Namówiłem Macka i Janka do zagrania w A Victory Lost. Mam nadzieję, że nie żałują, bo to dobra gra do rozpoczęcia zabawy z klasycznymi żetonówkami w skali operacyjnej. Skończyć się oczywiście nie udało, ale pierwsze spotkanie było poświęcone nauczeniu się zasad które chyba do skomplikowanych nie należą. Raczej nie zapomnieliście o niczym.
Rozgrywka przebiegała dość spokojnie, z tego co widziałem. Quintus Fabius Cunctator...eeee...znaczy się Janek

sprawnie wycofał swoje jednostki na linię Dońca i tam oczekiwał na Sowietów. Nie było to ogólnie złym pomysłem, bo prowadzenie natarcia powoduje rozproszenie Sowietów na większej przestrzeni (piechota nie nadąża za wojskami zmechanizowanymi), tworzą się luki w ugrupowaniu i Niemcy mogą to wykorzystać swoimi mobilnymi dywizjami pancernymi.
Obok ośnieżonych "stepów akermańskich" rozłożyliśmy z Rafałem Stawkę większą niż życie, wreszcie scenariusz drugi - Hotel Excelsior. Do pewnego momentu gra przebiegała emocjonująco, jak zwykle. Ścigaliśmy się z Rafałem na punkty, co mi szło lepiej ze względu na przyszpilenie sierżanta Wehrmachtu pytaniami (no, ale jak pyta porucznik Kloss, to się odpowiada

) i realizację aż trzech czerwonych misji. Jedna była kluczowa, albowiem Georgowi udało się zastrzelić z karabinu Fritza Kopfa, co za jednym zamachem dało polskiej siatce trzy punkty i wyeliminowało z gry niemieckiego oficera SS. Od tej pory trwały właściwie dożynki, i kwestią czasu było dotarcie do pokoju hotelowego nr 217.
Moje wrażenia po tym drugim scenariuszu nie są najlepsze. To oczywiście wciąż stary dobry Kloss, ale scenariusz wydaje się znacznie mniej emocjonujący, niż pierwszy - z radiostacją. Jak pisał już Rafał, element ukryty (lokalizacja radiostacji), który odsłaniamy wraz ze zdobywaniem kolejnych sekretów, nadawał rozgrywce fajnego, szpiegowskiego smaczku. Finałem scenariusza była też konfrontacja zbrojna, bo polska ekipa musiała obronić się w pomieszczeniu z radiostacją przez przynajmniej cały jeden etap. Tutaj jest wyścig o punkty, i to jest ok, ale brakuje jakiegoś grande finale. No a sytuacja, w której zrealizowałem warunki wstępne do wizyty w hotelu (15PZ, karta "Ściśle tajne"), ale nie mogę do niego wejść, tylko muszę realizować (odrzucać) karty lokacji, jest sprzeczna z klimatem i znacznie zmniejsza - niestety - przyjemność z rozgrywki. Mi zostało do przewinięcia 11 kart. Co turę pozbywałem się jednej na dodatkowe punkty i kombinowałem, jak tu się pozbyć kolejnych poprzez akcje lub misje. Nie miało to żadnego konkretnego celu (efekty z kart lokacji nie zachodziły albo nie miały wpływu na przebieg), nie dawało żadnej radochy z tworzenia kombosów, a tylko niepotrzebnie męczyło i wydłużało rozgrywkę. Pytanie do autora: nie próbowaliście skrócić tego scenariusza, że po uzyskaniu 15 pkt i przedmiotu wartościowego Nniemcy)/karty ściśle tajne (Polacy) można od razu pędzić do hotelu? Mam wrażenie, że wtedy gra kończyłaby się w idealnym momencie. Wyścig do 15 pkt sam w sobie daje emocje (ewentualnie można go wówczas wydłużyć do 18) i tę pozytywną energię warto w tym momencie spienięzyc na finał.
Nie rozumiem zatem, czemu lokacja Hotel nie została po prostu odłożona przed grą w osobne miejsce, z możliwością wykorzystania dopiero w momencie wejścia do hotelu (czyli po wypełnieniu warunków wstępnych). Zaletą byłoby nie tylko zlikwidowanie konieczności pozbywania się kart lokacji, ale także sytuacji, która może uniemożliwić - z dużym prawdopodobieństwem - wygraną Niemcom! Otóż jednym z efektów kart lokacji gracza polskiego, jest "Przejrzyj karty lokacji posiadane przez gracza niemieckiego - odrzuć dowolną z nich". Absolutnie prawdopodobna jest sytuacja, w której gracz niemiecki dobiera sobie na początku etapu kartę lokacji Hotel, po czym gracz polski wygrywa inicjatywę, i jako pierwsze działanie zagrywa ową kartę lokacji (skitraną na te okazję), przegląda karty lokacji gracza niemieckiego i odrzuca z nich oczywiście Hotel. W ten sposób Niemiec nie może wygrać gry
Zagram jeszcze w ten Excelsior, żeby potwierdzić swoje spostrzeżenia, ale ogólnie to z dużą nadzieją patrzę raczej na scenariusz trzeci, z profesorem Pulkowskim. Tam jest znowu to, co było fajne w "Wiem kim jesteś": jest grande finale (przejazd samochodu z Pulkowskim), jest przygotowywanie zamachu, są różne poboczne misyjki (dostanie się do fabryki) itp.