Jest, tylko że powoli się o tym zapomina.Nataniel pisze:Też mnie to męczy, ale w języku polskim nie jest to chyba tak sformalizowane jak w angielskim (much / many).Tencz pisze:Co do języka, to napiszę kilka słów później. Tylko jedna rzecz mnie najbardziej nurtuje: dlaczego wszędzie jest ilość punktów, a nie liczba! Co biorę polską instrukcję to tak jest(o forach i blogach nie wspomnę) :/
Na ziemniaki mówię ziemniaki, jak ktoś woli kartofle albo jakieś pyry, to jego sprawa i nic mnie to nie obchodzi. Niezależnie od cudzych narzekań i tak w RftG będę setlować i dewelopować oraz diskardować karty z deku. Nienawidzę ludzi, których sadystycznym hobby jest "poprawianie" innych.
Obawiam się też, że choćby ileś tam osób zapierało się rękami i nogami, nie unikniemy anglicyzmów i kalek językowych przenikających do językowego "mainstreamu" (hah, tu anglicyzm użyty nawet niecelowo, odruchowo. Więc jak widać na załączonym obrazku). Nie ma co wartościować i zastanawiać się, czy to dobrze, czy źle. Język ma różne odmiany, istniejące po to, by ich używać - i na co dzień, i w literaturze, i w mediach, i w publikacjach naukowych, a także podczas grania w planszówki.
A już bardziej filozoficznie. Nie wiem, czemu używanie więcej niż jednego języka na co dzień (polski + fragmenty angielskiego) miałoby w jakikolwiek sposób nas "zubażać". Niedawno kłóciliśmy się o tłumaczenie słowa "windfall": każdy wie, o co chodzi, nikt nie umie powiedzieć tego po polsku. To przecież oznacza, że tak naprawdę zyskujemy w używanym na co dzień języku nowe słowa i nowe znaczenia, a angielskie wieloznaczne słówka wzbogacają nasz język, usprawniając komunikację.