W przyszłym miesiącu stuknie mi 14 lat na forum, przez ten czas miałem okazję obserwować kilka fal przelewających się przez morze gier analogowych: od mody na worker placement, przez wejście deckbuldingu do ogólnej świadomości graczy, modę na gry legacy aż do aktualnych trendów których już jestem chyba coraz mniej świadomy
We wczesnym dzieciństwie rodzice zaszczepili we mnie miłość do czytania, fantastycznych historii, komiksów i warcab. W warcaby cięliśmy godzinami, często graliśmy też w karty, razem z dziadkami, pierwszy raz zobaczyłem jak mogą być pięknie ilustrowane, jak padało to graliśmy w okręty, był to czas mnóstwo niesamowitych zabaw które na długo zostają w dzieciaku. Pikuty, wyścigi pokoju, karbid, ścianka, dołek...
Warcaby zostały później przerobione na moją pierwszą grę bitewną (szachowe figury porozstawiane na książkach różnych grubości symulujących nierówność terenu). Kiedy dostałem komplet żołnierzyków (w małej skali) bierki wróciły do pudełka... A ja zainspirowany różnymi grami typu "Drabiny i węże" smarowałem plakatówkami dziesiątki eksperymentalnych planszy: w klimacie seriali „Był sobie kosmos” czy "Jazon z gwiezdnego patrolu", filmu „Neverending story” czy „Hobbita”, wielkie arkusze z polami i tajemniczymi miejscami, szkoda że gdzieś przepadły…
Pierwszą rasową planszówką którą kojarzę był „Supersam” niestety nie mogłem znaleźć żadnych reprodukcji tego dzieła. Zasady były proste: znacznik z koszykiem na zakupy krążył po sklepie w kształcie prostokąta, na każdym polu był żeton z produktem, kto po trzech okrążeniach miał najwięcej zakupów przy kasie wygrywał… Gra dla mnie wówczas abstrakcyjna: nie miałem pojęcia co oznaczają np. takie praliny… teraz trudno to sobie wyobrazić…
Aż w moje ręce wpadł „Władca Podziemi” dziwna gra z przerażającymi ilustracjami. Niewiele z niej pamiętam, oprócz tego, że grałem w nią tak długo i intensywnie że rozpadła się na strzępy… Wtedy wiedziałem że gry to jest to co lubię….
Kolejny kozun: „Magia i Miecz” czyli przygody w świecie fantasy: całe dniu spędzone w poszukiwaniu talizmanu i Korony Władzy, sąsiad miał wszystkie części, rozgrywka potrafiła trwać pięć dni, wakacje mieliśmy zajęte… W moim rodzinnym Chełmie udało mi się odnaleźć prywaciarza mającego w ofercie gry...
„Gwiezdny Kupiec”: najbardziej skomplikowana gra jaką widziałem za młodu, nie dane mi było nigdy w nią zagrać, ale przygotowałem ją do rozgrywki dziesiątki razy. Połowa instrukcji była opowiadaniem wprowadzającym w świat międzyplanetarnej ekonomii.
„Odkrywcy Nowych Światów”… gra genialna, ze względu na to, że zgodnie z zasadami mogła grać w nią tylko jedna osoba… Miałem pożyczony egzemplarz, po oddaniu go właścicielowi musiałem zrobić sobie własny, moja pierwsza samoróbka…
„Bogowie wikingów” uwiedli mnie mitologicznym klimatem i spowodowali że z wypiekami na twarzy pożarłem wszystkie opracowania dotyczące rozmaitych celtyckich i nordyckich legend z biblioteczki mojej mamy. Zmodyfikowałem jej zasady tak, że nadawała się dla jednego gracza.
"Troll Football" Aaaargh!!! To była masakra! Mecze, krew i flaki, sport w świecie warhammera, o tym dowiedziałem się już później, ale kilka Lig Bestii rozegraliśmy. Od czasu tej gry uwielbiam ezoteryczne słowo „denat”.
Kilka innych gier było bardziej okazjonalnie: wspaniały „Labirynt śmierci”, „Wampir”, „Robin Hood” czy „Miecze Albionu” lub „Bulba” czy jakoś tak… Kilka logicznych gier których nazw nie pamiętam…
Mniej więcej w tym okresie (5 czy 6 klasa) trafiłem w kiosku na gazetkę „Magia i Miecz” i od chwili kiedy ją kupiłem wsiąkłem w erpegi. Dzięki "Kryształom czasu" Artura Sz. Na długie kilkanaście lat, z małymi przerwami na partyjkę Magicznego Miecza czy lekturę Wojownika Autostrady pożegnałem się z planszówkami.
Aż pewnego dnia usłyszałem o planach na polską edycję Arkhama. Nadszedł czas na rewolucję.
Miałem też kilka epizodów społecznościowych: uruchomiłem
Manufakturę Arkham które przez krótki okres swojego działania udostępniło kilka pełnoprawnych fanowskich dodatków i tłumaczeń. Poznałem takie persony jak Palmer, Wagnard, Sirafin, Bryndzollo i Beti (pozdrowienia dla wszystkich z ekipy!), Manufaktura w ostatnim etapie swojej egzystencji została przyjęta przez forum
Gameekeper (pozdrowienia!) gdzie w spokoju skonała.
Udało mi się też zebrać kilka blogów i serwisów w formie
jednego agregatora, obecnie prawie zupełnie już zapomnianego...
Przez moment pomagałem przy projekcie
Przygodowego Młota Bojowego, gdzie wraz z Yoshim udostępnialiśmy jego tłumaczenia i materiały do WHQ. Przez 4 lata popchnęliśmy sporo materiału dla fanów print&play. Yoshi, najlepszego!
Kolejny port w którym udało mi się zacumować to
planszoholik i kolejne poznane osoby: kdsz, Mars, Kobra i Arturion.
Ostatnim jak do tej pory projektem był serwis dotyczący gier analogowych w szeroko rozumianej edukacji:
edugracja.pl , oraz
wyszukiwarka tytułów gier planszowych biorąca pod uwagę rozwijane w nich umiejętności: tutaj spotkałem się z wielką pomocą ze strony Pingwina i jej
strony-wyszukiwarki. Edugracja wymagała olbrzymich nakładów czasu i też niestety zasnęła w spokoju i jej domena poszła w świat

Przy okazji wspomnień chciałbym podziękować za pomoc Michałowi Stajszczakowi, Scheherezade, Veridianie, Natalii i Marcinowi oraz wszystkim dobrym duszom które zgodziły się na umieszczenie ich tekstów na jej łamach.
Więcej nie pamiętam, nie żałuję
