No dobra, teraz coś z innej beczki. Wyspę ognia udało mi się w końcu przejść, a stało się to w ten oto sposób:
1 tura i Piętach buduje szałas, ja eksploruję 1 kafalek i o dziwo, Piętach ledwo zadraśnięty, mi nic.
2 tura następny kafel idzie bez zadraśnięcia, rzuty jakieś lajtowe, jeśli ciągnę kartę, to niebezpieczeństwo daleko. mam już mapę, także bez zadraśnięcia, a wszystkie akcje ryzykowałem.
jak dotąd git.
Od trzeciej tury zaczynam eksplorować i budować (świece i młotek) bez ryzyka i tak zostaje do końca gry. Piętach zajmuje się tylko porządkowaniem wydarzeń. Wszystkie rzuty w grze, jeśli występują są ze znacznikiem sukcesu, aż mi się nie chce wierzyć. Z trzech świątyń nawet dobieram tylko jedną pułapkę, którą mogę zniwelować dobranym wcześniej z kafla żetonem. Żadna bestia mi nie podskakuje bo z dobranych żetonów i kart mam 4 broni. Znacznik mojego życia podczas całej gry nie spada poniżej 2 slotu! Morale od 4 tury na full. Żadnych kart i zdarzeń je zmniejszające podczas całej gry (o przepraszam, było jedno). W połowie gry oświadczam, że już ją wygrałem, ale czekam cierpliwie na jakieś wydarzenie, które zmieni mojego banana na twarzy. Nic takiego nie ma miejsca.
W siódmej turze dokonuję PEWNEJ eksploracji ostatniej świątyni PIĘCIOMA pionami (dwa żetony -1 na talii eksploracji + pył)
i tutaj zaczynam się zastanawiać.......
Co by było, gdybym ten jeden raz w grze źle rzucił, dostał jakąś brzydszą kartę, nie odsłonił kafla itd.?
Ano pewnie bym przegrał, bo jeśli w ósmej turze eksploruje się ostatnią świątynię to dup4 blada z szalupą....
A oto jak wygląda mój odkrywca w już szalupie:
Dodam, że w siódmej turze wąż mnie dziabł i straciłem całą determinację - tak gdzieś 8-10 żetonów.
Możecie mówić co chcecie, ale ja uważam, że 4 scenariusz jest najtrudniejszy, wręcz niemożliwy do wygrania bez potężnej dawki uśmiechu szczęścia.
W każdym z czterech podejść Wyspy ognia zauważyłem, że najważniejsze są dwie pierwsze tury (prawdopodobnie jest tak w każdym scenariuszu, ale tu widać najlepiej). Jeśli będziemy mieli szczęście, to będzie też radość z gry, nawet być może zastanowimy się nad wymyśleniem innych sprzętów jak np. palisada, czy łuk (takie bezużyteczne pomysły na wyspie, prawda?). Jeśli nie, to porażka będzie tylko kwestią czasu, bo albo się wykrwawimy, jeśli będziemy później do końca ryzykować, albo nie zdążymy.
Jak na razie nie zniechęcam się grą, jedynie zauważam jej mankamenty, a mankamenty ma prawie każda gra. Warto je odnotować i zdać sobie z nich sprawę.
Aha i jeszcze taka ciekawostka z ostatniej ósmej tury wygranej partii:
...Nie jestem tak do końca pewien, czy wygrałem tę partię..............