NOWOŚCI
The Mandalorian: Adventures(4/10) – zagrałem w Spodku 3 misje i dziękuję za to, że nie zdecydowałem się tego kupić. Mechanicznie jest po prostu słabo i bez polotu. Misje, zadania jak i dostępne opcje są po prostu nijakie i znane z wielu innych tytułów. Fabuła…nawet oglądając serial byłem zagubiony tym bełkotem podanym w formie komiksu(kto to w ogóle stworzył? A kto stwierdził, że się nada?). Na plus wypada zaproponowany mechanizm wydarzeń i eskalacji. Zagrywając kartę z ręki na daną akcję na koniec swojej tury sprawdzamy czy suma wszystkich kart w danej akcji i żetonów nie daje sumy 5+. Jak tak, to dociągamy wydarzenie, które steruje wrogami a przy 6+ dodatkowo odpala się kryzys, który nigdy nie jest dla nas dobry. Mechanika wymusza, więc drobienie akcji(moc karty równa się mocy akcji) by zrobić jak najwięcej zanim odpali się znowu wrogów. Co misję otrzymujemy inny zestaw postaci, którymi możemy zagrać oraz odblokowujemy dodatkowe karty do każdej talii(wydarzeń jak i bohaterów). Misje podążają za serialem, ale w sumie wszystkie opierają się na dotarciu w miejsce X i czasem powrót. Jakość wydania była ok. W tej cenie akceptowalnie. Za to nie rozumiem liczby misji. Mamy 4 misje, mamy także dwie koperty i szczerze sumując całość to jest bieda. Dla mnie dwa może trzy posiedzenia i gra pęka xD Skok na kasę, żerowanie na IP, nie wiem, dno.
Dorfromantik: The Board Game(6/10) – następna gra ze Spodka. Mechanicznie działa to zagrywanie i wspólne układanie mapy by realizować zadania, ale co w tym ciekawego to nie wiem. Ot gra polega na wyłupaniu ile się da PZ i zrobieniu wszystkich zadań. Udało mi się spokojnie zrealizować wszystkie i nałupać 160PZ. Patrząc na tabelkę to jeszcze da się 400 przebić, ale pewnie to przychodzi z kolejnymi elementami odblokowanymi w kampanii. Mnie nie bawi gra kooperacyjna w przebijanie kolejnych progów punktowych, więc po prostu się zawiodłem na grze, która zdobywa kolejne nagrody. Dajcie znać czy kolejne elementy z pudełek cokolwiek wnoszą, bo jak nie to uniknąłem kolejnej gry, która by mi nie podeszła. Jak potraktuje to, jako grę rodzinną z dziećmi to wypada lepiej, ale zostanę przy Pętli i innych grach coop z kolekcji. Z kolei kafelki bawią mnie bardziej w Carcassonne.
Horror on the Orient Express: The Board Game(6/10) – kolejna gra poznana w Spodku i tutaj niestety również zawód(zagrałem w coś tak w ogóle dobrego xD). Po pierwsze tłumaczenie tej gry zasysało. Nic a nic po tłumaczeniu nie było zrozumiałe. Ani struktura rundy ani co robić. Prowadzenie gry niestety też za dobre nie było, gdyż popełniane przez nas błędy nie były wyłapywane albo były ze znacznym opóźnieniem. Sama gra z kolei dla mnie była przygnieciona kolejnymi fazami, gdzie ciągniemy żetony, rozpatrujemy je, rozpatrujemy tor, ruszamy wrogami, dorzucamy ich itd. Czułem, że moja postać może wykorzystywać tylko wycinek mechanik z gry, bo takie ma zdolności i na tym ma się skupić by pozwolić innym graczom zająć się tym, co najważniejsze, czyli odpytywaniem NPC o różne rzeczy. Odpytując odkrywamy dane żetony, które to wskażą czy delikwent jest lub nie kultystą. By to ustalić korzystamy z karty wskazującej 3 reguły, z których wystarczy jedna spełniona. Zasady są proste, postać posiada jeden konkretny żeton albo konkretne 3 albo dowolne 4 i więcej w danym kolorze. Dostajemy też rozpiskę, pod jakimi żetonami(są 3 rodzaje), jakie elementy się kryją, więc przy lekkim farcie nie będziemy musieli odkrywać wszystkich żetonów na każdej z postaci, gdyż będziemy w stanie wyliczyć, jakie elementy jeszcze zostały nieodkryte. Na koniec partii musimy wskazać, kto jest kultystą, jak trafimy to wygrywamy. Ruch postaci to do dwóch akcji małych jak ruch, interakcja z NPC, odpalenie umiejki z kart magii czy wagonu. Do tego jest jedna akcja główna, którą zakrywamy kosteczką i nie użyjemy więcej razy aż do akcji odpoczynku. Każda postać miała inne akcje. Ja mogłem usuwać zagrożenia z toru by uwalać opcje wrogom w fazie wydarzenia, inny gracz mógł walczyć ze stworami, a wszyscy prócz mnie rozmawiać z NPC i odkrywać wskazówki. Reszta akcji to mieszanie kostkami NPC czyli ich leczenie i przesuwanie. Gra mnie nie porwała, mechanicznie działa, ciągle coś się dzieje i zmienia na planszy, ale akcje graczy są nudne i nie odczułem w ogóle klimatu pociągu, po którym grasują zmory z twórczości Lovecrafta. Czekanie na swoją turę było dla mnie mordęgą. Myślałem o wsparciu na KS, ale cena jak i mechaniki mnie nie kupiły, tutaj się utwierdziłem w przekonaniu, że szkoda mi czasu na nią. Na koniec partii prowadzący nie zainteresował się naszymi wrażeniami, bo zajął się gadką ze swoim kolegą, który brał udział w partii. Największy plus z partii, to to, że czas był wyliczony idealnie i udało się zakończyć partię zanim wpadła kolejna ekipa. Prócz tego to dawno takiej lipy nie przeżyłem.
Ciapki(6/10) – całkiem przyjemna gra. Mamy dwie karty piesków z narysowanymi miejscami na kostce ze wskazaną liczbą kostek. W swojej turze wybieramy jedną z 8 plakietek, na których to mamy różne akcje powiązane z kośćmi. A to rzucamy ilomaś akcji i dostajemy tylko część z nich, a to możemy wybrać, a to możemy dobrać kolejną po rzucie i nią rzucić. Są też karty dające nam smaczki, za które możemy przerzucić wszystkie kości z danego rzutu. Po rzucie zwykle wszystkie kości muszą trafić na nasze pieski. Jak się uda to super, jak nie to każda niemieszcząca się kość jest zakopywana i gdy wartość zakopanych kości będzie większa od 7 to musimy odrzucić wszystkie posiadane kości. Jak zapełnimy z kolei wszystkie pola na karcie psa, to możemy go odwrócić i tym samym zabezpieczyć przed odrzuceniem(wykonujemy to zamiast akcji głównej i możemy odwrócić więcej niż jedną kartę). Kto odwróci w sumie 6 piesków pierwszy ten wygrywa. Banalne zasady, spora dawka losowości i całkiem spora liczba kart akcji, które powinny dać jakąś regrywalność dają obraz przyjemnego filerka. Nie dla mnie, ale doceniam wykonanie, szybkość i zarządzanie ryzykiem.
Takoyaki(6/10) – nowinka ze Spodka. Mamy pałeczki jak do sushi, ale mini łapkami na ich końcach. Dostajemy do tego planszetkę z 12 polami i 6 piłeczek, na których są kolorowe znaczki(w jednym z trzech kolorów). Każdy gracz ma takie samo ustawienie początkowe, wyciągamy kartę i kto doprowadzi do układu z niej ten ma zabrać kartę i tym samym zdobyć pkt z 5 potrzebnych do zwycięstwa. Piłeczki przemieszczamy tylko za pomocą patyczków, nie możemy jednak ich przenosić nad innymi piłkami. Na kartach wskazane są pola z piłkami, ale też, jaki kolor ma się tam znaleźć lub też piłka bez koloru(musimy pomiziać piłkę aż obrócimy ją tak by nie było widać). Przyjemna gra, ale jakoś główny gimmick wydał mi się średni. Takie układanie kolorków widziałem w wielu formach i jak na konwencie zabawić się jest fajnie, tak w domu wątpię by gra trafiała często na stół.
Trekking Through History(7/10) – banalna gra, ale grało się przyjemnie. Wykonanie jest sztos. Karty jak i większość elementów plastikowa jak z CTG. Do tego plansza jako mata(może to jakaś wersja Deluxe, nie wiem, nie ogarniałem w jakich wersjach to wyszło) i jakby tor zegarka nie był zwykłą planszą to dałoby się grać w to w wannie. Mechanicznie mamy set collection. Zbieramy karty z wystawki tak by daty szły u nas rosnąco, gdyż im większy set stworzymy tym więcej PZ na koniec z niego dostaniemy. Jak się nie da lub nie chcemy, to obecny odkładamy i zaczynamy kolejny. Karty dobieramy też pod względem żetonów jakie dostaniemy, gdyż je kładziemy na specjalną planszetkę, z której dostaniemy dodatkowe PZ jak i kryształy czasu. Zbierając kartę musimy opłacić koszt w czasie, ale możemy kryształami go zmniejszyć do nawet jednego. Gdy wyrobimy 12h, to przechodzimy do kolejnej talii i powtarzamy to jeszcze raz. Planszetki również wymieniamy co obieg, więc musimy się spieszyć by nabić punkty. Gra jest szybka, tworzy jakąś historię naszej wyprawy. Pozwala się także dowiedzieć kiedy jakie wydarzenia miały miejsce, a dla zainteresowanych oferuje dodatkowe informacje z tyłu karty. Ja nie przepadam za set collection za bardzo, ale pomimo to bawiłem się dobrze. Dla mnie za proste, ale ponownie, dla rodzinnego grania mogłaby się sprawdzić.
Spy Guy Piramida(7/10) – typowa gra dla dzieci, ale bawiłem się bardzo dobrze. Mamy planszę obrazującą wykopaliska, do tego trójwymiarową piramidę(bez ścian zewnętrznych) oraz sporo elementów do obracania lub kręcenia by zobaczyć, co tam się kryją za elementy. Gra polega na obróceniu karty, która wskaże nam, jakiego elementu i w ilu sztukach będziemy poszukiwać oraz obróceniu klepsydry odmierzającej 45s. W tym czasie należy przy użyciu żetonów znaleźć jak najwięcej kopii wylosowanego elementu. Następnie poruszamy się o tyle pól naszą postacią, a wróg, którego ścigamy poruszy się o wskazaną na karcie liczbę pól. Cała gra polega na złapaniu przeciwnika zanim ten dotrze na szczyt piramidy i ulotni się ze skradzionymi dobrami. Wszyscy współpracują w poszukiwaniu, a dzięki elementom 3D każdy widzi inne rzeczy, więc warto siedzieć naprzeciw siebie. Ja bawiłem się dobrze i grę zakupiłem dla mojej małej pierdoły.
Leviathan Wilds (8/10) – dłuższy opis wrzuciłem w wątku z grą. Gra mi się bardzo spodobała. Tak solo(na 2 ręce, a nie true solo, które ssie) jak i w 2os. Każdy lewiatan jest inny i narzuca trochę inne wymagania. Podobało mi się, że nieraz lepiej było wspiąć się wyżej zostawiając za sobą pewne kryształy i w dalszych turach spaść do nich. Rozkładanie i składanie to bajka. Do tego mamy masę postaci i klas, które mieszamy przez złożenie dwóch talii. Idzie to szybko i sprawnie a gra narzuca nam dobre wyzwanie już na poziomie podstawowym. Na wyższych(grałem na Hard) jest już trudno i o zwycięstwo jest ciężko. Na normalnym z kolei wygrywałem prawie za każdym razem, ale zawsze było to na styku ostatniej tury/ruchu/akcji, więc byłem zadowolony. Gra w sumie ma tylko jeden, ale za to spory minus. Kooperacja między graczami jest mocno zależna od talii, jakie stworzymy. Są takie układy, że nie mamy żadnej lub jakąś 1 kartę, do wsparcia innego gracza. Podstawowe akcje nie dają nam żadnych opcji typu pchnięcie/podciągnięcie innego gracza, więc często u mnie kończyło się to tym, że każdy z graczy brał inną „połówkę” Lewiatana i tam ogarniał kryształy. Gra potrafi być emocjonująca, a grip czyli chwyt, który tracimy w momencie dociągnięcia ostatniej karty z talii wywołując tym samym spadanie jest świetne. Ogólnie jak cena w grupówce byłaby dobra, to z chęcią przygarnę grę i to nawet w komplecie. Zachęcam do spróbowania.
Slay the Spire: The Board Game(9/10) – rozegrałem 6 partii solo i 2os. W sumie grając wyłącznie jednym I tym samym bohaterem. Liczba opcji rozwoju postaci jest spora, gdyż spokojnie widziałem 4 ścieżki, na czym mogę się skupić, ale wszystko oczywiście zależy tutaj od losu, co dostaniemy. Uwielbiam rozwijanie swojej talii, a tutaj mogę to robić nie tylko przez dodawanie nowych, ale też przez ulepszanie już posiadanych. Rozłożenie gry w sumie to chwila. Jak mamy wszystko już podzielone w przygotowanych przegródkach to idzie to naprawdę sprawnie. Walki są proste, ale wymagają kombinowania. Zauważalnie lepiej jest w więcej osób, gdyż można wspomagać się nawzajem przez atakowanie wrogów przypisanych do sojusznika lub boostując jego obronę. Gra jest mocno losowa. Rozbudowa talii, układ planszy, wrogowie, z jakimi się zmierzymy jak i napotkane wydarzenia. Miałem przebiegi, że gromiłem wrogów jak chciałem i dojeżdżałem do bossa w 3 akcie. A też takie, co padałem na pierwszym. Na szczęście reset jest szybki, więc można raz dwa grać od nowa. Nie miałem przyjemności grać w oryginał, więc nie porównam, ale z opowieści znajomych to jest przełożenie 1:1 i co ciekawe, kolega co grał jak szalony w apkę, lub nawet bardziej obecnie grać w planszową wersję. Contentu w pudle niby nie od groma, ale bardzo dużo się odblokowuje. Dochodzą nowe karty dla postaci, nowi przeciwnicy, wredniejsze wydarzenia i to wszystko wrzucamy by móc odblokować dalsze utrudnienia i nowinki. 6 partii spędziłem z jednym bohaterem i spokojnie mógłbym pykać dalej. A jeszcze 3 czeka. Multi jest świetne. A co najważniejsze to wytłumaczenie gry to 5min. Banalne mechaniki i słowa kluczowe. Mocno się zastanawiam nad zakupem. Tytuł pożyczył mi kolega, więc chyba nie muszę oznaczać tego jako płatnej współpracy xD Tak czy siak, na samym gameplayu jak i zasadach myślałem, że to będzie prostackie i nudne, ale kurczaki jest bardzo dobrze.
Endeavor: Deep Sea(6/10) – jest to bardzo dobrze przyrządzone euro, które jednak nie dorzuca nic nowego do skostniałego rynku średnio skomplikowanych gier euro. Zasady są proste. Ot mamy 4 tory, z których 3 używamy wyłącznie podczas upkeepu do otrzymywania robotników, nowej postaci dającej nam dostęp do nowych akcji jak i zapewniającej natychmiastowe bonusy(nie zawsze obie te rzeczy) oraz przywrócenia robotników z pól akcji znajdujących się na postaciach. 4 tor odpowiada za liczbę dostępnych łodzi podwodnych na mapie oraz zasięg ruchu tychże. Mapa składa się kart przedstawiających kolejne poziomy głębin morskich. Na kartach znajdziemy różne pola do wykonywania naszych akcji. Może to być nurkowanie, czyli losowanie jednego z żetonów z bonusami(dodatkowe akcje lub materiał genetyczny, który jest tutejszą walutą), zakup kart z wystawki(dodatkowe akcje, bonusy jednorazowe), ratowanie żółwi(płacimy i dostajemy bonus) czy odkrywanie kolejnych rejonów. Główna mechanika polega na zagrywaniu dropsów na akcje swoich postaci i wystawianiu tych samych dropsów na planszy, by zaznaczać swoją obecność i blokować dostęp. Myk polega by robić akcje tam gdzie wskażą nam karty punktacji końcowej. Na początku losowane są trzy cele, które określają, w których rzędach i lub kolumnach należy wstawić określone elementy. Kto ma więcej ten zyskuje dodatkową premię, ale każdy element to 1PZ. Z jednej strony niby spoko, ale gra tym wymusza totalnie, w co gramy. Jakie lokacje się tam wylosują to ułoży całą partię. Nastawiłeś się na coś innego? No to sorry, żryj gruz i ostatnie miejsce. Kiedyś bym był zadowolony, ale obecnie irytują mnie tytuły, które wrzucają mi takie ramy. Nie lubię Terra Mistica za to samo. Tylko tam to już każdą rundę należy ugrać jak się wylosowało. Dla nieogranych w euro daję oczko wyżej.
Inferno(6/10) – kolejne zbędne euro. Mechanicznie działa. Twist z duszami, które mają trafić do określonego kręgu działa i jest najlepszym elementem gry. Przewozimy duszę z bramy Haronem a następnie wstawiamy ją na dowolne niezajęte pole pierwszego kręgu. Każde pole posiada jeden z 4 symboli, który odpowiada za 1 z 2 przypisanych do niego akcji(te są losowo układane w setupie). Możemy też poruszać duszami wprowadzonymi do innych graczy dopóki dany delikwent nie trafi do swego kręgu. Pola oczywiście są tak rozłożone, że nie zawsze mamy dostęp do wszystkich akcji. Jak wprowadzimy duszę do jego kaźni, to zyskujemy PZ za to. Po ruchu duszą wykonujemy jedną z przypisanych akcji. Zawsze to będzie akcja bazowa(darmowa) i zaawansowana(płatna lub wymagająca szczyla do wykonania bez opłat). Bazowe to rekrutacja szczyla(do 4 bodaj), budowa wieży(tam trzymamy zapasy, pracowników i mieszkańców), kasa oraz przywołanie z wieży dwóch ziomali. Zaawansowane z kolei to zwykle przemiał florenów na walutę podziemi, wzięcie towaru(potrzebny do zagrywanych kart by otrzymać bonus jak i punkty na koniec z nich), zagranie karty, wzięcie specjalnego mieszczanina oraz ruch potworami po podziemiach(jest ich 8 w pudle, każdy ma jakąś zdolność, ja grałem z Medusą co zamieniała dusze w kamień i Midasem wrzucającym nasz znacznik w dany krąg, by punktować z graczem, który wprowadził duszę do niego). Akcje ogólnie są nudne i w sumie w kółko mieli się to samo. Gra idzie do przodu i jak kombinowanie z duszami, skazywanie kolejnych mepli na piekło i walka o prowadzenie w danym kręgu by zdobyć papirus jest fajne tak cała reszta jest w kwadrat średnia. Dla mnie rozkmina tam jest niskich lotów i w sumie po załapaniu o co chodzi to zacząłem się szybko nudzić czekając na swoją turę by machnąć jakiś kolejny banał. Punktacja finałowa polega na sprawdzeniu mnożnika za dany krąg, który jest pomniejszany za każde wolne pole w nim(w trakcie gry można go pchać), który mnożymy z naszymi wpływami w nim. Punktacja finalna daje jakieś 30% PZ z całej partii i większość wyłupiemy w trakcie gry. Dla mnie ogólnie gra, która wygląda jakby podłączono ciekawy mechanizm dusz z jakimś badziewnym euro. W ogóle nie czuję połączenia między tymi elementami(planszą podziemia a miastem). Wygląda jakby grę połączono z dwóch elementów robionych przez dwóch różnych designerów. Ja więcej nie zagram, szkoda mi życia.
Pax Transhumanity(7/10) – zasady są w sumie proste jak na paxa, ale nazewnictwo dość utrudnia zrozumienie, co mamy robić i jak się w to gra. Tytuł dla mnie to w sumie logiczna zagadka z przeciwnikami psującymi układ, w który gramy. Mamy 4 układy, obrazujące bodaj firmy w danej sferach, w których możemy zatrudniać pracowników i budować firmy. Jak umieszczamy pracownika to on zostanie ustawiony albo, jako naukowiec do wynajdywania kart albo robol do budowania wynalezionych idei. Pod tymi sferami znajduje się typowe wystawka z kartami, które są jedno lub dwukolorowe. Możemy wbić swoim żetonem na dowolną kartę, ale im wyżej się ona znajduje tym więcej kasy musimy wydać. Po dołożeniu żetonu otrzymujemy zdolność z karty(jeśli w ogóle jest) i możemy taką kartę zbudować dokładając ją do zestawu, ale jeśli spełnimy kilka wymagań. Głównym to posiadanie pracownika oraz zagranie pod kolor czy to z wystawki(kolory z karty muszą występować obok siebie na niej) albo płacąc za to patentami w odpowiednich kolorach lub kartą, którą wynaleźliśmy wcześniej. Uff, pewnie brzmi skomplikowanie i pierwsze tury to granie po omacku, ale szybko się łapie zależności i zaczyna przeszkadzać. No i teraz jak w to wygrać. A to jest ciekawe, bo kolor dominujący z ostatnich 3 kart układu determinuje obecnie panującą zasadę, która daje pasywkę wszystkim graczom(coś za darmo) oraz co punktuje na koniec gry. Gdy karta dająca nam zwycięstwo jest w mocy musimy jeszcze zbudować ideę, która odpala koniec gry i voila. Kombinacji w tej grze jest od groma. Na turę mamy dwie akcje, ale można pięknie combić z dodatkowymi mocami z panującej karty. Ugranie układu jest ciężkie i nie raz wymaga przygotowania. Niestety gra dla mnie ma okrągłe zero klimatu. Wszystko jest abstrakcyjne i choć jestem w stanie zrozumieć co tam się dzieje i to wyjaśnić, to jednak w trakcie gry jedyne co nas obchodzi to kolorki

POWROTY
Nova Aetas Renaissance(8/10) – rozegrałem drugi raz kampanię, ale tym razem wykorzystując elementy z SG oraz dodatków. Nowe postacie jak i eksploracja innej ścieżki fabularne a tym samym misji była przyjemna, ale dochodząc do 30 partii czułem już zmęczenie materiałem. Pokuszę się o dłuższy opis w wątku z grą, więc tutaj powiem tyle, że granie jednej kampanii po drugiej nie jest dla mnie. Pomimo wielu nowych elementów, połowa misji była taka sama jak przy pierwszym przejściu, co mnie po prostu nudziło. Bohaterowie, choć inni od pierwszej czwórki, to jednak zanim się rozwiną to są bardzo zbliżeni do reszty, a na ten etap kampanii przypadają też powtórki misji. Po przebiciu się przez połowę misji, odbiciu w inną gałąź(dzięki zwycięstwu w misji, w której wcześniej poległem) oraz rozwojowi postaci gra nabrała skrzydeł. Combosy szły aż miło i sprawdziłem nie tylko zawartość z NAR, ale też dwa dodatki pochodzące z BRW. Contentu jest sporo, ale moim zdaniem dwukrotne przejście NAR to max i nie warto tam znowu wracać. Tym bardziej przez ten stały początek, który miałem chęć wręcz przeskoczyć. Mimo wszystko będę miło wspominał czas spędzony z grą i uważam ją za bardzo udaną grę.
Arcs(8/10) – w sumie powinno być w nowościach, bo zagrałem pierwszy raz kampanię. A to dodatek, więc…8h grania w 3os składzie. Wrzuciłem dłuższy opis w wątku z grą. Tutaj powiem, że bawiłem się bardzo dobrze, ale im dalej tym zmęczenie dawało o sobie znać a liczba kolejnych zasad i zmian powodowała zawiechy albo olewanie kto co ma i jechanie pod siebie. Nie powiem. Każda z rozgrywek była inna i dzięki zmieniającym się celom i kolejnym frakcjom mieszało się sporo. IMHO po lipnym początku moje szanse na wygraną były niskie do końca gry i się na tym utrzymały


Legendary: A Marvel Deck Building Game – Marvel Studios’ What If...?(9/10) – ograłem wszystkie scenariusze na bazowym poziomie i jest bardzo fajnie. Jak zwykle oddanie scen z serialu wyszło i miałem ubaw starając się ogarnąć imprezowego Thora a przy okazji chowając się przed Friggą. Mata jest bardzo fajna, mocno neutralna w kolorze, więc spasuje się z innymi dodatkami i podstawką LM. Nowe postacie jak i przeciwnicy raczej korzystają już ze znanych nam keywordów, ale ich spasowanie ze sobą jest bardzo dobre, a każdy z bohaterów wyglądał na przydatnego. Nie zauważyłem też kogoś znacząco lepszego od reszty. LM jest u mnie grą na 10/10, więc ten „dodatek” wrzucam do kolekcji, przyda się też jako pudło do trzymania nadchodzących dodatków. Jak ktoś siedzi w LM to i tak kupi. Jak nie, to moim zdaniem jest to świetne wejście w serię.
Nowość miesiąca: Slay the Spire: The Board Game – nie spodziewałem się, że StS będzie tak przyjemnym tytułem, który mam ochotę masterować. Na dwie osoby działa obłędnie dobrze. Tury są szybkie, każdy rozbudowuje się jak chce, a potem wspólnie lejemy wrogów i wspieramy się w walce. Gra wylądowała na liście do kupienia.
Powrót miesiąca: Indonesia – powrót w ekipie grającej pierwszy raz i widać tłumacz zrobił to dobrze, bo 3 z 4 miało szansę na wygraną a wyniki na koniec między nimi różniły się bardzo niewiele. Za każdym razem gram trochę inaczej i próbuję innej strategii, ale trzeba przyznać, że plany jedno, ale dynamika gry narzucona przez innych potrafi wszystko wywrócić. Genialna gra, w którą chciałbym pograć więcej i częściej.
Gra miesiąca: Arcs – w sumie za epicką kampanię, która zjadła cały dzień i choć są minusy, to wciąż partię wspominam i rozmyślam o możliwych poprawkach. Zakupiłem swoją kopię bazówki, więc liczę na zwiększenie liczby partii w październiku.
Zawód miesiąca: The Mandalorian: Adventures - rzadko rozdaję tę nagrodę, więć coś musi być na rzeczy. Liczyłem na przyjemną grę przygodową w znanym świecie, ale dostałem totalne barachło żerujące na IP.
Wydarzenie miesiąca: Gry Planszowe w Spodku – byłem tylko w sobotę. Parking w strefie kultury zawalony pod korek przed 10, ale udało się znaleźć miejsce. Wszystko to wina trwających w tym czasie przesłuchań do Must Be the Music. Kolejka była ogromna i nawet jak wychodziłem z imprezy to nie zmniejszyła się o cm a wręcz wydłużyła, więc WOW, ile to ludzi musi się tam przewinąć. Wracając do konwentu, to w tym roku jechałem bez przygotowania. Co się trafi w to zagram i w sumie jedyne na co się nastawiłem to Robin Hood, w którego finalnie nie zagrałem, gdyż na stoliki od 3 plansz należało się zapisać wcześniej. Cóż na FB widziałem zapowiedź co będzie, ale jakoś już info o zapisach mnie ominęło. Trudno. Pograłem w kilka gier z wypożyczalni. Tutaj jak zawsze spoko. Wiele stanowisk, sporo gier, ogromna sala. Ludzi było od groma, zawsze wydaje mi się, że było ich więcej niż poprzednio. Statystyk nie widziałem, więc może tylko wrażenie, ale często i gęsto ciężko było się przebić między stanowiskami aż do czasu obiadu, kiedy wielu zniknęło z konwentu. Pograłem u Granny w Tokoyaki, chciałem kupić Pokaż Język, ale gra wyszła do obiadu. Na miejscu na szczęście poratowano mnie informacjami o innych grach i udało się coś dobrać dla młodego(PJ kupiłem finalnie dziś na allegro). Podobnie miałem z Spy Guy Piramida, która również wyszła. Nie polecam iść w moje ślady i czekać z zakupami by nie taszczyć ich po konwencie albo wracać do auta. U Rebela pograłem w Ciapki. Wytłumaczone elegancko. Atmosfera miła. U Portalu posłuchali mnie i tym razem wrzucili dwa stoliki z Resurgence. Gra mnie grzeje, więc poszedłem dalej. Lucrum robiło wyprzedaż i można było załapać się na niezłe promki, ale nic z gier dla mnie. U nich zawsze sporo się dzieje, ale tym razem nic nie znalazłem dla siebie. U Kaczek można było sprawdzić Yokohame, która mocno była okupowana, więc nie zdecydowałem się na łapanie stolika. Czacha wystawiała Breach oraz BR Duel. Można było też pomacać Weirdwood Manor, Blood oraz Hrabstwo Harrow(niestety nie dało się tego kupić na miejscu). W tym roku pojawiły się też puzzle z Wrocławia. Poukładałem kawałek jednej z układanek i wypożyczyłem do domu zestaw. Ogólnie wszystko było spoko i jak w poprzednich latach, ale przez brak ogarnięcia co i kiedy robić, czułem, że jest to najgorsza edycja z 3 dla mnie. Na następny rok przygotuję sobie rozpiskę i godzina po godzinie co chcę robić

Postanowienia noworoczne: