Hmmm. Miałem coś napisać, ale na razie czasu nie było

...
Udało mi się nawet bez problemu dotrzeć na miejsce, chociaż mapka chyba mało oddawała to jak to rzeczywiście wygląda, chociaż może to wina wydruku

...
Jak przyszliśmy stali bywalcy grali już, ale i dla nas znaleziono mentorów co by nas wprowadzili w arkana świata planszówek

, potem zaś graliśmy jeszcze z innymi ludźmi i jeszcze innymi. Miałem okazję zagrać z prawie wszystkimi. No ale po kolei...
Razem z kolegą zostaliśmy dołączeni do grupy grającej w Puerto Rico. Gra była po niemiecku (

- barbarzyński język) ale zasady na tyle proste, że właściwie nawet grając pierwszy raz jakoś mi poszło, a gra mimo swej prostoty naprawdę wciągnęła, gdyż wszyscy kombinowali jakby tu innym pod górkę zrobić

. W tym samym czasie inne grupy zagrywały w Mystery of the Abbey (Tajemnica Opactwa) [przy głośnych wybuchach śmiechu] i Age of Mythology [tu spokojniej i wolniej, jako że wszyscy grający pierwszy raz grę na oczy widzieli]. Chyba jako pierwsi skończyliśmy, więc postanowiliśmy szybko jeszcze spróbować Osadników Catanu. Gra też wydała mi się ciekawa, ale niestety była zdominowana przez jednego gracza, a ja to już w ogóle nie miałem pola manewru - tak zostałem zblokowany, pewnie dlatego też nie przypadła mi tak bardzo do gustu. W międzyczasie grupa od Age of Mythology skończyła i zmyła się, Braciszkowie (razem ze zniewieściałym bratem Magdą) też tam się jakoś przetasowali i postanowili rozpracować nową pozycję - Goa. Uśmiali się przy tym setnie, ale jakoś w końcu mniej więcej rozpracowali o co chodzi i przystąpili do gry. Ja miałem za 50minut tramwaj, więc postanowiliśmy jeszcze szybką partyjkę Puerto na 3osoby odpalić. Wszytko byłoby pięknie, ale gdy miałem sie zbierać wyglądało na to że wygram i jakoś tak mi szkoda było się zmywać, więc postanowiłem zostać do końca

. Grę rzeczywiście wygrałem (i to z duuuużą przewagą), ale na tramwaj nie miałem już szans zdążyć. W tym czasie już za dużo osób nie było, jednak trochę jeszcze chętnych było, więc postanowiliśmy w coś tam jeszcze pograć. Najpierw miała to być Serenissima, ale po krótkiej dyskusji postanowiliśmy jeszcze raz zagrać w Mystery of the Abbey, co bardzo mi pasowało, bo od początku gra mnie zaciekawiła

...
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie małe kłopoty techniczne gdy to brat Jan (chyba

) pojechał swym powozem odwieźć kilka osób i skołować coś do picia

. Zajęło mu to chyba z godzinę, ale w końcu wrócił i zaczęliśmy grać. Gra przebiegała w miarę sprawnie, chociaż późna godzina (12.00-02.00) dawała się we znaki. W końcu brat Mirosław, będący najbliżej rozwiązania, niechcący zdradził wszytkim hinta do rozwiązania śledztwa i w tym momencie gra się skończyła, gdyż wszystkim pozostał tylko jeden podejrzany

...
To było tak dłużej

. A w skrócie było super, tylko dwa minusy: niska temperatura w poternie, no i to że było tak ciekawie, że zostałem do końca, a następnego dnia (jeszcze po oddaniu 0.5l krwi) robiłem za Zombiaka

(do tego jeszcze moja drużyna wrobiła mnie na sesji w prowadzenie Earthdawna - porażka

)...