

Ten temat będzie więc trochę dla „wtajemniczonych”, którzy zagrali co najmniej w ponad kilkaset różnych tytułów i mają szeroki ogląd na najlepszych autorów gier. Będzie też trochę hołdem dla tych wspaniałych ludzi, którzy swoimi świetnymi pomysłami dostarczają nam znakomitej, intelektualnej rozrywki.
Moje główne założenie jest następujące – poza podaniem nazwiska autora, należy wypisać przynajmniej trzy tytuły, w które graliśmy i które uważamy za co najmniej dobre. Dlaczego „aż” trzy tytuły? Ano właśnie dlatego, że ciężko ocenić autora po zaledwie jednym dziele.

Pragnąłbym, by była to świadoma lista twórców, których gry graliśmy/mamy w kolekcji i na których tytuły zawsze czekamy z największą niecierpliwością. Jeżeli też ktoś skrobnie przy okazji kilka słów o każdym z autorów i uzasadni jakoś swój wybór – to super. Dzięki temu lepiej poznamy co kierowało każdym z naszych forumowiczów przy konstruowaniu swojej Wspaniałej Dziesiątki!
Poniżej moja lista i od razu małe sprostowanie – Nie układałem jej „według zasług”. Miałem bardzo dużą rozkminę, na którym miejscu umieścić każdego z designerów. Ostatecznie o wszystkim zadecydowały ilość i jakość gier każdego z autorów, oraz prywatne sympatie. Dlaczego nie znajdzie się na niej wiele uznanych w środowisku nazwisk? Bo częstokroć zwyczajnie nie trafili w moje gusta, lub zwyczajnie... Nie udało mi się do tej pory zagrać w ich gry. Niniejszym:
1. Michael Rieneck / Stefan Stadler (Cuba, Filary Ziemi, Świat Bez Końca, Santiago de Cuba)
Miałem tu wymienić wyłącznie Michaela Rienecka, ale prawda jest taka, że to musi być duet. Bo niestety Rieneck bez Stefana Stadlera to już nie to samo. Razem tworzyli mieszankę wybuchową. Rienek bez Stadlera jest jak bomba bez zapalnika. Ale do rzeczy - Nie wiem, nie rozumiem, nie potrafię wyjaśnić co i jak oni robią, że to wszystko jest takie smakowite. Na myśl przychodzi mi jedno słowo – ELEGANCJA. Ich gry są intuicyjne, tematyczne, a mechanicznie po prostu eleganckie. Mega podoba mi się to, że nigdy nie ma tu nic zbędnego. Wszystko jest idealnie ociosane. Pozostaje sam rdzeń. Kwintesencja. Nie ma żadnych przeszkadzajek, trudnych do spamiętania zasad, czy wyjątków. Cuba jest arcydziełem tematycznego, eleganckiego euro. Filary Ziemi i Świat bez Końca urzekają klimatem i znakomitą imersją. Santiago de Cuba uwielbiam za wyścig, interakcję i prostotę zasad. Dla mnie absolutnie najlepszy duet twórców. Szkoda, że Stadler przestał tworzyć gry, a Rieneck jest ostatnio w słabej formie (choć nie grałem niestety w Merlina, który powstał w duecie z Feldem).
2. Simone Luciani (Lorenzo il Magnifico, Grand Austria Hotel, Marco Polo)
Trochę naciągane, bo... Nie wiem ile dobra wniósł sam Luciani, a jaki wkład mieli pozostali współtwórcy tytułów, pod którymi się podpisał.

3. Ryan Laukat (The Ancient World, Empires of The Void, City of Iron 2nd ED, Islebound)
Człowiek orkiestra. To jest gość, którego gry zacząłem kolekcjonować tylko dlatego, że jest ich autorem. Bez względu na temat i mechanikę. Po prostu nigdy mnie nie zawiódł, za to kilkakrotnie zachwycił! Jest nie tylko autorem, ale również ilustratorem i wydawcą. Czuję, że szanuje mnie jako odbiorcę. Jest mistrzem hybrydowego łączenia gatunków. Dla niego nie ma granicy pomiędzy euro i ameri. Koleś robi najbardziej klimatyczne euro i najbardziej eurowate ameri. Dlatego też miłośnicy ameri zarzucają mu suchość, a z kolei miłośnicy euro nie są w stanie przeskoczyć nad wciskanym wszędzie klimatem. Dla mnie to GENIUSZ. I prawdziwy Artysta. I choć co poniektórzy będą się upierali, że Laukat nie robi dobrych gier (bo jest w nich SPORA losowość), to niemal wszystkie jego tytuły idealnie trafiają w mój gust. On robi gry DLA MNIE.
4. Martin Wallace (Via Nebula, Onward to Venus, Wildlands, AuZtralia)
Martin jest najbardziej chyba uznanym twórcą na mojej liście i jednocześnie gry, jego autorstwa, które ja kocham, są zazwyczaj pogardzane. Bowiem lubię go za to jego lekkie, niemal rodzinne gry. Via Nebula mnie absolutnie urzekła. To doskonała gra rodzinna i znakomity gateway do bardziej złożonych tytułów. Najbardziej jednak ostatnio zauroczył mnie Wildlands – kapitalna karcianko-naparzanka na planszy. Dowód na to, że jak wiele można wycisnąć mając w głowie prosty pomysł. Wallace jest dla mnie mistrzem i choć nie wszystkie gry do mnie trafiły (ach czemu Rocketman jest tak strasznie słaby!), to nadal na każdy tytuł od niego będę czekał z wypiekami na twarzy. Nie przepadam za jego ciężkimi tytułami (nadal boję się zagrać w Brass), ze względu na ogrom mikrozasad do ogarnięcia. No, ale w niemal każdą jego grę chcę przynajmniej raz zagrać. ( nie mogę się doczekać aż zagram w Lincolna!).
5. Bruno Cathala (Five Tribes, Queendomino, Imaginarium)
Cathala to mistrz rodzinnego grania i... Odgrzewanego kotleta.

6. Luis Brueh (Dwar7s Fall, Dwar7s Winter, Covil: Dark Overlords, Valknut)
Luisa zna garstka. Bo i gry, które stworzył są mało znane. Wręcz powiedziałbym – niszowe. To typ podobny do Laukata. Człowiek orkiestra. Jest twórcą, ilustratorem, a ostatnio nawet założył własne wydawnictwo. Ma z Laukatem jeszcze jedną cechę wspólną – robi gry z klimatem. Ma niesamowity wręcz talent do tworzenia oryginalnych, nietuzinkowych pomysłów. Niby jest jak Cathala – w wielu miejscach odtwórczy, zapożycza podejrzane gdzieś pomysły, ale wszystko, czego dotknie jest świeże i… Niesamowicie wręcz odkrywcze! Brueh zyskuje w moich oczach z każdą kolejną grą. A poznany ostatnio Valknut rozłożył mnie swoją pomysłowością na łopatki! Na półce czeka nie ograne jeszcze Dwar7s Spring, a z kickstartera zamówiłem ostatnio Night Parade of a Hundred Yokai!
7. Uwe Rosenberg (Le Havre, Ora et Labora, Kaverna, Ogródek)
Uwe to geniusz. Szaleniec, który robi rozbuchane, wielkie gry, które dają graczom wolność wyboru. W zasadzie mam wyrzuty sumienia, że umieściłem go na tak niskiej pozycji. Uwielbiam Le Havre, uwielbiam Orę, jarałem się Kawerną. Ba! Ja lubię nawet niedoceniony ani przez wyjadaczy, ani przez masowy rynek Reykholt. Dlaczego Uwe nie jest na mojej liście wyżej? Powody są dwa. Pierwszy to brak… Elegancji. Cokolwiek byśmy nie mówili jego gry są trochę "fiddly". Mnóstwo w nich komponentów, znaczników i... mikrozasad, ograniczeń, wyjątków od reguły. Nie cierpię, że na każdą ilość graczy jest inny setup, o którym muszę pamiętać. (Setup Ora i Le Havre to koszmar!) I wreszcie nie znoszę sobie jego gier przypominać po dłuższym czasie. To zawsze droga przez mękę i uczenie się niemal wszystkiego na nowo. Oczywiście, jak sobie znowu przypomnę zasady, to jestem w niebie. No może prawie. Wszystko psuje... Klemens Franz.

8. Rudiger Dorn (Istanbul, Montana, Karuba, Mafiozoo)
Czasami zdarzają się gry, przy których po pierwszej rozgrywce już wiem, że chcę to mieć w kolekcji. Tak było z wszystkimi grami Rudigera. Po pierwszej partii zachwyt i szukanie w sklepach własnego egzemplarza. Pamiętam moją pierwszą partię w Istanbul. To było zerwanie skalpu z głowy. Montana urzekła mnie prostotą, a jednocześnie rozpaliła i zaskoczyła niesamowitym poziomem emocji, gdy wszyscy zaczęli grę rozumieć i ogarniać. To był dla mnie szok, gdy z każdą kolejną partią wszyscy widzieli więcej i zaczęli grać bardziej agresywnie. Z leciutkiej gry rodzinnej zrobił się niezły rywalizacyjny tytuł. To drugi niemiecki twórca, po Rienecku, o którym mogę powiedzieć, że tworzy eleganckie mechaniki.
9. Inka Brand, Marcus Brand (A Castle for All Seasons, Rajas of the Ganges, Village)
Kolejny duet na mojej liście, który robi gry wybitne. Małżeństwo Brandów to chyba ewenement na skale światową. Aż cud, że są tak zgrani i ich gry tak fajnie dopieszczone. Już pierwsza gra ich autorstwa, którą poznałem – A Castle for All Seasons wgniotła mnie w fotel. Później było już tylko lepiej. Rajas of the Ganges jest dla mnie arcydziełem. Łączy moje dwa ulubione gatunki – grę kafelkową i worker placement. I łączy to w sposób wspaniały. Podobno Rise of Queensdale jest świetny.
10. Richard Garfield (Magic The Gathering, Potwory w Tokio, Łowcy Skarbów)
Powinien być na pierwszym miejscu za samo MTG. Zamyka dziesiątkę, bo poza medżikiem pozostałe* jego gry to w większości familijne popierdółki. Absolutnie świetne w tym, co robią, ale dla mnie to już niestety trochę za mało. *Posypuję jednocześnie głowę popiołem, bo nie grałem w Netrunnera.
Jako, że miała być dziesiątka, to pozostanie dziesiątka. A nie zmieściło mi się w niej wielu uznanych designerów. Będzie więc „honourable mention”:
Ted Alspach (Zamki Szalonego Króla Ludwika, Suburbia, The Palace of Mad King Ludwig)
Ha! Dlaczego gość, który zrobił najlepszą, moją absolutnie najbardziej ukochaną grę wszech czasów, czyli Zamki Szalonego Króla Ludwika nie zmieścił się w top 10? No niestety, ale pomimo jednej gry wybitnej, to niestety pozostałe jego tytuły, które znam są co najwyżej dobre. I choć uwielbiam Pałace, to jednak tylko na widok Zamków moje serduszko szybciej bije. Czekam jednak na Maglev Metro.

Wolfgang Kramer, Michael Kiesling (Szczęść Boże, Nauticus, Tikal)
Duet, który zawsze robi solidne gry. Dlaczego nie są wyżej na liście? Bo dla mnie tylko Szczęść Boże jest wybitne. Reszta ich gier jest zaledwie dobra, z wyróżniającym się dla mnie Nauticusem i Tikalem.
Thomas Lehman (Race for the Galaxy, Roll for The Galaxy, Jump Drive)
Tak, wiem... Za samego Race for the Galaxy należy mu się miejsce w top 10. Kocham Rolla i Jump Drive. Ale wszystko, co najlepsze jego autorstwa... Jest jednak trochę na jedno kopytko, a Res Arcana mi nie podeszło. Niemniej ma sporo gier na koncie, wśród których być może czai się perełka.
Vladimir Suchy (Underwater Cities, Last Will, The Prodigals Club)
Nie znoszę wielbionego Pulsara, ale zagrałem później w genialne Podwodne Miasta, które trafiły do mojej ścisłej topki. A później poznałem kolejne gry Suchego. Teraz czekam z niecierpliwością na partyjkę w Praga Caput Regni, którą wszyscy moi znajomi bardzo sobie chwalą.
Na koniec, muszę się wytłumaczyć, dlaczego w moim zestawieniu zabrakło gigantów - Aleksandra Pfistera, Rainera Knizi i Stefana Felda. Ten pierwszy zauroczył mnie Blackout Hongkong i drobnymi karciankami, ale nie grałem w żadną z jego wielkich gier, a odbiłem się strasznie od GWT. Doktor robi gry dobre, średnie i złe. Nie grałem w żadną, która byłaby wybitna, a zawiodłem się srodze na Ra. Feld z kolei jest dla mnie zbyt suchy i zbyt abstrakcyjny. Mam wrażenie, że w jego grach jest sama mechanika i niewiele poza tym. Uwielbiam jedynie Badaczy Głębin, ale reszta do mnie nie trafia.
Zapraszam do prezentacji Waszej 10 Wspaniałych!
