Uwielbiam Warhammera (zaczynałem od Dawn of War w 2005 roku) oraz gry strategiczne, zatem Zakazane Gwiazdy idealnie trafiają
w mój gust. Chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami na temat podstawki oraz dodatku Galaktyka w Płomieniach, a także pochwalić samodzielnie pomalowanymi figurkami. Rozegrałem około 30 gier. Pięć w czterech graczy, pięć w trzech graczy, oraz około 20 partii dwuosobowych. Nie chcę skupiać się na detalach mechanicznych, najbardziej optymalnych strategiach, analizować balansu, ani rozbierać gry na czynniki pierwsze. Chodzi mi przede wszystkim o radość z rozgrywki, wczucie w klimat oraz dobrą zabawę.
Gra została pięknie wydana, a fanowski dodatek nawet przerasta wersję od FFG dzięki świetnym piankom na figurki oraz magnesom dołączonym do statków. Pod względem wizualnym czuć przepych i klimat wojennego młotka. Pomalowane figurki tylko potęgują ten efekt.
Gra ma dwa spore minusy, które sprawiły, że nie trafia na stół tak często, jakbym chciał. Są to downtime oraz długość rozgrywki. Moja pierwsza partia dwuosobowa (Space Marines kontra Orkowie) trwała 7 godzin i mocno wymęczyła zarówno mnie, jak i współgracza. 1vs1 gram zawsze z tą samą osobą. Rozgrywka zajmuje nam średnio około 3 godzin i jest bardzo wyrównana. Gra zazwyczaj rozstrzyga się najwcześniej w 7 rundzie, a bardzo często o wygranej decyduje kontrola terenu. Gry trzyosobowe potrafiły kończyć się bardzo wczesną wygraną już w 4 rundzie, zazwyczaj były bardziej chaotyczne i trzeba było uważać, aby nie sprawdziło się powiedzenie, "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Czas gry to od 3 do 6 godzin. Partie czteroosobowe śmiało można nazwać epickimi. Plansza jest ogromna i dzieje się na niej bardzo dużo. Jest to już gigantyczny konflikt, w którym może stać się dosłownie wszystko. Niestety jest to okupione długim czasem rozgrywki. 5 godzin to absolutne minimum. Ósma runda potrafi zaś trwać ponad godzinę. Każdy próbuje przechytrzyć każdego podczas wykładania żetonów rozkazów, bądź zagrywając karty w trakcie bitew. Dochodzi do tymczasowych sojuszy i wbijania noża w plecy w stylu Gry o Tron. Ważne jest dbanie o ekonomię i dostęp do zasobów strategicznych. Trzeba pamiętać o ulepszaniu swoich wojsk, poprawianiu wydajności gospodarki, balansowaniu między armią lądową, a flotą. Przy tym wszystkim należy wykombinować, jak zdobyć cele, jednocześnie zapobiec ich zdobyciu przez przeciwników. Bardzo łatwo o pomyłkę, która może nas drogo kosztować. Z drugiej strony zmanipulowanie przeciwnika i prawidłowa egzekucja planu daje dziką satysfakcję. Czuć, że bierzemy udział konflikcie na gigantyczną skalę. Burze osnowy potrafią odwrócić sytuację o 180 stopni i uratować przed porażką. Dodatkowo ich mechanika świetnie współgra z uniwersum wojennego młotka. Kołderka jest zawsze za krótka. Trzeba bardzo rozważnie zagrywać rozkazy.
O czasie rozgrywki już pisałem, pora na downtime. Rozkładanie rozkazów potrafi trwać bardzo długo, powodując przy tym przepalanie styków u każdego z grających, jednak na tym etapie żaden ze współgraczy nigdy nie narzekał, gdyż jest to bardzo intensywny i angażujący każdego uczestnika element rozgrywki. Problem zaczynał się przy bitwach. Niestety, trwają one zbyt długo i nie są jakoś specjalnie interesujące dla osób, które nie biorą w nich udziału. Z racji mechaniki gry nie można toczyć dwóch bitew na raz, więc pojawia się nuda. Oczywiście wszystko zależy od współgraczy. Odpowiednio mocno wkręconym osobom (w mojej grupie byłem to ja i jeszcze jeden znajomy) wymienione wady by nie przeszkadzały. Ostatecznie wśród moich znajomych Zakazane Gwiazdy nie sprawdziły się w grach na więcej niż dwie osoby i sromotnie przegrywają z INIS oraz Chaosem w Starym Świecie.
Najwięcej partii w Forbidden Stars rozegrałem w trybie 1vs1. Wszystkie zalety, o których pisałem wcześniej dalej są obecne w przy takiej konfiguracji osobowej. Jednocześnie znikają minusy. W trybie dwuosobowym jest to moim zdaniem gra idealna, absolutne 10/10. Pojawia się wiele emocji, a ogólne wrażenia z rozgrywki przypominają mi pierwszą część Dawn of War. Po prostu ideał. Gra zaczyna się już na etapie układania kafelków, jest szalenie wciągająca i angażująca. Potrafi też porządnie rozruszać szare komórki. Nie chcę się jakoś stanowczo wypowiadać na temat balansu, gdyż rozegrałem zdecydowanie zbyt mało partii. Moje ogólne odczucia są takie, że każdy może wygrać z każdym. Oczywiście niektóre armie są łatwiejsze od innych, ale w ogólnym rozrachunku balans jest zachowany. Granie tym samym stronnictwem kilka razy z rzędu bardzo mocno procentuje i pozwala unikać w kolejnych partiach głupich błędów oraz dostrzec siłę danej armii i nieoczywiste rozwiązania, jakie oferuje. Dodatkowo znajomość kart bardzo mocno przyspiesza rozgrywanie bitew.
Teraz krótkie przemyślenia na temat każdej frakcji.
Space Marines - stosunkowo łatwi do grania. Na początku ich zdolność frakcyjna wydaje się być przegięta. Potrzebują trochę czasu, żeby się rozkręcić. W walce bardzo pancerni, dążą do wygranej na morale. Za imperatora! Dobrzy dla początkujących.
Chaos - świetnie oddany klimat grania fanatykami w pełni oddanymi mrocznym bogom. Silni od początku rozgrywki, bardzo agresywni. Krew leje się gęsto. Dobrzy dla początkujących.
Orkowie - moim zdaniem najłatwiejsza frakcja w grze. Bardzo szybko się mnożą. Oferują jednak nieoczywiste taktyki. Waaagh. Dobrzy dla początkujących.
Eldarzy - chyba najtrudniejsza frakcja ze wszystkich. Ich flota dominuje nad pozostałymi, mają jednak poważne problemy z wojskami lądowymi. Trzeba nimi mocno kombinować, pójście na wymianę ciosów się nie sprawdzi. Moja druga ulubiona frakcja. Nie nadają się dla początkujących.
Tau - szklane działa. Nieliczna flota stanowi poważny problem. Ich siła tkwi przede wszystkim w odpowiednim wykorzystaniu synergii kart, których bardzo dobra znajomość jest ważniejsza, niż w przypadku pozostałych stron konfliktu. Nie nadają się dla początkujących.
Nekroni - moja ulubiona frakcja. Mają mniej więcej o połowę mniej jednostek od pozostałych i bardzo niskie morale. Oferują mocno unikatowe mechaniki, a ich podstawowa piechota jest najsilniejsza w całej grze. Nie nadają się dla początkujących.
Gwardia Imperialna - ich motto to "kupą mości panowie". Moja trzecia ulubiona frakcja. Zalewamy przeciwnika masą słabej piechoty i poprawiamy artylerią. Oferują spore możliwości kombinowania przy wystawianiu rozkazów, jednak bardzo łatwo o błąd. Nie nadają się dla początkujących.
Tyranidzi - potrafią pokonać Eldarów w walce o dominację nad próżnią. Mają unikatową mechanikę przerabiania biomasy. Namnażają się szybciej od Orków. Są bardzo głodni. Nie nadają się dla początkujących.