@tequira
Łatwo jest oceniać sytuację czarno-białą, kiedy jeden gracz jest przez całą grę "grzeczny", tudzież jako jedyny pod groźbą spadającego śniegu wspiął się nagle na drabinę Midgardzkiej moralności.
W praktyce jednak (przynajmniej z moich obserwacji) tak nie jest i:
- Jeśli gość zaczyna się podwyższać na reputacji - zrobią to też inni, więc tak łatwo ze wspólnego "bagna" się nie wygrzebie;
- Jeśli gość całą grę czai się wysoko na reputacji - inni musieliby być nieprzytomni, by tego nie zauważyć i nie wyliczać sobie "granicy możliwości";
Skoro natomiast gracze się jako tako pilnują i idą łeb w łeb na torze reputacji, a to który z nich tam wygrywa zależy tylko od tego, kto jest pierwszym graczem(i może jako pierwszy obstawić Kruczego Cienia), to... decyzja "sabotażysty" czy odpali Martwy Śnieg w tej, czy w następnej turze zadecyduje, czy zwycięzcą jest gracz A, czy B.
I to się właśnie nazywa przypadek.
Wskażcie mi jednego gracza, który ucieszy się ze zwycięstwa na torze reputacji "ofiarowanego" przez sabotażystę.
Dla mnie to porównywalne do zwycięstwa w karcianą "wojnę":
"O, wygrałem... fajnie...
"
Dla mnie również "ofiarowanie" komuś zwycięstwa jest równoznaczne z zabraniem zabawek do innej piaskownicy.
Natomiast tłumaczenie "trzeba uważać by nie udupiać zbytnio graczy, bo się wkurzą i nam popsują grę" wydaje mi się absurdalne.
Spójrzcie: nawet jeśli do końca gry wszyscy będą prowadzili względnie równy wyścig, to w ostatniej turze, gdy już widzimy, że "Tak, uda mi się postawić szóstą czerwoną wieżę i nikt mnie nie powstrzyma, bo tak ich wykiwałem", to inny gracz może zrobić jedną akcję czynienia i okaże się, że wygra kto inny.
I to nie dlatego, że na to zasłużył, tylko dlatego, że w tej rundzie był akurat graczem rozpoczynającym i jako pierwszy poszedł do kruczego cienia (dzięki czemu, choć obaj mamy repkę na 0, to jego pion leży pod moim).
Jak już ktoś tutaj wspomniał:
Wywołanie MŚ jest działaniem spoza obrębu samej gry, jakby MŚ był wyjęty poza ramy mechaniczne. Nie trzeba robić właściwie nic przez całą rozgrywkę by mieć w rękach taką decyzyjność, jaką daje sabotaż MŚ.
(i nie mówmy tu o koszcie 1 czynnika M, jaki można zdobyć idąc po prostu do Żmijowego gardła...)
Gra na oryginalnych zasadach daje graczom narzędzie. Złe narzędzie... ale gracze mają prawo z niego korzystać, bo mieści się to w zasadach. Nie można mieć do nikogo pretensji, że wykonał coś, co miał prawo zrobić.
To jest zawsze problem gry i zasad gry, jeśli na takie coś pozwalają.
Ja, gdybym nie bawił się w dodawanie "homerules" do gier, to bym raczej PLO przekreślił, za to co oferują oficjalne zasady MŚ.
To samo tyczy się wszystkich gier semi-kooperacyjnych. "Trzeba robić dla siebie, ale też dla wszystkich, bo jak nie to przegramy"
Brzmi dobrze. Nie działa nigdy.
PS. Ja również jestem zachwycony książką, ale gra musi się dla mnie bronić jako gra, nieważne jak wierną adaptacją książki jest.