
Spekulacja w PRL polegała na wykupowaniu trudno dostępnego towaru w sklepach po cenie urzędowej (nierzadko wręczając łapówki lub korzystając ze znajomości), a następnie sprzedawaniu go po kilkakrotnie wyższej cenie rynkowej na rynku wtórnym. Propaganda państwowa przedstawiała spekulantów jako odpowiedzialnych za niedobory w sklepach.Z definicji:
Spekulant – osoba zarabiająca na wahaniach cen. Skupuje ona dany produkt, licząc że jego cena wzrośnie w danym okresie, co z kolei daje możliwość jego odsprzedaży i zarobienia na różnicy cen.
Spekulacja wiąże się z dużym ryzykiem. Współcześnie jest kojarzona głównie z rynkami finansowymi.
I jak mogę w pełni zrozumieć że spekulowanie w czasach PRL było czymś niechlubnych bo ludzi dorabiali się na innych, (by brak towaru) tak w dzisiejszych czasach po głębszym zastanowieniu nie uważam aby w naszym hobby dochodziło do spekulacji z czasów PRL.
Może posłużę się jednym z przykładów. Gra X startuje w przedsprzedaży. Każdy ma możliwość jej wsparcia w cenie przeważnie tańszej niż po kampanii. Po kampanii gra trafia do sklepu wydawcy przeważnie drożej lub sklepów partnerskich w cenie bliskiej przed sprzedażowej lub nieco droższej. Nadal każdy może ją dobrowolnie kupić. Nakład u wydawcy się kończy za jakiś czas ale gra jest nadal dostępna w sklepach. Gra kończy się w sklepach i cena gry automatycznie winduje w górę do czasu jak nie będzie planowanego dodruku. Można kupić zatem drożej lub czekać na dodruk. Okazuję się że wydawca nie będzie robił dodruku więc ceny szybują nadal w górę.
Zatem każdy miał wybór. Mógł kupić w przed sprzedazy, u wydawcy w sklepie, po wyprzedaniu się gry lub z drugiej ręki.
Podaję teraz drugi konkrety przykład z mojego życia. Kupiłem w przedsprzedaży zamrażając na rok czasu (zainwestowałem) 4szt WH Indomitus za łącznie 2000pln, licząc na to że nie będzie dodruku i wartość gry wzrośnie. Aktualnie 1szt jest wyceniana przez rynek na 1500-1900pln. Czy moja praktyka mrożenia własnego kapitału aby zarobić na tym jest czymś niechlubnym? Czy to nie to samo co kupowanie mieszkać na sprzedaż, rowerów, samochodów , psów itd...?
Inny przykład. Na wyprzedaży była gra powiedzmy Doble za 10pln. Wyprzedaż była dostępna przez miesiąc czasu do wyczerpania się zapasów na magazynie. Kupiłem 50szt licząc na to że za jakiś czas może uda mi się sprzedać sztukę gry o 2pln drożej. Czy to spekulanctwo skoro każdy miał możliwość kupna?
Kolejny przykład. Na OLX (często tam coś wyhaczę) widzę według mnie białe kruki. Ceny masakryczne ale liczę na to że jak je "wykupię" w tych kwotach to będę niejako monopolistą i będę mógł sam ustalać ceny za jakie będę chciał sprzedać dany produkt. Czy to coś złego? Coś jak skupowanie guzików przez młodego Alberta Einsteina.
I ostatni przykład. Czy jak nie kupiłem do swojej ulubionej gry modeli X-wing kiedy były w normalnych cenach a aktualnie na Aleplanszówkach podrożały (ale nadal są) bo ich stany topnieją to taki sklep to spekulanci?
Czy jak ktoś kupi 3x auto Ferrari chociaż ich wcale nie potrzebuje ale ma na t pieniądze i ochotę to spekulant? Ile można kupić gier aby nie być spekulantem? Czy w tych czasach można mówić o spekulacji w odniesieniu do rzeczy które są powszechnie dostępne dla każdego przez określoną linie czasu? Czy produkt który nie jest pierwszej potrzeby (w czasach PRL pralka była niejako produktem pierwszej potrzeby) i wykupowanie go można jakkolwiek nazywać spekulowaniem?
Czy nie kupowanie danego produktu (w tym wypadku gry) po niskich cenach w momencie jak są dostępne dla każdego to po prostu gapiostwo/frajerstwo, a osoby które nie skorzystały z okazji to frustraci?
Ciekaw jestem waszej opinii. Proszę o kulturalne wypowiedzi i przemyślane wpisy bo jak widać zagadnienie to nie jest wcale takie oczywiste w tych czasach a pokutowanie spekulacyjne z czasów PRL przestaje być aktualne.