Propi pisze: ↑07 maja 2023, 11:57
Pozostając w temacie niezawisłości sądów i recenzentów, dorzucam swoje 4,5 grosza odnośnie tego, czy recenzenci powinni płacić za recenzowane gry, czy może już trochę płacą. Polecam do leniwej, niedzielnej lektury:
https://www.gamesfanatic.pl/2023/05/07/ ... ca-za-gry/
Games Fanatic w swej historii publikował zarówno lepsze, jak i gorsze recenzje, takie życie. Jednak to, że najstarszy portal planszówkowy publikuje tak rakotwórczy tekst, a jeden ze starszych redaktorów (Ginet) udostępnia to jeszcze na grupie facebookowej pokazuje, że w recenzenckim świadku planszówkowym dzieje się naprawdę niedobrze.
Rozumiem, że uczciwi recenzenci mogą być rozżaleni oskarżeniami dotyczącymi płatnych recenzji i naprawdę krew mnie zalewa, gdy słyszę, że "tylko winny się tłumaczy", ale takie smrody jakie są w tym tekście mogą niestety dać takie wrażenie.
Nie będę się rozwodził nad irytującą manierą redaktora, przejdźmy to samej treści:
1. To co napisali już moi przedmówcy- podkreślanie ile wysiłku, ile potu kosztuje napisanie recenzji jest po prostu zabawne w stosunku do tego, że to HOBBY. A podkreślanie, że nie każdy potrafi napisać 2000 znaków jest żenujące. Po takim stwierdzeniu jeszcze niewydarzeni literaci, jak Remigiusz Mróz będą pisać po 6 recenzji planszówkowych dziennie. Coś czuję, że ten post będzie miał więcej znaków.
2. Obrona dobrych recenzji - w hobby jestem od ponad 12 lat i może to się wydawać nieprawdopodobne, ale kupuje zwykle gry które z założenia będą mi się podobać. I jakoś 50% z nich to szrot albo średniaki. Może w dawnych starych czasach, kiedy królowała Agricola, ten procent gorszych gier był mniejszy, ale dzisiaj trzeba mieć niezłego farta i być irlandzkim karłem z garncem złota, aby na kiepskie planszówki nie trafić. I stwierdzenie, że jeśli gra nie trafi na mój target, to oddaje to recenzentowi, któremu się spodoba. Co ma target do tego, czy gra jest dobra czy nie i rzetelne jej ocenienie w takim właśnie kontekście. Absolutnie nie wierze recenzentowi, który pisze od jakiegoś czasu i przez ten czas ani razu nie trafił na kiepską grę w swoim ulubionym gatunku. Ktoś wspomniał, że recenzenci innych rzeczy, też oceniają tylko to, co lubią np. westerny, a nie komedie romantyczne. Owszem, ale nie spotkałem się z takim przypadkiem, aby mieli oni na swoim koncie tylko pozytywne oceny, bo zawsze trafia się jakiś chłam.
3. Na ostracyzm społeczny to się naraża biolog, który mówi w zgodzie z konsensusem naukowym swojej dziedziny, a nie planszówkowy recenzent. Naprawdę wychodzi, że granie to niezła katorga.
4. Miało nie być o stylistyce, ale cały tekst jest tak napisany, nie jakbyś był recenzentem, ale Winkelriedem graczy i swą piersią chronił ich przed ostrymi kantami pudełek kiepski gier. Ale zaraz... ty wybierasz dla siebie tylko te dobre!
5. Wspomnienie o patronacie - to, że patronaty nad grami w Polsce są bez sensu było już mówione nie raz. Ale tutaj pokazałeś, że jesteście skrajnie nieodpowiedzialni. Przecież ta gra była wydana wcześniej po angielsku - mogliście złożyć się całą redakcją, wyszłoby wam po 5 zł i ją po prostu sprawdzić. Ale nie lepiej dać patronat, bo pudełko ładne.
6. Love to hate - fajny pomysł, ale po twoim wpisie wygląda rzeczywiście, że jest to zabieg propagandowy. Większość negatywnych recenzji liczy sobie już kilka lat i zdaje się, że zostały one napisane przez ludzi, którzy od dawna już z GF nie współpracują. Okazuje się, że absolutnie cała redakcja GF na ostatnią kiepską grę trafiła 6 marca 2023 roku, a przedostatnia złą grę ... 31 października 2022. Później to już leci 2020! Te wyliczenia to oczywiście lekka złośliwość, ale pisząc tekst, w którym robisz z siebie taką ofiarę, musisz zbierać plony.
7. Rozumiem, że są różne rodzaje publicystki, ale w całym tekście jest masa zdań, które nic nie wnoszą do omawianego tematu, a są jedynie niestrawne przez swój format. Jeżeli tekst miał zachęcić graczy, do wczucia się w rolę recenzenta, do empatycznych przemyśleń, to nie spełnił swojego zadania. Dodatkowo jest tekst propagandowy (sama propaganda nie zawsze oznacza coś negatywnego, może być też pozytywna), ale nawet, jak taki tekst jest napisany słabo, to aż bałem się zajrzeć do twoich recenzji. Ale to zrobiłem i niestety wyglądają one identycznie. Ściany tekstu kompletnie nie związanego z grą, które niby mają być erudycyjne, ale tylko nabijają ci znaki, a jak wiadomo ciężko jest napisać 2000 znaków. Jak wygląda w praktyce ciężka praca recenzenta? Pełno gładkich zdań, zero konkretów o grze. Dlatego też radzę zamiast skupiać się na zdjęciach dla klików - popracuj nad warstwą merytoryczną tekstów. Jako przykład podam twoją recenzję Frostpunka. Oczywiście pierwsza część to stylistyczne pitu-pitu, większa część - opis zasad, recenzenckiego mięska - najmniej. Mamy gładkie zdania w stylu : "Użyłem ostatnio metafory kręcących się talerzy, by opisać grę wymagającą takiego właśnie wielopłaszczyznowego, równoległego opiekowania się różnymi wymiarami i parametrami gry." Jak autor to tłumaczy? Wymieniając później różne mechaniki występujące w grze. No dobra wcześniej było zdanko o "elegancji, logiki i okazjonalnej prostoty mechanizmów". I już wszystko jasne, prawda? A może okazjonalnie jasne?
Może trochę się nad tobą znęcam, ale jakbyś napisał to w innym tonie, zawarł jakieś logiczne argumenty, nie byłbym tak złośliwym. Oczywiście to twój tekst i twój czas, który poświęciłeś na swoje HOBBY.
P. S Mam gdzieś, czy recenzent dostaje gry za darmo, o ile rzeczywiście recenzuje je rzetelnie.
P.S 2 Mój tekst, który mieliście nieszczęście przeczytać ma 4800 znaków. Nie patrzyłem ile zajęło mi to czasu, ale niewiele. Jednak poziom tekstu kolegi Propiego zainspirował mnie, abym teraz czytał polskich recenzentów i ich oceniał. Będzie to całkiem spoko HOBBY. Mam nadzieję, ze do jutra nie zapomnę tego postanowienia.