Mam za sobą pierwszą grę w Falling Sky (i grę COIN w ogóle) - jako Belg w średnim scenariuszu doprowadziłem do zwycięstwa, chociaż losy gry ważyły się długo. Kluczowe było zagranie Arvena, który na sam koniec pierwszego roku splądrował mi ostatnie zasoby, w ten sposób rzutem na taśmę uniemożliwiając mi zwycięstwo (zabrakło zasobów na ruch armią celem zdobycia brakującego punktu) a potem pod koniec drugiego roku zagranie Edua, który upoił plemiona belgijskie winem i odebrał mi trzy punkty, które jednak zdołałem z nawiązką odrobić przed nadchodzącą zimą, gdyż Arvernowie i Rzymianie zajęci byli sobą nawzajem, przez co nie starczyło już czasu na powstrzymanie Belgów. Kluczem było też wydarzenie, które umożliwiło mi wystawienie sojuszników w teoretycznie oddalonych regionach, których to sojuszników potem nikt nie bardzo miał jak pościągać.
Pierwsza partia była ciekawa, nawet pomimo tego, że wciąż trwała nauka "w locie" zasad i możliwości frakcji. Niemniej jednak zadeklarowałem od razu, że kolejną partię będę chciał zagrać Rzymem.
Sytuacja końcowa (tzn. przed ostatnią rundą kiedy już jasne było, że nie ma mnie jak powstrzymać)
.