kivu pisze: ↑12 lis 2024, 16:06
Cieżko się odnosić do przykładu gdzie tak naprawde nie wiadomo w jakim położeniu byli inni gracze. Z doświadczenia wiem, że wygrana wojna PVP w EU może totalnie odwrócić tabele punktową - często było tak, że dzięki podbitym prowincjom gracze robili dodatkowe misje i milestone’y i nagle nadrabiali całą strate do lidera - także troche się zgodzę z Tobą, że sytuacja „nie dam Ci wygrac bo mnie coś ….” Jest słaba ale jeśli to była sytuacja gdzie każdy mógł coś dla siebie ugrać, bo czesto misje wymagają podbijania terenów innych graczy to spokojnie powinny iść i tego pierwszego gracza tyrać ile wlezie
W tej konkretnej partii inni gracze totalnie nie mieli szans. To była dla wielu 1 rozgrywka, uczyli się zasad, było dużo wątpliwości i błędów (w tym totalnie wypaczających grę). Końcowe wyniki to było mniej więcej: 60, 40, 15, 2x 10 i chyba -8 pkt.

Natomiast nawet nie o to mi w moim poście chodziło, bardziej o to, żeby podkreślić, że przy tej partii mniej więcej w połowie gry miałem dość, byłem wykończony zasadami tej gry, tego, że gram w to 3 czy 4 raz i nadal nie wiem/ nie widzę rzeczy i wiedziałem, że ta ostatnia runda raczej tych wrażeń nie poprawi, a szanse na dogonienie mnie są nikłe. I chciałem, żeby to wybrzmiało, a nie to, że 4h spędziłem udowadniając, że drugi gracz nie ma najmniejszych szans wygrać, bo mam za dużą przewagę i dosyć dobrą pozycję, żeby się bronić długo, albo wymusić white peace.
Przy wyniku 60/ 40 dogonienie na samej wojnie jest możliwe (maks upokorzenie to chyba -10 i +10), ale sytuacja była taka, że moim zdaniem nie miało się to prawa wydarzyć, a po drugie zakładałoby, że już nic innego nie zapunktuję. Szczerze, to myślę, że ten drugi gracz lepiej by wyszedł na sojuszu ze mną i szukaniu punktów gdzieś indziej, bo nie widziałem dla siebie w tej ostatniej rundzie możliwości zdobycia więcej niż +7 punktów bez atakowania go (a nie bardzo kogo innego miałem zaatakować), ostatecznie na wojnie zdobyłem 8, a on 8 stracił. Chociaż jak serio myślał, że może wygrać, no to miażdżąca wygrana na wojnie dawała mu największe szansę na wygraną. Z tego założenia wyszli też moi współgracze.
Z kolejnej strony, druga to była jego wojna przeciw mnie i na pierwszej też nie zdobył nawet jednego punktu, więc poświęcił dwie pełne rundy na próbę dojechania mnie i w zasadzie to zyskał dla siebie bezpieczeństwo (bo nie miałem floty), ale nawet nie chciałem go atakować, sojusz mu proponowałem

. Podsumowując, te dwie rundy mógł poświęcić na zdobywanie punktów gdzieś indziej i gonienie mnie, bo mnie możliwości punktowania się kończyły. Nie graliśmy na osobiste misje i te "clashe". Tylko cele na epokę.
EDIT: aczkolwiek po dniu odpoczynku myślę, że może dam jej kolejną szansę. W międzyczasie może sprawdzę jak poradzi sobie agent AI w odpowiadaniu na pytania o zasady gry.