Dzięki za wszystkie wypowiedzi. Nie będę komentował szczegółowo, bo niektóre są tylko bardzo ogólnie „na temat” - choć fajnie, że są, bo pokazują różne... jak to nazwać? Różne kolory hobby. I wskazują na różne sprawy, o których warto pamiętać. Tylko dwie uwagi ogólne – po pierwsze, naprawdę nie chodzi o to, że chcę wygrywać za wszelką cenę – tylko o standardy. Myślałem, że to wynika z mojego pierwszego posta... Jak ktoś nie wierzy, to trudno – może niech tylko zastanowi się, dlaczego tak się zbulwersowałem w sprawie gracza, który o zwycięstwo nie walczył... Po drugie, „partie treningowe” itp. jako rozwiązanie brzmią fajnie, ale nie w praktyce – większość gier trafia w naszym towarzystwie na stół raz na kilka miesięcy. Zatem niemal wszyscy i niemal zawsze musieliby być uznawani za niedoświadczonych, a standardy zawieszane... Przy tym większość graczy euro przejmuje się wynikami.
@Piotrek
Odniosę się tylko do wypowiedzi Piotrka – ciut chaotycznie, ale sytuację dokładnie opisałem w pierwszym poście... Jestem zdziwiony, że tak reagujesz – dlatego, że to niezgodne z Twym zwykłym podejściem. Jak sam wspomniałeś, zawsze zwracasz uwagę na przestrzeganie standardów.
W tej partii tylko mało przeszkadzał mi błąd, a dużo bardziej (jak już wspomniałem) jego potraktowanie w stylu „zasady są po to, żeby je łamać”.
Na temat, czy „przekroczyłem normy dopuszczalnego zachowania”, nie będę się spierał – mogę tylko powiedzieć, że nieraz byłem traktowany przy planszy dużo gorzej, włącznie z obrzucaniem mięsem, i generalnie potrafiłem zrozumieć i wybaczyć.
Przy moim prawie do cofnięcia ruchu się nie upieram, zdenerwowało mnie tylko podejście, że łamanie reguł jest traktowane lżej, niż błąd popełniony zgodnie z regułami (a mój ruch było w tamtej sytuacji łatwo cofnąć – tym niemniej, gdyby nie wcześniejsza sprawa, sam bym się na takie cofnięcie nie zgodził

).
Jaxa nie potraktowałem łagodniej – po prostu uznałem, że po pierwsze, istnieje duża szansa, że na swym nielegalnym ruchu nie skorzystał, po drugie, nie da się tego cofnąć bez powtórzenia partii. Ten przykład pokazuje, że nie chodzi mi o jakiś zamordyzm. - W przypadku tego nowego o cofnięcie też było trudno – natomiast ewidentne było, że odniósł korzyść, więc można było mu proporcjonalnie „zaszkodzić” - natomiast bardzo dziwne było dla mnie to, że doświadczeni gracze wybrali sposób takiego naprawienia sytuacji, który jeszcze mu pomógł – czyli wynagrodził łamanie reguł...
Natomiast to, które miejsce zajmuje gracz, uważam za niemające nic do rzeczy przy ocenie błędu. Może wpływać na ocenę postawy gracza przy stole, ale nie na stwierdzenie, na ile błąd skorygować. Naprawdę chciałbyś, żebyśmy po odkryciu nielegalnych ruchów mówili „darujcie mi, bo jestem nowy/przemęczony” itp.? OK, jeśli gramy rzeczywiście tylko dla zgrywu – czyli nie tyle gramy, co bawimy się z luźnym wykorzystaniem zasad gry. Jeśli taka konwencja, że na przypomnienie o regułach każdy może odpowiedzieć „oj tam oj tam”, to OK. Ale nie przypominam sobie, żebyś tak podchodził. Zresztą, mówisz o mojej dekoncentracji podczas partii – co, gdybym Ci udowodnił, że nie wzięła się ze złości, tylko jest uwarunkowana fizycznymi schorzeniami? Dasz mi wtedy karnet na złamanie reguł X razy???
A co powiesz na argument, że to współgracze mają pilnować moich błędów, a nie ja sam? Czyli mamy stosować regułę „do więzienia idzie się nie za kradzież, a za to, że się dało złapać”?
Uwagi o wybijaniu zębów są niebezpieczne – proponuję pozostać na poziomie dyskusji. I niech to może nie będzie dyskusja o tym, kto się boi, albo kto ma wujka w komandosach
Żałuję, że nie odniosłeś się do meritum – czyli do tego, że nie sam błąd mnie wkurzył, ale reakcja nań. Jak już wspomniałem, gdyby popełniający błąd powiedział „przepraszam”, a potem odebrano by mu parę punktów (ile, to do dyskusji) i naprawiono by sytuację w sposób nie łamiący ponownie zasad, kompletnie nie byłoby sprawy.
Tego typu sytuacji było w naszym towarzystwie mnóstwo, czasem ze mną w roli „sprawcy”. Ale nigdy nie mówiłem, że, skoro mam kłopot z pamięcią, to NIEWAŻNE, CZY STOSUJĘ REGUŁY... że, jeśli gra jest dla mnie trudna, to mogę CZĘŚĆ REGUŁ POMIJAĆ... że, jeśli jestem ostatni, to dokąd się to nie zmieni, moja PUNKTACJA JEST MAŁO ISTOTNA... i, wreszcie, że WAŻNA JEST ZABAWA, A NIE KTO ZWYCIĘŻA – z czym bym się zgodził, ale to było powiedziane w sensie „nieważne, kto i jak doszedł do zwycięstwa, jeśli tylko było zabawnie”. Wszystkie te argumenty były na serio użyte, a mój sprzeciw każdorazowo traktowany jako wydziwianie...
Mam wrażenie, że zwłaszcza ostatnie twierdzenie powinno być najbardziej dziwne dla Ciebie – znając Twoje „pro-zwycięskie” nastawienie do gier – bo wydawało mi się, że nie tylko dla mnie, ale także dla Ciebie, przynajmniej w grach „ciężkich”, które przecież lubisz, zabawa oparta jest właśnie na przestrzeganiu reguł... Po raz kolejny - właśnie to lekceważenie mnie wkurzyło, nie sam błąd. OK, jestem tylko człowiekiem i na pewno poniosło mnie wtedy przy stole (mimo, iż i tak się hamowałem, a jak wspomniałem, nieraz sam bywałem traktowany gorzej), ale jeśli zastanowisz się na spokojnie, to czy sam się zgodzisz z twierdzeniami, które napisałem powyżej dużymi literami (a które padały „przeciwko mnie”, choć tu dla mnie standardy są ważniejsze, niż osobiste przeżycia)???
Podchodzę już teraz do sprawy z uśmiechem – rozumiem, że każdy w każdej sprawie widzi to, co chce zobaczyć.
Na pewno przesadziłem – za co przepraszam... acz było to skutkiem długiego podważania sensu bycia uczciwym podczas gry... Jeśli ów nowy już się nie pojawi, jak ktoś ostrzegł, to będzie mi przykro. Ale biorąc pod uwagę, jak ciągle narzekał, że gra jest dużo za trudna, jak ciągle żartował, czy może zabrać innym ich elementy gry i przy bodaj każdym ruchu prosił nie o przypomnienie reguł, czy poradę, tylko o sterowanie, co zrobić... pomyślałbym wtedy, że to w dużej mierze dlatego, że nie trafił na swój typ gry.
Na spokojnie podtrzymuję, że siadając do ciężkiej gry mam prawo oczekiwać, że wszyscy będą się starali grać zgodnie z regułami. Jak nie, to... obiecuję, że bardziej się postaram zachować spokój (zaraz zaraz... ale wybijanie mi zębów za karę za mój protest byłoby OK?). Jednak... Sam fakt, że prowadzę tę dyskusję, świadczy o szacunku i nadziei na porozumienie. Nie wiem, czy stan, w którym mało nas obchodzi, co dzieje się przy stole, jest tym, do którego dążymy.
PS (To już nie do Piotrka

) Mogę od ręki przytoczyć przykłady, kiedy osoby, które przedstawiają się jako święte, same psują atmosferę – i to nie (tylko) moim zdaniem – ale oczywiście w ich przypadku jest to obiektywnie usprawiedliwione... Ale, choćby w ramach nauki samokontoli, powstrzymam się od toczenia prywatnych wojenek.
Pozdrawiam wszystkich bez wyjątku. I bez ironii.