I bądź tu człowieku kreatywny – taka refleksja naszła mnie kiedy zasiadłem do pisania relacji z piątkowego spotkania. Szybkiej relacji i na gorąco. Warto to podkreślić bo zazwyczaj zabieram się do roboty w czwartek a tu dziś poniedziałek i zdjęcia już na sieci. Właśnie zdjęcia… Nawet nie wiecie jak trudno jest wybrać z ponad 200 zdjęć te kilkadziesiąt, które będą charakteryzowały niepowtarzalną atmosferę Poterny… i bynajmniej nie chodzi mi o mityczną temperaturę – która zdaniem niektórych zbliżona jest do kręgu polarnego.
Miały być skandale poterny… ALE NIE BĘDĄ …HA HA HA…(khę..khę..) !!!
Tak moi mili za bardzo przyzwyczajacie się do tego iż zrobię wszystko za was … chcecie mieć skandale poterny to sami je sobie napiszcie.. Ja mogę wcześniej obrobić i wgrać na serwer zdjęcia a reszta może zależeć już tylko od was. Ale to w przyszłym tygodniu… Dziś pomęczę was jeszcze osobiście…
Tak więc Studio GKK przedstawia :
Fotopowieść – poternianka zagadka zaginionego czasu
Zbliżał się wieczór woźny Gerwazy jak zwykle powoli oddawał się swoim ulubionym zajęciom.
Kiedy to do lochów wtoczyła się tocząc piane gromada szlachty i szturmem zdobyła BAR-ek z grami….
Pączki zakrzyknęli… tak ów niezwykły specjał zapustowy pojawił się za sprawą czarta poternowego - który to siedząc w koncie z uciechy zacierał dłonie i pilnie chowając ogon pod poły kontusza obmyślał nowe dyktreryje…
Takoż skuszeni Mospanowie zasiedli u moskala nad budową karczem i innych bezeceństw…
Nad wszystkim czuwał młodszy pomocnik czarta – zwany też Tomem Rotwailerem (a co mi tam – najwyżej stracę uszy)…
A skuszone duszyczki wcinały i wcinały pączusie…

Zabawa rozgorzała na całego a to dopiero były złego początki…
Czart bowiem kusił i szybko w ruch poszedł hazard… Nawet jego Eminencja Dariusz Zasępiony pod pozorem tradycyjnego powitania (ucałuj pierścień na znak szacunku mospanie…) wsunął w dłoń oponenta hiszpańskie złoto…
W tym czasie „… wszedł do poterny człowiek z krzesłem na głowie… nikt go nie poratuje … nikt mu nic nie powie … bo ja jestem z lasu…”
W drugim koncie zasiedli angielscy lordowie i Lejdy.. lekko wstrząśnięci bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z karocą szalonego kapelusznika na leśnym dukcie.
Gdzie diabeł nie może tam jenge pośle… kuszenie… uda się.. uda….
Mistrz Twardowski zagościł w podziemiach i kule magiczne porozdawał ku fascynacji niezdrowej co niektórych…
Tym czasem Gwarek ku niezwykłej flustracyji ludzi krasnych – mikrych też zwanymi bezeceństwa wyprawiał…
Potem trumny się rozwarły i ku przerażeniu ogólnemu żywych trupiszczów mrowie rzuciło się na nieświadomego pachołka z jedzeniem z pobliskiej karczmy wezwanego… cieaweż czy przypuszczał iż samoć jedzeniem się stanie?
Czart ogień w dusze sączy ….
A w ciemnym koncie ciemne interesy kwitną…
Nawet nie zauważyli jako płomienie wokół nich rozgorzały kiedy kłamstwo roztoczyło się po stole…
Zażartość była tako wielka iż niektórym w delirium popaść pozostało…
Szaleństwo ogarniało wszystkich… wnet mistrzowie mocy tajemnych za łby się wzięli…
Aleć szybko się pogodzili by „wespół w zespół…”
Kiedy się w trójkę siada do rozgrywki z czartem w Puerto lepiej oddać karty – to nic że znaczone…
Trupy grać! Nie obijać się o kąty…!
Reszta wysoko urodzonego towarzystwa zabrała się za działania w majątkach… budowa dróg, handel zbożem, łupienie sąsiadów….
Co pierwsze trupiaszczowi odpadnie – rączka czy nóżka?
Pytania egzystencjalne pod koniec biesiady…
Odyseusz kilka lat wracał do domu… podobno przeszkadzali mu w tym bogowie… tak przynajmniej tłumaczył się żonie….
