Z oczywistych powodów w topie umieszczam gry znane i "nowoczesne" - w przeciwnym wypadku powinny się w nim znaleźć wszystkie edycje monopoly, warianty Cashflow itp.
1) Slavika - prawdziwy wehikuł czasu, grając można poczuć się jak w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia - przedpotopowa, tandetna, niedopracowana mechanika, temat nie tylko niedopasowany, lecz wręcz sprzeczny z tąż mechaniką, nuuuda. Polityka wydawnictwa Rebel jest zaiste przedziwna. Wydają naprawdę niezłe gry zagranicznych autorów, wypuścili bardzo udane K2, a potem seria niesamowitych crapów (oprócz Slawiki: Amber, Mercurius, Wikingowie).
2) Atak Zombie - koronny dowód, że do zrobienia dobrej gry nie wystarczy zapał autora-amatora. Przydałby się jeszcze ktoś, kto zadba nie tylko o współgranie mechanizmów z fabułą, ale także mechanizmów samych ze sobą
3) Mage Knight - mogę powtórzyć za przedmówcą: "król jest nagi". Magia i Miecz opakowana w dziesiątki zbędnych zasad i "zasadek", planować ruch możesz pół godziny, a rezultat rozgrywki i tak jest w diabła losowy.
4) Owczy Pęd - dla mnie wspaniały przykład, że gra pozbawiona niemal całkowicie elementu losowego na poziomie mechaniki może być skrajnie przypadkowa (w Owczym Pędzie jest tak na pewno przy maksymalnej liczbie graczy, w mniejszym składzie grać mi się już nie chciało).
5) Tash Kalar - mam nieodparte wrażenie, że gdyby tej gry nie zrobił Chvatil, to mało kto by się nią zainteresował. Z tą grą, jak dla mnie rzecz jasna, jest niemal wszystko "nie tak". Ultra generyczny i wyświechtany temat (pojedynek magów...wow) w dodatku całkowicie niepasujący do skrajnie abstrakcyjnej mechaniki. Gra wprost zachęca do downtimu: siedź nad planszą i szukaj najlepszego ruchu. Szukaj, szukaj, a jak znajdziesz, to go wykonaj. W wariancie dwuosobowym może i jest jakaś kontrola i planowanie - nie mam pewności, bo nawet przy nim zasypiałem.
(Nie)honorowe wyróżnienie - pierwsze wydanie 51 Stanu - nie za mechanikę (ta działa, choć zachwytów nie kupuję: suche to to, piekielnie długie, toporne, piekielnie wrażliwe na nieszczęśliwy dociąg kart), lecz za "popis" wydawniczy (błędy, brakujące żetony, niedopracowane zasady, brak przypominajek przy masie symboli na kartach i wisienka na torcie w postaci świetnego toru punktacji na odwrocie pudełka).
I rozjarzam się na mgnienie w uśmiechu z tych, co to trzeba mieć ten polor we krwi, żeby zmieścić bez pośpiechu pozdrowienie mimo energicznego pośpiechu przecież.