiodła mnie już w pierwszej partii. Jakie to wszystko jest tematyczne, jak świetnie przemyślane jest to skradanie się, uciekanie przed strażnikami (w zasadzie to zarządzanie ich ruchem), równoczesne włamywanie się fizyczne do pomieszczeń i do sieci. Wreszcie jest tu sporo przyjemnej losowości i zmienności, która sprawia, że można wielokrotnie ogrywać ten sam scenariusz.
4. Tales of the Arabian Nights - tak, wiem, można spytać, czy to jest w ogóle gra... No niby jest, bo mamy "jakiś" wpływ na to, co się dzieje. Takie rozważania są dla mnie jednak nieważne. Po prostu uwielbiam dzikie losowe historie w tej czysto narracyjnej, klasycznej grze, które się wydarzają podczas gry w ToTAN. Gram zdecydowanie za rzadko, a mógłbym być w tym świecie co drugi dzień.
5. Gallerist - Lacerdę dopiero poznaję, ale bardzo lubię to dość ciężkie, a przede wszystkim bardzo tematyczne euro. Grając w G. zawsze mam poczucie, że mechanika bardzo dobrze odzwierciedla, to co robię jako szef galerii sztuki i że mechaniki zostały wymyślone pod temat. Bardzo cenię też dominującą w tej grze pozytywną interakcję, czyli kombinowanie jak wozić się na plecach rywali. Mógłbym grać kilka partii z rzędu.
6. Brass L. (ciut niżej byłby Brass B.) - klasyk interakcji, w którego grałem już chyba kilkadziesiąt razy (jeśliby zliczyć partie w L. i B.). Wolę L., bo jest ciaśniejszy, bardziej wredny i mniej sandboxowy niż B. Zagram zawsze.
7. Pax Porfiriana - mój ulubiony pax. Jeden z najprostszych. Uwielbiam częściowo za prostotę, ale nie tylko. Tematyka gry mnie urzekła (próba przewrotu władzy w Meksyku na przełomie XIX i XX w.), ale przede wszystkim powiązanie tematyki z mechanikami oraz interakcja między graczami. Wszyscy patrzymy się w centralnie ułożony rynek kart wciąż zastanawiając się, co może mi pomóc, co zaszkodzić, co może skończyć grę, a co zrobić niezły twist. W tej grze może się wydarzyć bardzo wiele. Można zabijać sprzymierzeńców rywali, nacjonalizować wszystkie firmy w regionie, prosić US o interwencję, nasyłać bojówki na firmy rywali, wzniecać rebelie w ich kopalniach lub plantacjach, wreszcie walczyć o władzę w Meksyku.
8. Mombasa - moja ulubiona gra Pfistera. Gra, w którą prawie zawsze przegrywam, ponieważ nie potrafię odpowiednio wcześnie obrać sensownej strategii. Odpowiada mi tematyka, którą bardzo czuć w grze (nie jest przyjemna, ale znakomicie oddana), znakomite mechaniki, w tym ta - może mało klimatyczna - ale bolesna, czyli zarządzanie ręką.
9. Legacy of Dragonholt - dla mnie gra fenomen. Najlepsza historia, którą przeżyłem w grach (wliczając gry wideo). Nie dlatego, że była najlepiej napisana, nie dlatego, że była bardzo unikalna, nie dlatego ... Ale dlatego, ponieważ cały czas miałem poczucie, że tam jestem, że moje decyzje mają znaczenie, że świat wokół mnie żyje, że ciągle coś się wydarza bez mojego udziału, co przegapiam, że moje czyny mają znaczenie... Obecnie przechodzę grę po raz drugi, już nie krasnoludem-mrukiem, ale elfim dziewczęciem o otwartej seksualności. Zupełnie inne wrażenia z gry!
10. Pax Viking - pax, ale nie Eklunda. Gra świetnie wydana, ale mająca i swoje bolączki (wciąż trzeba lampić się na planszę i rozczytywać nie za duży druk w różnych miejscach). Niemniej, jest to znakomity area control (a w zasadzie port control), w którym kombinujemy od początku jak spełnić jeden z czterech wylosowanych warunków zwycięstwa i sprawić, aby żadnego z nich nie spełnili konkurenci. Ostatnio w trzy osoby schodzimy już poniżej 1:20 na partie!
Dalej jest również bardzo zróżnicowanie...
Miejsca 11-20 w przypadkowej kolejności (GWT, Vinhos, Maracaibo, Uczta dla Odyna, Inis, Wielka Pętla, Eclipse, Hostage Negotiator, Marco Polo I, Time of Crisis).
Miejsca 21-30 w przypadkowej kolejności (Gugong, A Touch of Evil, Wsiąść do pociągu, Race for the Galaxy, Neanderthal, Pax Emancipation, Hansa Teutonica, Troyes, Robinson Crusoe, Iron Helm).
Tyle starczy