Język, żargon, bełkot

Tutaj można dyskutować na tematy ogólnie związane z grami planszowymi, nie powiązane z konkretnym tytułem.
Awatar użytkownika
detrytusek
Posty: 7589
Rejestracja: 04 maja 2015, 12:00
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 524 times
Been thanked: 1240 times

Re: Język, żargon, bełkot

Post autor: detrytusek »

Zet pisze:
Legun pisze: OK, tylko np. Słowacy używają "mobili" (wcale nie mobajli ;) ) i już. Mobil jest krótszy i ma obsłuchany rdzeń (zmobilizować etc.). Nie żebym miał coś przeciwko - to czysto poznawcze zdziwienie.
Jako ciekawostka - czy "zmobilizować wojsko" oznaczało by wtedy pobór i działania przedwojenne, czy akcję zaopatrzenia wojska w komórki, tzn mobile? :D
a np automobil byłby komórką z automatyczną sekretarką czy samochodem? :)
"Nie ma sensu wiara w rzeczy, które istnieją."

Do sprzedania: Comancheria, D-day dice
Wątek sprzedażowy
Awatar użytkownika
Bea
Posty: 4478
Rejestracja: 28 lis 2012, 10:51
Lokalizacja: Skawina k/Krakowa
Been thanked: 6 times

Re: Język, żargon, bełkot

Post autor: Bea »

everan pisze:
MisterC pisze:
everan pisze:Co jeszcze, obcojęzyczne piosenki w radiu nadawane z lektorem? :D
Poproszę!

http://www.radiozet.pl/Radio/Programy/D ... a-ulubiona
Jak to mówi młodzież, zgniłem :D
To może podpisy zamiast lektora? ;)
https://www.youtube.com/watch?v=cFbo5VUqrpw
Awatar użytkownika
vojtas
Posty: 1785
Rejestracja: 10 wrz 2013, 21:28
Has thanked: 23 times
Been thanked: 83 times

Re: Język, żargon, bełkot

Post autor: vojtas »

rattkin pisze:Co to znaczy "na polskim rynku"? Co to w ogóle znaczy "na rynku X" w świecie, gdzie prawie wszystko da się kupić online i mieć przysłane do domu? Czy polskie sklepy planszówkowe mają tylko gry produkowane i wydawane w Polsce, czy także szereg innych, z hurtowni spoza kraju?
Przez polski rynek miałem na myśli wszystkie polskie firmy i wszystkich polskich konsumentów - zarówno graczy-geeków, jak i osoby zainteresowane głównie popularnymi produktami np. familijnymi. To jest właśnie polski rynek. Możliwość sprowadzenia gier z USA, UK czy Niemiec nie sprawia, że magicznym sposobem znikają granice, zarówno z prawnego, ekonomicznego jak i osobistego punktu widzenia.
rattkin pisze:Spolszczanie ma sens tylko w przypadku pewnego rodzaju gier, co do których jest podejrzenie, że dobrze się sprzedadzą w nowej, spolszczonej wersji.
Dlatego też wspomniałem o rachunku ekonomicznym. Tak czy siak spolonizowany produkt może przyciągnąć klienta, dla którego język gry jest istotny (dla jego lub kogoś z jego grupy). Dlatego moim zdaniem wydawcy zawsze powinni rozważać możliwość wydania wersji PL i ją wypuścić, jeśli tylko to się opłaca.
rattkin pisze:To są zwykle gry skierowane do młodszych odbiorców albo dla rodzin, nie przytłaczające mechanikami ani ciężkością.
Nie każdy geek zna angielski w stopniu wystarczającym, by wszystko dobrze zrozumieć. Tak, to jest możliwe.
rattkin pisze:Czy natomiast rynek (znów, jaki rynek, który?)
POLSKI rynek.
rattkin pisze:rozwija się głównie dlatego, że produkty są lokalizowane?
Jest to jeden z ważnych czynników rozwoju. Rzecz jasna nie jedyny, ale ważny.
rattkin pisze:Wydawnictwa planszówkowe to mają zarabiać na wydawaniu nowych gier, lokalnych autorów, a jakże, a nie na przepakowywaniu zagranicznych tytułów przy (nierzadko) użyciu tłumacza od siedmiu boleści (albo syna wujka znajomego, który akurat musi dorobić na studia). A każdy segment odbiorców (rodziny, party) ma pewne skończone wysycenie.
Niech zarabiają na wszystkim - wszędzie tam, gdzie się da. Nie widzę przeciwwskazań, by poprzestawać na jednym. A trafiające się kiepskie tłumaczenia nie są powodem, by nie tłumaczyć w ogóle. Po prostu do wszystkiego trzeba dojrzeć - mówię oczywiście o podejściu wydawców, a nie o kiepskich tłumaczach. Wystarczy prześledzić, jaką drogę przeszły niektóre polskie firmy, jak im się horyzont wyprostował po latach rozmaitych doświadczeń.
rattkin pisze:Ja taką myśl natomiast poddam - za mojej młodości, ponad 20 lat temu, polskich gier komputerowych czy planszowych było jak na lekarstwo. Grało się we wszystko anglojęzyczne i nikt nie robił ambarasu. A przy okazji nauczyłem się świetnie języka i słówek. A dzisiaj w Polsce używanie języka angielskiego, to jest jakiś straszny wstyd, dramat i najlepiej to dajcie mi 500 zł na dziecko, a nie tam jakieś języki... I tak nam się tworzy społeczeństwo analfabetów. Czasy się zmieniły, znajomość tylko swojego języka nie jest żadnym powodem do dumy. Powtórzę to co zawsze powtarzam - zamiast kupować trzy kolejne planszówki, zapisać się na kurs języka. Zwróci się stukrotnie i to nie tylko w grach, a dzięki temu cały nowy "rynek" tytułów i możliwości zabawy stanie nagle otworem.
Ale do kogo kierujesz te żale? Jeśli do mnie, to pragnę oświadczyć, że ja bez polskiej wersji mógłbym się obyć - niemniej wolę grać po polsku. Tak po prostu. Mogę? Poza tym mam pewność, że żadnemu z moich współgraczy język nie przeszkodzi w dobrej zabawie. Tak się składa że jestem jedną z tych osób, które uczyły się języka na przygodówkach point'n'click w latach 90, mimo że angielski w podstawówce też miałem. Ale gdyby CD Projekt nie wziął się za masowe polonizowanie wydawanych przez siebie gier, polski rynek nie rozwinąłby się w takim tempie i takim stopniu, jak to miało miejsce. To właśnie spolonizowany i bogato wydany Baldur's Gate był kamieniem milowym na krajowym poletku. Tak to już jest że język obcy zawsze będzie dla kogoś przeszkodą - prędzej czy później trafi kosa na kamień. Nie będę tu rozprawiał na temat stanu polskiej edukacji, polityki i społeczeństwa, bo to nie miejsce na to. Tobie najwyraźniej polskie tłumaczenia są zbędne, ale wiele osób je sobie bardzo ceni.
ODPOWIEDZ