Informacja dla ciekawskiego
![Shocked :shock:](./images/smilies/icon_eek.gif)
Jacka (trochę więcej niż u pudelka):
Kiedy przyszłam na spotkanie, czekał już Andrzej, który po 5 minutach stwierdził, że jak ciebie nie będzie Jacku, to on sobie idzie. Widzisz, jak narozrabiałeś?
Podejrzewam jednak, że był zmęczony i twoja nieobecność była tylko pretekstem do odwrotu.
Później pojawili się: Wojtek, Teresa i Marcin.
Najpierw na stół weszła "Niezbadana planeta". Wszyscy graliśmy na takiej samej planecie i taką samą korporacją. Bałam się, że nie będę w stanie wyjaśnić działania niektórych z nich. Tura gracza polega na dobraniu kafelka i podniesieniu poziomu produkcji zasobów znajdujących się na kafelku. Oczywiście, trzeba przestrzegać pewnych zasad dokładania kolejnych kafelków, ale nie ma zbyt dużo ograniczeń i zdobyte technologie w tym pomagają. Dodatkowo wybraliśmy wersję gry z celami wspólnymi, indywidualnymi i talią wydarzeń. Jako wytrawni gracze talię stworzyliśmy z 5 łatwych, 10 średnich i 5 trudnych wydarzeń. Później się okazało, że nie był to najlepszy pomysł, bo zanim się rozkręciliśmy, już trzeba było kończyć grę (wywołała go wyczerpana talia wydarzeń). Poza tym ledwo podniosłam jakiś wskaźnik zasobów, to wydarzenie zmuszało nas do jego obniżania. Dociągane karty cywilizacji były też jakieś dziwne - domagały się dobrania kart, których nigdzie nie mogliśmy znaleźć. Pomimo kłód rzucanych nam pod nogi, dobrnęliśmy do końca. Najlepiej poszło Wojtkowi, choć Marcinowi niewiele brakowało. Chętnie zagrałabym jeszcze raz, ale już bez talii wydarzeń - miałabym więcej satysfakcji ze zbudowania czegoś... i muszę doczytać na forum o co chodziło z tymi dziwnymi kartami. Zatem Jacku, będziesz mile widziany, jeśli zechcesz w nią zagrać.
Później Wojtek zapoznał nas z grą "Mille fiori" Rainera Knizii. Kiedy powiedział, że szkoda, że nie ma żetonów +100, zdziwiliśmy się, ale okazało się, że w grze można zdobyć ponad 200 pkt. Wizualnie gra jest ładna, szczególnie, gdy szkiełka pokryją większą część planszy. Gra jest zlepkiem mini gierek. Z 5 rozdanych kart wybierasz jedną, którą zagrywasz, a resztę przekazujesz dalej, aż się skończą (trochę podobna do 7 cudów). Mi wydawała się festiwalem losowości, aż się zdziwiłam, że to gra Knizii. Teraz myślę, że po kilku grach można tę losowość nieco okiełznać. Gdzie nie pójdziesz, tam dostajesz punkty. Wojtek i Marcin zdobyli najwięcej punktów na statkach. Chwilami traciłam orientację, za co są punkty w tej części gry i łobuzy to wykorzystały. W kolejnej rozgrywce już tak łatwo im nie pójdzie. Gra jest szybka (niecała godzina) i można w nią zagrać, gdy zostanie trochę czasu.
Koniec relacji
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)