Wczoraj graliśmy w 4 osoby (z czego jedna w zasadzie początkująca). Wygrałem (wiem, że to też kwestia błędów innych) jadąc przez pół gry na kombinacji Rybak (dostaję dwa razy więcej jedzenia niż jest na polu połowu ryb, ale muszę płacić jedzenie gdyby ktoś miał usprawnienia do tego pola) + Kanu (+jedno jedzenie i jedna trzcina z pola połowu ryb). Dwóch doświadczonych graczy mocno walczyło o zboże. Jeden z nich miał nawet dwa piece, bo wcześniej wystawił usprawnienie obniżające koszt ich budowy. Ponieważ nikt specjalnie nie interesował się zwierzętami, gdzieś w połowie gry zrobiłem dwa razy pastwiska, wykorzystując wszystkie możliwe ogrodzenia (w sumie 4 pastwiska) i zbierałem dużo zwierząt (raz 4 owce, raz 3 dziki, raz 2 krowy). Przy przebudowie domu w gliniany kupiłem palenisko, żeby było gdzie robić pieczeń. Zwierzęta ładnie się sprawdzały jako pożywienie i dodatkowo ładnie się rozmnażały. Gracz, który miał dwa piece, wyłożył dużo kart małych usprawnień i pomocników oraz chyba aż cztery duże usprawnienia. Ostatecznie wygrałem z 45 pkt., potem punktacja była: 40, 38 i 25 (nowicjusz, nie do końca znający zasady).
Po co to opisuję? Ano, żeby napisać kilka przemyśleń:
- nie ma znaczenia ile się zagra kart usprawnień, czy pomocników; ma znaczenie jakie się zagra i (co najważniejsze) jak często się z nich będzie korzystać. U mnie te dwie karty okazały się kluczowe. Zagrałem jeszcze dwóch pomocników (dali mi dwa punkty) i dwa usprawnienia (chyba ze 4 pkt.) ale nie miały one większego znaczenia, jako kombinacja. Gdybym dostał inne, to też bym je pewnie zagrał. To moim zdaniem mocno podważa tezę o świetnych zestawach kart - praktycznie w każdym zestawie znajdą się dwie karty, które można ze sobą nieźle połączyć. Nawet jak by się tak nie stało, to można znaleźć kilka kart, które wzmocnią naszą strategię w pewnych miejscach. Poza tym karty to nie jedyny sposób na wygranie. Moim zdaniem karty to częściowa alternatywa, a nie sposób na zwycięstwo,
- zupełnie się nie zgadzam, ze strategia pieczenia chleba jest silniejsza niż hodowanie zwierząt. Obie strategie mają podobną siłę, tylko wymagają trochę innego podejścia i ich efekty inaczej się rozkładają w czasie,
- bardzo dużo tak naprawdę zależy nie od kart, jakie się dostaje, tylko od umiejętności graczy. Jest jeden gracz na spotkaniach na Politechnice, który praktycznie zawsze wygrywa w Agricolę. Jakoś nie wierzę, żeby zawsze miał najlepszy zestaw kart. Poza tym wczoraj nie miałem wrażenia, że miałem jakiś superzestaw, a inni jakieś słabe. Wydaje mi się, że wszyscy mogliśmy nieźle zakombinować, żeby użyć kart,
- jak zagrywasz wiele kart, to prawdopodobnie nie zdążysz zniwelować ujemnych punktów za braki (np. warzyw, zboża, zwierząt, niewykorzystanych obszarów itp.). Dlatego te karty muszą przynieść ci na tyle dużo punktów, żeby przewyższyć te straty. Coś za coś. Agricola nie jest łatwą grą, gdzie jeden ma lekko bo dostał świetne karty, a reszta nie ma z nim szans. Wszyscy mają trudno, choć komuś mogą akurat podejść karty z którymi lepiej się czuje (wie jak je zagrać) a komuś nie (co nie zmienia faktu, że oba zestawy mogą mieć podobną siłę, tylko trzeba je umieć odpowiednio wykorzystać). Nie ma sensu upraszczać świata (ludzie mają do tego tendencję, niestety) i rzucać opinie, że zawsze wygrywa taka strategia, albo ktoś, kto ma lepszy zestaw itd. Ta gra jest moim zdaniem dobrze zbalansowana (oczywiście na ile można mówić o zbalansowaniu przy takiej ilości kart, o wszelakich funkcjach) i zbyt złożona, żeby szukać w niej prostych rozwiązań.
A tak w ogóle to polecam ten poradnik (czytałem bez opisu kart). Choć nie zgadzam się ze wszystkimi stwierdzeniami, to i tak daje dużo do myślenia.
http://www.boardgamegeek.com/thread/346380