Trochę sprowokowałem ten wątek

prosząc o jego wydzielenie z tematu założonego przez
@BOLLO, czyli festiwalu zakupoholizmu
To będzie raczej długi post… Sorry za to z góry.
- Na chwilę obecną mam 91 pojedycznczych tytułów na półce, nie licząc dodatków czy promek, bo wtedy dobijamy 100 pozycji więcej (samo Imperium Atakuje to pewnie 20 pozycji). 2 nowe gry są zamówione: Sniper oraz Prasa w druku. To daje 93 pozycje.
- Rok ma 365 dni, więc nawet grając codziennie (co umówmy się, przy dwójce dzieci 7 i 9 lat oraz moim wieku hehe 45 lvl, nie zdarza się codziennie), daje nam to pi razy oko zagranie w jedną grę 4 razy w roku. Oczywiście czas nie jest z gumy i gramy generalnie w weekendy, czasami tylko w tygodniu. Więcej w letnie czy ciepłe weekendy, nie gramy, bo lepiej zmęczyć się fizycznie na zewnątrz, niż psychicznie przy stole. Jest to po prostu lepsze dla zdrowia.
- W planszówki wszedłem bardziej na poważnie w 2019 roku. Pandemia pozwoliła zarobić wydawcom fortuny (tak mi się wydaje), a ludziom poznać tytuły, których normalnie by nie poznali, bo po prostu wszyscy mieliśmy więcej czasu w gronie rodzinnym na planszówki. Ilość moich rozgrywek od 2019 roku do obecnego (tych zapisanych w BGStats, ale należy przyznać, że do 2021 kwietnia, nie prowadziłem statystyk, więc wpisałem je z bloczków na punktację, które gdzieś miałem w 2021) wygląda następująco: 52 rozgrywki, 99, 519, 500, 508 oraz 464 w 2024 do dziś.
- Czy to dużo na rok? Jeden powie „nie”, inny powie „o cholera, jak wiele”. Aby być uczciwym, wiele z tych rozgrywek, to rozgrywki z moimi dziećmi lat 7 i 9. Więc z natury rzeczy większość tych gier to gry mniej wymagające. Nie powiem, że moje dzieciaki w tym roku grają (albo próbują grać) w El Grande czy Huang. Wiedzą, że nie traktuję ich ulgowo i muszą zapracować na zwycięstwo. Które czasami i rzadko, ale przychodzi. Dla przykładu top 5 najczęściej granych gier w 2024 to: Spicy (66 rozgrywek), Dorfromantik (33), Pokemon TCG (29), Ark Nova - to tylko z żoną na 2 osoby (23), Wild Space (20).
- Nie chodzę do klubów planszowych, nie mam za bardzo czasu na poznawanie ludzi od planszy i umawianie się z nimi na rozgrywki. Mając dzieci w wieku, w jakim są i nie mając rodziny w tym samym mieście, jestem skazany (a może to raczej miły obowiązek) zajmować się dziećmi wraz z żoną. Wpasowanie kogoś między pracę, dzieci, ich zajęcia pozalekcyjne jest już na tyle wymagające, że wieczorem zostaje albo chęć padnięcia na łóżko, albo obejrzenia czegokolwiek w TV, albo zagrania w jakąś grę. I to dokładnie w tej kolejności.
- Problem polega na tym, że mogę pozwolić sobie na kupno gier, w które potem nie mam czasu grać. Nie będę powtarzał tego, co napisaliście powyżej, bo każdy z Was zawarł w swoim poście cząstkę tego, co doświadczam.
Na czym polega więc problem?
Ano na tym, że widząc jakąś grę wizualizuję sobie przyjemność z niej płynącą w czasie gry z rodziną/żoną. Wspomniane w wątku na temat zakupoholizmu Legendy Zachodu zrobiły nam zeszłoroczne święta. I tu przy kolejnej promce, tak jak napisał Bart Henry powyżej którą łatwo wyhaczyć, pojawia się impuls „weźmy to. Pewnie zadziała, a my będziemy szczęśliwi”. I tak nie zawzse i nie często, ale gra trafia na półkę, poleży trochę. Potem ją odgrzebiemy i zagramy te 20 rozgrywek - tak jak w Wild Space, które do listopada zeszłego roku, czekało do listopada tego roku, aby zobaczyć jak dobra i mała to gra.
Dodatkowo to forum to zło. Tu każda gra podoba się komuś i każdy potrafi ją opisać tak, jakby to miał być św. Graal świata planszówek. Niby wiemy, że każdy z nas jest inny, niby mamy ukształtowany gust. Ale hola, hola Michale! Czemu by tego nie spróbować? Co może pójść nie tak???
Potem zostajemy z kolekcją 100 gier, w które z rzadka mamy czas zagrać… Czy to nasza wina. Jak najbardziej. Czy trzeba z tym walczyć? Oczywiście. Ale mam wrażenie, że z każdym przeczytanym postem na forum, każdym filmikiem na YT, każdą okazją tu czy tam, nasza siła walki maleje. I koniec końców przegrywam(y?) tę walkę.
Panaceum to sprzedaż. Zgadzam się. Ale czy nie staliście przed półką i nie robiliście listy sprzedażowej? Powiem Wam jak to wygląda u mnie. O Arnak! Sprzedajemy bo i tak gramy rzadko. Hmm… Ale to spoko gierka, dzieci zaraz dorosną, zobaczymy jak to jest zagrać w 3 lub 4 osoby. W sumie i tak leży, za tę cenę już nie kupimy. Mamy dodatki i promki. Weź to zbeirz w przyszłości wszystko ponownie… no dobra nie sprzedajemy!
Inny przykład, kiedy już naprawdę skupiłem się, aby coś sprzedać i robię listę gier. Pokazuję rodzinie, a oni wykreślają 80% pozycji, bo dla nich te gry są fajne. I zostajemy do sprzedaży z pakietem Wirusa! Po ponad 250 rozgrywkach (weź to sprzedaj…), Śpiącymi królewnami (po pi razy oko 60 rozgrywkach pewnie, etc. Kto to kupi?
Tak więc tak. Jakieś propozycje jak walczyć? Oprócz „twardy bądź jak Roman Bratny”?