Po doświadczeniu tak dużej ilości gier, syndrom wypalenia i znudzenia jest jak najbardziej normalny. Ja sam widzę, że planszówki już raczej stanęły w miejscu i majtają nogami, a przecież widziałem tylko pewną część gier, w które Ty grałaś albo znasz.
Odpowiedzią na taki problem raczej rzadko kiedy jest kolejna gra. Szczególnie jeśli np. wybiera się gry ze swojej strefy komfortu (odwieczne euro vs ameri, party vs gamer's game, itd.). Ogromna większość gier planszowych jest stosunkowo prosta bądź średnio trudna - dla wyjadacza, ogarnięcie całości to często jest kwestia kilku gier. Z wiekiem, człowiek zaczyna optymalizować swój czas, ma go niewiele, chce go poświęcić na ulubione gry, bądź na takie, przy których najlepiej się będzie bawił. Poznawanie wiecznie nowych tytułów to koszt (najbardziej, wbrew pozorom, czasowy) i ryzyko, które potem trudniej jest ponosić.
A potem, to już jest prawie zawsze to samo i ta monotonia musi nużyć. Można więc probówać zrobić sobie małą psychoanalizę i zapytać, dlaczego lubię takie gry, a nie inne. Dlaczego nie te inne? Jakie przykłady tych innych mnie drażnią? Czy są gry z tego gatunku, które może nie drażnią. Jakie gry lubię? Czy są jeszcze gry, których nie znam, a które będą się podobać? Jeśli nic z tego nie wychodzi, to po prostu, jak radzą inni, zrobić sobie przerwę (dłuższą!). Albo próbować wykopać się z tej strefy komfortu i próbować zupełnie odmiennych rzeczy. Ale to wcale nie musi działać.
Inną drogą, jest zarzucenie eksplorowania wszerz i pójście wgłąb. Wybranie jednej-dwóch gier, które oferują różnorodność, decyzyjność, premiują umiejętności i wymagają doskonalenia oraz - to ważne - nie trwają dłużej, niż, dajmy na to, godzina. Wtedy sięga się po go, szachy, gry "easy to learn, hard to master" oraz gry ciągle rozwijane w formie dodatków. Może to być np. też Neuroshima Hex (Tezeusz raczej nie). Całkiem możliwe, że może taką grą się okazać Tash-Kalar. No i, oczywiście, zaawansowane karcianki. Nie bez kozery tutaj polecany jest Netrunner. Ta gra cieszy się niezwykłą popularnością i wysokim rankiem na BGG, bo w pełni sobie na to zasłużyła. Oferuje graczom otchłań możliwości, przy której najbardziej skomplikowane euro wydaje się lekką zabawą w dodawanie. Po Netrunnerze nie ma już gier optymalizacyjnych, które mogą podobnie cieszyć. Wymaga stałej interakcji między graczami, co sprawia, że gry są niezwykle emocjonujące i rzadko kiedy wyglądają podobnie. Ale z drugiej strony, jest to gra wymagająca i domagająca się pewnego zestawu umiejętności. Albo się to już ma, albo trzeba sobie wypracować. Barykadą dla "pomniejszych" graczy planszówkowych często jest dużo ukrytej matematyki i rachunku prawdopodobieństwa. Klimat, to kolejna rzecz, która może bardzo pasować, mniej albo w ogóle. Nie jest to też gra, którą można otworzyć, wyciągnąć na stół i "ot tak" zagrać, uprzednio tłumacząc zasady. Można próbować, ale zwykle średnio to wyjdzie. Lepiej zaznajomić się uprzednio. Granie w Netrunnera nie wymaga też aż takich wyrzeczeń co do czasu i spotkań, od biedy można grać z jedną-dwiema osobami, tak długo jak one mają taką samą ochotę i zapał do gry. Niemniej jednak z góry trzeba powiedzieć, że nie jest to gra dla każdego i część osób się po prostu od gry odbije. Interesującym pytaniem może być co najwyżej, czy w wyniku własnych uprzedzeń, w wyniku dezinformacji, w wyniku irytacji mechaniką, kosztem, czy klimatem. W razie potrzeby, służę pomocą w bezstresowym wprowadzeniu do gry
Argumentu o uczeniu do mnie nie trafia
- jeśli za każdym razem i tak musisz nową grę tłumaczyć innym, to prawdopodobnie w cześci przypadków, radość z grania i tak jest niewielka, bo jeśli się wygra (jeśli to gra konfrontacyjna), to z niedoświadczonym graczem, który zwykle powie "no, fajne, ale kilka razy bym musiał w to zagrać" ... po czym, nigdy już się nie trafia, by z nim zagrać jeszcze raz. Od pewnego poziomu, dobrze mieć stałych graczy do jakichś gier, chociazby też po to, by ustawicznie nie spędzać czasu na tłumaczeniu. Inaczej, trafia się syndrom "wiecznego grania pierwszy raz". Już nie wspominając o fakcie, że ten pierwszy raz, przy bardziej złożonych grach dłuży się okrutnie, bo gracze nie znają zasad albo się mylą, albo trzeba tłumaczyć. Po 3h gry, powiedzą "fajne, ale za długo", na co zwykle odpowiada się "jak wszyscy już znają grę, to jest znacznie szybciej", na co standardowa odpowiedź to "no..., może" - i zwykle do gry się już nie wraca. To już lepszą inwestycją jest nauczenie raz niewielkiej liczby graczy jak grać w krótszą grę, z pewnością, że ta inwestycja się zwróci, bo zagracie w nią jeszcze wielokrotnie.
Argument o spotkaniach i dostosowaniu czasu także do mnie nie trafia
- jest to rzecz nieodłączna przy niemal każdej grze planszowej. Nawet znajomych trzeba skoordynować i zebrać w tym jednym miejscu o tej samej porze. Już to bywa trudne. Karcianka w pewnym sensie daje ten komfort, że szuka się tylko jednej osoby. Spotkania w Poznaniu są tylko jedną z form "grania w Netrunnera". Inną są spotkania "ad hoc", np. w Gosu, inną są regularne turnieje w Cube, inną równie dobrze mogą być gry na spotkaniach Fundacji, wreszcie można przecież grać sobie z kimś w domu.
Na koniec, tradycyjne ewentualne polecenia - z nowości spróbuj może tego nowego Vlaady, nowego Wookiego od Galakty (K&A), Quantum albo Metallum.