Czwarta rozgrywka za mną. W wątku Topkowym pisałem, że to materiał na moją ścisłą topkę. Po wczorajszej partii mogę tylko potwierdzić, że jest to absolutnie prześwietna gra, która zostanie w mojej kolekcji po wsze czasy. Jednocześnie... Na moje Top 10 nie zasługuje, bo część rozwiązań średnio mi leży, a w grze jest trochę elementów losowych, przez co bardziej gram w to jak w imprezówkę, niż w poważny tytuł.
I właśnie dla mnie tym jest Galactic Renaissance - grą niemal quasi imprezową. Dla mnie, to trochę bardziej zaawansowany Cosmic Encounter w wersji dla graczy. Bardzo dobry mechanicznie, przepięknie wykonany, ale jest to po części tytuł area control, w którym negatywna interakcja ma charakter przyjacielskiej przepychanki, a puzelek jest bardziej taktyczny, niż strategiczny, bo wszystko, w mgnieniu oka może się zmienić po ruchach naszych oponentów i pieczołowicie ustawianie emisariuszy pod punktacje może w jednym ruchu lec w gruzach.
Niniejszym wiec ponarzekam trochę na pewne mechanizmy.
Po pierwsze - Zmiana (odwracanie) celów w trakcie rozgrywki. Z jednej strony dodaje to niespodzianki, niepewności, ekscytacji, z drugiej... No właśnie. Pieczołowicie ustawiasz sobie sytuację do zapunktowania. Nagle jeden z graczy odpala swoją punktacje, wspina się punktowo i triggeruje zmianę celów punktujących. Nagle okazuje się, że karta z najlepszymi punktami, pod którą od kilku rund robiłeś "napracowanko" zamienia się w kartę, na której punktujesz równe zero. "Utrata" 6 punktów w tej grze to masakra, bo przecież mamy tutaj wyścig. Szczególnie, że niektóre cele są trudne w realizacji i przez to mają większą wartość punktową.
Po drugie - Losowane planety mają mocno rozstrzelone efekty i planety, które dają punkty za aktywacje są w 90% przypadków dużo bardziej użyteczne od innych. Podobnie jest ze specjalistami. Można, szczególnie na początku gry, trochę przyfarcić i dostać już w pierwszym dobraniu w ciemno super użytecznego specjalistę. Wczoraj trafiłem też na dwie karty specjalistów, które są tak bardzo sytuacyjne, że ciężko mi stwierdzić, czy w jakimkolwiek momencie gry ich wybór byłby profitem. Bardziej to karta do "odrzucenia", no ale zapychanie talii "odpadami" to w tej grze bardzo słaby pomysł.
Po trzecie - Nie do końca podoba mi się trigger konca gry. Na to narzekają (chyba) wszyscy. Wczoraj doszło do zabawnej sytuacji, bo doprowadziliśmy do takiego ustawienia, że wszyscy punktowali byśmy w ostatniej rundzie do magicznej 30-tki. A więc wszyscy mieliśmy szansę na wygraną w ostatniej rundzie. No ale pierwszy gracz... Był pierwszy.

Rozumiem pomysł, rozumiem zamysł designerski, co nie oznacza, że mi się podoba, bo gdyby wszyscy mieli okazję dograć do końca, a o wyniku decydowała by całkowita liczba punktów, to pozycje na podium byłyby inne.
Pomimo tych trzech wad bawię się przy Galactic Renaissance absolutnie świetnie! To jest bardzo dobra gra, która ma pewne problemy. Oczywiście - innym graczom nie muszą one przeszkadzać, ale dla innych - będą ją całkowicie przekreślać. Jeżeli jednak potraktujemy ją jako lżejszą gierkę, to będziemy się bawić doskonale. Dla mnie 9/10 i chciałbym grać w to częściej, ale z zaznaczeniem - to jest śmiechowe, niemal imprezowe area majority/control które daje sporą radochę, ale kompletnie nie jest dla ludków którzy chcą mieć kontrolę nad absolutnie
każdym aspektem rozgrywki i nie lubią "niespodzianek".
Kilka fotek z wczorajszej zawieruchy:
P.S. Zachęcam też do dyskusji, bo moje wnioski nie muszą być poprawne. Może wręcz mocno się mylę i bardziej ograni gracze wyprowadzą mnie z błędu. W końcu cztery rozgrywki na koncie w tak złożony tytuł to jak nic...
